wtorek, 27 sierpnia 2013

Sztuka wybaczania

Pocałowałam go i powiedziałam żeby mnie już postawił.
Przytulil mnie.
-Chodz zrobimy obiad. Co ty na to aby iść potem na spacer ?
- Jasne, jest super pogoda. - poszliśmy do kuchni.
Znowu mnie posadził na blacie odwracając się aby przygotować posiłek
Tym razem się uparłam i zrobiliśmy to razem, a potem wspólnie zjedliśmy.
Później wziął mnie za rękę i wyszliśmy na powietrze. Nie mamy tu dużo sąsiadów bo ten piękny dom stoi otoczony lasem. Razem poszliśmy w głąb drzew i dotarliśmy na piękną wrzosowa łąkę
Była śliczna, gdzieniegdzie przez konary drzew przebijało się słońce.
Spojrzałam do góry na bezchmurne niebo.
- Ładnie....- wymruczałam.
Narzeczony objął mnie od tyłu kładąc swoją głowę na moim ramieniu
- Powiedz mi.... Dlaczego tata zaczął brać? - miałam nadzieję że wreszcie się tego dowiem.
-Caroline...Nie wiem czy powinnaś to wiedzieć ode mnie.
- Proszę..... - odwróciłam się w jego stronę.
-Dlaczego nie zapytasz taty?- wziął mnie za ręce
- Nie chce mu robić przykrości
-Usiądź- wskazał na łąkę. Tak zrobiłam a on spoczął obok mnie-Twój tata przeżył bardzo poważny wypadek. Heh przeżył ... Wiesz on leżał prawie martwy wtedy twoja mama była w ciąży ..
- No to wiem..- pokiwałam głową.
-Tak właśnie. Później wiesz że cudem się obudził. Jakiś czas później gdy wyjechaliśmy w trasę twój tata nie radził sobie z bólem.
- Aż tak strasznie go bolało? Musiał to zrobić?
-Był słaby. Nie miał silnej woli która dopiero okazała się gdy twoja mama postawiła ultimatum
- Że odejdzie?
-Tak. Chociaż nie wiem czy ona dałaby radę zostawić go bez pomocy
- Teraz trochę rozumiem. Potem już było ok? Nie brał?
-Nie. Chciał ale mu przypierdoliłem brzydko mówiąc
- Hahaha.....to dobrze zrobiłeś
-Też tak uważam. ale już wszystko dobrze. Mam tylko nadzieję że dzieci nie popełnią jego błędu
- Właśnie o to mi chodzi, trochę boję się o Mike'a.
-Nie tylko ty...- chciał coś jeszcze powiedzieć ale zadzwonił telefon. Wyjął komórkę z kieszeni odbierając. nie minęło 10 sekund a był blady
Odłożył telefon.
- Co jest? Kto dzwonił?!
-Przedawkował- wstał podnosząc mnie- Jedziemy do szpitala.
- Wiedziałam!. Widzisz mówiłam ci! - zaczęłam płakać i panikować. Kiedy jechaliśmy Harry powiedział żebym nie mówiła nic Marcy bo ona nic nie wiem a nie może się denerwować.
Jechał szybko i zaraz byliśmy na miejscu. Kurczowo trzymałam jego rękę gdy wbiegaliśmy do szpitala
Na korytarzu byli rodzice i wujek Liam. Mama płakała tak samo jak ja.
Tata podszedł do Harry'ego kompletnie załamany. Wyglądał jakby to on czuł się winny temu że Mike wziął.
Chłopcy pewnie zostali w domu z maluchami. W końcu wyszedł lekarz.
- Błagam niech pan mi powie co z moim synem. - prosiła mama.
-Robiliśmy płukanie żołądka. Zmieszał za dużo narkotyków. Amfetaminę kokainę i marihuanę w małych ilościach ale jednak nie działa to dobrze na organizm. Ta noc pokaże co dalej.
Poczułam że tracę siłę w nogach. Tata posadził mnie szybko,a mama mocno przytuliła.
-Wszystko będzie dobrze musi być dobrze- powtarzał tata jak w transie- Cholera! Po co on to brał? Mówiłem.. prosiłem.. dlaczego on
- Zróbcie coś - prosiłam sama nie wiem kogo.
Całą noc siedzieliśmy w szpitalu czekając ... czekając na jakąś wiadomość.. na cokolwiek
Nie wiem ile kaw wypiliśmy. I tak bym nie zasnęła. To była najgorsza ona w moim życiu.
-mogę prosić któregoś z rodziców?- na korytarz wyszedł lekarz.
Wszyscy podnieśliśmy głowy patrząc na mężczyznę. Tata wstał i do niego podszedł
Louis
Cały się trząsłem. Nie miałem już sił. mój syn, moje dziecko.
-Tak więc Mike jeszcze się nie wybudził... i nie wiemy kiedy to nastąpi
- Ale, ale nic nie zagraża jego życiu ?
-ta mieszanka była bardzo silna coś jest nie tak z żołądkiem.
- Czyli trzeba czekać? - to było najgorsze.
-Czekać. Na razie działamy oto aby stan państwa syna był stabilny
- Dziękuję - podałem rękę i wyszedłem. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco.
Wytłumaczyłem im wszystko i usiadłem obok Alice. Do szpitala dotarł również przestraszony Niall.
- No i co z nim? - spytał od razu.
-Do końca to nie wiem. Wiemy że stan nie jest stabilny.
- Sorry nie mogłem przyjechać wcześniej bo Holly mi się rozchorowała.
-Coś poważnego?- spytałem przecierając twarz.
- Nie. To znaczy chyba nie. Soph ma z nią iść do lekarza...
-To dobrze. Siadaj- wskazałem na krzesło obok mnie
- Nie trzeba jechać do chłopców? - spytała moja córka. - Może pojedziesz mamo.
-O Boże bliźniaki- Alice wstała ale prawie upadła. W ostatniej chwili złapał ją Niall- Ale Mike.. Louis zostaniesz?- spytała
- Tak, jasne. - powiedziałem. Harry zawiózł moją żonę do domu.
Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy. Mike nie rób nam tego...
Sam nie wiem kiedy zmęczenie wzięło górę i zasnąłem.
Obudził mnie lekarz. Spojrzałem na niego.
-Co z nim?
- Już wszystko jest w normie. Może się obudzić w każdej chwili.
-O Boże..- odetchnąłem z ulgą- Dziękuję- dopiero teraz rozpoznałem lekarza ktory kiedyś leczył mnie
- Teraz powinno być już tylko lepiej.
- Zabije go jak tylko otworzy oczy. Zabije...- usłyszałem Caroline
-to może lepiej niech ich nie otwiera jeśli już masz zamiar go pogrzebać- zaśmiałem się cicho
- Niech otworzy. Ja chce to zrobić.....
Przytuliłem ją i zadzwoniłem do żony
Kiedy jej powiedziałem znowu się rozpłakała, tym razem ze szczęścia.
-Przyjedziesz?- spytałem
- Tak, dam jeść chłopcom i zaraz przyjadę.
-Kocham cię- rozłączyłem się znowu obejmując córkę
- Myślisz że on chciał się zabić?
-Być może
- Nie, na pewno nie. To był wypadek. - mówiła Caro.
-Przez przypadek wziął?
- Może nie chciał tak dużo? No nie wiem....
Lekarz wyszedł do nas mówiąc że jeśli ktoś chce to jedna osoba może do Mikea wejść, ale jeszcze się nie wybudził. Zastanawiało mnie to czy on chciał się zabić czy chciał zapomnieć. Po to pierwsze też jest możliwe jeżeli uznał, że stracił Marcy.
- No idź....- powiedziała moja córka.
Pokiwałem głową i wszedłem do sali syna.
Leżał i oddychał już samodzielnie. To nie był miły widok, to było straszne.
Usiadłem obok. Dlaczego on brał przykład ze mnie? Dlaczego nie mógł zrozumieć że to jest złe. To nie było rozwiązanie. To była ucieczka, okazania słabości.
-Obudzisz się synu- powiedziałem jakby do siebie i ścisnąłem jego rękę.
Ciekawe jakby zareagowała Marcy gdyby się dowiedziała że ktoś próbował zabić się z miłości do niej
Gdyby dowiedziała się co zrobił Mike. Tak mi się wydaje że to właśnie był powód jego głupoty.
Do sali cicho wślizgnęła się Alice.
- Dlaczego on jeszcze nie otwiera oczu? - usiadła obok mnie.
-Nie wiem kochanie. Ja też długo nie otwierałem
- Nawet nie mów tak. Z nim tak nie będzie.
-Wiem- pocałowałem ją w dłoń- Nie mówiłaś Zaynowi?
- Dzwoniłam do niego, ale powiedział że jej nie powie. Na pewno nie teraz.
-To dobrze.
Nagle zobaczyłem że powieki chłopaka zaczynają drgać.
Wstałem lekko pochylając się nad nim. Czekaliśmy.
Mike otworzył oczy. Tak strasznie mi ulżyło.
-Mój synek- pogłaskałem go po włosach
- Sorry - to było pierwsze co powiedział
-Masz za co- przyznałem.
- Mój łeb - podniósł rękę i zobaczył kroplówkę,
-Właśnie twój łeb. Co ci do niego strzeliło?
- Nie , to znaczy...
- Ty kretynie! - do sali wpadła Caroline - Jaki ty jesteś głupi! - pomimo wszystko lekko się uśmiechnąłem.
-Jezu spokojnie... wdech wydech- mówił do niej
- Zamknij się! - krzyknęła i go przytuliła.
-Myślałem że mnie nie kochasz, ale to dobrze. Słodko się zrobiło a teraz się odsuń
- Już wszystko z nim w porządku. - zaśmiała się.
-Tak też to zauważyłem. Ale my sobie pogadamy. Wszystko nam wytłumaczysz dlaczego prawie umieraliśmy ze strachu
- Wypadek. - powiedział cicho.
-a czemu w ogóle wziąłeś?
- Głowa mnie boli, nie mam siły teraz rozmawiać.
-Dobra pogadamy w domu. Alice pójdziesz po lekarza?
- Tak. - powiedziała i wyszła.
Posiedzieliśmy jeszcze z nim i gdy dowiedzieliśmy się że wszystko jest w porządku wróciliśmy do domu.
Harry z Caroline pojechali do siebie. Chłopcy też powiedzieli bratu kilka ostrych słów.
Zostawiłem rodzinę na dole i poszedłem do maleństw. Patrzyłem na nie przypominając sobie jak było z Caro i Mikeiem. Jak byli tymi pierwszymi dziećmi, kiedy nie mieliśmy jeszcze doświadczenia. Jak mogłem ich stracić przez własną głupotę.
Mike
Nie chciało mi się z nikim rozmawiać każdy TYLKO MÓWIŁ CO MI SIĘ MOGŁO Stać, że mogłem się zabić.
Może i chciałem to zrobić. po co mam kurwa żyć jak ona mnie nie chce.
Siedziałem u siebie w pokoju, kiedy usłyszałem że ktoś przyszedł. Chyba któryś z wujków. No super, kolejne kazanie...
-Mogę?- do pokoju wszedł wujek Zayn z Harrym
- Taa... - troche się bałem co oni mogą ode mn9ie chcieć
Usiedli na łóżku otaczając mnie.
-Powiedz mi czemu to zrobiłeś?- zapytał wujek
- Może powiem to co wszyscy.... bo jestem głupi.
-To wiedzieliśmy od dawna. Pytałem o prawdziwy powód.
- Musimy o tym gadać? - spytałem z nadzieją.
-Tak- zgodził się ze mną. Drugi wujek w ogóle się nie odzywał. Siedział obok patrząc na mnie uważnie
- Bo...nie miałem siły, chciałem się oderwać , nie myśleć o tym....o tym wszystkim.
-O Marcy?- wtrącił Styles
- O niej. - potwierdziłem.
Wymienili się spojrzeniami.
-Ktoś do ciebie przyszedł- powiedział Mulat wstając i wychodząc z Harrym
Po chwili w drzwiach pojawiła się ona, nie umiałem odczytać nic z jej twarzy.
Usiadła obok mnie.
-Co ty tu..-nie umiałem nic z siebie wydusić
- To nie było fair, chciałeś zabrać mu ojca. - wskazała na swój brzuch.
-Ale ja...
- Sam mówiłeś że się nim zajmiesz..... Jeśli nie chcesz, powiedz. Poproszę tatę....
-Chcę się z nim zająć.. Tylko po co jej taki ojciec?
- Każdemu potrzebny jest ojciec. Będziesz dobrym tatą, jestem tego pewna.
Spojrzałem na nią i nic nie powiedziałem. Co mnie teraz to obchodziło? Jasne kocham to maleństwo i jak się urodzi to się nim zajmę ale mam inny problem.
- Obiecaj że więcej tego nie weźmiesz. Jak inaczej mam ci zostawić dziecko?
-Jak ci mam obiecać?- zadałem prawie to samo pytanie- To nie ma sensu
- Mike będziesz odpowiedzialny za ludzkie życie, małe i bezbronne.
-Tak wiem. Wiesz co? Idź stąd proszę bo jak patrzę na ciebie to mam ochotę iść skoczyć z mostu.
- Oh...tak, już idę. - wstała i podeszła do drzwi. - Uważaj na siebie...
-Marcy- zatrzymałem ją- Kocham cię i przepraszam- położyłem się na łóżko zamykając oczy
- Pa Mike.- usłyszałem jak wychodzi. Nie mogę tego tak zostawić.
Muszę coś wymyślić. Przespałem cały dzień a następnego dnia miałem dużo roboty. Pojechałem do kwiaciarni to był pierwszy punkt.
-Dobry. Mogła by mi pani powiedzieć ile ma pani tych róż?- wiedziałem że Mercy kocha róże.
- Dzień dobry, chodzi panu o wszystkie różę? - spytała.
-Wszystkie jakie pani ma
- No...wczoraj mieliśmy dostawę więc jest tego całkiem sporo.
-Mogę je wszystkie?
- Wszystkie róże, jak pan sobie życzy, ale na pewno? - chciało mi się trochę śmiać z jej miny, tylko że nie miałem do tego nastroju.
-Tak na pewno. Wszystkie jakie pani ma po proszę.
Kobieta powkładała kwiaty do ogromnych koszy.
Później to wszystko zawiozłem do wujka Zayna z jego pomocą na razie ukrywając w garażu. Wpadłem jeszcze do Caroline. Ona była mi bardzo potrzebna. Otworzył mi wujek
-Szybko, szybko muszę pogadać z Caro- mówiłem bardziej do siebie
- Co jest? - usłyszałem siostrę.
-Słuchaj potrzebuję twojej kreatywności. Potrzebuję serca. Takiego dużeeeego które obłożę świeczkami ale to szczegół
- Ale jakiego? Z czego ma być to serce?
-Jakbym wiedział to bym sam zrobił. No takie dużo no.
-Hmm....może z piór? No wiesz na jakiś duży karton obkleić czerwonymi piórami?
-No dobra zostawiam ci wolną rękę. Ja muszę jeszcze załatwić coś a już 18. więc pa.
- Pa...- usłyszałem.
Wsiadłem do auta i odjechałem. Musiałem pownosić róże do jej pokoju, póki wujek Zayn zabrał ją celowo na spacer. W ogrodzie rozpaliłem świeczki i brakowało mi tylko serca
To był wielki plus mieć wujka po swojej stronie...
dobrze że mnie wspierał a nie zniechęcał. w ogóle to część tego pomysłu podsunął mi Harry
Po godzinie Harry przywiózł mi to serce. Było wielkie i na serio robiło wrażenie.
-Podziękuj jakoś mojej siostrze- zaśmiałem się
- Zrobi się. Powodzenia młody.
-Dzięki- poszedłem do ogrodu kończąc wszystko
Chyba wszystko było gotowe. Dopięte na ostatni guzik. czekałem tylko na nią. Po chwili usłyszałem głosy, w tym piski małej Mayke.
Zaśmiałem się pod nosem wkładając dłonie do kieszeni spodni
- Zostawiłem chyba w ogrodzie bluzę. Pójdziesz po nią? - powiedział wujek.
-Jasne- usłyszałem Marcy
Czyli za chwilę tu będzie. Zobaczyłem jak wchodzi przez furtkę. Gdy mnie zobaczyła stanęła w połowie drogi. Potem przeniosła wzrok na świeczki i znowu na mnie. Czekałem na jej reakcję.
- Wow....- krążyła wzrokiem po ogrodzie.
-Kocham cię- popatrzyłem na nią
- Po co to wszystko? Co TY tutaj robisz?
-Staram się naprawiać błędy ale niezbyt mi to wychodzi
- Mike....- zaczęła niepewnie.
-wiem co zrobiłem chociaż nie pamiętam- podszedłem do niej biorąc za rękę i klękając- Przepraszam...
- Nie wyglupiaj się.
-Nie wygłupiam się- czułem że mam łzy w oczach. Ja Mike Tomlison miałem w łzy w oczach
- Wstań do cholery.....
-Nie. Będę tak klęczał dopóki.. sam nie wiem ale klęczeć będę
- Mike, proszę....
Podniosłem się cały czas trzymając ją za rękę
- To jest piękne, ale....
-Nie chciałem cię zranić- powtórzyłem jeszcze raz.
- Ale to zrobiłeś. Tego się właśnie obawiałam. To że będziesz mieć ze mną dziecko nie znaczy że my musimy być razem. Nie chce żyć w niepewności.
-Nie zrobiłem tego świadomie. Ja cię kocham, ciebie i dziecko. Nigdy cię już nie zdradzę., nie skrzywdzę.. nie wezmę alkoholu do ust wiedząc jakie mogę ponieść skutki. chcę być z tobą bo jesteś najważniejsza
- Nie wiem, po prostu nie umiem......- jąkała się.
-Czego nie umiesz? Wybaczyć? Marcy ja wiem że źle zrobiłem, ale to było raz. Pierwszy i ostatni
- Musiałeś się na prawdę napracować. - powiedziała jeszcze raz patrząc na dzieło w ogrodzie.
-Dla ciebie wszystko.
- Ja.....kiedy zobaczyłam te zdjęcia....po prostu stało się to czego tak bardzo się bałam. - mówiła cicho.
-Ale ja tego nie chciałem. nie zamienił bym cię na żadną inną dziewczynę.
Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła trochę bliżej mnie.
W sumie to już mi słów zabrakło. Nie wiedziałem co robić.
Poczułem jej dłoń na policzku, a po chwili mocno się do mnie przytuliła łapiąc na kark.
Objąłem ją wdychając jej słodki zapach. Mogłem tak stać wiedząc że jest w moich ramionach
- Nie rób mi tego nigdy więcej. Błagam....
-Nie zrobię. Obiecuję.
Oddaliła ode mnie swoją twarz tak od mogłem spojrzeć w jej oczy. Niepewnie pochyliłem się nad nią. Musnąłem jej wargi kładąc dłonie na biodrachNie odepchnęła mnie, a pogłębiła pocałunek. Nareszcie....Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Idąc po schodach zaniosłem ją do jej pokoju.
Otworzyłem drzwi stawiając ją w jakimś wolnym miejscu
- O matko....- zaczęła wąchać róże.
-Podoba się?- spytałem
- Tak są śliczne i jest tak dużo..
-Więcej nie było...
- Ty jestes nienormalny... - zobaczyłem jej uśmiech.
-Chyba tak. Kompletnie zwariowałem na twoim punkcie- pocałowałem ją w policzek
- Ale co ja takiego zrobiłam? Nie rozumiem....Przecież ty jesteś......no sobą. Dlaczego ja? - nie mogłem pojąć dlaczego to było dla niej takie niezrozumiałe.
-Jak to dlaczego? Jesteś wspaniała, ciebie kocham. A ja jestem dupkiem. nie powinnaś w ogóle na mnie patrzeć
- To zamknę oczy, ale zostań. Dobra? - zasłoniła oczy.
-Jezu jak ja cię kocham- pocałowałem ją.
Zaśmiała się w moje ust i oddała pocałunek. Teraz byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

~~~~~*~~~~~~
Pokopiowałam i jestem :) Mam nadzieję, że Wam się podobało i czekaliście z niecierpliwością heh.
Miałam polecić bloga więc polecam i zapraszam też na nasz blog z Karoliną.  Despite the fear, love you anyway. 

5 komentarzy:

  1. Super rozdział, dobrze, że nic mu nie jest. Nie mogę się już doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.
    Cieszę się, że Mike i Marcy są razem. Nie będę kłamać...chciałam, żeby byli razem, pasują do siebie i to bardzo.
    Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział boski z końcówka najlepsza już czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział...już nie moge się doczekać następnego.♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow *.*
    Jak słodko *.*
    Nie wiem jak mam to opisać po prostu dfgjhgdnmkljdbn *.*
    Już nie mogę doczekać się następnego : ***

    OdpowiedzUsuń