Rano
obudził mnie głos chłopaka
-Alice
aniołku otwórz oczy.
Podniosłam
powieki i zobaczyłam już ubranego Louisa.
-No
chodź szybko.- pociągnął mnie za rękę
- Idę,
idę... - szłam za nim.
Zaspana
udałam się za mężczyzną do pokoju córki. Na łóżku leżał Harry obejmując ją a
ona z uśmiechem wtulała się w stylesa
-
Ups....- patrzyłam na nich.
-Noo-Louis
położył mi ręce na biodrach bo stał za mną. Zaraz usłyszałam zaspanego Mikea
-Jezu
nie masz co innego do roboty w sobotę rano- burknął w stronę ojca
Odwróciłam
się do syna.
-
Chodź, pomożesz mi zrobić śniadanie.
-Ooo
wujek Harry
- Mike
, idziemy. - wzięłam syna.
-Ale ją
nie chcę śniadania robić
- Ale
ja chce żebyś mi pomógł. Raz , dwa.
-Upierdliwa
jesteś- mruknął
- Jak
ci zaraz dam , to z domu przez miesiąc nie wyjdziesz. - powiedziałam i
żartobliwie wzięłam go za ucho.
-O
Jezuu nie .będę miał szlaban co ja zrobię. O ja biedny
Ja nie
mam siły do tego dziecka.
- Za
każde kolejne głupie zdanie jeden dzień robienia śniadania. Sam. - zeszłam z
nim po schodach
-Czy ja
jestem synem kucharki? No ja was proszę. Tato solidarność
-
Idziemy... - w końcu poszedł. Weszliśmy do kuchni i z wielką biedą ale mi
pomagał
Po
chwili zaczęli schodzić pozostali
-Oni są
młodsi niech oni gotują
- Synku
ja ci dobrze radzę. Zamknij się.
-Boże w
ogóle co za dom. Nikt mną się nie interesuje.
Na dół
zszedł Louis z Harrym ale bez naszej córki. nie kłócili się co mnie uspokoiło.
-Cześć-
przywitał się ze mną
- Hej.
Usiedliśmy
do stołu a później dołączyła do nas Caro
-
Hej... - powiedziała niewyraźnie.
-Jak
tam siostra?- zaytal Mike klepiąc ją po ramieniu
- Daj
mi spokój. - usiadła na krześle. Popatrzyła na wszystkich, wstała i się do mnie
przytuliła.
Objęłam
ją całując we włosy
.-Czym
sobie zasłużyłam na taki gest?
- Bo
tak - powiedziała w moje ramię.
-No
dobra ale jedz śniadanie
- Nie
jestem głodna... - powiedziała.
-Ej ale
mam nadzieję że już nie będziesz gadała takich głupot.
- A co
ja takiego mówiła? - zdziwiła się
-Że
życie jest bezsensu ale chyba ci ktoś do rozsądku przemówił- spojrzałam na
Harryego
- Jest
bez sensu, ale nie będę już tak mówić.
-Nie
jest. Dobrze siadaj już.
Usiadła
i położyła głowę na złożone na stole ręce.
Westchnęłam.
Po śniadaniu chciałam pogadać z Harrym i z Lou
- Idę
na spacer. - powiedziała Caroline.
-No
idz- zgodził się Louis-Tylko żeby cię potem brat nie szukał
Wyszła
bez słowa. Mike poszedł bo się z kimś umówił.
Nasza
trójka została w kuchni.
- Może
trzeba z nią iść do psychologa? - powiedziałam siadając na kolanach Louisa.
Objął
mnie
-Nie
sądzę. Ona na razie przeżywa to że ją oszukał ale nie jest źle. Trochę
pogadaliśmy
-
Trzeba czasu. - powiedział Harry
-No
właśnie a ty nam wytłumaczysz co tam robiłeś?
-
Chodziła w nocy to poszedłem sprawdzić co się dzieje.
-I co
się działo ?
- Nie
mogła spać. Gadaliśmy no i zasnąłem.
-Okay.
Ja się w poniedziałek do szkoły przejdę..
- Do
szkoły?
-No.
Gdy będę dzieciaków odwozić do liceum to wpadnę
- Po
co?
-Nie
ważne. Harry nie spieszyłeś się ?
- Tak,
chyba już pójdę. - wstał.
-
Dzięki. - powiedziałam do niego.
-Nie ma
sprawy. Zawsze jej pomogę.
Harry
wyszedł, a ja musiałam się zająć kolanem Chrisa bo jak byli na polu to...nie
wiem w końcu co on zrobił.Opatrzyłam mu tą ranę dając wykład że ma uważać
- To
przez tamtego kretyna. - żalił się
-Chris
ro jest twój brat. Po co wy się bijecie ?
- O tak
o. - uśmiechnął się cwaniacko.
-No
właśnie a potem obrywasz. On jest trochę silniejszy skarbie.
- Wcale
nie!
-Jasnee-
do kuchni wszedł Fabian. Był podobny do Mikea prawie równy wzrostem chociaż dwa
lata młodszy.
Chris
też był wysoki ale mniej zbudowany.
-
Dobra, już. - wstał i zaczął machać nogą
-No już
i zaraz ją rozwalisz. Jazda mi do ogrodu-Louis do nas dołączył
Chłopcy
wyszli kłócąc się ze sobą.
-No to
urok bliźniaków
- Te
przynajmniej się jakoś dogadują. Mają wspólne zainteresowania. Bo
starsze to już kompletnie nic.
-No
chłopak i dziewczyna ale wiesz cała czwórka ma zespół muzyczny.
- Tak.
Po tatusiu. Caroline coś długo nie ma
-Wysłała
mi smsa że poszła do koleżanki i przyjdzie na obiad. A my mamy czas wolny.
-Tato
daj mi stówkę- do kuchni wszedł Mike przerywając nam pocałunek.
- Po co
ci?
-Nowe
adidasy.
- Coś
się stało ze starymi?
-O Jezu
nie ważne. Po prostu daj.
- Co
się stało ze starymi? - padło ponownie pytanie.
-Się
zepsuły. No wez masz tyle kasy nowe adaśki nie robią różnicy.
- To co
robię, to się nazywa wychowanie.
-Przesadzasz.
- Skoro
nie masz butów to dam ci pieniądze
-No
fajnie dzięki..
Chłopak
wziął pieniądze i dziękując wyszedł z domu.
-Emm
czy mi się wydawało czy on na nogach miał te swoje zniszczone adidasy?
-
Chyba...
-No to
jak cholera znisZczone- prychnal
-
Chciał po prostu nowe buty. Trzeba mu pozwolić. Nie prosi o nowe ciuchy bardzo
często. Jak zacznie przesadzać to na się odetnie pieniądze.
-Nie ma
sprawy ale nie lubię jak kłamie. No tk teraz na pewno mamy spokój.
- No i
co? - podeszłam do męża.
-No ja
nie wiem. Książki są już poukładane...
- No
są. Osobiście tego dopilnowałam.
-Jakieś
inne pomieszczenie do posprzątania?
-
Wyszłam za erotomana. - zaśmiałam się.
-Ostatnio
byłem materialista. A tak poważnie to chciałem porozmawiać o dziecku
- Jakim
dziecku?
-Kolejnym
- Ty
mówisz poważnie? - popatrzyłam na niego.
-Jak
najbardziej
- Sam
mówiłeś że nie chcesz więcej dzieci. - dźgnęłam go w brzuch.
-Nie.
Mówiłem że nie chcę się spieszyć
- Louis
ja nie wiem czy to jest dobry pomysł.
-Dlaczego?
- To by
było piąte dziecko.
-i?
Poradzimy sobie. Zobacz jak oni wyrośli a taki maluch to dużo szczęścia
- Louis
ja jestem za stara...- powiedziałam cicho.
-Co ty
mówisz? Alice nie masz nawet 40 lat. Przestan
- Nie
potrafię się zdecydować. - powiedziałam niepewnie.
-Skarbie-
podszedł do mnie-Spróbujmy
-
Dzieci teraz dorastają. Sam widzisz ile naszej uwagi potrzebują.
-Prawie
są dorosłe a będąc tak starszym rodzenstwem zrozumieją że potrzebujemy pomocy
Patrzyłam
na niego długo. Zaskoczyła mnie ta jego nagła decyzja. Trochę się bałam i po
prostu nie byłam do końca zdecydowana. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chciałam
i się bałam.
- Zaraz
powinna przyjść Caroline. - pocałowałam go w usta i podpaliłam pod zupą gaz
-Eh
ty..- westchnął kiedy wpadł Chris.
-
Głodny jestem...- jęczał.
-Głodny
jestem głodny jestem- burknął Lou- a mamo proszę daj mi obiad to gdzie ?
- Tam
gdzie ,,witaj najukochańszy synu"- Chris go przedrzeźniał. Cicho się
zaśmiałam patrząc na nich.
-Witaj
... a to drugie myślę że możemy wyrzucić... Synu
-Będziesz
coś ode mnie chciał. - pokazał na niego palcem. - Ty jedna mnie rozumiesz. -
wstał i podszedł do mnie.
-Czasem
nie mam pojęcia o co ci chodzi ale tak yhym rozumiem cię
- To
dasz mi amu? - spytał jak małe dziecko
-Chyba
zmieniłem zdanie o kolejnym dziecku- Louis się skrzwil
-
Będzie małe coś?! - ożywił się Chris.
-Taak
jak przekonasz mamę
- Mama
chce tylko jeszcze o tym nie wie.
-Też
tak sądzę synu
-
Głodny podobno byłeś.... - powiedziałam i poczochrałam mu włosy.
-Już mi
przeszło. Tu o ważnych sprawach gadamy a ty o jedzeniu. Widać że z domu Horan
- Ale
ty mój miły masz tu najmniej do gadania.
-Mama
ma rację.
- Ej!
Ty powinieneś ze mną współpracować
-No tak
ale ty dziecka nie zrobisz
- No
mamie nie... To znaczy nie! - poprawił się szybko
-Alice
daj mu jeść bo majaczy
To też
zrobiłam kiedy do kuchni zszedł jeszcze Fabian myślałam że zejde tam ze
śmiechu. Chłopcy jedli , a do domu przyszła Caroline.
-Cześć-
przywitali się z nią chłopcy
- Hej,
smacznego. - powiedziała stając w drzwiach do kuchni.
-Siadaj-
powiedział Lou
Dziewczyna
trochę się przestraszyła jego nagłej reakcji. Zrobiła to co kazał i patrzyła na
niego wyczekująco.
-No co?
Jedz obiad- zaśmiał się
- Po
pierwsze nie strasz mnie tak, a po drugie nie jestem głodna.
-Nie
jadłaś śniadania
-.....yy..zjadłam na
mieście. - widać było że kłamała
-Nie
yyy tylko jedz
- Nie
jestem głodna. - powtórzyła patrząc gdzieś w jakiś punkt przed sobą.
-Nie
wyprowadzaj mnie z równowagi bo będziemy tu siedzieć tyle aż zjesz i nie
żartuje
Dziewczyna
wstała i podchodząc do Louisa powiedziała mu w twarz.
- Nie.
Jestem. Głodna. - Louis tracił cierpliwość.
-Masz.
Zjeść. Obiad- trzymał ją za ręce
- Nie
zjem tego. - wzruszyła ramionami.
-To cię
matka nakarmi
-
Słucham? - obie na niego popatrzyłyśmy. - Tato nie chce jeść. Nie karz mi....
-Ale to
nie jest chcę nie chcę. Chodzi o twój organizm
- Mój
organizm jest w porządku. Umiem o siebie zadbać. - widać było że ani Lou ani
nikt inny nie da rady jej przekonać. Była uparta.
-Idz...zejdź
mi z oczu
Dziewczyna
z zaciętym wyrazem twarzy pobiegła na górę.
- Nie
jest dobrze - powiedziałam do męża.
-Widzę
-
Głodzi się....typowe. - powiedział Fabian.
-Co
typowe ?
- Nic
nie rozumieją... - Chris walnął się dłonią w twarz.
- Ma
zamiar nic nie jeść, możliwie odciąć się od świata i że tak powiem zamknąć w
sobie. - wyłożył nam drugi syn.
-Co?
Alice ...- spojrzał na mnie- A może Mike z nią pogada
-
Myślisz że to coś da? - spytała z nadzieją.
-Może.
Są w tym samym wieku on jej to trochę inaczej przetłumaczy
-
Dobra, nic nie stracimy próbując.
-Cze
... a wy co tacy ?- do kuchni wszedł najstarszy
- Dał
ci tata na buty to teraz musisz na nie zasłużyć. - powiedziałam do syna.
-Co?
Ojciec co ty znowu wymyśliłeś?
- Masz
pierdyknąć Caro w łeb. - powiedział Chris z pełną buzią, a Fabian się zaśmiał.
-Jasne...luz-
wzruszył ramionami pijąc z butelki wodę
- Nie
masz jej bić. - powiedziałam znacząco patrząc na młodszych synów.
-Wiem
przecież. Ja i uderzyć siostrę ...
- Już
ja wiem jaki ty delikatny jesteś....
-Po
tatusiu
-
Niestety wiem. To co pójdziesz z nią pogadać?
-Noo
-
Dzięki. - powiedziałam i poszłam do salonu.
Wszyscy
poszli za mną oprócz Mike który udał się na górę
~~~~*~~~~~~~~
Proszę bardzo jest kolejna część. Staram się dodawać często ale proszę zrozumcie, że skopiować taką część nie jest łatwo. Trochę to trwa. Dzięki za komentarze.
Zapraszam na Ask na którym została przeprowadzona zmiana.http://ask.fm/AliceLouisworld