Koniec kwietnia
-Mike
zostaw Caroline cholera jasna!-Louis wychodził z siebie kiedy ja ubierałam się
do lekarza
- Na
pewno sobie z nimi poradzisz? - spytałam mamy która właśnie nakładała jeść
dzieciom.
-Przecież
to aniołki- odparła z uśmiechem
-
Aniołki....jasne. - powiedział Louis stając koło mnie.
-Jak to
nie?- zdziwiła się-Przecież one zawsze są cichutkie. Mike bawi się lalkami z
Caro albo oglądają bajeczki
- No
nie ważne. Tak czy tak jeszcze raz dzięki. - powiedziałam i wyszliśmy
Wsiedliśmy
do auta od razu kierując się do kliniki. Jechaliśmy około pół godziny. Na miejscu
poszliśmy pod odpowiedni gabinet.
-Tak
swoją drogą to one chyba udają żeby ich babcia bardziej kochała.... kurwa mać
właśnie zrobili nam zdjęcie- Louis zauważył obok nas faceta z aparatem. Oni
wszędzie za nim wejdą.
- Nie
przeklinaj to po pierwsze a po drugie to masz rację. Trzeba częściej zapraszać
moja mamę.
-Nie
przeklinaj nie przeklinaj - udawał mój głos otwierając mi drzwi bo była nasza
kolej-Ty? Wiesz że minął rok?
- A ty
jeszcze wytrzymujesz. - zaśmiałam się. - Dzień dobry.
-oo
dzień dobry. Jak ja dawno państwa nie widziałam
-
Rzeczywiście trochę czasu minęło. - powiedziałam. - No ale tak się złożyło że
znowu jesteśmy.
-O co
chodzi ? Coś nie tak?
- Nie,
nie wszystko jest w porządku. Przynajmniej tak się czuje.
-Rozumiem.
No to o co chodzi?
- My
znowu spodziewamy się dziecka. - Lou powiedział dumnie.
-Oo
gratuluję. Ale to już pewne? To ja o tym nie wiem. Który tydzień ?
- Ósmy.
Chcielibyśmy wiedzieć czy wszystko jest dobrze
-Oo
proszę się położyć- wskazała na fotel
Zrobiłam
to i podwinęłam bluzkę na odpowiednią wysokość.
Lekarka
przejechała mi odpowiednim sprzętem po brzuchu i po chwili zaczęła się cicho
śmiać
Nie
wiedziałam o co jej chodzi. Louis patrzył na mnie pytającym wzrokiem, a byłam
tak samo skołowana jak on.
-No na
pewno się pan ucieszy panie Tomlinson- zachichotała
- O co
chodzi? - nie wytrzymałam i zapytałam.
-Podwójne
szczęście.
Kiedy
zrozumiałam co lekarka ma na myśli popatrzyłam na Louisa.
-Nie
nie nie błagam panią. Źle zrozumiałem prawda?
- Nie
proszę pana. Po raz drugi będą to bliźniaki.
-Ja
pierdole- mruknął chowając twarz w dłoniach
- Louis
- upomniałam go. - W głębi duszy bardzo się cieszy - zapewniłam lekarkę.
-Tak
widzę. No to tak . Na razie z płodem jest wszystko dobrze. Tyle mogę powiedzieć
na ten czas. Zapraszam na wizytę za miesiąc.
-
Dziękuję. - powiedziałam i już po chwili wyszliśmy z gabinetu.
Louis
trzymał mnie za rękę prowadząc do auta. Wzrok miał nieobecny
-Jak
nie wezmę. To nie uwierzę- powiedział do siebie
Zastanawiałam
się czy on się nie cieszy? Trochę się przestraszyłam jak usłyszałam że to
bliźniaki, ale się cieszę. Reakcja Louisa była dziwna i trochę mnie smuciła.
-Okay.
A teraz mi powiedz jak sobie poradzimy wraz z Mikiem którego trzeba wziąć
najbardziej pod uwagę
-
Będzie się cieszył. Caro tak samo.
-Nie o
to mi chodzi. Skarbie 4 dzieci. 4.
- Są
mali, ale może zrozumieją że będziemy potrzebować pomocy, mam na myśli że będą
musieli być grzeczniejsi.
-Dobra
nie wiem. A tak w ogóle to bardzo się cieszę - przyparł mnie do auta, aby
pocałować.
- Sprawiałeś
inne wrażenie. Trochę się przestraszyłam.
-Zaskoczyło
mnie to. Wiesz że nie było najlepiej
- Wiem
to bardzo dobrze. - zaśmiałam się.
-Kocham
cię misiak- przytulił mnie do siebie
- Ja
ciebie też. Założę się że chłopcy będą się zwijać ze śmiechu.
-Taa. I
to z pewnością. A słuchaj. Nie staramy się więcej o dzieci
- Chyba
czwórka wystarczy. - zgodziłam się.
-Ta a
poza tym wiesz do trzech razy sztuka a ja 6 nie chcę mieć
-
Hahaha.... Wracamy?
-Yhym -
otworzył mi drzwiczki od swojego nowego lamborghini
Pojechaliśmy.
Kiedy weszłam do domu Mike od razu się na mnie rzucił, a Caroline siedziała na
kolanach babci i coś próbowała jej wytłumaczyć.
-Mamo
ona naplawde jet gupia. Plubuje zlobic tak żeby baba ją baldziej kochała bo
baba woli mnie
-
Jestem pewna że babcia kocha was oboje tak samo. - wzięłam go na ręce.
-Taaato
mama klamieee!
- Mike
ty nie możesz być taki zazdrosny. - powiedział Lou.
-nie
kochacie mnie- zaczął płakać
- Synku
nie mów tak. Bardzo cię kochamy. - nie lubiłam kiedy tak mówił.
Przetarł
oczka
-Puść
mnie
- Nie
jesteś śpiący? - spytałam.
-Niee
Postawiłam
go i usiadłam koło mamy na kanapie.
-Tato
chodz glamy w pilke bo one się nie nadają
Chłopcy
wyszli do ogrodu i słychać było śmiech Mike'a.
- Co
robiliście?
-Oglądały
bajki. Jak u lekarza?
-
Wszystko jest dobrze. Powiem ci więcej.....to znowu bliźniaki.
-Słucham?!
Boże ty nie mów ojcu
-
Dlaczego niby? - zdziwiłam się.
-Pamiętasz
ostatnio?
-
Jestem dorosła.
-Tak
wiem, ale w sumie to jest dużo obowiązków. 4 małych dzieci...
-
Trochę się boję, ale poradzimy sobie
-Wierzę
w to. Dobrze ja się zbieram. Dzwonił Harry chciał wziąć dzieciaki dzisiaj do
zoo.
-
Pogadam z nim. Dzięki, że z nimi zostałaś.
-Nie ma
sprawy. Pa Louis, cześć dzieciaki
Mama
wyszła, dałam dzieciom kolację. Louis je wykąpać i siedziały teraz pod kocem na
jednym z foteli w salonie
Chłopak
wziął kamerę i kucnął naprzeciwko nich.
-Uśmiechniecie
się do taty?
Caro
się uśmiechnęła, a Mike naciągnął na siebie kocyk.
-no
dzięki synu. Tak najlepiej.- zsunął mu koc z twarzy.
-
Dobla. - powiedział i uśmiechnął się tak szeroko jak jego siostra.
-Pięknie.
A powiesz coś?
- Co? -
spytał zaciekawiony.
-Co
lubisz robić z mamą?
-
Jeździć ciuchciom! - krzyknął
-Od
kiedy ty z nim ciuchcią jeździsz?- zwrócił się do mnie
-
Często. - powiedziałam patrząc na nich.
-Okay.
a synu co lubisz robić ze mną?
-
Piłka.
-Piłka?
Ehh... a ty córciu?
- z
tobom? - wskazałam na niego palcem
-Ze
mną.
- Myju
myju.
-Lubisz
jak cię tata myje? Wow..dzięki.
- Tak.
Mojski potwój...
-Haha.
Kocham cię aniołku. A wiecie że będziecie mieć dwójkę rodzeństwa?
- Nie
rozumiem. - powiedział Mike.
-Będziesz
miał dwóch braci albo dwie siostry albo brata i siostrę.
- Ja
jestem siostra. - powiedziała zła
-Tak
skarbie ale będziesz miała pewnie jeszcze kolejnego brata 2
- Dobla
- zsunęła się zrezygnowana. Zaczęłam się śmiać.
Louis
odkręcił kamerę tak aby nagrywała jak nasza córeczka drepta po dywanie
Podeszła
do mnie.
- Gdzie
jest dzidziuś? - spytała.
-tutaj-
wskazałam na moją talię.
- Nie
ma - popatrzyła pod moją bluzkę.
-Caroline
mama jest w ciąży. W brzuszku są dzidziusie
Położyła
ręce na mój brzuch. Przyłożyła do ucho.
- Chyba
śpią. - powiedziała jak ekspert.
-Na
pewno- odparłam powstrzymując śmiech
- Śpią?
- zaciekawił się mój syn.
-Mike
chodź gramy w piłkę- odezwał się Louis odstawiając kamerę.
-
Cii... - położył palec na ustach. - były takie kochane.
-Dobra
jestem cii, a wy idziecie spać- wziął go na ręce
- Nie
ce! - zaczął krzyczeć.
- Sam
mówiłeś żeby nie krzyczeć. - upomniałam go
-Już,
nie ma mowy. Idziemy spać. Caro rączka.
- Mogę
spać z wami? - spytała z nadzieją
Louis
spojrzał na mnie nie wiedząc co odpowiedzieć. Mike oczywiście się obraził.
- Tobie
co znowu? - spytałam syna.
-Ona
może a ja nie.
-
Możecie spać z nami oboje.
-Dobla
to ja już wolę siam spać. Nie lubię jej
- Znowu
zaczynasz. - upomniałam go.
-Ale ja
też go nie lubie
- Nie
mam do was siły.
-Caroline
śpi z nami, a ciebie idę uśpić- powiedział Lou
Wziął
małego i poszedł na górę Ja wzięłam Caroline i poszłam do sypialni. Ułożyłam ją
po środku łóżka i sama położyłam się obok. Dziewczynka już po chwili słodko
spała.
Po 10
minutach pojawił się Louis. Przebrał się w swoją "piżamę" gdy się
umył i położył obok.
-
Dobranoc - powiedziałam i poprawiłam małą.
-To
było do mnie rozumiem?
- Tak -
uśmiechnęłam się
-No to
dobranoc.
Już po
chwili zasnęłam.
7 miesięcy później
-Mike
za 5 minut widzę cię tutaj... - westchnął zrezygnowany Louis.
Stał na
środku pokoju z zepsutym pilotem, rozwaloną lalką i nie wiedział gdzie są
kluczyki do auta. Dosłownie powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć na syna. Ja
siedziałam na krześle i karmiłam Caroline.
- Tak?
- spytał niepewnie.
-Co
zrobiłeś z tym?- wskazał na pilota.
- To
nie ja. - bronił się.
-A kto?
Whitney Houston?
-
Mówiłeś że ta pani nie żyje.
-Bo nie
żyję! Mike przyznaj się i mnie nie wkurzaj
- A
jeśli to ja to co? - spytał trochę przestraszony.
-To
porozmawiasz z mamą, a jeżeli to nic nie pomoże to ja ci coś wymyślę. Teraz
czemu zepsułeś Caro lalkę?
-
Przepraszam. - chyba pierwszy raz słyszałam żeby mój syn szczerze i nie
przymuszenie przeprosił.
-Dobrze
nic się nie stało- chłopak poczochrał mu blond włosy-A teraz oddaj mi kluczyki
od brum brum
- Gdzie
jedziesz?
-Kluczyki
Chłopczyk
pobiegł gdzieś i za chwilę wrócił z kluczykami.
-A
teraz powiedz mi kto ci pozwolił je wziąć?
- Bo ja
prowadziłem.
-Słucham?!
-
Kierowałem.... - powiedział cicho.
-Ale
czym?
- Moim
autem. Tym co mi wujek kupił.
-Dobra...
który wujek?
- Louis
jemu chodzi o to plastikowe auto które kupił mu Niall. - wytłumaczyłam.
-Wiem
tylko zapytałem który. Dobra, ale następnym razem nie bierz bez pozwolenia. A
teraz idę.
-
Gdzie?! - spytała Caro.
-A nie
powiem ci
- Ej! -
krzyknęła za nim.
-Nie
krzycz na mnie- upomniał ją.,
Caroline
nic już nie powiedziała. Chyba po prostu się na niego obraziła.
-dobra
kochanie ja idę- pocałował mnie szybko
- Pa
wybiegł
do garażu bo spieszył si na próbę
Dzieci
bawiły się na dywanie w salonie, a ja zamawiałam nowe klocki do przedszkola.
Było mi co raz ciężej chodzić. Dzieciaki strasznie kopały. Nie znałam płci.
Poród był już bardzo blisko. Kiedy skończyłam dołączyłam do dzieci, a potem
zajęłam się gotowaniem obiadu.
-Mamo
piciu!- do kuchni wbiegł Mike.
- Już
ci daje skarbie
Podałam
mu buteleczkę z sokiem i wróciłam do obiadu
- Co
robicie? - spytałam go.
-Baimy
się- odparł- Kiedy tata wloci?
- Jak
nie wiem. Chyba niedługo. - odpowiedziałam mu.
Wyszedł
ze smutną minką.
W
pokoju było podejrzanie cicho. Poszłam tam zobaczyć i zamarłam. Mój syn uczył
budować moją córkę jak się buduje drogi. Caro wyglądała na skupioną.
-Telaz
tą cieść pous tu- wskazał na kawałek dywanu.
Dziewczynka
to uczyniła, a ja nie mogłam się nadziwić. Poszłam do kuchni i nakroiłam im do
miski jabłek.
-
Macie. - położyłam koło nich owoce.
-Ta
dzięki..- mruknął Mike skupiony na konstruowaniu.
Wróciłam
do kuchni lecz po drodze poczułam coś mokrego między nogami. Zaczęłam rodzić.
Panika. Strach. Ból.
Ciekawe
co ja teraz zrobię- pomyślałam. Jak ja mam dojechać do szpitala?! Mike umiał
wybierać numer do Louis'a bo go nauczył na wszelki wypadek, a prawie 2-latek to
pojętny dzieciak. Zawołałam syna do pomieszczenia kuląc się z bólu.
- Mike
zadzwoń szybko do taty. - nie musiałam mu mówić co ma mu powiedzieć bo Louis
wiedział że jeżeli syn do niego zadzwoni to znaczy że ja nie mogłam i rodzę.
-Tata?
Tataa mamę boli!- krzyknął do telefonu
To
kuchni przyszła Caro i patrzyła na mnie przestraszona. Lekko się do niej
uśmiechnęłam.
Usiadłam
na krześle starając się wyrównać oddech. Dzieciaki nie wiedziały co się dzieję.
Po 15 minutach przyjechał zdyszany Louis tylko był jeden mały problem. ZA późno
na poród w szpital.u
- Dzwoń
po pogotowie. - powiedziałam do niego.
Nic nie
mówiąc wybrał numer. Po kolejnym czasie pojawili się sanitariusze i lekarz.
-Będzie
pani rodzić w karetce- poinformowali mnie.
Pokiwałam
głową że rozumiem. Chciałam żeby to już było za mną
Niall
przyjechał razem z Lou i zajmował się dziećmi, kiedy Louis trzymał mnie za rękę
w erce. To wszytko tak strasznie bolało. Jakby odrywano mi ciało od kręgosłupa.
Tym razem miałam rodzić normalnie.
Bolało
jak chyba nigdy w życiu. Po dwóch godzinach morderczych starań urodziłam dwóch
synów.
-Już
spokojnie- szeptał Louis całując mnie w czoło.
Po chwili
trzymałam jedno z maleństw na rękach, a drugie tulił drugie
-Jakie
one są śliczne.
- Tak
cudowne. - zgodziłam się.
-Dziękuję-
wyszeptał.
Tydzień
później
Louis
Alice
leżała w szpitalu po porodzie razem z bliźniakami. Z jednym z nich był mały
problem. Miał za dużo krwi pompowanej przez serce. Nie jest to nic poważnego.
Obydwoje ogółem są zdrowi. Caro i Mike nie wiedzą jeszcze czy mają siostry czy
braci lub też i to i to.
Pojutrze
miała wyjść do domu. Pokoik dla dzieci był już przygotowany.
-Tato
ja ce do mamy!- powiedział obrażony Mike, gdy karmiłem Caroline śniadanie
- Mama
niedługo wróci i to nie sama.
-Ale ja
ce blata!
-
Będziesz miał nawet dwóch. - powiedziałem.
-TAaaaa!
-
Dzidzie? - spytałam Caro z pełną buzią.
-Tak
kochanie. jedz
-
Kosiaś mnie? - spytała kiedy znowu dałem jej jeść.
-Oczywiście.
Uśmiechnęła
się szeroko i jadła.
Nakarmiłem
ją, zostawiłem na dywanie żebym widział i wziąłem Mike'a.
- A
kiedy wlócą? - spytał
-Za
tydzień.
-
Długo....
-Nie
lubisz mnie?
Popatrzył
na mnie zdziwiony.
-
Lubię.
-No to
przeżyjesz.
- Dobla
5 dni później
Obudziłem
się w nocy z bólem głowy. Miałem również to dziwne uczucie towarzyszące mojej
chorobie. Wyjąłem z szafki leki i wziąłem licząc, że mi przejdzie. Rano miałem
jechać po Alice.
Po
około pół godziny znowu zasnąłem. Rano obudził mnie budzik więc zacząłem się
ubierać.
Wszedłem
do pokoju bliźniaków. Spały. Czekałem, aż pojawi się Harry który się nimi
zajmie
Zjadłem
szybko jakieś śniadania i usłyszałem że ktoś wchodzi do domu.
-Cześć-
do kuchni wszedł Harry
-
Dzięki że już jesteś. Dzieci jeszcze śpią na górze. Ja już muszę jechać. -
mówiłem ubierając buty.
- Nie
ma sprawy- odparł leniwie
Wyszedłem
z domu i pojechałem do szpitala.
Już nie
długo potem byłem w sali ukochanej. Ona się ubierała a ja szykowałem moich
synków do wyjścia. W duchu modliłem się, aby nie byli jak Mike
Kiedy
wszyscy byliśmy gotowi Alice wzięła wszystkie dokumenty i pojechaliśmy do domu.
Byłem ciekaw reakcji dzieci.
-Kochanie
wszystko dobrze?- zapytałem w samochodzie.
- Tak ,
po prostu cieszę się że już jedziemy do domu. - uśmiechnęła się do mnie.
-Też
się cieszę. One są wspaniałe- uśmiechnąłem się sam do siebie- Jak je nazwiemy?-
zatrzymałem się na światłach
-
Trochę nad tym myślałam i jeden mógł by być Chris. Co myślisz?
-Świetne
imię. Tak jak ten mały od zayna co go znalazłaś. Pamiętasz?
- Tak,
rzeczywiście.
-Świetnie.
Christopher Tomlinson.
-
Jeszcze drugi - popatrzyła na mnie.
-Nie
wiem... Dorian albo Fabian?
- Ty
wybierz. - powiedziała patrząc na chłopców.
-Nie ty
wybierz z tych dwóch.
- To
niech będzie Fabian.
-Super.-
akurat w tym momencie dotarliśmy do domu
Wzięliśmy
maluchy i weszliśmy do środka. Dzieci od razu podbiegły do Alice.
-Kto
to?- zapytał Mike.
- To
jest Chris, a tata trzyma Fabiana. To ci bracia o których prosiłeś.
-No
naleszcie- westchnął.
-
Hahaha.... Patrz Caroline. - kucnęłam przy córce.
Dotknęła
paluszkiem brzuszka Chrisa.
-To mój
blat? Ja się boję. Ce do wujka
Pobiegła
i Harry wziął ją na ręce.
- Czego
się boisz słońce? - spytała Al.
-No nie
wiem..
- Oj
maluchu. - śmiał się Harry
-Kośiam
ciebie- wskazała na niego- i ciebie- na Alice- ciebie- na mnie- a ciebie nie-
na Mike'a.
- Jego
też kochasz. - powiedziałem.
-Nie-
wtuliła się z Harry'ego.
Wszyscy
zaczęli się śmiać. Wieczorem Harry poszedł do domu i zostaliśmy sami.
~~~~*~~~
DODAJĘ OSTATNIĄ CZĘŚĆ CZ. I I LICZĘ NA KOMENTARZE A RACZEJ LICZYMY. CHCEMY WIEDZIEĆ ILE OSÓB TO CZYTAŁO.
Oczywiście że ja. Super rozdział i już nie mogę się doczekać drugiej części
OdpowiedzUsuńOoo.... To było takie słodkie ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że Ja, a Kto inny ?:D
Z niecierpliwością czekam na 2 część i mam nadzieję, że pojawi się szybko, bo to jest takie mbvdfhujgsaiufhgghskahg. haha.
Dangerous Darkness
Wow nie spodziewałam się
OdpowiedzUsuńO kurczę, znowu bliźniaki... Wow.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, dobrze że wszystko jest w porządku. ;)
Pozdrawiam. xx
Piękny ostatni rozdział 1 części : )
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać 2 : )
Ciekawe czy będzie więcej dzieci : )
kocham kocham to <33 czekam na 2 cześć :P iza :)
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział nie mogę się doczekać następnego
OdpowiedzUsuńboskie<3
OdpowiedzUsuńCzekam na 2 część :)
OdpowiedzUsuńKOCHAM
OdpowiedzUsuńKOCHAM
KOCHAM
♥
Cudooowne wspaniałe.
Czekam na nexta ! ^^
Paula.♥
No czytam, czytam. Może i mało komentuję, ale to przez to, że czytam z komórki najczęściej. Ja chcę, żeby mieli jeszcze córeczkę! Bo 5 to taka okrągła liczba... Żartuję. Albo może nie, kto to wie? Hahaha, odbija mi. Ale to chyba dlatego, że uwielbiam to opowiadanie, więc to nic groźnego :) Czekam. Horace Love <3
OdpowiedzUsuńRozdział - cudny :3
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się drugiej części :3
Świetne *.* Kocham ten blog :)
OdpowiedzUsuńNie moge doczekać się części 2!:P
O matko... Lou współczuję... hahaha Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńJejj .. Boskie zakończenie ciesze się że taki Happy End, i z niecierpliwością czekam na 2cz. Mam nadzieje że Caro. bdz. z Harry'm Fajnie by było ;D
OdpowiedzUsuńjej super że kończy się happy end, ale jak sobie to wszystko tak przypomnieć od początku no to aż się smutno robi. co do rozdział świetny. i współczuję Caro 3 bracie.
OdpowiedzUsuńO Boze trzech braci i synów. Masakra, ale sie ciesze. Ja chce juz nastepna czesc. Buziaki :*
OdpowiedzUsuńUuuu...wesoło będą mieć w domu... Czekam na next! Rozdział jest świetny ;)
OdpowiedzUsuń