Dwa tygodnie później
Dwa dni w trasie.
Od
dwóch dni jesteśmy w trasie z chłopakami. Louis coś narzekał że go noga boli
tak jak kiedyś i kręgosłup ale uprzedzał że mu przejdzie. Siedziałam z
maluchami w pokoju kiedy oni byli na koncercie a właściwie go kończyli. Dzieci
oglądały bajki a ja kroiłam im owoce. Słodkie były. W końcu do pokoju wrócił
Louis.
-
Zmęczony? - spytałam gdy rzucił się na łóżko.
-Bardzo-
mruknął niewyraźnie
- Idź
się umyć, a ja położę dzieci.
-Taa-
wstał i powlókł się do łazienki
Wzięłam
maluchy, które były już wykąpane i przebrane. Spały z
nami w łóżku bo tu nie było łóżeczek. Louis po chwili wrócił
- Ale
jesteś padnięty.
-Taa-
znowu ta sama odpowiedź
- Idź
spać bo ledwo żyjesz. Dobranoc.
-Dobranoc-
po prostu zamknął oczy i zasnął
Już po
chwili ja też odpłynęłam.
Rano
obudziło mnie chodzenie po pokoju. Louis przeszukiwał kieszenie swojej bluzy .
- Czego
szukasz? - spytałam siadając.
-Alice?!
Nie niczego- odparł zmieszany
- Chyba
widzę.
-Mówię
że niczego - warknął siadając na kanapie i chowając głowę w dłoniach
- Nie
krzycz bo obudzisz dzieci.
-Przepraszam.
Wstałam
i poprawiłam Caro poduszkę.
-Wychodzę
- oznajmił nagle
-
Dokąd? - zdziwiłam się.
-i tak
nie będziesz wiedziała- przełożył portfel z wczorajszych spodni do nowych
Wyszedł,
a ja zdezorientowana poszłam do ubikacji. Trochę się o niego martwiłam. Dziwnie
się zachowywał. Może wczoraj na koncercie się coś stało. Wyszłam ,a dzieci
dalej spały. Zjadłam śniadanie które przyniósł mi Harry i potem nakarmiłam
dzieci bo się obudziły. Po dwóch godzinach usłyszałam głos męża za ścianą w
pokoju chłopaków. Był trochę zdenerwowany. Chłopcy coś mu tłumaczyli. W końcu
wrócił trzaskając drzwiami
- Co
się stało?
-Nic
się nie stało- usiadł gwałtownie na łóżku
- To
dlaczego mam wrażenie że zaraz wybuchniesz?
-Wybuchnę?!
O co ci chodzi?
-
Jesteś zły.
-Czemu
tak uważasz ?
-
Słyszałam że kłóciłeś się z chłopcami i prawie wyrwałeś drzwi z zawiasów.
-Dobra.
To ustalmy że jestem zły. Może być?- wyjął coś z kieszeni i skierował się do
łazienki
- Ale
dlaczego?
-Taka
cię odpowiedź satysfakcjonuje to ci przytakuję- wszedł do toalety i zostawił
mnie osłupiałą.
Co się z nim dzieje? - myślałam. Postanowiłam
dać mu spokój. Wzięłam dzieci i wyszłam z nimi na spacer. Pochodziliśmy po
parku w Irlandii i wróciliśmy do hotelu. Lou nadal był w łazience gdzie słychać
było szum wody. Nie otwierał kiedy pukałam
- No
ile się można kąpać? - spytałam się sama siebie.
Rozebrałam
dzieci do śpioszków i uśpiłam. Kolejne 30 minut nie wyszedł. Zaniepokojona
poszłam po Harry’ego. Ten przyszedł ze mną do naszego pokoju i zaczął walić w
drzwi. Byłam coraz bardziej przerażona.
-Alice
wyjdź na chwilę- poprosił mnie
- Co?
Dlaczego? - to było trochę dziwne.
-Proszę.
Zawołałam cię
Nic już
nie powiedziałam tylko wzięłam dzieci i poszłam do pokoju chłopców.
Harry
Wywarzyłem drzwi dziękując Bogu że otwierały
się środka. Wiedziałem co jest grane. Louis wciągnął amfetaminę znowu i był
odurzony. Siedział przy wannie z głową w dłoniach.
- Stary co ty odpierdalasz? - usiadłem obok niego.
- Stary co ty odpierdalasz? - usiadłem obok niego.
-Nie
daje rady. Boli
- A
pomyślałeś o Alice, o Mike'u i Caroline?
-Harry
... myślę non stop. Ona nie może wiedzieć. Nie mogę jej skrzywdzić.
- Więc
przestań. Idź do lekarza, a nie sam radzisz sobie za pomocą tego czegoś.
Chłopię ogarnij się. Wiesz co ona teraz przeżywa przez twoje zachowanie? Nie
wie co się z tobą dzieje i Niall w końcu się wkurwi i jej powie.
-Jakim
cudem Niall wie ?! Musieliście mu mówić?! To mój problem.
- Nie
radzisz sobie z tym.
-Nie mam
siły. Nie rozumiesz? Co dzień budzę się z bólem i myślę co zrobić. Wieczorem
muszę iść na koncert i udawać że jest dobrze. Nie jest.
- Louis
daj sobie pomóc. Po prostu. Dopuść do siebie Alice i nas.
-Nie
macie jak mi pomoc a Alice nie możesz w to mieszać.
- Lou
nie dajesz mi wyboru. - powiedziałem ostro.
-Tu
akurat nie masz za dużo gadania
-
Ogarnij się bo inaczej ich stracisz. - wstałem.
-Żeby
to było takie proste- bawił się torebeczka z białym proszkiem.
- Daj
mi to. - wyciągnąłem rękę w jego kierunku.
Spojrzał
na mnie nie wiedząc co zrobić. Oddać czy schować.
- Dla
własnego dobra....
-Harry-jęknął.
- Po
prostu mi to daj.
-Kiedy
ja tego potrzebuję- usłyszeliśmy otwieranie drzwi do pokoju
- Po
prostu to kurwa daj. - podszedłem do niego. - Nie potrzebujesz tego.
- Chłopcy? - z pokoju usłyszeliśmy Alice.
- Chłopcy? - z pokoju usłyszeliśmy Alice.
Louis
posłał mi wrogie spojrzenie i wysypał zawartość do toalety. Wiedziałem ze to
nie wszystko co ma. Wyszedłem do Ali.
- Gdzie
jest Louis? - spytała ze strachem w oczach
-W
toalecie
Nie
wiedziałem czy powiedzieć jej prawdę. W końcu sama zobaczy. Wyszedłem ale na
wszelki wypadek zostałem za drzwiami
Alice
Weszłam
do łazienki i zobaczyłam stojącego na środku Louisa.
-Wyjdź
. Zaraz przyjdę- nie patrzył na mnie.
- Nie.
- powiedziałam stanowczo. Miałam powoli dość jego zachowania.
-Wyjdź-
powtórzył.
Nic nie
powiedziałam tylko stałam i na niego patrzyłam. Nigdzie nie miałam zamiaru
wychodzić.
-Co
chcesz?
-
Wiedzieć co się dzieje.
-A
dzieję się coś ?
- Masz
mnie za głupią? Może na taką wyglądam ale nie jestem.
-Nie wyglądasz.
Nic się nie dzieję- wyminął mnie
- Louis
porozmawiaj ze mną.
-Okay.
O czym ? Byliście na spacerze
Odwrócił
się do mnie przodem i wreszcie na mnie spojrzał.
- Co ci się stało z oczami?
- Co ci się stało z oczami?
-A Coś
mi się stało ? Nie zauważyłem
- Masz
czerwone oczy. Dlaczego nie otwierałeś?
-Bo się
kąpałem.
- Tak
długo? - podeszłam bliżej niego.
-Tak.
Potem coś mi wpadło do oka i siedziałem na ziemi.
- Nie
kłam. Dlaczego masz większe źrenice? Coś ty robił?!
-Nie
nic nie robiłem.
- To
dlaczego mas.......- zobaczyłam biały proszek obok ubikacji. - Nie wierzę. -
pokręciłam głową nie mogąc dopuścić do siebie tej myśli.
nie
odpowiedział mi. Usiadł na lóżko patrząc się w okno
- Jak
mogłeś? - spytałam wychodząc za nim
-To ..
musiałem
-
Musiałeś?! Proszę cię.....
-Musiałem.
-
Pomijam siebie, ale do cholery ty masz dzieci!
-Wiem.
- nie
wygląda na to.
-Alice,
nic nie rozumiesz. Nie rozumiesz bólu, cierpienia jaki mam. Nie moja wina!
Teraz możesz mi to przyznać. Jestem narkomanem!
- Nie
rozumiem bo nie dopuszczasz mnie do siebie!
-Jak
cię nie dopuszczam?! Normalnie cię traktuje.
- Nie
rozumiesz że ja się martwię?! Kiedy pytam jak się czujesz, czy coś się dzieje
mówisz że wszystko jest w porządku! Nie po to ratowałam ci życie żebyś teraz
sam je sobie odbierał!
-Nie
odbieram sobie życia! Nie chciałem, żebyś wiedziała, bo tak byś się
zachowywała! Martwiła byś się.
- To
źle?! Martwię się co cię kocham! Chce pomóc. Jesteś pieprzonym egoistą!
-No
chyba nie! Właśnie myślę o was! O tym, aby was nie zranić, sam sobie pomóc!
- Ty to
nazywasz pomocą?! To jest tchórzostwo! Nie wierzę że do tego dopuściliśmy! -
poczułam łzy na swojej twarzy.
-Przestań
płakać. Chociaż tego nie rób ty. Proszę.
Rozpłakałam
się jeszcze bardziej. Podszedł i chciał mnie przytulić lecz nie odsunęłam.
- Biorę
dzieci i wracam do domu. - powiedziałam wyjmując torbę i zaczynając pakować
rzeczy maluchów. Mój świat się walił.
-Nie
rób tego- zatrzymał moją rękę w uścisku. W jego oczach też widziałam łzy- Masz
rację, bez ciebie, bez was sobie nie poradzę.
-
Miałeś nas, ale nie chciałeś pomocy.
-alice
to jest bardzo trudne. Rozumiesz? Umiesz przestać mnie kochać? Umiesz nie brać
czegoś do czego byłaś przywiązana i mogłaś to robić kiedy chciałaś? Ja już
zawsze będę narkomanem, który może nie będzie brał.
- Nie
umiem, ale nie mogę też patrzeć jak to sobie robisz. Jaką mam pewność że
przestanie? Że to się nie powtórzy?
-Sam
nie mam pewności. Skąd mam to wiedzieć? chociaż nie brałem tego długo, bo od
dwóch tygodni
- Louis
dlaczego ty w ogóle zacząłeś? Jak mogłeś?
-Chciałem
zapomnieć o bólu. Vicodin go łagodził a amfetamina pozwala zapomnieć.
-
Ja....idę się przejść.
Dałam
mu się pocałować w czoło i wyszłam z hotelu.
Było
dosyć ruchliwie, co wyjątkowo mi przeszkadzało. Chciałam być sama i móc
pomyśleć.
Kompletnie
nie wiedziałam gdzie iść i co zrobić. W głowie mi się lasowało od wszystkiego.
Jak on mógł mi to zrobić? Myślałam że go znam. Może to ja nie umiałam mu pomóc?
Tylko
czemu on mi nie powiedział o bólu? O tym, że jest źle? Nie wiedziałam co teraz
zrobić. Jeśli go zostawię sama się załamię, a on to już w ogóle. Zaćpa się na
śmierć.
Z
drugiej strony nie poradzę sobie z dziećmi i z nieobecnym Louisem. Zastanawia
mnie czy chłopcy wiedzieli , a jak tak to dlaczego mi nie powiedzieli.Pewnie
usłyszę odpowiedź "Nie chcieliśmy cię martwić". Jasne, lepiej ukrywać
wszystko. Wróciłam do hotelu zła, że nic nie wymyśliłam i zła że nikt mi nic
nie powiedział.
Poszłam
do pokoju chłopców żeby wziąć dzieci. Ku mojemu zdziwieniu był tam również Lou.
- Były
grzeczne? - spytałam zaraz na wejściu. Chciałam jak najszybciej stamtąd
wyjść.
-Tak,
Lou je uśpił- odpowiedział Niall, przytulając mnie
Trochę
zaniepokoiło mnie to że Louis będąc na narkotykach brał dzieci. Wiedziałam
jednak że nie zrobiłby im krzywdy.
- Ja je
wezmę do naszego pokoju. Dzięki za opiekę. - starałam się nie patrzeć w oczy
Louisa.
-Nie ma
za co, a może zostawisz je u nas i pogadacie?
- Mogą
się w nocy obudzić. Lepiej wezmę je do siebie. - wiedziałam że tchórze, ale
bałam się znowu z nim rozmawiać.
-Alice
chodź na chwilę- poprosił mnie Harry wychodząc ze mną do naszego pokoju.
- Co? -
spytałam.
-Co ty
robisz?Przecież wiesz jaka jest sytuacja.
-O co
ci chodzi ?
-Możesz
go nie ignorować? Jeśli chcesz mu pomóc to wszystko pogarszasz. Wytłumacz mu
pewne zasady. Powiedz, że musi iść na terapię mimo, że to i tak krótko trwa.
niech wyrzuci przy tobie to co ma, bo ma na pewno.
- Ja
się po prostu boję. Rozumiesz?
-Czego
się boisz?
-
Rozmowy, że go stracę. To chyba moja wina. Nie umiałam mu pomóc.
-Nie
twoja wina, nie nasza wina, nawet nie jego. Czasem popełnia się błędy, ale on
ma szanse je naprawić. Naprawdę. Nie stracisz go.
Wyszłam
z pokoju i szybko weszłam do pokoju chłopców. Podeszłam do Louisa z kamienną
twarzą.
- Oddaj
wszystko co masz. - powiedziałam głosem wypranym z uczuć.
-A...
ale ja- zaczął zaskoczony- W tamtym pokoju jest.
Wzięłam
go za rękę i pociągnęłam do naszego pokoju.
-
Ostrzegam że jeżeli nie dasz mi wszystkiego, biorę dzieci i wracam do domu.
Wyjął
ze spodni, które leżały na fotelu dwa woreczki i mi je oddał, abym mogła
spuścić je w toalecie
-
Wszystko? - spytałam patrząc na niego.
-No
tak.
-
Dobrze. - wypuściłam powietrze które chwilę wstrzymywałam.
-Na
pewno zostaniesz?
- Jeśli
nie dasz mi powodów do wyjazdu to tak.
-Dziękuję-
odetchnął z ulgą siadając na łóżku.
- Nigdy
więcej. Błagam.
-Alice-
spojrzał na mnie- Postaram się. Obiecuję.
-
Proszę mów mi o wszystkim. Każdym problemie.
-Tak.
Tylko czekaj- podszedł do jednej z walizek i wyjął małą fiolkę tabletek-
Vicodin masz. Będzie bolało ale dobra- podał mi ją.
- Nie
rozumiem dlaczego cię boli. Przecież wszystko było dobrze.
-Nie
wiem. Muszę biegać po scenie to tez wymaga trochę pracy nogą, która była
uszkodzona i kręgosłup.
-
Chodźmy do lekarza może coś poradzi.
-Okay.
Nie dziś.
- Pójdę
po dzieci.
-Dobrze-
stanął przed oknem, a ja wyszłam do pokoju obok.
- No
jeszcze raz dzięki za opiekę nad nimi. Dobranoc.
-Dobranoc-
opowiedział mi.
Przebrałam
dzieci w ubranka do spania.Położyłam je do łóżka i sama poszłam wziąć prysznic.
Gdy
weszłam do pokoju, louis pół leżał na materacu patrząc się na dzieci.
- Nie
możesz im tego zrobić.
-Nie
mogę- zgodził się całując je w czółka.
Uśmiechnęłam
się. Miałam nadzieję że się uda. Że wszystko będzie dobrze.
-No
chodź- wyciągnął do mnie ramiona.
Niepewnie
podeszłam bliżej niego. Czułam że za chwilę znowu się rozryczę.
Przytulił
mnie do siebie całując we włosy.,
- Chce
żeby było jak dawniej. - powiedziałam w jego koszulkę.
-No to
będzie- zapewnił mnie.
Przytuliłam
się do niego i już po chwili moczyłam mu koszulkę
-Nie
płacz, kochanie- szeptał ścierają moje łzy.
-
Kocham cię.
-Ja
ciebie też- pocałował mnie w policzek.
~~~*~~~~
No heeey. Błagam troszkę więcej komentarzy. Bardziej nas motywujecie. Zapraszam na aska. Może macie ochotę pogadać z Lou
Zajebisty.♥
OdpowiedzUsuńNie myślałam że Louis bierze.
Czekam na następny.
świetne czekam na następny :)iza :P
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńNiech on już nie bierze tego świństwa... PROSZĘ...
Mam nadzieję, że nie długo pojawi się następny : )
omnomnomnomn.... Jejku... prawie się poryczałam. Kocham tego bloga <333
OdpowiedzUsuńPomóż im!! Pllooosę :*
Pozdrawiam :D
Marzena
Louis... kopa odemnie dostaniesz.. Świetny rozdział. Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńLouis narkomanem ?!!!!!! Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńAch ty uparciuchu.... Rozdział świetny ale miałam zdanie że zmienisz decyzję... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńi sama nie wiem co napisać
OdpowiedzUsuńświetne i czekam na next <3 to musi wystarczyć
boskie<3
OdpowiedzUsuńWow.... Po prostu nwm co powiedzieć. Zaskoczyłaś mn. Czekam nn.
OdpowiedzUsuńAla
mam nadzieje że wszystko już będzie dobrze a louis nie będzie ćpał : ) : * <3
OdpowiedzUsuńMam nadziej że Lou wyjdzie z nałogu i będzie dobrze. Co do rozdziału t jest świetny jak zawsze ;*
OdpowiedzUsuńMoże napisz jakieś opowiadanie w którym nie ma one direction? Jestem ciekaw/a, jak by Ci to wyszło. :)
OdpowiedzUsuńMoże nie proponuj tego pod blogiem gdzie piszą dwie osoby?
UsuńAle czytam inne Twoje blogi (zwracam się konkretnie do Ciebie, Sky fall girl) i jak dotąd nie natrafiłem/am na bloga nie-o-1d. To było czysta pytanie-propozycja, wrzuć na luz. ^^
UsuńWięc przepraszam, że być może zabrzmiało to oschle czy inaczej. Owszem piszę takie opowiadanie, ale jest ono na razie dla mnie.
UsuńO mój boże....
OdpowiedzUsuńLouis, coś Ty narobił....
Serce mi się krajało jak to czytałam, biedny Pasiak...
Mam nadzieję, że wszystko znów wróci do normy i będzie cacy stuk, stuk ;)
Dangerous Darkness
Popłakałam się ...
OdpowiedzUsuńCudo *___*