Ranek Louis
Gdy się
obudziłem nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Musiałem wziąć, a wiedziałem, że
nie mogę. Poza tym to wszystko było mieszanką wybuchową wraz z moimi lekami. Wstałem
i poszedłem wziąć prysznic. Trochę ochłonąłem,. Boże co ja w ogóle zrobiłem. Kiedy
wyszedłem z pokoju Alice dalej spała razem z Mike'em ,a Caro błądziła oczami po
pokoju.
-Cześć
maleńka- wziąłem ją na ręce całując w policzek.
Zaczęła
się śmiać. Bardzo głośno jak na takiego brzdąca.
-Cii bo
obudzisz mamusię- szepnąłem uśmiechając się- Kochasz tatę? Pokaż jak kochasz
tatę
Dziewczynka
mocno objęła mnie za szyję.
-Ja też
cię tak kocham. Powiesz tata? Ta-ta.
Popatrzyła
na mnie jak na głupka i za chwilę znowu zaczęła się śmiać i machać rękami.
-Tak
myślałem- pocałowałem ją w czółko- Idziemy po śniadanie dla mamy? Rozmawiam z
dzieckiem...
-
Tata... - powiedziała i włożyła sobie paluchy do buzi
-Brawo,
ale wyjmij rączkę słoneczko
Patrzyła
na mnie dalej trzymając rączkę w buzi. 1
-Eh ty-
sam wyciągnąłem jej piąstkę z ust i wziąłem ją na dół.
Skrzywiła
się ale po chwili znowu się śmiała.
-Moje
gwiazdeczka. Będziesz śpiewać jak tatuś? Co? A mama będzie cię uczyć tańczyć.
Fajnie by było- mówiłem do niej zamawiając śniadanie.
Karmiłem
na dole Caro kiedy do restauracji zszedł Harry.
- Hej.
- powiedziałem.
-Cześć.
Pogadamy? 2
-Jasne
spadaj-wskazałem na miejsce obok.
-Jak
rozmowa? Wybiła ci z lba te głupoty?
-
Powiedzmy. Wiem że nie będzie się ze mną cackać jeśli.... no wiesz.
-No
raczej. Dobrze robi. Ale ty jesteś głupi. Mówiłem ci żebyś tego nie kupował
- O tym
chciałeś gadać?
-Taa.
Chciałem wiedzieć czy masz tyle silnej woli aby przestać
- Będę
się starał i tylko tego jestem pewien
-Jednego
nie rozumiem. Tylko tydzień. Jeden tydzień a ty się uzależniłeś- wytarł Caro
serwetka buzię
-
Uwierz że sam chciałbym to rozumieć.
-tak.
Chodź kochanie- posadził ją u siebie na kolanach.
Kwiecień
- ostatni miesiąc trasy. Londyn
Caro z
Mikeiem biegali po dywanie kiedy ja szykowałam obiad. Louis był u terapeuty.
-
Proszę was, uspokójcie się.
-Tata!-
krzyknął Mike. Umiał pojedyncze słowa. Czasem składał zdania. Caroline mówiła
tylko słówkami
- Taty
nie ma synku, ale za chwile wróci. Więc się uspokójcie bo mu powiem wszystko.
-Nie!-
Popchnął siostrę a ta upadła na dywan pupą.
Caro
zaczęla płakać. Podeszła i wzięłam ją na ręce.
- Mike
patrz. Przeproś siostrę. - kucnęłam tak żeby być na jego wysokości.
-Nie-
założył ręce na klatkę. Mądry był jak na swój wiek
- Mike
proszę cię.
-Nie bo
ona jest bzitka!.nie lubię jej!- fuknął 2
- Ale
to twoja siostra i masz ją przeprosić. Dlaczego jej nie lubisz przecież ci nic
nie zrobiła. - dziewczynka wtulała się we mnie mocno.
-Zrobiła.
Onia zawsie jest dobla i najlepsza- wziął swoje zabawki.
- Nie
mów tak. Oboje jesteście cudowni. Chodź tu. - usiadłam na podłodze i
przygarnęłam go do siebie. Tym sposobem oboje siedzieli po obu moich stronach.
-Ale
tata mnie kochia...
- Też
cie kocham.
-Ją baldziej
- Mike
oboje was kochamy tak samo. I ja i tata.
-I tak
jej nie lubię Cialy pokój jest lozowy
- To go
przemalujemy.
-
Gupek. - usłyszałam córkę.
-Gupia
jesteś. Baisz się lalkami 2
- a ty
brum brum lobis.
-Bo ja
jestem duzi
-
Kochanie jesteście w tym samym wieku. - zaśmiałam się.
-Ja
ciesniej się ulodzilen. Ona jest gupia!
-
Koniec. Masz w tej chwili ją przeprosić, a ty go już też nie wyzywaj. -
powiedziałam do obojga.
-Nie!
O! Tata!
- Mike
wracaj w tej chwili! - krzyknęłam za nim.
-Tataa!-
rzucił się w holu na Louisa
- Gdzie
ja popełniłam błąd? - spytałam się sama siebie. - Idziemy do ogrodu? - spytałam
córki
-Nie.
Baje ce!
-Co
jest? Czemu on mówi że mama jest be?- zapytał mój mąż wchodząc do salonu
- Mów i
też żę go nie kocham. - powiedziałam włączając małej bajki.
-Ej
mały ale mama cię przecież kocha. Bardzo bardzo mocno
mały
wtulił się w niego mocniej nic nie mówiąc.
-Tata!
- krzyknęła Caroline.
-Cześć
księżniczko- wziął ją drugą ręką
-
Zostaw, baje sią. Też oglądaś? Plose.
-już-
postawił ją na dywanie-Mike oglądasz z nami?
-
Dobla. - powiedziała robiąc śmieszną minę.
-Ale to
smyku Barbie jest- dodał Louis
- Ty
cesz Barbie? - zrobił wielkie oczy.
-Niee!
Gupia jesteś! Puchatka ce!
- Nie
ce puchatka! - mała zaczęła płakać.
-Ja nie
ce Barbie! Tylko maluchy ododaja balbie!
- Mam
pomysł. Tata zostanie z Caroline oglądać, a my pójdziemy do ogrodu dobra? -
spytałam małego.
-A
będziemy kopiać pilke?
-
Będziemy. - wyciągnęłam do niego rękę.
-To
mogę iść- podał mi łapkę.
- Mój
chłopak. - podniosłam go - A dasz mi buzi? - spytałam go.
-Tiak!-
dał mi całusa w policzek- Ja ce blata!
- Brata
chcesz? Ale twoje zachowanie nie pozwala na jeszcze jedno dziecko. Przecież
wasza dwójka już i tak się bardzo kłóci.
-No bo
ona jest gupia! A ja ce blata. On bedzie ajny!
- A jak
by się urodziła dziewczynka?
-Nie,
to bbedzie blat. Raz mzie się zdażyć pomyłka...
-
Dopóki nie zaczniesz się dogadywać z Caroline nie mamy o czym rozmawiać mój
drogi. - powiedziałam kiedy byliśmy już w ogrodzie.
-Nio to
nie będę miał blata- pobiegł do piłki leżącej na trawie
- Mike
,proszę. Dla mnie. - powiedziałam siadająa na trawie.
-Ale ja
jej nie lubię! Ona mnie kopie!
- Z nią
tatuś rozmawia i ona też już nie będzie ci dokuczać.
-Dooobla.
- To co
gramy? - wstałam biegnąc w jego stronę. Zaczął się głośno śmiać i uciekać.
Rzucałam
mu on łapał, potem kiwaliśmy się a on strzelał gole. I on ma 1,5 roku!
-
Wygrałeś. - przyznałam padając na glebę.
-Mamo,
wstawiaj! Pokaziemy tacie jak glamy!
Otworzyłam
jedno oko i zobaczyłam stojącego nade mną chłopca.
-Mamo
wstawiaj!- ciągnął mnie za rękę.
-
Musisz mi dać buziaka bo inaczej nie dan rady.
Pochylił
się i cmoknął mnie w usta.
Wstałam
,szybko wzięłam go ręce i zakręciłam w powietrzu.
- Ale
ja cię kocham
-Ja
tież, ale ce blata.
- Coś
ty się tak czepił? - spytałam stając w miejscu
-Bo mi
ona nie pasuje! Ja ce z nim lobić brum brum.
- Znowu
zaczynasz? Coś mi obiecałeś chyba. 2
-No i?
Ale nie musiem się z nią baić.
- Oj
mały... Idziemy do domu?
-Po
tatę! Będziemy glać!
-
Kochanie może na dzisiaj wystarczy. Wykąpiemy się, piane ci zrobię. co?
-Ale
siam?
- Jak
będziesz chciał tak bardzo to sam. - powiedziałam nie chcąc się już z nim
kłócić.
-A ona?
- Ona
ma imię to po pierwsze. Wykąpie się potem najwyżej. Nie chce ryzykować że ją
utopisz.
-Etam-
machnął rączkę- A ja cie zieby mnie tata ykąpał!
-
Dlaczego ja nie moge? - zdziwiłam się.
-Bo ty
zawsie to lobisz a tatuś nigdy.
- No
dobra. - weszliśmy do domu.
Louis
trzymał Caroline na kolanach, która z pasją oglądała Barbie przy czym on
zasypiał patrząc na ten film
-
Ciekawy film? - spytałam Louisa mówiąc mu do ucha
-Taa,
no bardzo- uśmiechnął się otwierając oczy.
- Syn
chce żebyś go wykąpał. - powiedziałam siadając koło nich.
-Że
ja?- zdziwił się.
-
Dokładnie ty. - powiedziałam zdejmując małemu buty.
- Ty. -
pokazał Mike na Louisa.
-Ale ja
nie umiem.
- Ja
cie nauce. - powiedziała chłopczyk, a Caro zaczęła się śmiać.
-Synku...-
Louis spojrzał na niego błagalnie.
- No
plose.
-A nie
może tego mamusia zrobić? Mama umie. Zrobi ci piane i będziesz się bawił, a
potem cie wymyje.
- Ce z
tobą. - zaczął płakać.
- No
idź widzisz jak mu zależy. Raz, dwa.
-Ale ja
nie umiem- szepnął do mnie tuląc synka
- Louis
to nie jest nic trudnego. Poradzisz sobie.
-będziesz
żałował synu- jak brał go na ręce to widziałam, ze mu się dłonie trzęsły
- Miłej
zabawy! - krzyknęłam za nimi. - Ty dalej oglądasz? - zwróciłam się do córki
-Nio.
Tatuś, kąpać, mnie.
-
Ciebie też? Na pewno się ucieszy.
-Tak!-
pocałowała mnie w policzek i zaskoczyła na dywan
- Gdzie
idziesz?
-Do
taty- dreptała w śpioszka w stronę łazienki.
- Ale
tata teraz kąpie Mike'a.
-Ja ce
do taty- zaczęła tak głośno płakać, że chyba sąsiedzi ją słyszeli.
- Nie płacz.
- wzięłam ją na ręce. - Już idziemy do taty. - weszłam do łazienki, gdzie Mike
stał w wannie, a Louis siedział obok i obaj byli cali w pianie.
-Co się
dzieję? Kochanie czemu ty płaczesz?- zapytał przejęty Louis.
- Cie
tam. - wskazała na brata.
-Ale teraz
kąpię twojego brata. Potem mamusia cię wykąpie. Zamknij oczka, umyjemy włoski-
zwrócił się do synka.
- NIe!
Ja ce z tobą tata!
-Dobra
to ze mną, ale zaraz. Kotku ja go do kończę kąpać a przyniesiesz mi tabletki?
-
Jasne. - zostawiłam mała trzymającą się kolana Louisa i patrzącą na kąpiel
Mike'a i poszłam po tabletki i coś do popicia.
Gdy
wróciłam mały był wycierany ręcznikiem.
- Masz,
a ja go wezmę.
Odebrałam
syna, a chłopak zajął się Caro.
Zaniosłam
go do ich pokoju i zaczęłam ubierać w piżamę.
-Pać tu
sią siame lalki.
- Jutro
to posprzątamy i gdzieś schowamy żebyś nie widział ich.
-Dobla.
Ce mieć blata!
-
Kochanie.... - nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
-Gllll.
- Nie
złość się, po prostu, porozmawiamy o tym kiedy indziej.
-Dobla.
Cem spać.
- To
już kładziemy się. - położyłam go i pocałowałam w głowę.
Uśpiłam
go i poszłam do łazienki po Caroline.
-
Gotowa? - spytałam.
-Już
tak. Proszę. Dobranoc księżniczko- chłopak pocałował dziewczynkę w policzek i
mi ją oddał.
W
drodze do pokoju mała już zasypiała. Przebrałam ją i położyłam. Zgasiłam
światło i wyszłam
Zajrzałam
do naszej sypialni, ale louis w niej nie był. Stał z rękoma opartymi o umywalkę
i patrzył się w lustro.
- Co
tam? - spytałam stojąc w drzwiach.
-Ciężko-
przyznał.
- To
znaczy? - podeszłam do niego.
-No
ciężko. Chętnie bym w coś walnął, rozwalił. Czuję jak mnie roznosi.
-
Będzie dobrze. Po prostu musisz to przetrwać
-Yh
tylko nie wiesz jakie to cholerstwo jest.
- Nie
wiem, ale domyślam się że nie jest łatwo.
-Kocham
cię- wyszeptał przekręcając głowę w moją stronę.
- Wiem.
- uśmiechnęłam się do niego. - Też cię kocham.
-Idziemy
na górę?-zapytał.
- Tak.
Dzieci dały mi dzisiaj popalić. Idę wziąć prysznic. - powiedziałam
rozpuszczając włosy bo miałam warkocza.
-O takiej
mi ciebie brakowało.
-
Jakiej? - byłam zainteresowana.
-Takiej
nie ułożonej. Najlepiej w mojej koszuli z roztrzepanymi włosami,
- Twoje
koszule są bardzo wygodne. - śmiałam się. - Nasze dzieci cię uwielbiają.
-mnie?
dziwne. ty spędzasz z nimi więcej czasu
- Wcale
nie. Jesteś dla nich najlepszy. Jesteś takim super tatą.
-Haha
dziękuję- zaczął mnie całować.
- Nie
masz za co. Taka prawda.
-Ta
wanna będzie na pewno wygodna- przechylił mnie i wpadłam do wody.
-
Louis! Jestem cała mokra.
-Ojoj.
bywa skarbie- śmiejąc się stojąc nade mną.
-
Jesteś jak dziecko. - śmiałam się.
-Własnie
apropo dzieci kochanie- usiadł na wannie.
- Śpią.
- powiedziałam chociaż wiedziałam o co mu chodzi.
-Nie
mówię o tych dzieciach
-
Powiedz o co ci chodzi. Od owijaj.
-Myślałaś
o następnym dziecku?
-
Myślałam - przyznałam szczerze.
-I?
- I
chciałabym je. Nie wiem tylko czy to odpowiedni czas.
-Sam
nie wiem. Trasa się nie długo skończy i na razie przerwa. Możemy spróbować
-
Louis, ale czy ty czujesz się na siłach. Wiesz co mam na myśli....
-Chodzi
ci oto czy znów nie wezmę?
- Nie
to że ci nie ufam, tylko wiem że jest ci ciężko.
-wiem.
Wiesz ile ja razy miałem to jeszcze raz w dłoni? Nie, nie wziąłem tego nie
patrz tak na mnie.
-
Właśnie o to mi chodzi. Sam widzisz teraz najlepiej jaki to obowiązek.
-Wiem,
ale chodzę na tą terapię. Wpoili mi parę rzeczy
-
Trochę mi zimno możemy stąd wyjść i wtedy porozmawiać. - śmiałam się.
-Oj
chodź aniołku- podał mi dłoń
Przebrałam
się i zeszliśmy do kuchni bo chciałam się napić herbaty
Usiadł
ze mną przy wyspie lustrując wzrokiem.
-
Dlaczego mi się tak przyglądasz?
-Bo cię
strasznie kocham.
- Też
cię kocham głuptasie.
Pochylił
się i cmoknął mnie w usta.
-Mike
jest strasznie rozwinięty jak na swój wiek
- Tak,
zdecydowanie.
-Haha
Carolie umie dobrze walić po głowie za to. Zwłaszcza swojego brata
-
Strasznie się kłócą. Nie chce nawet myśleć co będzie jak podrosną.
-No
wiesz to jest jednak brat i siostra.
-
Bliźniaki. - odłożyłam pusty już kubek.
-No
bliźniaki. Zobacz Mike będzie świetnym starszym bratem- chłopak wziął mnie na
kolana.
- Na
pewno będzie. - zgodziłam się.
-Mieliśmy
iść na górę
- Nom.
To idziemy. - wstałam i poszłam w stronę schodów.
On mnie
złapał w talii i sam zaniósł.
Niósł
mnie aż do naszej sypialni.
Położył
mnie na łóżku przygniatając swoim ciałem
- No i
co teraz? - śmiałam się starając się być cicho.
-Znowu
ja?
- Oj
tam... - zdjęłam mu bluzkę i go pocałowałam.
-Czekaj...
- Co?
-Bierzesz
tabletki?
- Trzy
dni temu mi się skończyły.
-Co
chcesz zrobić?
-
Teraz? Zdjąć z ciebie spodnie.
-Haha.
Okay wiesz, że nie oto mi chodziło- całował moją szyję zostawiając na niej
malinki. No zabiję go!
Po
jakimś czasie takich pieszczot byliśmy już nadzy.
-Mamy
się zabezpieczać?- zapytał odrywając się od moich ust
-
Wątpię żebym zaszła tak od razu, a jeśli tak to znaczy że tak ma być i już. -
znowu go pocałowałam.
Po
chwili we mnie wszedł, a ja uniosłam się do góry. Cicho jęknęłam gdy się we
mnie poruszał.
-Kocham
cię- wyszeptał opadając po wszystkim obok mnie.
- Ja
ciebie też, bardzo.
-Dobranoc
kotku-objął mnie .
Wtuliłam
się w niego i zasnęłam.
Louis
Obudziłem
się pierwszy widząc ukochaną w swoich ramionach. ból kiedyś mi towarzyszył
przestał istnieć ale chęć wzięcia była. Wiedziałem, że nie mogę się poddać dla
nich. pocałowałem ją delikatnie we włosy. Pachniała tak świeżo.Dziewczyna
wtuliłam się mocniej w moje ciało i leniwie mruknęła.
-śpij-
szepnąłem jej do ucha.
Nic nie
powiedziała tylko obróciła się w drugą stronę i dalej spała.
Powoli
wstałem z łóżka i zacząłem się ubierać. Zajrzałem do dzieci, ale one spokojnie
spały. Zszedłem więc na dół w celu przygotowania śniadania. Otworzyłem szafkę z
lekami sięgając po nie, kiedy natrafiłem na Vicodin. Obróciłem go parę razy w
palcach.
Chęć
wzięcia była ogromna. Patrzyłem na opakowanie dobre kilka minut.
Odkryłem
fiolkę stając nad zlewem. Ręce jak zwykle ni się trzęsły. Dobrze że tego nie
widziała ali.
sobie
też ból w oczach Alice.
Poza
tym dzieci. Ta trójka jest najważniejsza. Chciałem je wysypać, kiedy do kuchni
weszła zaspana Ali
Stałem
do niej plecami więc nie widziała tego co trzymam.
- Co
robisz? - spytała przebierając oczy.
-Nic.
Idz do jadalni wezmę się za śniadanie
- Może
ci pomogę?
-Nie.
Idz poradzę sobie- posłałem jej uśmiech-Leki wezmę i zaraz będę smażył
naleśniki
- No
dobra.
~~~~~*~~~~~~~~
Cześc, cześć. Zauważyłam, że jak jest jakaś akcja typu śmierć czy narkotyki to od razu więcej komentarzy. Eh wy :p
Huech ;) ależ my jesteśmy złowieszczy... Czekam nn.
OdpowiedzUsuńAla
Akcja jest i to super : )
OdpowiedzUsuńCzekam na nn : )
Mam nadzieję że to nie podsunie ci kolejnych "genialnych" pomysłów... Rozdział świetny ;) CZekam na next!
OdpowiedzUsuńZarąbisty czekam z niecierpliwością na nn. Jak coś czytam wszystkie ;-)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Mike'a. ♥ Niby mały, a taki wygadany... Ach... ;)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, czekam na next. ;) xx
Boskie. Czekam na nn i przepraszam, że się jakoś nierozpisuję, ale jestem padnięta...
OdpowiedzUsuńDangerous Darkness
No wiesz, wtedy jest tak ciekawie, że nie da się nie komentować. Rozdział świetny czekam na nexta ;*
OdpowiedzUsuńJa Ci dam śmierć i narkotyki! :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
No to jest wspaniałe i daje dużo do myślenia szczególnie dla mnie Plotę głupoty. Wspaniały rozdział,a komentarze na komórce coraz lepiej mi wychodzą. Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńRaaany, niech Lou nie bierze... I skąd u maluchów tyle złości? Dobra, nieważne. Kocham to opowiadanie,czekam na następną część. WENY :3
OdpowiedzUsuń