czwartek, 20 czerwca 2013

Historia nie dobiegła końca

Koniec kwietnia
-Mike zostaw Caroline cholera jasna!-Louis wychodził z siebie kiedy ja ubierałam się do lekarza
- Na pewno sobie z nimi poradzisz? - spytałam mamy która właśnie nakładała jeść dzieciom.
-Przecież to aniołki- odparła z uśmiechem
- Aniołki....jasne. - powiedział Louis stając koło mnie.
-Jak to nie?- zdziwiła się-Przecież one zawsze są cichutkie. Mike bawi się lalkami z Caro albo oglądają bajeczki
- No nie ważne. Tak czy tak jeszcze raz dzięki. - powiedziałam i wyszliśmy
Wsiedliśmy do auta od razu kierując się do kliniki. Jechaliśmy około pół godziny. Na miejscu poszliśmy pod odpowiedni gabinet.
-Tak swoją drogą to one chyba udają żeby ich babcia bardziej kochała.... kurwa mać właśnie zrobili nam zdjęcie- Louis zauważył obok nas faceta z aparatem. Oni wszędzie za nim wejdą.
- Nie przeklinaj to po pierwsze a po drugie to masz rację. Trzeba częściej zapraszać moja mamę.
-Nie przeklinaj nie przeklinaj - udawał mój głos otwierając mi drzwi bo była nasza kolej-Ty? Wiesz że minął rok?
- A ty jeszcze wytrzymujesz. - zaśmiałam się. - Dzień dobry.
-oo dzień dobry. Jak ja dawno państwa nie widziałam
- Rzeczywiście trochę czasu minęło. - powiedziałam. - No ale tak się złożyło że znowu jesteśmy.
-O co chodzi ? Coś nie tak?
- Nie, nie wszystko jest w porządku. Przynajmniej tak się czuje.
-Rozumiem. No to o co chodzi?
- My znowu spodziewamy się dziecka. - Lou powiedział dumnie.
-Oo gratuluję. Ale to już pewne? To ja o tym nie wiem. Który tydzień ?
- Ósmy. Chcielibyśmy wiedzieć czy wszystko jest dobrze
-Oo proszę się położyć- wskazała na fotel
Zrobiłam to i podwinęłam bluzkę na odpowiednią wysokość.
Lekarka przejechała mi odpowiednim sprzętem po brzuchu i po chwili zaczęła się cicho śmiać
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Louis patrzył na mnie pytającym wzrokiem, a byłam tak samo skołowana jak on.
-No na pewno się pan ucieszy panie Tomlinson- zachichotała
- O co chodzi? - nie wytrzymałam i zapytałam.
-Podwójne szczęście.
Kiedy zrozumiałam co lekarka ma na myśli popatrzyłam na Louisa.
-Nie nie nie błagam panią. Źle zrozumiałem prawda?
- Nie proszę pana. Po raz drugi będą to bliźniaki.
-Ja pierdole- mruknął chowając twarz w dłoniach
- Louis - upomniałam go. - W głębi duszy bardzo się cieszy - zapewniłam lekarkę.
-Tak widzę. No to tak . Na razie z płodem jest wszystko dobrze. Tyle mogę powiedzieć na ten czas. Zapraszam na wizytę za miesiąc.
- Dziękuję. - powiedziałam i już po chwili wyszliśmy z gabinetu.
Louis trzymał mnie za rękę prowadząc do auta. Wzrok miał nieobecny
-Jak nie wezmę. To nie uwierzę- powiedział do siebie
Zastanawiałam się czy on się nie cieszy? Trochę się przestraszyłam jak usłyszałam że to bliźniaki, ale się cieszę. Reakcja Louisa była dziwna i trochę mnie smuciła.
-Okay. A teraz mi powiedz jak sobie poradzimy wraz z Mikiem którego trzeba wziąć najbardziej pod uwagę
- Będzie się cieszył. Caro tak samo.
-Nie o to mi chodzi. Skarbie 4 dzieci. 4.
- Są mali, ale może zrozumieją że będziemy potrzebować pomocy, mam na myśli że będą musieli być grzeczniejsi.
-Dobra nie wiem. A tak w ogóle to bardzo się cieszę - przyparł mnie do auta, aby pocałować.
- Sprawiałeś inne wrażenie. Trochę się przestraszyłam.
-Zaskoczyło mnie to. Wiesz że nie było najlepiej
- Wiem to bardzo dobrze. - zaśmiałam się.
-Kocham cię misiak- przytulił mnie do siebie
- Ja ciebie też. Założę się że chłopcy będą się zwijać ze śmiechu.
-Taa. I to z pewnością. A słuchaj. Nie staramy się więcej o dzieci
- Chyba czwórka wystarczy. - zgodziłam się.
-Ta a poza tym wiesz do trzech razy sztuka a ja 6 nie chcę mieć
- Hahaha.... Wracamy?
-Yhym - otworzył mi drzwiczki od swojego nowego lamborghini
Pojechaliśmy. Kiedy weszłam do domu Mike od razu się na mnie rzucił, a Caroline siedziała na kolanach babci i coś próbowała jej wytłumaczyć.
-Mamo ona naplawde jet gupia. Plubuje zlobic tak żeby baba ją baldziej kochała bo baba woli mnie 
- Jestem pewna że babcia kocha was oboje tak samo. - wzięłam go na ręce.
-Taaato mama klamieee!
- Mike ty nie możesz być taki zazdrosny. - powiedział Lou.
-nie kochacie mnie- zaczął płakać
- Synku nie mów tak. Bardzo cię kochamy. - nie lubiłam kiedy tak mówił.
Przetarł oczka
-Puść mnie
- Nie jesteś śpiący? - spytałam.
-Niee
Postawiłam go i usiadłam koło mamy na kanapie.
-Tato chodz glamy w pilke bo one się nie nadają
Chłopcy wyszli do ogrodu i słychać było śmiech Mike'a.
- Co robiliście?
-Oglądały bajki. Jak u lekarza?
- Wszystko jest dobrze. Powiem ci więcej.....to znowu bliźniaki.     
-Słucham?! Boże ty nie mów ojcu          
- Dlaczego niby? - zdziwiłam się.
-Pamiętasz ostatnio?
- Jestem dorosła.    
-Tak wiem, ale w sumie to jest dużo obowiązków. 4 małych dzieci...
- Trochę się boję, ale poradzimy sobie   
-Wierzę w to. Dobrze ja się zbieram. Dzwonił Harry chciał wziąć dzieciaki dzisiaj do zoo.    
- Pogadam z nim. Dzięki, że z nimi zostałaś.    
-Nie ma sprawy. Pa Louis, cześć dzieciaki        
Mama wyszła, dałam dzieciom kolację. Louis je wykąpać i siedziały teraz pod kocem na jednym z foteli w salonie       
Chłopak wziął kamerę i kucnął naprzeciwko nich.
-Uśmiechniecie się do taty?
Caro się uśmiechnęła, a Mike naciągnął na siebie kocyk.      
-no dzięki synu. Tak najlepiej.- zsunął mu koc z twarzy.
- Dobla. - powiedział i uśmiechnął się tak szeroko jak jego siostra.
-Pięknie. A powiesz coś?
- Co? - spytał zaciekawiony.
-Co lubisz robić z mamą?
- Jeździć ciuchciom! - krzyknął
-Od kiedy ty z nim ciuchcią jeździsz?- zwrócił się do mnie  
- Często. - powiedziałam patrząc na nich.         
-Okay. a synu co lubisz robić ze mną?   
- Piłka.          
-Piłka? Ehh... a ty córciu?
- z tobom? - wskazałam na niego palcem
-Ze mną.
- Myju myju.
-Lubisz jak cię tata myje? Wow..dzięki.
- Tak. Mojski potwój...      
-Haha. Kocham cię aniołku. A wiecie że będziecie mieć dwójkę rodzeństwa?      
- Nie rozumiem. - powiedział Mike.
-Będziesz miał dwóch braci albo dwie siostry albo brata i siostrę.
- Ja jestem siostra. - powiedziała zła
-Tak skarbie ale będziesz miała pewnie jeszcze kolejnego brata       2
- Dobla - zsunęła się zrezygnowana. Zaczęłam się śmiać.     
Louis odkręcił kamerę tak aby nagrywała jak nasza córeczka drepta po dywanie
Podeszła do mnie.
- Gdzie jest dzidziuś? - spytała.
-tutaj- wskazałam na moją talię.
- Nie ma - popatrzyła pod moją bluzkę.
-Caroline mama jest w ciąży. W brzuszku są dzidziusie        
Położyła ręce na mój brzuch. Przyłożyła do ucho.
- Chyba śpią. - powiedziała jak ekspert.
-Na pewno- odparłam powstrzymując śmiech 
- Śpią? - zaciekawił się mój syn.  
-Mike chodź gramy w piłkę- odezwał się Louis odstawiając kamerę.
- Cii... - położył palec na ustach. - były takie kochane.           
-Dobra jestem cii, a wy idziecie spać- wziął go na ręce
- Nie ce! - zaczął krzyczeć.
- Sam mówiłeś żeby nie krzyczeć. - upomniałam go
-Już, nie ma mowy. Idziemy spać. Caro rączka.
- Mogę spać z wami? - spytała z nadzieją
Louis spojrzał na mnie nie wiedząc co odpowiedzieć. Mike oczywiście się obraził.           
- Tobie co znowu? - spytałam syna.       
-Ona może a ja nie.
- Możecie spać z nami oboje.       
-Dobla to ja już wolę siam spać. Nie lubię jej   
- Znowu zaczynasz. - upomniałam go.
-Ale ja też go nie lubie       
- Nie mam do was siły.      
-Caroline śpi z nami, a ciebie idę uśpić- powiedział Lou
Wziął małego i poszedł na górę Ja wzięłam Caroline i poszłam do sypialni. Ułożyłam ją po środku łóżka i sama położyłam się obok. Dziewczynka już po chwili słodko spała.
Po 10 minutach pojawił się Louis. Przebrał się w swoją "piżamę" gdy się umył i położył obok.
- Dobranoc - powiedziałam i poprawiłam małą.          
-To było do mnie rozumiem?      
- Tak - uśmiechnęłam się
-No to dobranoc.
Już po chwili zasnęłam.
7 miesięcy później
-Mike za 5 minut widzę cię tutaj... - westchnął zrezygnowany Louis.
Stał na środku pokoju z zepsutym pilotem, rozwaloną lalką i nie wiedział gdzie są kluczyki do auta. Dosłownie powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć na syna. Ja siedziałam na krześle i karmiłam Caroline.
- Tak? - spytał niepewnie.
-Co zrobiłeś z tym?- wskazał na pilota.
- To nie ja. - bronił się.
-A kto? Whitney Houston?
- Mówiłeś że ta pani nie żyje.
-Bo nie żyję! Mike przyznaj się i mnie nie wkurzaj
- A jeśli to ja to co? - spytał trochę przestraszony.
-To porozmawiasz z mamą, a jeżeli to nic nie pomoże to ja ci coś wymyślę. Teraz czemu zepsułeś Caro lalkę?
- Przepraszam. - chyba pierwszy raz słyszałam żeby mój syn szczerze i nie przymuszenie przeprosił.
-Dobrze nic się nie stało- chłopak poczochrał mu blond włosy-A teraz oddaj mi kluczyki od brum brum
- Gdzie jedziesz?
-Kluczyki
Chłopczyk pobiegł gdzieś i za chwilę wrócił z kluczykami.
-A teraz powiedz mi kto ci pozwolił je wziąć?
- Bo ja prowadziłem.
-Słucham?!
- Kierowałem.... - powiedział cicho.
-Ale czym?
- Moim autem. Tym co mi wujek kupił.
-Dobra... który wujek?
- Louis jemu chodzi o to plastikowe auto które kupił mu Niall. - wytłumaczyłam.
-Wiem tylko zapytałem który. Dobra, ale następnym razem nie bierz bez pozwolenia. A teraz idę.
- Gdzie?! - spytała Caro.
-A nie powiem ci
- Ej! - krzyknęła za nim.
-Nie krzycz na mnie- upomniał ją.,
Caroline nic już nie powiedziała. Chyba po prostu się na niego obraziła.
-dobra kochanie ja idę- pocałował mnie szybko
- Pa
wybiegł do garażu bo spieszył si na próbę
Dzieci bawiły się na dywanie w salonie, a ja zamawiałam nowe klocki do przedszkola. Było mi co raz ciężej chodzić. Dzieciaki strasznie kopały. Nie znałam płci. Poród był już bardzo blisko. Kiedy skończyłam dołączyłam do dzieci, a potem zajęłam się gotowaniem obiadu.
-Mamo piciu!- do kuchni wbiegł Mike.
- Już ci daje skarbie
Podałam mu buteleczkę z sokiem i wróciłam do obiadu
- Co robicie? - spytałam go.
-Baimy się- odparł- Kiedy tata wloci?
- Jak nie wiem. Chyba niedługo. - odpowiedziałam mu.       
Wyszedł ze smutną minką.
W pokoju było podejrzanie cicho. Poszłam tam zobaczyć i zamarłam. Mój syn uczył budować moją córkę jak się buduje drogi. Caro wyglądała na skupioną.   
-Telaz tą cieść pous tu- wskazał na kawałek dywanu.
Dziewczynka to uczyniła, a ja nie mogłam się nadziwić. Poszłam do kuchni i nakroiłam im do miski jabłek.
- Macie. - położyłam koło nich owoce.   
-Ta dzięki..- mruknął Mike skupiony na konstruowaniu.     
Wróciłam do kuchni lecz po drodze poczułam coś mokrego między nogami. Zaczęłam rodzić. Panika. Strach. Ból.    
Ciekawe co ja teraz zrobię- pomyślałam. Jak ja mam dojechać do szpitala?! Mike umiał wybierać numer do Louis'a bo go nauczył na wszelki wypadek, a prawie 2-latek to pojętny dzieciak. Zawołałam syna do pomieszczenia kuląc się z bólu.
- Mike zadzwoń szybko do taty. - nie musiałam mu mówić co ma mu powiedzieć bo Louis wiedział że jeżeli syn do niego zadzwoni to znaczy że ja nie mogłam i rodzę.
-Tata? Tataa mamę boli!- krzyknął do telefonu
To kuchni przyszła Caro i patrzyła na mnie przestraszona. Lekko się do niej uśmiechnęłam.       
Usiadłam na krześle starając się wyrównać oddech. Dzieciaki nie wiedziały co się dzieję. Po 15 minutach przyjechał zdyszany Louis tylko był jeden mały problem. ZA późno na poród w szpital.u          
- Dzwoń po pogotowie. - powiedziałam do niego.
Nic nie mówiąc wybrał numer. Po kolejnym czasie pojawili się sanitariusze i lekarz.
-Będzie pani rodzić w karetce- poinformowali mnie.
Pokiwałam głową że rozumiem. Chciałam żeby to już było za mną
Niall przyjechał razem z Lou i zajmował się dziećmi, kiedy Louis trzymał mnie za rękę w erce. To wszytko tak strasznie bolało. Jakby odrywano mi ciało od kręgosłupa. Tym razem miałam rodzić normalnie.
Bolało jak chyba nigdy w życiu. Po dwóch godzinach morderczych starań urodziłam dwóch synów.         
-Już spokojnie- szeptał Louis całując mnie w czoło.  
Po chwili trzymałam jedno z maleństw na rękach, a drugie tulił drugie    
-Jakie one są śliczne.
- Tak cudowne. - zgodziłam się.
-Dziękuję- wyszeptał.        
Tydzień później      
Louis
Alice leżała w szpitalu po porodzie razem z bliźniakami. Z jednym z nich był mały problem. Miał za dużo krwi pompowanej przez serce. Nie jest to nic poważnego. Obydwoje ogółem są zdrowi. Caro i Mike nie wiedzą jeszcze czy mają siostry czy braci lub też i to i to.
Pojutrze miała wyjść do domu. Pokoik dla dzieci był już przygotowany.   
-Tato ja ce do mamy!- powiedział obrażony Mike, gdy karmiłem Caroline śniadanie
- Mama niedługo wróci i to nie sama.
-Ale ja ce blata!       
- Będziesz miał nawet dwóch. - powiedziałem.
-TAaaaa!       
- Dzidzie? - spytałam Caro z pełną buzią.
-Tak kochanie. jedz
- Kosiaś mnie? - spytała kiedy znowu dałem jej jeść. 
-Oczywiście.
Uśmiechnęła się szeroko i jadła. 
Nakarmiłem ją, zostawiłem na dywanie żebym widział i wziąłem Mike'a.
- A kiedy wlócą? - spytał
-Za tydzień. 
- Długo....
-Nie lubisz mnie?
Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Lubię.         
-No to przeżyjesz.
- Dobla         
5 dni później
Obudziłem się w nocy z bólem głowy. Miałem również to dziwne uczucie towarzyszące mojej chorobie. Wyjąłem z szafki leki i wziąłem licząc, że mi przejdzie. Rano miałem jechać po Alice.
Po około pół godziny znowu zasnąłem. Rano obudził mnie budzik więc zacząłem się ubierać.
Wszedłem do pokoju bliźniaków. Spały. Czekałem, aż pojawi się Harry który się nimi zajmie
Zjadłem szybko jakieś śniadania i usłyszałem że ktoś wchodzi do domu. 
-Cześć- do kuchni wszedł Harry 
- Dzięki że już jesteś. Dzieci jeszcze śpią na górze. Ja już muszę jechać. - mówiłem ubierając buty.        
- Nie ma sprawy- odparł leniwie
Wyszedłem z domu i pojechałem do szpitala. 
Już nie długo potem byłem w sali ukochanej. Ona się ubierała a ja szykowałem moich synków do wyjścia. W duchu modliłem się, aby nie byli jak Mike
Kiedy wszyscy byliśmy gotowi Alice wzięła wszystkie dokumenty i pojechaliśmy do domu. Byłem ciekaw reakcji dzieci.       
-Kochanie wszystko dobrze?- zapytałem w samochodzie.
- Tak , po prostu cieszę się że już jedziemy do domu. - uśmiechnęła się do mnie.           
-Też się cieszę. One są wspaniałe- uśmiechnąłem się sam do siebie- Jak je nazwiemy?- zatrzymałem się na światłach
- Trochę nad tym myślałam i jeden mógł by być Chris. Co myślisz?
-Świetne imię. Tak jak ten mały od zayna co go znalazłaś. Pamiętasz?      
- Tak, rzeczywiście.
-Świetnie. Christopher Tomlinson.
- Jeszcze drugi - popatrzyła na mnie.     
-Nie wiem... Dorian albo Fabian?
- Ty wybierz. - powiedziała patrząc na chłopców.
-Nie ty wybierz z tych dwóch.
- To niech będzie Fabian. 
-Super.- akurat w tym momencie dotarliśmy do domu         
Wzięliśmy maluchy i weszliśmy do środka. Dzieci od razu podbiegły do Alice.
-Kto to?- zapytał Mike.
- To jest Chris, a tata trzyma Fabiana. To ci bracia o których prosiłeś.       
-No naleszcie- westchnął. 
- Hahaha.... Patrz Caroline. - kucnęłam przy córce.    
Dotknęła paluszkiem brzuszka Chrisa.
-To mój blat? Ja się boję. Ce do wujka
Pobiegła i Harry wziął ją na ręce.
- Czego się boisz słońce? - spytała Al.    
-No nie wiem..
- Oj maluchu. - śmiał się Harry
-Kośiam ciebie- wskazała na niego- i ciebie- na Alice- ciebie- na mnie- a ciebie nie- na Mike'a.
- Jego też kochasz. - powiedziałem.
-Nie- wtuliła się z Harry'ego.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Wieczorem Harry poszedł do domu i zostaliśmy sami.          
~~~~*~~~
DODAJĘ OSTATNIĄ CZĘŚĆ CZ. I I LICZĘ NA KOMENTARZE A RACZEJ LICZYMY. CHCEMY WIEDZIEĆ ILE OSÓB TO CZYTAŁO.  

18 komentarzy:

  1. Oczywiście że ja. Super rozdział i już nie mogę się doczekać drugiej części

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo.... To było takie słodkie ;)
    Oczywiście, że Ja, a Kto inny ?:D
    Z niecierpliwością czekam na 2 część i mam nadzieję, że pojawi się szybko, bo to jest takie mbvdfhujgsaiufhgghskahg. haha.

    Dangerous Darkness

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę, znowu bliźniaki... Wow.
    Fajny rozdział, dobrze że wszystko jest w porządku. ;)
    Pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny ostatni rozdział 1 części : )
    Już nie mogę się doczekać 2 : )
    Ciekawe czy będzie więcej dzieci : )

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham kocham to <33 czekam na 2 cześć :P iza :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zajebisty rozdział nie mogę się doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  7. KOCHAM
    KOCHAM
    KOCHAM

    Cudooowne wspaniałe.
    Czekam na nexta ! ^^
    Paula.♥

    OdpowiedzUsuń
  8. No czytam, czytam. Może i mało komentuję, ale to przez to, że czytam z komórki najczęściej. Ja chcę, żeby mieli jeszcze córeczkę! Bo 5 to taka okrągła liczba... Żartuję. Albo może nie, kto to wie? Hahaha, odbija mi. Ale to chyba dlatego, że uwielbiam to opowiadanie, więc to nic groźnego :) Czekam. Horace Love <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział - cudny :3
    Już nie mogę doczekać się drugiej części :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne *.* Kocham ten blog :)
    Nie moge doczekać się części 2!:P

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko... Lou współczuję... hahaha Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejj .. Boskie zakończenie ciesze się że taki Happy End, i z niecierpliwością czekam na 2cz. Mam nadzieje że Caro. bdz. z Harry'm Fajnie by było ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. jej super że kończy się happy end, ale jak sobie to wszystko tak przypomnieć od początku no to aż się smutno robi. co do rozdział świetny. i współczuję Caro 3 bracie.

    OdpowiedzUsuń
  14. O Boze trzech braci i synów. Masakra, ale sie ciesze. Ja chce juz nastepna czesc. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Uuuu...wesoło będą mieć w domu... Czekam na next! Rozdział jest świetny ;)

    OdpowiedzUsuń