wtorek, 30 kwietnia 2013

Historia ... zabrakło mi nazwy :D


Rano obudziły mnie ciche i słodkie kichnięcia. Otworzyłem oczy i zobaczyłem siedzącą obok Al. Była nieco blada i lekko się trzęsła.
-Skarbie co się dzieję?- zapytałem zmieniając pozycję.
- Chyba... - kichnięcie - ...się przeziębiłam.
-Pokaż czółko- położyłem jej dłoń na czole aby sprawdzić czy może ma gorączkę.
- I co? – spytała
-Jedziemy do szpitala kotku- zacząłem się ubierać.
- Ale po co? - zaczęła panikować.
-Bo jesteś rozpalona misiu- wszedłem do garderoby i wyjąłem ciepłe rzeczy dziewczyny i jej czystą bieliznę.
- Ja tam nie chce! Błagam! - krzyczała jak małe dziecko.
Położyłem ubrania na łóżku i przytuliłem jej ciałko do siebie.
-maleństwo moje oni cię tylko zbadają i wrócimy do domku.
- No proszę, proszę, proszę nie. Jeśli mnie kochasz choć troszkę to nie każ mi tam jechać. Poleżę napije się gorącej herbaty, natrę porządnie jakaś maścią i będzie dobrze.
-Skarbie najdroższy jedziemy do lekarza przepisze ci antybiotyki i wracamy .właśnie dlatego że cię kocham musimy tam jechać- wytłumaczyłem jej.
- No proszę zrobię wszystko co będziesz chciał. Obiecuje. Tylko nie bierz nie tam. Zrobię wszystko. - dosłownie klęczała przede mną.
-Dlaczego tak boisz się jechać do lekarza?- zapytałem ubierająca skarpetki na jej nóżki.
- Bo ja tam nie chce i już. Louis no błagam cię. Co powiesz to zrobię. Tylko nie szpital i lekarze. Proszę cię najbardziej na świecie.
-To wezwę lekarza tutaj- odparłem słysząc jej kasłanie.
- Bez lekarza nie umrę. Gwarantuje ci to. - powiedziała.
-smyku- kucnąłem przy niej- proszę zrób to dla mnie. Boję się o ciebie. Przyjdzie lekarz a ją będę cały czas przy tobie.
- Louis.....,ale on mnie będzie badał, a ja tego nie chce. Proszę cię.
-Chodzi ci oto że cię będzie dotykał?
Pokiwała głową.
- Proszę cię. Sami sobie poradzimy, to zwykła grypa.
-Twoja mama jest pediatrą prawda aniołku?
- Nom. - powiedziała cicho. - Ale jak do niej pojedziemy to się zdziwi i zapyta dlaczego nie poszłam normalnie do lekarza. - mówiła łapiąc się za głowę. - Spróbujmy sami mnie wyleczyć a jak nie będzie mi lepiej to pójdę do mamy, dobra?
-Twoja mama może przyjechać do nas no ale dobrze. Malutka moja mogę cię znieść na dół? Tam cię ułożę abym cię widział i miał wszystko pod ręka?- zapytałem zakładając na nią bluzę.
- O...- znowu kichnięcie - ...ok - była strasznie blada na twarzy.
-Chodź kotku- podniosłem ją a ona zawisła mi raczkami na szyi. Zniosłem ją do salonu i zostawiłem na chwilę aby wybrać numer do Harry’ego. Musiał przywieźć mi ubrania i leki.
Cały czas słyszałem kichanie z pokoju obok. Boże tak się o nią martwiłem. Zanim przyjechał przyjaciel poszedłem zmierzyć jej temperaturę. Miała 39 stopni. Wysoka temperatura. Zrobiłem jej ciepłej herbaty, ale kiedy jej ją przyniosłem zobaczyłem że moja dziewczyna śpi. Postawiłem napój i przykryłem ją drugim kocem. Poszedłem do kuchni aby zrobić jej zimny okład na czoło. Przyłożyłem jej to licząc że przyniesie jej to ulgę. Usiadłem na fotelu obok i opierając głowę na rękach patrzyłem na nią. Oddychała spokojnie, a jej klatka piersiowa podnosiła się rytmicznie. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Po cichu poszedłem otworzyć. Oczywiście Harry’emu.
- Przywiozłem ci to o co prosiłeś. Trzymaj. - wszedł do kuchni i zaczął nalewać sobie soku. Poszedłem za nim.
-Może tak cześć? Dobra nie ważne. Idź do salonu i pilnuj jej, ja się pójdę przebrać.
- Ok - wziął szklankę i poszedł do pokoju gdzie spała Alice. Za chwilę zobaczyłem jego głowę we drzwiach. - No i cześć tak w ogóle. - znowu poszedł do pokoju obok.
-Kretyn- mruknąłem i udałem się do łazienki.
Założyłem czyste ubrania i wróciłem do ukochanej, która nadal spała.
-Możesz już iść. Dzięki.
- Taa... Nie ma to jak dawać czuć się komuś potrzebnym.
-Chcesz to zostań, ale ja się muszę nią zająć, więc nie wiem czy nie będziesz się nudził- odparłem klękając przy kanapie na której leżała dziewczyna.
- Żartuje przecież. I tak jestem umówiony. Życz jej zdrowia ode mnie. Pa. - ubrał kurtkę i zaczął wychodzić.
-Czekaj. Z kim się umówiłeś jeśli mogę spytać. Znam ją?
- Nie, nie znasz. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to ją poznasz. Lecę, cześć.
-Jasne, tylko się nie przewróć- skomentowałem poprawiając nogi Alice, której jej się zsuwały.
- Spróbuje - zniknął za drzwiami.
Usiadłem w fotelu cały czas ją obserwując. Czoło miała już lekko chłodniejsze, ale powinno się jej podać leki
Jakby czytała mi w myślach zaczęła się budzić. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
- Dzięki za......to - dotknęła okładu na swoim czole. - Lepiej mi
-Na pewno? kotuś połknij to- podałem jej garstkę tabletek.
- No dobra. - wzięła ode mnie leki i popiła sokiem.
Pogłaskałem ją po włosach i ucałowałem je.
-Śpij..
- Nie chce mi się już spać. - usiadła i pokazała ręką żeby usiadł obok niej.
Wykonałem tą czynność obejmując ją ramieniem i bardzo delikatnie przytulając do siebie.
- Widzisz? Świetnie się mną zajmujesz. Dziękuję. - wtuliła się we mnie mocniej.
-Nie wydaję mi się- nie byłem przekonany do tego wszystkiego. Moim zdaniem powinna iść do lekarza. Przecież internistami są też kobiety
- Ale mi tak. Więc nie dyskutuj ze mną. - pocałowała mnie w policzek. - Nie chce cię zarazić. - dodała szybko i odsunęła się trochę wcześniej jeszcze raz mnie całując mnie w to samo miejsce.
-Nie zarazisz. Co chcesz robić słoneczko?- zapytałem- Może zrobię ci śniadanie ?
- Ale chce ci pomóc. Muszę trochę rozruszać kości. - wstała i pomaszerowała do kuchni.
-Nie, powinnaś leżeć. Jesteś chora. Już szoruj na kanapę aniołku- zaprotestowałem
- No proszę cię..... -złożyła ręce jak do modlitwy.
-Idziesz sama czy cię zanieść- nie miałem zamiaru z nią dyskutować.
Usiadła na blacie kuchennym i założyła ręce na siebie.
- Nigdzie nie idę. Ja chce tu siedzieć i jak nie mogę pomóc to chociaż popatrzeć.
-Powinnaś leżeć pod kołdrą malutka- stanąłem przed nią łapiąc jej dłonie.
- Już się należałam. Teraz kochanie chce posiedzieć z tobą.
-Zjesz śniadanie i wracasz do łóżka. co chcesz zjeść smyku?- zapytałem podchodząc do lodówki.
- Jaje.......nie chce płatki. Zwykle płatki z mlekiem - zeskoczyła z blatu, podeszła do mnie i podała mleko
-Na pewno? Czy może jeszcze zmienisz zdanie kochanie?- zapytałem, aby się upewnić.
- Chce płatki - powiedziała pewnie.
Objąłem ją jedną ręka w talii, a drugą wyciągnąłem miski. Dla niej specjalnie zagrzałem mleko, a potem wsypałem nam płatków.
- Kocham cię. -wzięła swoją miskę i usiadła do stołu. Była chora, a i tak się uśmiechała
Zjedliśmy śniadanie, posprzątałem i zaniosłem ją do salonu. Przykryłem kołdrą i włączyłem jej ten nieszczęsny film, którym mnie wczoraj katowała. No błagam Edward- wampir- co to w ogóle ma być.
- No ale przystojny jest nie? - spytała nagle.
-Kto? On?- podniosłem głowę patrząc na telewizor i wskazując na tego Edwarda czy jak mu tam.
- No raczej że on. - śmiała się.
-Lepszy już ten pies- odparłem lekko się uśmiechając.
- Nie znasz się - machnęła na mnie ręką.
-Masz rację. Ja gustuję w dziewczynach- pokiwałem głową opierając ją o ramie blondynki
- I co, ładna ta Bella?
-Wolę blondynki- mruknąłem.
- Co ty? -uśmiechnęła się do mnie. - Ja też nie lubię ciemnych oczu u chłopców. - pocałowała mnie w usta, ale bardzo krótko.
-Boli cię gardło?- zapytałem słysząc jak kaszle.
- Tylko trochę.
-Chcesz jakiś syrop? Czekaj, może ci coś przyniosę- wyprostowałem się i powoli wstałem z kanapy.
Poszedłem do półki z lekami i wziąłem jakiś syrop na ból gardła. Wróciłem do Alice i podałem jej. Dziewczyna wzięła lekarstwo i położyła się.
-Zaraz wracam- poszedłem do kuchni się czegoś napić. Wyjmowałem z szafki szklankę, kiedy walnąłem się z całej siły w jej skrzydło, które było otwarte.
- Kurwa! - nie powstrzymałem się.
- Misiek? Co się stało?! - usłyszałem że idzie w moją stronę.
-Nic, idź się połóż...Jezu- zasyczałem rozmasowując głowę.
- Krew ci się leje! - krzyknęła i podbiegła do mnie.
-Poradzę sobie..ał...aniołku idź się połóż.
- Zamknij się! Teraz ja pomogę tobie. I nie dyskutuj ze mną. - zmusiła mnie żebym usiadł na krześle i zaczęła majstrować przy mojej głowie.
-No ale...auu po co się tym przejmujesz?- zapytałem, gdy zaczęła mi to przemywać.
- Nie wkurzaj mnie, ja ci dobrze radzę. - zmieniła chusteczkę i wróciła do mojej głowy.
-Nie chcę cię wkurzać, po prostu uważam, że nie powinnaś na to zwracać uwagi.
- Przecież ty jesteś dla mnie najważniejszy, no i twoja głowa też. - pocałowała mnie w opatrzone już miejsce na głowie.
-Dziękuję, ale nie przejmuj się następnym razem- wstałem z krzesła sprzątając chusteczki i opakowanie po opatrunku, który znalazł się na moim czole.
- Będę, za każdym razem. - powiedziała dobitnie.
-Nie będziesz- odparłem tak samo twardo jak ona,
- Zobaczymy. I ostrzegam że jeśli nie będziesz dawał sobie pomóc to ja będę robić tak samo.
-Nie, bo ty jesteś moim małym kochaniem i ja się muszę tobą zajmować, a ty mną nie.
-Tak i zobaczysz że ja się nie dam kochanie. - pogroziła mi palcem.
-Nie! już mi na kanapę- popchnąłem ją lekko do salonu
Dwa dni przed świętami
Alice
Wyzdrowiałam już po dwóch dniach opieki Louis'a nade mną. Oprócz tego mój kochany sierota rozciął sobie palca i znowu łuk brwiowy. Ja nie wiem jak on to robi. Na szczęście nie długo to wszystko mu się pogoiło. Musiałam jakoś wymknąć się z domu i kupić mój jakiś prezent. Byłam zła, no bo on mi na urodziny dał dom! A ja co mu miałam kupić?
Chodziłam właśnie po sklepach z kompletną pustką w głowie. Żadnego pomysłu na pomysł dla mojego Louisa. Ja się zabiję- pomyślałam- Weź i idź człowieku kup mu prezent na skalę domu. mnie nawet na to nie stać. Grr- wściekła usiadłam na ławce w centrum handlowym
- No co ja mam ci kupić? - mówiłam sama do siebie. Wyjęłam telefon i postanowiłam zadzwonić do swojego brata. W końcu to jego przyjaciel niech mi się przyda.
-Halo?- zapytał zaspanym głosem.
- Niall? Obudziłam cię?- spytałam.
-Nie, mów, mów- mruknął.
- Potrzebuje twojej pomocy.
-Tak? Pobił cię?
- Kto miał mnie pobić? - zdziwiłam się.
-No Louis.
- Głupi jesteś? No ale to o niego chodzi. Pojutrze są jego urodziny a ja kompletnie nie wiem co mam mu kupić.
-Samochód.
Też wymyślił.
- Ma samochód, poza tym Niall czy ty się słyszysz? Wymyśl coś innego.
-Dobrze mówię. Słuchaj kup mu nie wiem... o tego porshe boxter albo jakiś rodzinny samochód. Wiesz on o tych dzieciach marzy to rozumiesz- zamyślił się.
- Dzieci mu nie kupię przecież. No wymyśl coś innego, błagam cię. Tak strasznie, strasznie proszę. - mówiłam do telefonu przejęta.
-O! ale możesz mu zrobić chyba nie?
- Niall! - krzyknęłam, a ludzie dziwnie się mi mnie popatrzyli.
-No co chcesz siostra? Jeszcze śniadania nie jadłem. Poza tym mogę ci kupić to auto. Powiemy, że to prezent od nas, a taki osobisty dasz mu... no nie wiem w sypialni?- on naprawdę jak jest głodny to mu się na łeb wali.
- Nie chce żebyś mi kupował prezent dla niego. A jeśli chodzi o nasze prywatne sprawy, to ty się nie interesuj tak lepiej. Ale mi pomogłeś, wielkie dzięki. - co ja mam zrobić? Mam przesrane.
-Kup mu album na zdjęcia, możesz mu kupić jeszcze kamerę.
- Zadzwonię do Dan. Może ona mi pomoże bardziej od ciebie braciszku.
-Oj czepiasz się. Ale kamera to dobry pomysł. Wiesz kiedyś będzie nagrywał te pierwsze kroki itd itp.
- Może to nie taki głupi pomysł..... -zaczęłam się zastanawiać.
-No mówiłem! Oj..śpij słońce nic się nie stało- zwrócił się do kogoś po drugiej stronie.
- Do kogo ty tam tak słodzisz?
-Lottie śpi u Harry'ego. Kazał mi sprawdzić czy się nie obudziła, więc byłem w jego pokoju. No śpij.
- Lottie?! Co ona robi u Harrego do jasnej cholery?
-No śpi. Byli gdzieś w kinie, bo przyjechała do Londynu. No a potem zabrał ją gdzieś na kolację i wrócili- odpowiedział zamykając drzwi tam.
- Louis nie będzie zadowolony. Co Harry znowu kombinuje? Przecież ona jest jeszcze bardzo młoda
-Tylko 3 lata młodsza od niego. To nie tak dużo mała.
- Ej .....ale oni spali osobno nie?
-No nie...
- Jak to nie?! - zastanawiałam się czy oni się ze sobą przespali. Muszę porozmawiać z tą dziewczyną.
-No spali u Styles'a, ale nie martw się jest kompletna- zaśmiał się- Co się przejmujesz? Ona ma  16 lat, a on tylko 19.
- Mam! Poproś ją żeby przyszła do tej nowej galerii pomóc mi wybrać prezent. Czekam na nią niech się pośpieszy.
-Dobra. Lottie!- wrzasnął- Twoja bratowa ma jakiś problem!
- Tylko szybko! - krzyknęłam do telefonu.
-Szybko!- powtórzył- Nie Harry, nie do ciebie! Rób mi śniadanie! NIe, nie gadam z Louis'em! Tak, z Alice! No powiedziałem! Dobra siostra muszę kończyć, bo czeka mnie śmierć na miejscu. Charlotte zaraz będzie jak ją jej chłopak zawiezie, kiedy mnie ukatrupi!
- Jak to kurwa chłopak? - nie wierzę normalnie
-Nie przeklinaj kochanie- rozległ się za mną znany głos. A ten co tu robi.
- Jeszcze sobie z nią pogadam. Papa - rozłączyłam się. - Co ty tu robisz? - zwróciłam się do stojącego za mną Louisa.
-Nie odbierałaś telefonów, uciekłaś mi z łóżka już o 9 rano, więc wybacz ale zacząłem się martwić. Z kim będziesz rozmawiać aniołku?
- No teraz z tobą. - pocałowałam go na powitanie.
-Ja nie jestem nią skarbie- odpowiedział przytulając mnie ostrożnie.
- Twoja siostra się ze mną umówiła. Zaraz ma tu być.
-Co moja siostra robi w Londynie sama?- odsunął się ode mnie zaskoczony.
- No przyjechała.
-Tylko po co? A wiesz, że nasz Styles znalazł sobie dziewczynę?
- Coś słyszałam.... - podrapałam się nerwowo  po karku.
-Ty coś wiesz...- spojrzał na mnie podirytowany.
- No ale ja nie chce kablować....
-Nie będziesz kablować. Czemu ja mam nie wiedzieć z kim się spotyka mój przyjaciel? Mów.
- No bo....ten. O patrz twoja siostra już jest - pokazałam na idącą w naszą stronę siostrę chłopaka.
-No i mój przyjaciel- burknął.
- Miałaś przyjść sama -zwróciła się do dziewczyny.
-Jego miało nie być- odparła wskazując na brata.
- Jego też nie - pokazałam na Harrego.
-On miał mnie tylko odwieźć.
- Ja jego tu nie zapraszałam - miałam na myśli Louisa
-O czym wy w ogóle mówicie do jasnego cholery?!- odezwał się Lou,
- Chciałyśmy sobie we dwie pogadać, ale się przyplątaliście.
-Dobra chodź stary- chłopak zwrócił się do Harry'ego- Kochanie umówmy się tu o 12 dobrze?
-Nie wiem czy zdążę. Wrócę sama do domu. Nie martw się.
-Nie wrócisz, bo nie masz auta- pocałował mnie.
- Są jeszcze taksówki. -zauważyłam. Przecież zobaczy prezent jak z nim wrócę
-Dobra, tylko proszę maleństwo uważaj na siebie.
- Nie bój się o mnie. Dobra, chodź Lottie.
Pociągnęłam dziewczynę za rękę i weszliśmy do jakiegoś ze sklepów
- Co to odwalasz dziewczyno? - spytałam nagle.
-Co?- spytała zdezorientowana.
- Jesteś z Harrym?
-Tak.
- Przecież on jest dla ciebie za stary.
-Nie prawda. Jest tylko 3 lata starszy. NO przestań.
- No ale Lottie, ty u niego spałaś.
-No spałam ii?
- Masz 16 lat. To trochę niestosowne nie sądzisz?
-Czemu? Proszę cię. Ja u niego tylko spałam. Nadal jestem dziewicą.
- No to mam ci może pogratulować? - spytałam, chociaż tak na prawdę mi ulżyło.
-Rób jak chcesz, ale do życia mi się nie wtrącaj.
- Chce pogadać, nie mów tak do mnie. Ja nie nakablowałam na ciebie do twojego brata.
-Przepraszam jeżeli cię to uraziło. Co do mojego brata to możesz mu powiedzieć i tak nic mu do tego. Rozumiem mógłby się bulwersować jakby Harry był przynajmniej 10 lat starszy, ale jest o 3. A wiesz co go najbardziej boli? Że to jest jego kumpel.
- Dobra nie moja sprawa skoro tak mówisz. Pomożesz mi z prezentem dla Louisa?
-Nom.
- Może ta kamera to dobry pomysł.... No ale on mi kupił dom. - narzekałam.
-mój brat jest ekstrawagancki wiec wiesz. Nie  przejmuj się. On nawet nie chce od ciebie prezentu. Uważa, że to mężczyźni powinni obdarowywać kobiety a zwłaszcza te które się kocha
- To ty byś Harremu nic nie kupiła? - wiem że by tak nie zrobiła.
-Kupiła bym, ale on nie wyznaje takich zasad jak mój braciszek chociaż nie chce aby dziewczyna wydawała na niego pieniądze. Ode mnie chłopcy czyli Lou i Hazz dostaną zegarki. Niall sweter, Liam jakieś książki, a Zayn lusterko i akcesoria.
- Fajnie ci. Dobra kamera, ale co jeszcze? No kurde on mi dał dom. - mam problem.
-No to kup mu koszulki i będzie dziecko szczęścia.
- Sama nie wiem kto mi bardziej pomógł. Ty czy mój brat.
-Twój brat?
-No Niall.
-No tak. Zapomniałam. Najlepiej to samochód by kupić Louis'owi, bo wiesz to lamborghini nie jest wygodne dla rodziny.
- coś cię się tak tej rodziny uczepili? Jak tak dalej pójdzie to ty pierwsza zostaniesz mamusią. - byłam zła, zdenerwowana i chciałam coś sobie zrobić. Chciałam dać Louisowi coś wspaniałego tak jak on mnie. Ale nie potrafię nic wymyślić. - Przepraszam cię mała, na serio. Jestem okropna. Przepraszam.
-Etam ja jestem gorsza. No ale nie ukrywam, że mój brat bardzo lubi dzieci. Opowiadał mi o Fabianie.
- Też chce mieć z nim dzieci, ale przecież niedługo jego trasa. - wyruszyłam ramionami. - Pomożesz mi wybrać tą kamerę?
-Noo zapytaj tego przystojnego sprzedawcy- wskazała na dosyć ładnego chłopaka.
- Ok. - podeszłam do chłopaka niewiele starszego ode mnie. - Przepraszam...
-Tak? Wow...
- Coś nie tak? Potrzebuje pomocy w wyborze kamery.
-Wszystko jest tak- pokiwał głową z uśmiechem- Jesteś dziewczyną tego... jak mu... z tego zespołu nie?
- Tak. Jestem Alice-podałam mu rękę. - Pomożesz mi?
-Camil. Jak mi dasz autograf?- uśmiechnął się cwaniacko.
- Ale ja jestem sama, nie ma tu Louisa. Ale mogę ci przynieść jutro.
-Ale ja chcę twój autograf dla siostry. Uratowałaś jej idola. Eh 8 latka ma wyobraźnie i liczy, że spotka tą cudowną 5.
- Wow, miło mi. No to ok. Jakaś kartka?
-Proszę- podał mi i kartkę i długopis.
- Proszę bardzo, pozdrów ją ode mnie. No a teraz twoja kolej.
-Oczywiście, a więc.. poczekaj chwilkę przyniosę tu parę modeli- mrugnął do mnie i zniknął na zapleczu.
Machnęłam na Lottie żeby tu podeszła.
-No co tam?
- Pomóż mi z tą zakichaną kamerą.
-No ten chłopak ci pomoże. Powiedz że cena nie gra roli ma być najlepsza
- No ale tak twoim zdaniem to która? - spytałam bo chłopak znowu gdzieś poszedł.
-Ta - wskazała na czarną sony.
- Mi też się właśnie ta podoba. - wzięłam kamerę do ręki i zaczęłam oglądać.
-No i lekka jest. Będą piękne filmy- uśmiechnęła się.
- Ok , bierzemy tą - zwróciłam się do chłopaka.
-Dobry wybór ale ta jest najdroższa śliczna.
- Dobrze proszę zapakować. - na pewno nie jest tyle warta co dom.
-Oczywiście. Poczekaj piękna chwilę- poszedł do kasy.
- Dooobra.... - Lottie zaczęła się śmiać.
-Wiesz że on cię podrywa?- zapytała chichocząc.
- Zdaje ci się. Patrz idzie, błagam cię nie powiedz niczego głupiego.
-Proszę cię bardzo. Dziękuję za autograf Alu-Uśmiechnął się.
-Haha ale wiesz że ona jest zajęta?- 16 latka wybuchła śmiechem
- Lottie! Sorry za nią, dzięki. - zapłaciłam za kamerę i skierowałam się w kierunku wyjścia ze sklepu.
-Jezu jaką miał minę. Nie no cyrk ...
- Zabije cię. Jak myślisz Harry powiedział Louisowi?
-Nie wiem. Jak nie będę miała okazji to mu powiedz- wzruszyła ramionami.
- W ogóle nie rusza cię to jak może zareagować - zauważyłam.
-Co mnie to obchodzi?- machnęła ręką.
- No to jednak jest twój brat, ja się nie będę mieszać ale proszę cię nie zrób niczego głupiego.
-Nie mam zamiaru . Nie mój problem czy mu ciśnienie skoczy czy nie.
- Ale mój tak. - byłam na nią trochę zła, nie o związek z Harrym , tylko za jej obojętność.
-No niby czemu?
- Bo to mój narzeczony do jasnej cholery!
-Co ma piernik do wiatraka ?- zatrzymała się i spojrzała na mnie pytająco.
- Bo jak mi na zawał zejdzie, albo w psychiatryku wyląduje to ci wtedy nie wiem co zrobię....
-Nie przejmie się tym tak .co się martwisz?
- Nie ważne. Która godzina? - spytałam.
-12. Ty go na serio kochasz...- zauważyła z podziwem.
- Słucham? - nie rozumiałam o co jej chodzi.
-No naprawdę kochasz Louisa
- Tak. – powiedziałam. dla mnie to było oczywiste.
-Wow. Obrazisz się jak ci to powiem..- zaczęła.
- No ale co? Mów.
-Ale muszę być szczera bo cię lubię. Na początku trochę się co do ciebie pomyliłam...
- Chyba nie do końca rozumiem. - powiedziałam patrząc na dziewczynę.
-Myślałam że nie zależy ci na moim bracie że jesteś z nim tylko dla...- znowu przerwała spuszczając głowę.
- kasy. - dokończyłam za nią.
-No właśnie.
- Mam nadzieje, że zmieniłaś zdanie. Wracamy czy chcesz iść jeszcze na lody?
-Ja to zaraz zwymiotuje więc może wracajmy- poprosiła.
- Dobra. Lottie chcę żebyś tylko wiedziała, że zawsze jeśli tylko będziesz chciała oczywiście, możesz do mnie przyjść z każdą sprawą. Tajemnicy nikomu nie wydam, a problem spróbuje pomóc rozwiązać i rozwiać wątpliwości. - uśmiechnęłam się do niej.
-dzięki i przepraszam.- odwzajemniła gest. Wziąłem ją pod rękę i zamówiłyśmy taksówki. Ona pojechał do domu chłopaków, ja do swojego.
Weszłam i odruchowo mocniej przycisnęłam torbę z kamerą żeby Louis jej nie zobaczył. Wymyśliłam że schowam ją gdzieś w garderobie, między moimi rzeczami.
-Już jesteś malutka?- zapytał wchodząc do przedpokoju ze ściereczką przewieszona przez ramię.
- Tak, właśnie wróciłam. Co ty tam masz ?
-Nic nie mam. Gotuje ci obiad żeby potem nie było że masz przyszłego męża nieudacznika.
- Hahaha, nigdy tak nie powiedziałam. Rozmawiałeś może z Harrym? - spytałam i już nie było mi do śmiechu.
-No rozmawiałem rozmawiałem – skrzywił się lekko.
- A o czym....?
-O tym że obije mu ta piękną twarzyczkę jak mi siostrę skrzywdzi i tyle aniołku
- Czyli wiesz. No to się cieszę, że nie ja ci muszę o tym mówić. Idę się przebrać w coś wygodniejszego.
-Dobrze ślicznotko- mrugnął do mnie.
Pobiegłam do garderoby i schowałam kamerę między swoje staniki. Nie powinien tam zaglądać. Przebrałam się i zeszłam na dół.
- Już, gdzie te pyszności kochanie?
-Do jadalni kotku do jadalni idziemy
- Ok. - poszłam za chłopakiem i usiadłam na wyznaczonym przez niego miejscu.
Jedliśmy pyszny obiad kiedy Louis spojrzał na mnie i chyba chciał coś powiedzieć.
- Wykrztuś to z siebie. - powiedziałam w końcu.
Dotknął mojej dłoni która leżała na stole
- kochanie chciałbym cię o coś poprosić.
- Słucham? - uśmiechnęłam się do niego i ścisnęłam jego dłoń.
-Czy naszą pierwszą wigilię możemy spędzić tu? Twoją mamę zaprosimy na kolację potem ją odwiozę jeżeli będzie chciała.
- Razem? Jasne, tak, pewnie... - wstałam, podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach - ..będzie cudownie.
-Wiem bo będziesz ty.- wyznał obejmując mnie
-i ty.
-Jesteś najważniejsza wiesz o tym ?- spojrzał mi bardzo głęboko w oczy.
Pokiwałam głową i oparłam ją na jego ramieniu.
- Ty dla mnie też.
-Jak zakupy?- zapytał delikatnie mnie z siebie zdejmując aby posprzątać.
- Dobrze, nie narzekam.
-Nie bolą cię nogi?-zdziwił się pakując naczynia do zmywarki w kuchni.
- Nie jest źle, wiesz dosyć dużo rozmawiałam dzisiaj z twoją siostrą.
-O czym z nią rozmawiałaś maleństwo?- zapytał stając przede mną kiedy opierałam się o blat.
- O różnych rzeczach. O tobie, o Harrym i innych sprawach. - wyliczałam.
-Ale mówisz tak jakby coś ci zrobiło przykrość a ja muszę wiedzieć jeżeli tak jest.
- Nie, nic.... - nie chciałam mu mówić o zwierzeniu jego siostry.
-Kochanie ...- położył mi dłoń na policzku.
Popatrzyłam na niego.
- Kocham cię, wiesz o tym prawda? Wiesz, że kocham ciebie? Za twoje oczy, usta, włosy, głos i za to jaki jesteś. Wiesz to prawda?
-Tak wiem to. Czemu mnie oto pytasz ? Mówiłem ci że jestem pewien twojej miłości
- Chciałam się upewnić. - uśmiechnęłam się do niego.
-Proszę cię słoneczko moje. Wiem o tym rozumiesz?- wziął moja twarz w obie dłonie .
Ledwo widocznie pokiwałam głową.
-No to mnie proszę pocałować- zaśmiał się cicho.
Nie wahałam się ani chwili i już po sekundzie czułam na swoich ustach jego wargi. Czułam się cudownie. Tak strasznie pragnęłam mieć go cały czas przy sobie.
-Jezu ale ty mnie pociągasz- jęknął odrywając się ode mnie.
- To chyba komplement. - zaśmiałam się .
-Tak to jest zdecydowanie komplement ale kiedyś to mnie wykończy- odpowiedział stając metr ode mnie opierając się o kuchenną wyspę.
Podeszłam do niego znowu i powiedziałam cicho do ucha.
- Poczekaj jeszcze troszkę. Już niedługo kochanie.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z kuchni zostawiając go w totalnym osłupieniu i o to mi chodziło.
Louis
 Ja z nią kiedyś zwariuję. Umie człowiekowi namieszać w mózgu. Tak strasznie chciałbym wiedzieć co jej chodzi po tej głowie. Eh zostawiłem to na później. Obmyłem twarz zimna woda i wróciłem do salonu gdzie Alice oglądała kolejną cześć tego dziadostwa.
- Oglądasz ze mną? - spytała.
-Że to?
- Nom. - zaczęła się śmiać. - Mam żelki misiu.
-Dla żelek mogę zostać. Chociaż może wezmę marchewki i pójdę na górę.
- No ale na górze nie ma mnie, no i tych pysznych żelek.
-Możesz iść ze mną. Poleżymy i pooglądamy mecz.
- Chyba śnisz.
-Jak chcesz ja przynajmniej będę miał zabawę bo Polska gra z nami.
- No zaczekaj....Może jednak pójdę z tobą.....dobra idę.
-Co cię przekonało? Ja czy ten tam Lewandowsky?
- Te marchewki, tak zdecydowanie one. - pocałowała mnie.
-Chodź kwiatuszku- podniosłem ją i zaniosłem na górę