ISTOTNA INFORMACJA. POJAWIŁY SIĘ ZDJĘCIA Z IRLANDII W ALBUMIE ORAZ CIEKAWE OPISY ICH POBYTU TAM. KLIK
Dwa tygodnie później
Dwa tygodnie później
Alice
Louis jakimś
cudem namówił mnie, abym nie rezygnowała ze studiów. Przepisał mnie na inną
uczelnią. Oczywiście prawie każdy mnie tam znał, ale nie powracał to tego
trudnego tematu, a ni nikt mi nie dokuczał. Poza tym Lou starał się mnie
odwozić i przywozić zawsze, a jeśli on nie mógł to robił to któryś z chłopców
lub ochroniarz. Byłam mu tak strasznie
wdzięczna za cierpliwość i zrozumienie. Jutro mamy jechać do mojego taty. Zadzwonił i
zaprosił mnie wraz z Louis'em. To samo zrobił z Niall'em, tylko on ma wyjechać
przed nami. Tak bardzo boję się ich reakcji. Teraz uważa
mnie za siostrę i przyjaciółkę, ale co będzie jak się dowie. Pewnie będzie zły,
że nikt mu wcześniej nie powiedział. Co
jeśli nie będzie chciał mnie znać?! Siedziałam na swoim łóżku kiedy do pokoju
wszedł Louis.
- Co tam? - spytałam machając nogami w górze.
- Co tam? - spytałam machając nogami w górze.
-Chodź
maleństwo jedziemy- podszedł do mnie wolnym krokiem.
- Gdzie? . - spytałam tym razem zatrzymując nogi i im się
przyglądałam.
-Na zakupy
malutka na zakupy. I kurde czy ja jestem tak mało interesujący, że wolisz
skupiać się na swoich nogach?
- Jedziemy sami? Jesteś bardzo interesujący ale te moje nogi
są jakieś dziwne. No patrz. - uniosłam nogi w jego stronę.
-Są bardzo
ładne i szczupłe i je bardzo, bardzo kocham. Jedziemy sami, bo jutro wyjeżdżamy
kotku i trzeba ci kupić parę ubrań.
- Mam ubrania, ale ok chodźmy bo mi się nudzi. - podeszłam do
niego i pocałowałam w policzek.
-Masz
ubrania, ale musisz mieć nowe. Dobra, zmienić ci opatrunek, bo jak ty to robisz
to ci się później odkleja?
Zobaczyłam w jego oczach nadzieję. Niby głupia zmiana
opatrunku a było to dla niego takie ważne.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś mi pomógł. - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś mi pomógł. - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
Sama
ułożyłam się na łóżku, a on zrobił to co zawsze. Już nie przechodził mnie
dreszcz pod jego dotykiem.
- dzięki .
Odgarnął mi
włosy z czoła i przygarnął do siebie.
- jedziemy ? - spytał
- tak.
- tak.
-No to chodź
maleństwo- wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu.
byłam padnięta. Miałam wrażenie jakbyśmy byli we wszystkich
sklepach w Londynie choć w rzeczywistości były to tylko 2 galerię . Teraz
poszliśmy na kawę .
-Kiedy masz
kontrolę kochanie?- zapytał mnie Louis.
-Za dwa tygodnie . Czemu pytasz ?
-Bo jestem
ciekaw jak twoje wyniki smyku- mrugnął do mnie. nowe określenie dostałam. Super
No on się do mnie jak do dziecka zwraca. Wygląda na takiego
co lubi dzieci. Musi w końcu ma kilka małych sióstr. Byłby dobrym ojcem. O czym
ja myślę?
- Aha, no to już wiesz.
- Aha, no to już wiesz.
-Noo, dobra
chodź skarbie idziemy do domu.
Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z kawiarni. Pod galerią
dopadli nas dziennikarze.
-Ile już
jesteście razem? Jak czujesz się po uratowaniu życia Louis'owi? Czy to prawda,
że padłaś próbie gwałtu?
- Musimy iść - Lou próbował przedostać się do auta. Jednak
nie szło mu za dobrze.
-Ale
odpowiedz nam na pytania!- krzyknął ktoś z tyłu- Louis czy ona będzie twoją
kolejną zabawką?
Zatrzymałam się na co chłopak się zdziwił. Chciałam wiedzieć
lecz doszłam do wniosku że on może nie chcieć odpowiadać. Zaczęłam znowu iść
-Louis
unikasz odpowiedz?!- znowu jakiś głos- Boisz się przyznać?!
Byli tacy wścibscy. Nie mieli za grosz skruchy. Co za ludzie.
Louis był wściekły. Bałam się że zaraz nie wytrzyma i znowu komuś przywali.
-Co cię to
obchodzi?! Widocznie od tego zależy twoje życie co?! To ci powiem, wam
wszystkim powiem! Kocham ją bardziej niż swoje życie, które uratowała i jeżeli
już to ona mnie zostawi, ale ja jej nie!
Zatkało mnie. On powiedział tym wszystkim ludziom że mnie
kochać i nie zostawi.
-Co mam wam
jeszcze powiedzieć?!
-Jasne!
Przelecisz Alice ze dwa razy i zostawisz ją, bo dla ciebie to kolejna laska do
łóżka!
- Dobra! Dosyć! Zaczynasz mnie wku*wiać. Dobrze ci radzę
zamknij się bo twoi koledzy będą pisać artykuł o tym jak pobiłem nachalnego i
chamskiego dziennikarza! . - Lou był wściekły.
-Chcesz mi
powiedzieć, że kłamię?!
- Dokładnie! Zresztą to co ci powiem i tak nie dotrze do
ludzi. Dasz im swoją wersję.
-Louis
człowiek się nie zmienia ot tak, a ty już pokazałeś kim są dla ciebie wszystkie
dziewczyny! Na jedną noc!
- To prawda. Trzeba czegoś co potrząśnie człowiekiem. Własne
to zrobiła ze mną Alice.
Louis
wsadził mnie do samochodu odjeżdżając z piskiem. Jego palce były mocno
zaciśnięte na kierownicy.
- Lou uspokój się.
-Jak ja się
mam uspokoić? Słyszałaś co oni o tobie mówili?
- Zwolnij do jasnej cholery! . - krzyknęłam.
-Przecież
się nie zabijemy. Zapnij pasy.
Zrobiłam to co powiedział.
- Jedziemy do domu?
- Jedziemy do domu?
-Nie wiem
gdzie jedziemy - odparł chłodno.
- Teraz będziesz się na mnie wyżywał? Bo jakiś głupi gość cię
wku*wił?! .
-Nie będę
się na ciebie wyżywał Nigdy. Po prostu musimy się przejechać- odpowiedział już
o wiele łagodniej- I kochanie weź panuj nad słowami.
Nic już nie powiedziałam tylko spiorunowałam go wzrokiem.
Jechał
gdzieś za Londyn. Lasy, parki, obrzeża i nic więcej. Tylko to mijaliśmy.
- Gdzie ty mnie wywozisz? . - spytałam spokojnie.
-Jedziemy do
Doncaster.
-Po co?
-Po to żebyś
się pytała- uśmiechnął się cwaniacko nie odrywając wzroku od jezdni.
- Dzięki - powiedziałam sarkastycznie.
-Ee za co?
- Za wyczerpującą odpowiedź na moje pytanie . -wystawiłam mu
język.
-Ah no to
nie ma za co aniołku.
- dobra też ci nic nie powiem jak coś będziesz chciał.
-No przecież
ci powiedziałem. Jesteś strasznie drażliwa aniołku i chyba już ci to mówiłem-
dopiero teraz zwróciłam uwagę jak się do mnie zwraca...masakra.
Jaki on jest kreatywny.
- Ale wrócimy dzisiaj? Przecież jutro jedziemy do mojego taty.
- Ale wrócimy dzisiaj? Przecież jutro jedziemy do mojego taty.
-Stamtąd
pojedziemy. Dobra idź spać.
- Masz dość mojego gadania. Rozumiem. Dobranoc panu. -
obróciłam się tyłem do niego.
-Eh
kobiety...- westchnął.
Ja go kiedyś zabije. Za chwilę odpłynęłam.
-Ala,
kochanie otwórz oczka- usłyszałam szept przy uchu.
- Już wstaje.
-Nom, bo
wiesz moja mama chciałaby zobaczyć w końcu twoje oczy.
- Że co?! . - podskoczyłam.
-Dzień dobry
Alice- w progu jakiegoś pokoju stanęła miła kobieta z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry. Ja przepraszam że tak śpię, tylko nikt nie
raczył mnie obudzić - dźgnęłam Louisa w brzuch. Podeszłam do kobiety. - Jestem
Alice, pani jest mamą Louisa?
-Dokładnie.
Miło, że nas odwiedziliście, a Lou nie budził cię, bo go oto po prosiłam. Słodko
spałaś, więc zaniósł cię do jego starego pokoju.
- Więc to jest twój pokój? Przyjemnie tu.
-Dziękuję ci
bardzo kotku- pocałował mnie w policzek- A teraz chodź maleństwo poznasz moje siostry.
- Tak, koniecznie. Muszę im powiedzieć jak bardzo im
współczuję że mają za brata takiego wariata. - zaczęłam się śmiać. - Bardzo
rozrabiał jak był mały? - zwróciłam się jeszcze do mamy mojego chłopaka.
-Żebyś
wiedziała. Urwis straszny, no i współczuję wam dzieci- uśmiechnęła się
pogodnie.
- Słucham, ale dlaczego? .- nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Bo będą
takie same jak ten- głową wskazała na Lou.
Zaczerwieniłam się na te słowa. Sama wyobrażałam sobie Louisa
jako ojca moich dzieci ale nigdy mu tego nie mówiłam.
- Nie strasz jej, bo mi ucieknie mamo.
- Może nie. - uśmiechnęłam się do kobiety i wyszliśmy z pokoju.
- Nie strasz jej, bo mi ucieknie mamo.
- Może nie. - uśmiechnęłam się do kobiety i wyszliśmy z pokoju.
-Aaaaaaaaaaaa
Louis, Louis chodź pograj z nami!- z dołu dobiegły nas dziewczęce krzyki.
- Chyba cię wołają. Będą złe że im cię zabieram znowu do
Londynu.
-Nie będą
złe- odparł- O patrz Lottie chodźże tu!- zawołał swoją siostrę.
- Hej jestem Alice.
-O miło mi
wreszcie cię poznać. Uratowałaś mojego brata- przytuliła mnie, a w jej oczach
dostrzegłam łzy.
- Nom i na jego nieszczęście jeszcze żyję. Musi teraz mnie
znosić. Słyszałam że ci dokucza. Jakby co to śmiało przychodź do mnie, ja już
sobie z nim porozmawiam. - powiedziałam jej cicho do ucha na co ona się
zaśmiała
-No wiesz
jaki bywa upierdliwy? I bardzo lubi bawić się w OJCA- ostatnie słowo
zaakcentowała dobitnie.
- Fajnie że ma się z kim bawić. - odpowiedziałam trochę
zmieszana.
-No, ale
męczy. Tego ci nie wolno, rób tak, a nie tak.
- Hahaha. Troszczy się, to chyba dobrze, nie?
-Ta, ta.
chodź jeszcze poznasz Felicity i bliźniaczki- pociągnęła mnie na dół.
- Ok. Już idę. Prowadź. - Louis miał ze mnie niezły ubaw.
-Alice,
Alice! Patrz to ty i Lou i domek i pies- pierwsza dobiegła chyba do mnie Daisy.
- Śliczne
malujesz. Wybacz ale nie wiem. Jesteś Phoebe czy Daisy?
-Daisy
jestem- uśmiechnęła się szeroko.
- No to
ślicznie malujesz Daisy. - kucnęłam przy dziewczynce.
-Dziękuję.
Jak chcesz to mogę wam dorysować jeszcze dzidziusia?
- Hmm....
Może na maluj siebie i siostry.
-Oo dobrze-
pocałowała mnie w policzek i pobiegła do stolika.
- Czyli ty jesteś Phoebe. - podeszłam do drugiego słodziaka.
-No jestem w
Phoebe, ty jesteś Alice i jesteś zajebista- przyznała.
- A ty za
mała żeby tak mówić. - skarcił ją Lou
-Oj tam mam
7 lat!
- No i to
trochę za mało na takie słownictwo. Ale dziękuję za komplement. – dodałam
-Dobra, nie
ważne. głupi jesteś- fuknęła w stronę brata.
Roześmiałam
się, ale widząc minę chłopaka pocałowałam go w policzek. Ten gest był już
częsty i w ogóle się go nie bałam.
-Co ja ci
zrobiłem, że mnie obrażasz hę?- zapytał czochrając 7-latce włosy.
- Nic mi nie
przywiozłeś. No Alice. Ale ja chce coś jeszcze.
-Jezu, tylko
byś wyzyskiwała- burknął, ale widziałam, że udawał.
- Ona ma rację- odezwała się kolejna dziewczyna- Przyjeżdżasz rzadko to wiesz zawsze coś możemy wymagać.
- Ona ma rację- odezwała się kolejna dziewczyna- Przyjeżdżasz rzadko to wiesz zawsze coś możemy wymagać.
- No właśnie
co z ciebie za brat? - dokuczałam mu.
-I ty
Brutusie przeciwko mnie?- oburzył się. Niezłe przedstawienie zaczęliśmy
odwalać.
- Oj
kochanie, nie złość się.
-A ty
Felicity to może się najpierw przedstawisz co?- zasugerował mrożąc ją wzrokiem.
- Wiem kim
jesteś. Ja jestem Alice. Nie przejmuj się nim. - wskazałam na jej brata.
-Ale ja się
nim nie przejmuję- wzruszyła ramionami- idiota- skomentowała chłopaka.
- No jednak
trochę szacunku mu się należy. - powiedziałam.
-No właśnie
ja bym na ten temat dyskutowała- dodała Lottie.
-O!
Przyjeżdża raz na... pół roku? Dobrze mówię Charlotte?
- Dobra.
Jesteście nie fair dziewczyny. Chłopak tęskni za wami a jak już przyjedzie to
tak go witacie?
-Tak go
witamy, bo mógłby częściej przyjeżdżać- odparła 10-latka.- Dobra Louis idziesz
zagrać w nogę?
- No teraz
to nie wiem czy chce z wami grać.
-Pewny
jesteś?- dziewczynka złożyła ręce na klatce piersiowej wymieniając z siostrą
spojrzenia. Coś kombinowały.
- Ja to bym
się zastanowiła na twoim miejscu misiu. - powiedziałam widząc miny dziewczyn.
-Tak
myślisz? Ale ty idziesz z nami malutka
- Wiesz że
chętnie. Tylko ja chyba nie mogę dużo biegać.
-Będziesz
stała i patrzyła- odparł pchając mnie do ogrodu.
- Niech
będzie.
-Ale ja gram z wami!- krzyknęła Daisy.
-Ale ja gram z wami!- krzyknęła Daisy.
- Pewnie
skarbie - wzięłam ją na ręce. Wszystkie były takie kochane. Zrobiło mi się
smutno że ja nie miałam takiego dzieciństwa.
Stałam i
patrzyłam jak Louis biega z nimi po naszym "boisku", wygłupiając się
bardziej niż grając.
Miałam
wrażenie że dziewczynki cały dzień próbowały mi delikatnie powiedzieć że
chciałby zostać ciociami.
- Może przyniosę wam coś do picia?!
- Może przyniosę wam coś do picia?!
-Tak!
Ciociu!
- Słucham? -
nie rozumiałam.
-No ciociu-
powtórzyła Daisy, a Lou się zatrzymał.
- Dlaczego
ciociu?
-Bo jesteś
starsza. A poza tym to fajnie brzmi. Też tak bym chciała.
- Jak mała?
- spytał siostrę Lou.
-No,
żeby...a nie ważne- machnęła rączką i pobiegła do reszty dziewczyn.
Louis
popatrzył się na mnie.
- Ja pójdę po to picie. - powiedziałam szybko. Poszłam do domu i weszłam do kuchni gdzie była mama mojego chłopaka.
- Proszą o coś do picia. Co mogę im wziąć? - spytałam kobiety.
- Ja pójdę po to picie. - powiedziałam szybko. Poszłam do domu i weszłam do kuchni gdzie była mama mojego chłopaka.
- Proszą o coś do picia. Co mogę im wziąć? - spytałam kobiety.
-Masz sok-
dała mi cały karton i szklanki. Już chciałam iść, ale Jay mnie zatrzymała-
Dziękuję.
- Ale za co?
To tylko sok, nic wielkiego.
-Mówiłam o
uratowaniu życia mojemu synowi.
- To. Na
prawdę nie na za co. Cieszę się że nic mu nie jest i te małe szkraby mogą się w
nim bawić
-Hah no tak,
ale wiesz co jesteś bardzo miłą osobą i on naprawdę cię kocha,
- Mam taką
nadzieję - powiedziałam cicho.
-Ciociu
piciu!- dobiegł mnie krzyk jednej z bliźniaczek.
- Już idę!
Muszę iść. - powiedziałam do kobiety i poszłam do reszty.
-Ja chcę
pierwsza- podbiegła do mnie Phoebe.
- Proszę
bardzo. - podałam jej szklankę i nalałam jej soku. To samo powtórzyłam jeszcze
cztery razy.
-Dziękuję
słoneczko- Louis delikatnie mnie pocałował. Jak się od niego oderwałam to
ziewnęłam- Kończmy już zabawę. Dziewczynki idźcie się umyć czy coś.
- My też się
chodźmy umyć co? .- spytałam Louisa.
- Ale że wy
to razem? . - usłyszałam Daisy.
-Nie!-
krzyknęłam udając przerażoną.
- aha. -
tylko tyle powiedziała.
-Cicho oni
teraz na pewno będą robić dzidziusia- usłyszałam, gdy razem z Lou leżeliśmy w
jego łóżku. Odgłosy dochodziły gdzieś za ściany.
- Twoje
siostry dosyć dużo wiedzą jak na swój wiek - powiedziałam do chłopaka.
-Ekhem...no
wiesz- poruszył się nerwowo- mieszkały ze mną.
- No tak to
wiele wyjaśnia - zaczęłam się śmiać.
-A tak
właściwie to trzeba go wreszcie zapytać jak się robi dzieci- to chyba Phoebe.
-To nie lepiej pójść do Lottie?- zaproponowała Daisy.
-To nie lepiej pójść do Lottie?- zaproponowała Daisy.
- Ciekawe
są, też byłeś w ich wieku - powiedziałam gdy zobaczyłam jego zdziwioną minę.
-Spać mi
tam!- krzyknął, aby usłyszały.
Nie
wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Wy też będziecie spać?! - usłyszałam.
- Wy też będziecie spać?! - usłyszałam.
-A co
przepraszam mamy robić?!- wykrztusił z siebie chłopak mrugając oczami.
- My już
śpimy braciszku!
- No Louis one już śpią, nie pogadasz sobie. - zaczęłam się śmiać.
- No Louis one już śpią, nie pogadasz sobie. - zaczęłam się śmiać.
-Czekaj-
szepnął- Słyszcie mnie?
- Nie! -
zaczęłam się tak strasznie śmiać że aż mnie brzuch zaczął boleć.
-Aha no to
dobrze- przysunął mnie bardziej do siebie i bardzo, bardzo namiętnie pocałował
Bardzo dawno
się tak nie całowaliśmy.
- Mówiłam ci już że masz ładny pokój? - spytałam patrząc po pokoju.
- Mówiłam ci już że masz ładny pokój? - spytałam patrząc po pokoju.
-Dziękuję ci
najdroższa.
- No ale na
prawdę. Super się dzisiaj bawiłeś z dziewczynami. Masz podejście do dzieci.
-Ciebie też
bardzo polubiły.
-Widzisz
mówiłam ci, że mówią o dzieciach!
- Które o
tej porze powinny spać! - tym razem ja krzyknęłam.
-Dobra Alice
krzyczy, więc ma rację, bo jak krzyczy to się ma rację.
- No
właśnie. - powiedziałam. - więc spać!
-No już
śpimy!- odparły zgodnie, kiedy ktoś wszedł do pokoju.
To była mama Lou.
-Widzę, że nie dają wam spokoju? Zaraz je uśpię.
To była mama Lou.
-Widzę, że nie dają wam spokoju? Zaraz je uśpię.
To było
trochę krępujące.
- Dzięki. - powiedział Lou i jego mama wyszła.
- Miała chyba dość tych krzyków. - stwierdziłam.
- Dzięki. - powiedział Lou i jego mama wyszła.
- Miała chyba dość tych krzyków. - stwierdziłam.
-No co ty
nie powiesz? Poza tym mocno by się wkurzyła, gdyby usłyszała, że tłumaczę im
jak się dzieci robi.
- Pewnie
masz rację.
-Noo, a my i
tak już jesteśmy niegrzeczni- odpowiedział patrząc na moje usta.
- Tak
uważasz? - uniosłam jedną brew.
-No a nie?
- No pytam
się ciebie. - zaczęłam się śmiać.
-Widzisz już
się bardzo niegrzecznie całujemy, więc ..
- No i co
dalej? - pytałam cały czas starając się cicho śmiać.
-Och ciąg
dalszy nastąpi... jak będziesz chciała- mrugnął do mnie.
- No nie
wiem, nie wiem... - tym razem to ja go pocałowałam.
Przesunął
mnie bardziej na siebie i językiem rozwarł moje usta.Nie bałam się. Chciałam
tego. Coraz zachłanniej go całowałam. Wsunęłam mu ręce pod koszulkę, badając
jego twardy tors. Chłopakowi się to chyba spodobało bo poczułam jak uśmiecha
się przez pocałunek. Chwilę później poczułam jego ręce na sobie.
-Mam dwa
pytania- oderwał się ode mnie, a ja jęknęłam nie zadowolona- Chcesz tego? Na
pewno ze mną?
- Tylko z
tobą.
-Ale jesteś
pewna, że tego chcesz?
Nic nie
powiedziałam tylko znowu go pocałowałam.
-Czekaj-
znowu mnie odsunął, a ja znowu jęknęłam- Ale czy na pewno w tym miejscu?
- Co jeszcze
wymyślisz? Dawaj wszystkie pytania od razu. - mówiłam zniecierpliwiona.
-No wiesz,
nie wiem czy chcesz zostać tutaj rozdziewiczona, a właśnie jesteś ... no wiesz?
- Nom
jeszcze nigdy tego nie robiłam. A ty?
-Haha no
zdarzyło się parę razy- uśmiechnął się głaszcząc mnie po policzku.
- Ok. To
wszystko czy jeszcze jakieś pytania?
-Tak jeszcze
jedno. chcesz mieć dziecko?
- Nie
myślałam nad tym. Kiedyś na pewno. A co? Ty byś chciał?
-Chciałbym,
ale czy ty tego chcesz teraz.
-Dziecka?
-Tak dziecka
aniołku.
- Nie
jesteśmy za młodzi?
-Możemy
jeszcze poczekać- odparł radośnie.
- One na
pewno już śpią? - wskazałam na ścianę.
-Noo,
inaczej by komentowały- zapewnił mnie- A ta bluzeczka już nam nie będzie
potrzebna- zdjął ze mnie koszulkę.
I wtedy
nastąpił ten moment. Widział moją blizną, ale nie przy zmienię opatrunku tylko
w takiej chwili. Uważałam, że to mnie szpeciło i odrzucało Louis'a.
- Wiem jak
to wygląda - powiedziałam do niego cicho.
-wygląda
pięknie kochanie - szepnął całując okolice rany.
- Kocham cię
- powiedziałam pociągając go za koszulę tak by znowu go pocałować
-tak jak ja
ciebie- przesunął dłonie z moich ramion na plecy aby zacząć bawić się zapięciem
od mojego stanika i musiałam przyznać że szybko mu poszło rozpięciem go. Sama
rozebrałam go z górnej części ubrania.
Już po
chwili leżałam w samych spodniach od piżamy tak jak i Louis. Jego ręce i usta
było dosłownie wszędzie co mnie doprowadzało do szaleństwa. Podobało mi się to
i to bardzo. W tej chwili dziwiłam się tego jak mogłam się go kiedyś bać. Zsunął
ze mnie spodenki pieszcząc każdy fragment mojego ciała. Był taki kochany i
delikatny. Byliśmy kompletnie nadzy, kiedy we mnie wszedł. Chociaż był bardzo
delikatny i tak poczułam lekki ból. Ból miną tak szybko jak się pojawił
ustępując miejsca rozkoszy. Zmęczeni leżeliśmy obok siebie łapiąc oddech.
Kiedy się
obudziłam Louis jeszcze spał. Wstałam, ubrałam się i zeszłam do kuchni aby się
czegoś napić. Spotkałam mamę mojego chłopaka.
- Dzień
dobry. - przywitałam się.
-dobry
dobry. Wyspałaś się chociaż?
- Tak,
dziękuję. Widzę że z pani ranny ptaszek. - chciałam zmienić temat.
-yhym ale to
dziwne że wstałam tak wcześnie bo brałam w nocy parę tabletek nasennych .
- Nie mogła
pani spać? – spytałam
-No głośno
było
- yyy....to
znaczy ...
-no ja wiem
co to znaczy. Nie przejmuj się.
- Jak mi
głupio.... - usiadłam przy stole chowając twarz w dłonie
-co się martwisz
. Ja i tak miałam korki w uszach a dziewczynki spały.
- Nie ma to
jak pierwsze dobre wrażenie. - mówiłam w swoje dłonie.
-Haha ale
skarbie ją nic nie słyszałam. Po prostu się domyśliłam więc wolałam bym
przygotowana.
Siedziałam
tak ze schowaną twarzą i sama się z siebie śmiałam w myślach.
-zawsze
możesz zwalić na mojego syna.
- Hahaha.
Niby tak.
-Co chcecie
na mnie zrzucić?- do kuchni wszedł zaspany Louis w samych spodniach-cześć
maleństwo
- Hej -
podszedł do mnie i pocałował mnie. Robił to tak długo że w końcu musiałam go odepchnąć
co przecież tu cały czas była jego mama.
-Tak właśnie
synku ja tu nadal jestem.
- Ja też cię
kocham mamusiu - chłopak podszedł do kobiety i pocałował ją w policzek.
- Chcesz kawy? Bo ja muszę się napić bo zasnę zaraz - mówiłam ziewając.
- Chcesz kawy? Bo ja muszę się napić bo zasnę zaraz - mówiłam ziewając.
-Ale to
dobrze że zasypiasz. W samolocie sobie pośpisz kotku.
- Przecież
my dzisiaj lecimy do taty! Kompletnie o tym zapomniałam
-No i co się
takiego stało?- zapytał obejmując mnie od tylu kiedy jego mama robiła nam śniadanie.
- Nic, po
prostu o tym zapominałam. - znowu ziewnęłam.
-co ty
robiłaś w nocy?- zapytał udając przejętego.
Dźgnęłam go
łokciem w brzuch.
- Książkę czytałam. - wystawiłam mu język, a jego mama się zaśmiała.
- Książkę czytałam. - wystawiłam mu język, a jego mama się zaśmiała.
-ciekawa
chociaż ?
- Bardzo -
powiedziałam mu praktycznie w usta.
-Mamo oni
się całują!- do kuchni weszła Phoebe.
Oderwałam
się od Louisa i popatrzyłam na małą.
- Hej królewno. - powiedziałam.
- Hej królewno. - powiedziałam.
-no cześć.
Jesteście dziwni-uznała.
- Pogadamy
za parę lat jak przyprowadzisz tu swojego chłopaka, młoda. - powiedziałam do
niej.
- Jakiego chłopaka? Ona nie będzie mieć żadnego chłopaka.
- Dobrze wiesz że nie będziesz miał tu za wiele do gadania. - cmoknęłam jeszcze raz jego usta.
- Jakiego chłopaka? Ona nie będzie mieć żadnego chłopaka.
- Dobrze wiesz że nie będziesz miał tu za wiele do gadania. - cmoknęłam jeszcze raz jego usta.
-ale mi nie
oto chodzi. Najpierw na siebie krzyczycie a potem całujecie. I ja nie będę
miała chłopaka.
- Krzyczymy?
. -zdziwił się Lou.
-no
krzyczycie
- Kiedy?-
dopytywał się siostry.
-w nocy.
Mamo daj mi jeść.
Ja znowu ze
wstydu schowałam się w koszulce Louisa, a on tylko się śmiał.
- Cicho bądź głupku jeden. - powiedziałam do niego.
- Cicho bądź głupku jeden. - powiedziałam do niego.
-o cześć
Louis ja nam do ciebie ważne pytanie bo wczoraj nie dałeś mi go zadać-
dołączyła do nas Daisy w słodkiej piżamce
- Czyli
widocznie to nie było nic ważnego. - powiedział.
-było ale
nie dałeś mi dojść do głosu-tupnęła nogą.
- Złość
piękności szkodzi kochanie - powiedziałam do niej.
-No to dacie
mi powiedzieć czy nie?
- Może
lepiej nie - tym razem odezwała się mama kłócącego się rodzeństwa.
-No Kurde
chciałam zapytać na ile zostajesz i czy masz coś dla nas ale ty masz jakiś
problem. Głupek- oburzyła się przytulając do mnie swoje drobne ciałko.
- To ja ci
odpowiem dobra? - zapytałam biorąc ja na ręce.
-no to mi
odpowiedź- mruknęła.
- Dzisiaj
wyjeżdżamy, bo ja się stęskniłam za swoją rodziną, wiesz? Więc do nich lecimy.
-aaa to
fajnie a kiedy zobaczę dzidziusia?
- Jakiego
dzidziusia słoneczko? - spytałam skrępowana.
-no waszego
no
- Ale my nie
mamy żadnego dzidziusia. Zresztą na to ci już twój braciszek wytłumaczy. On się
na tym zna
-No to mi
kurczę wytłumacz- zwróciła się do chłopaka który był przerażony.
- No kochanie wytłumacz jej. - podałam małą
chłopakowi.
-Ale no ...
Jezu mamo!- jęknął w stronę rodzicielki.
- Tak synku?
Nie no ja to już przerabiałam z tobą i dziewczynami, teraz ty się martw. Jesteś
dużym chłopcem. Na pewno sobie poradzisz. Po za tym ponoć się na tym znasz.
-Jak ja mam
dziecku wytłumaczyć jak się dzieci robi?! Ala jest pedagogiem nie ja.
- Ale ja
pomagam twojej mamie i się na tym nie znam. Ja się na tym kompletnie nie znam w
przeciwieństwie do ciebie.
-idź ty
wiesz. Dobra aniołku a więc ... żeby mieć dzieci trzeba się bardzo kochać...
- No i ty
kochasz Alice, więc gdzie jest dzidziuś?
-Boże. Mamo
pomóż mi!- zwrócił się błagalnie do kobiety.
-Będziesz miał dzieci i co wtedy? Ucz się. Mała
chce wiedzieć to jej wytłumacz.
-Nie kochasz
mnie...
- Nie
kocham. masz racje. Wszystko co dla ciebie robiłam to tylko z litości. - śmiała
się z Louisa jego mama.
- Louis ja
czekam. - domagała się Daisy.
-No bo jak
się kogoś kocha to można mieć dziecko i wtedy się ciała łączą w jedność i..
Jezu .. powstaje dzidzia.
- Nie
rozumiem.
-Bo jesteś
za mała -odparł szybko.
- To ty
jesteś za głupi.
-Jeszcze
słowo dzwońcu. Będziesz coś chciała oj będziesz.
-Daisy on
tego po prostu nie wie, jest za cienki.- do kuchni weszła Lottie.
-O
specjalistka się znalazła. Proszę wytłumacz siostrze ja zjem śniadanie.
- Ja tylko
mówię że jest cienki i tego nie wiesz.
-Jak mogę
nie wiedzieć jak się ... miłość uprawia?
- To nie do
mnie pytanie. - zaczęła się śmiać.
-Dobra nie
ważne. Misiu jedz śniadanie i jedziemy na lotnisko.
- Już. Zaraz
możemy jechać.
-No i super
- ucieszył się jednocześnie oddychając z ulgą
- Masz nas
dosyć? - spytała Daisy.
-Co? Nie ale
Ala bardzo chce zobaczyć swojego brata i drugiego brata
- Masz
braci?
- Nom. - to że o tym nie wiedzą to inna sprawa.
- Nom. - to że o tym nie wiedzą to inna sprawa.
-Ale masz
fajnie!- ucieszyła się Charlotte.
-Też masz brata.
-Też masz brata.
-Że jego?-
wskazała na Lou.
- No chyba
jestem twoim bratem.
-Ta. No
chodź braciszku wyściskam cię na pożegnanie
- Oddam ci
go jeszcze kiedyś. - powiedziałam do dziewczyny, która siedziała na kolanach
swojego brata i się do niego tuliła.
-Nie no
spoko. Ja mam się do kogo przytulić- odpowiedziała
- Słucham? .
- spytał Lou poważnie.
-No mam się
do kogo przytulić-powtórzyła.
- Powiedz że
chodzi ci o mamę.bo inaczej nie da ci spokoju, a potem ja będę cały czas słuchać.
- poradziłam dziewczynie i zaczęłam się śmiać.
-tak o
ma...-przerwała bo ktoś wszedł do kuchni. Był to młody przystojny chłopak wieku
Lottie.
-Dzień
dobry- przywitał się-Cześć słońce- pocałował dziewczynę w policzek.
- No ja
myślałem że to jest nasza mama - Lou wskazał na kobietę przy kuchence.
- Daj jej spokój - broniłam młodej.
- Daj jej spokój - broniłam młodej.
-Nie będę
dawał spokoju. Chłopie dwa metry od niej.
- Louis nie
pozwalaj sobie! - krzyknęła siostra mojego chłopaka.
-No właśnie
chyba to nie ja sobie za dużo pozwalam- popatrzył wymownie na nastolatka.
- No chyba
jednak tak! Gdzie jest mama jak jej trzeba. - dziewczyna podeszła do swojego
chłopaka. Bo chyba nim był właśnie młody chłopak.
- Poszła do sklepu. - powiedziałam dziewczynie.
- Poszła do sklepu. - powiedziałam dziewczynie.
-Ty. Na
zewnątrz. Już -rozkazał Louis wyprowadzając chłopaka.
Po 10
minutach wrócili.
- Ja cię
Louis zabije! - Lottie krzyczała na brata.
-przecież
nic mu nie zrobiłem! Rozmawialiśmy. Poważnie. Dobra koniec tej zabawy. Kotek
zmykaj na górę i jedziemy.
- Trochę
boję się zostawić tu samego z tą dwójką. - wskazałam na zakochańców.
-oj nie
panikuj nic im nie zrobię, ale ty młody uważaj na to co robisz- ostrzegł go.
- Louis, a
wiesz, że mój pokój jest dosyć blisko twojego i dużo słychać przez ściany.
-Cicho siedź!
Nic nie słyszałaś a ja jestem starszy.
- Może my
już pójdziemy? Lottie? - jej chłopak chciał się znaleźć jak najdalej Louisa.
-Tak. Chodź
Davis. Pa Alice- pocałowała mnie w policzek.
- Pa młoda.
Ładny ten twój chłopak - powiedziałam jej do ucha.
Uśmiechnęła
się tylko i wyszli. Ja udałam się n górę spakować nasze rzeczy.
Spakowałam
już chyba wszystko, kiedy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach.
-Byłaś
wspaniała- do moich uszu dotarł cichy szept.
- Tak, wiem
idealnie poskładałam wszystkie twoje koszule. - powiedziałam odwracając się w
stronę Louisa.
-Nie o tym
mówiłem maleńka- schował twarz w zagłębieniu mojej szyi składając na niej
pocałunki
-
Hmmm....,aaa chodzi ci o śniadanie?
-Nie o
śniadanie- oplótł ręką mój kark-Kombinuj dalej najdroższa.
- Nie mam
pomysłów. Poddaje się.
-A pamiętasz
co robiłaś w nocy?- wymruczał przesuwając pocałunki na moją twarz. Robił to
wszystko delikatnie jakby się delektował.
- Czytałam
książkę, nie pamiętasz? Przecież byłeś ze mną w pokoju, a no ci już rano
mówiłam.
-Nie kłam
kochanie.
- No co? -
uniosłam jedną brew.
-Chyba nie
chcesz spóźnić się na samolot przez to że będę ci musiał przypominać czym
doprowadzałaś mnie do szaleństwa?
- Właśnie,
przestań się wygłupiać bo się spóźnimy.
-Ale ja się
nie wygłupiam. Właśnie ci uświadamiam maleństwo że byłaś wspaniała ale....
- Ale co?
Jakie ale ja się pytam.
-Ale masz
rację musimy już iść- dokończyć jeszcze raz mnie całując.
- Ja jestem
gotowe, ciebie też spakowałam.
-dziękuję ci
kochanie . No chodź - sprowadził mnie na dół.
Siostry Louisa mnie rozwaliły. Rozdział jak zawsze jest świetny ;) Zastanawiam się jak zareaguje Niall... przecież ma prawo (nawet dziwne by było gdyby się nie zdenerwował) się zdenerwować...Czekam na next!
OdpowiedzUsuńLou ma fajne rodzeństwo. xD Ale sam jest bardzo zaborczy.
OdpowiedzUsuńNie będę się odnosić do wszystkich Twoich opisów, bo mnie po prostu.. nie.
No cóż, jestem ciekawa spotkania rodzeństwa Horanów.
Zapraszam do mnie :
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
ALe ja chcę wiedzieć co myślisz o naszych opisach więc powiedz.
Usuńpo prostu nie pojmuje jak nastolatki w wieku 14 lat piszą o sexie i takie tam. okej, wyobraźnia. ale ja mówię stanowcze Polskie "nie" , na takie coś i tyle :D do reszty opisów nic nie mam.
Usuńpo prostu mnie jako jednostke [osobe] , drażni to i tyle.
Usuńhaha o to ci chodzi? Rozumiem, ale ja tego nie pisałam, bo się na tym nie znam. To pisała mi o wiele starsza koleżanka.
UsuńJASNE.
UsuńWyczuwam sarkazm. Okay, ale jeśli mi nie wierzysz zapytaj Klaudyś. Jest starsza i służy pomocom.
Usuńto nie był sarkazm, caps lock mi się włączył. No dobra, może maluteczki ..
UsuńUwielbiam Twoje opowiadanie i z niecierpliwością czekam na następną część <3
OdpowiedzUsuńŚwieten nie mogę przestać się śmiać te teksty mnie rozwalają. Czekam na next
OdpowiedzUsuńNa początku dzięki za info na GG, faktycznie nie przeczytałam.
OdpowiedzUsuńBoże, genialne. Te siostry Louisa są boskie, uwielbiam jak się z nim drażnią. Ale znowu robisz z Lou nadopiekuńczego faceta (tak jak w opowiadaniu o Ali, gdzie jest przewrażliwionym ojcem). Nie lubię takich. :P
Czyli w następnej części Niall się dowie o siostrze? Już nie mogę się doczekać. ♥
Pozdrawiam. xx
Jezuuu ! Jak mnie tyłek boli ! Tyle razy z krzesła spadałam, gdy to czytałam, ze po prostu szok ! Ale rozdział jest super i najbardziej rozwalają mnie dwa momenty : przed snem jak dziewczynki mówiły o dzidziusiu i ten rano jak wstali ; D Rozdział jest super, i bardzo śmieszny. Czekam szybko na następny .
OdpowiedzUsuńNo i proszę skomentowałam ! Haha nie zabijesz mnie xDDD
Zostałzđcie nominowane do Liebster Award na moim blogu! Więcej informacji na moim blogu! http://opowiadankoz1d.blogspot.com/ - Pozdrawiam Livia
OdpowiedzUsuń