- Marc?
- to na prawdę był on. - Jak....ty..jak? - nie mogłam się wysłowić, byłam
przerażona.
-No
patrz. Jestem, a twojego kochasia nie ma- przyparł mnie do ściany.
-
Zostaw mnie! - zaczęłam płakać i próbowałam się uwolnić.
-Nie
tym razem- wysyczał dotykając wargami mojego policzka, czoła i ust.
-
Przestań! - krzyczałam najgłośniej jak umiałam. Poczułam jego ręce pod moją
bluzką.
-Zabiję
cię tym razem skur*ielu!- do pokoju wbiegł Louis odciągając tego Marca ode
mnie.
Zaczęli
się bić, a ja szybko ubrałam bluzkę i zbiegłam na dół po pomoc. Kiedy do pokoju
pobiegła policja, ja usiadłam w holu i zaczęłam płakać. Po chwili zobaczyłam
Marca prowadzonego.
-Spotkam
cię jeszcze raz a zginiesz gnoju!! - wykrzyknął Louis zanim, podchodząc do mnie
i ostrożnie przytulając,
- Nie,
nie, nie.....- schowałam głowę w dłoniach. - Nie dotykaj mnie. - odsunęłam się
od niego.
-Alice
kochanie, proszę cię to tylko ja. Nie bój się mnie- szeptał
-
Proszę cię, nie dotykaj. - tak strasznie się bałam. Louis teraz ze mną nie
wstrzyma, zostawi mnie.
-Dobrze
nie będę cię dotykał skarbie, ale pamiętaj, że nie zrobię ci krzywdy.
- Wiem
- powiedziałam cicho
-Zostań
tutaj chwilkę dobrze?
Pokiwałam
głową nic nie mówiąc. Cały czas miałam przed oczami jego. Czułam jego oddech i
dotyk.
Źle się
z tym czułam. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek w ogóle go zobaczę,
a to znowu powróciło. Lou wrócił po 3 minutach z walizką.
- Ja
chce do domu, proszę cię zabierz mnie stąd.
-Już
wracamy, kochanie. Wstań.
Wstałam
i popatrzyłam na niego. Było mi go tak strasznie szkoda. Nie bałam się go ale
przerażała mnie myśl że mnie dotyka, przez Marca. Byłam okropna, straszna,
samolubna.
-Panie
przodem- uśmiechnął się puszczając mnie w drzwiach.
-
Dzięki. - powiedziałam cicho i wyszłam z domku.
Pojechaliśmy
na lotnisko i stamtąd już po chwili siedzieliśmy w samolocie. Chciałam wyrzucić
z głowy obraz tego co się nie dawno stało, a poza tym nudziło mi się.
Chciałam
zamknąć się w pokoju i już nigdy nie wyjść. Z drugiej strony chciałam się do
kogoś przytulić ale idź wyobrażałam sobie że ktoś mnie dotyka byłam przerażona.
-Masz
kotku- Louis podał mi książkę . Wzięłam ją do ręki czytając tytuł "Cień wiatru".
Spojrzałam na spoiler.
W letni świt 1945 roku dziesięcioletni
Daniel Sempere zostaje zaprowadzony przez ojca, księgarza i antykwariusza, do
niezwykłego miejsca w sercu starej Barcelony, które wtajemniczonym znane jest
jako Cmentarz Zapomnianych Książek. Zgodnie ze zwyczajem Daniel ma wybrać,
kierując się właściwie jedynie intuicją, książkę swego życia. Spośród setek
tysięcy tomów wybiera nieznaną sobie powieść "Cień wiatru" niejakiego
Juliana Caraxa.
Zauroczony powieścią i zafascynowany jej autorem Daniel usiłuje odnaleźć inne jego książki i odkryć tajemnicę pisarza, nie podejrzewając nawet, iż zaczyna się największa i najbardziej niebezpieczna przygoda jego życia, która da również początek niezwykłym opowieściom, wielkim namiętnościom, przeklętym i tragicznym miłościom rozgrywającym się w cudownej scenerii Barcelony gotyckiej i renesansowej, secesyjnej i powojennej
Zauroczony powieścią i zafascynowany jej autorem Daniel usiłuje odnaleźć inne jego książki i odkryć tajemnicę pisarza, nie podejrzewając nawet, iż zaczyna się największa i najbardziej niebezpieczna przygoda jego życia, która da również początek niezwykłym opowieściom, wielkim namiętnościom, przeklętym i tragicznym miłościom rozgrywającym się w cudownej scenerii Barcelony gotyckiej i renesansowej, secesyjnej i powojennej
-
Dziękuję. -popatrzyłam się na niego. Patrzył na mnie z taką czułością, a ja
miałam ochotę przywalić sobie w twarz.
-Nie ma
za co słoneczko. Czytaj, ja się prześpię, bo czeka nas 2 godziny lotu- odparł
posyłając mi uśmiech.
- Ok.
Dziękuję Louis. - powiedziałam i zaczęłam czytać. Po chwili zauważyłam że Lou
już śpi.
Boże ja
mu tyle zawdzięczałam. Między innymi dwa razy mnie uratował. Nie zasługuje na
niego. Powinien być z kimś normalnym, kto da mu się pocałować czy dotknąć.
Byłby szczęśliwszy beze mnie. Przecież ja jestem jakaś nienormalna. Nie
chciałam na razie o tym myśleć i odpłynęłam w lekturze.
Louis
Tak
naprawdę nie spałem. Myślałem. Było mi żal Alice. Tyle moja ukochana przeszła,
a on znów zjawił się w naszym życiu. Ja naprawdę myślałem, że go zabiję tam na
miejscu. Jak
można chcieć kogoś do tego zmuszać? Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Muszę
jej pomóc wrócić do dawnego życia. Nie wiem jak mogę jej pomóc. Nie mogę znieść
myśli że moja dziewczyna boi się mojego dotyku. Poza tym nie chcę, aby czuła
się jakaś dziwna. Nie chcę, aby się sobą brzydziła, bo tak do jasnej cholery
nie powinno być.
- Mamo?
Cześć to ja. Dawno nie rozmawiałyśmy. Nie, nic się nie stało. - zadzwoniła do
mamy. Udawała że wszystko jest ok. - Tak. Właśnie wracamy. Cudownie. Tak, jest
taki kochany, bardzo. Wiesz... Tak sobie myślałam że może bym do ciebie
przyjechała na jakiś czas. Tak. Jeszcze dzisiaj. Czy z nim? Nie sama. Też cię
kocham, do zobaczenia.
No tak
teraz będzie ode mnie uciekać- pomyślałem- Czemu wszyscy muszą spieprzyć to co
zbudowałem?! Czemu? Było dobrze. Wróciła do normalności i przestała się bać, to
ten sku*wiel musiał wszystko spieprzyć. Teraz ona chce uciec , bo chyba tylko
tak da się nazwać to co robi.
-Wyjeżdżasz?-
zapytałem przez zaciśnięte gardło.
- Nie
śpisz? - widać było że była zdenerwowana i przestraszona.
-Nie
śpię- odparłem- Odpowiedz mi na pytanie.
- Mama
prosiła żebym przyjechała do niej trochę bo się stęskniła.
-Aha.
Jasne- znowu zamknąłem oczy, wściekły na cały świat
- Co? -
widać, że była strasznie zaskoczona tym że nie spałem.
-Nic,
czy ja coś mówię?- ledwo panowałem nad tonem głosu.
-
Dobra, nieważne...
-Zgadzam
się- przytaknąłem.
Po
upływie 2 godzin dotarliśmy na lotnisko w Londynie. Wyszliśmy z samolotu i zamówioną
taksówką pojechaliśmy do domu. Cisza, która między nami panowała co raz
bardziej mnie denerwowała. Otworzyłem dziewczynie drzwi i wpuściłem do środka.
-
Louis, ja od razu pojadę do mamy, powiedziałam jej że przyjadę jeszcze dzisiaj.
- mówiła bardzo cicho, jakby było jej wstyd.
-Jedź-
wzruszyłem ramionami idąc do salonu, gdzie o mało się nie przewróciłem.
Alice
Zrobiło
mi się strasznie przykro po słowach Louisa. Jednak nie mogę mieć mu tego za
złe. Odwróciłam się i wyszłam z domu. Zadzwoniłam po taksówkę, usiadłam na
walizce i czekałam na pojazd, chowając twarz w dłoniach. Tak strasznie ich
wszystkich pokochałam, a jedyne co robiłam to tylko sprawiałam kłopoty i
rozczarowania.
-cholery
przez was dostanę! Nie można nawet zostawić was na parę dni. Co tu się działo?!-
usłyszałam wściekniętego Louis’a.
-Alice,
wsiadaj do auta- rozkazał głos za mną
- Zaraz
przyjedzie taksówka. - powiedziałam sama nie wiem do kogo, byłam strasznie
skołowana.
-Wsiadaj,
zawiozę cię. No już skarbie wsiadaj- To Louis. podszedł do mnie.
Wstałam
i poszłam za Louisem który wziął moje rzeczy do jego auta.
- Dzięki. - powiedziałam tylko.
- Dzięki. - powiedziałam tylko.
-Nie masz
za co. Ja przepraszam aniołku- wyszeptał.
- Nie
masz za co. - powtórzyłam jego słowa.
-Ja
mam- upierał się.
- Nie,
nie masz i nie mów że jest inaczej.
-Kocham
cię.
- Ja
ciebie też.- patrzyłam na krople na szybie auta.
Do
mojej mamy nie było daleko. Gdy wychodziliśmy z auta Louis okrył mi głowę swoją
kurtką, abym nie przemokła.
-
Wejdziesz ze mną? - spytałam gdy staliśmy przed drzwiami do domu mojej mamy.
-A
chcesz tego?- upewnił się.
- Nie
miałeś okazji dobrze poznać mojej mamy.
-Nie,
nie miałem- odparł lekko się uśmiechając
- No
właśnie, poza tym strasznie się rozpadało. Nie chce żebyś jechał w taką pogodę.
-Ale to
tylko kilka kilometrów przecież nic mi się nie stanie. - skrzywił się. On się
chyba bał mojej mamy.
-
Proszę cię, wiesz jak ja się te kilka kilometrów będę martwić? - otworzyłam
drzwi i gestem ręki pokazałam żeby wszedł. - Jak trochę przestanie to
pojedziesz.
-Dobra
maleństwo. Ale ja się boję tej kobiety- wyszeptał oglądając się przez ramię na
mnie.
- Nie
masz czego, nie znam drugiej tak kochanej osoby jak ona. Nic ci nie zrobi,
obiecuje. - powiedziałam do niego. - Mamo jestem!
-Oh
córcia! Oo Louis. Dzień dobry- podała mu dłoń.
- Hej
mamo, Louis chwile zostanie, bo strasznie się rozpadało.
- Tak, tak , oczywiście, nie trudno o wypadek w taką pogodę, wchodźcie dzieci, już wam robię ciepłej herbaty. Czy może wolisz kawę Louis? - moja mama już na wejściu się rozgadała
- Tak, tak , oczywiście, nie trudno o wypadek w taką pogodę, wchodźcie dzieci, już wam robię ciepłej herbaty. Czy może wolisz kawę Louis? - moja mama już na wejściu się rozgadała
-Nie,
ja raczej kawy nie mogę pić- odpowiedział lekko zawstydzony.
- Nie
możesz...? - mama się zaciekawiła
-Za
bardzo.. pobudzony jestem i wiem pani...wariuję.
-
Hahahaha...Moje dziecko, to zostaniemy przy herbacie, dobrze? - moja mama
zaczęła się śmiać i zaprowadziła nas do salonu, a sama udała się do kuchni.
-Jesteś
jakiś zestresowany coś się stało?- zapytała rodzicielka chłopaka, ale ja go
wyprzedziłam.
-Tatuś go przemaglował i się boi.
-Tatuś go przemaglował i się boi.
- Mnie
się boisz Louis? - spytała nie dowierzając.
-Wie
pani, pan Bob to bardzo...- przełknął nerwowo ślinę- Stanowczy mężczyzna.
- Tak,
coś o tym wiem. No nie ważne, nie przejmuj się nim stary zgred martwi się o
córeczkę. - powiedziała wychodząc z pokoju. Po chwili wróciła z herbatą i
postawiła ją przed nami.
-Tak,
oj nawet bardzo się martwi- zgodził się biorąc do ręki przezroczystą szklankę.
- Co
tam u was, opowiadajcie mi tu ale to natychmiast. Louis? Bo od niej pewnie jak
zwykle niewiele się dowiem. - wskazała na mnie głową.
-U nas
raczej dobrze. Zabrałem ostatnio Alę w parę miejsc. Myślę, że ... że odpoczęła-
bawił się nerwowo palcami.
- To
świetnie. - ktoś zapukał do drzwi. - To pewnie sąsiadka oddać mi foremkę do
babeczek, zaraz wracam. - i wyszła.
- Połamiesz sobie za chwile palce. - zwróciłam mu uwagę.
- Połamiesz sobie za chwile palce. - zwróciłam mu uwagę.
-Tak? A
no tak- położył sobie ręce na kolanach.
- No
właśnie. - zapadła niezręczna cisza, nigdy takiej między nami nie było.
-Dobra,
przepraszam kochanie- odezwał się
- Za
co?
-Obiecałem
ci, że nikt cię już nie skrzywdzi i zawiodłem.
- Nie,
wcale nie, nie mów tak. Proszę cię. Proszę nie mów. - prawie płakałam.
-Ale to
prawda. Obiecałem ci..
- I
dotrzymujesz słowa. Proszę cię nie obwiniaj się za to co stało się w
Barcelonie. Nic mi nie zrobił i to dzięki tobie właśnie.
-Bałem
się... bałem się, że jednak tak- z oka poleciała mu samotna łza.
-
Myślałeś że on mnie....?
-Tak,
bałem się że zrobił ci krzywdę.
- Nie
zdążył. - powiedziałam cicho.
-O czym
tak szepczecie gołąbki ?
- Tak
sobie. I co, sąsiadka? -spytałam nerwowo.
-Tak
sąsiadka sąsiadka . O słoneczko wyszło a może pójdziemy na jakiś spacerek co
dzieciaki? Zabieraj tego swojego narzeczonego - zwróciła się do mnie - i
idziemy.
Myślałam
że ją zabije.
- To ty weź swojego psa. - powiedziałam do niej.
- Przecież nie mam psa.
- No właśnie mamo.
- To ty weź swojego psa. - powiedziałam do niej.
- Przecież nie mam psa.
- No właśnie mamo.
-A co
to za różnica? Pff kocha cię to może być i tak nazywany-wzruszyła ramionami
- Ja
nie bardzo mam ochotę na spacer.
- Tak, ja też już się chyba będę zbierać. - Louis wstał.
- Tak szybko? - moja mama dzisiaj przechodziła samą siebie.
- Tak, ja też już się chyba będę zbierać. - Louis wstał.
- Tak szybko? - moja mama dzisiaj przechodziła samą siebie.
-Tak
muszę jeszcze Niallowi coś oznajmić. Jak coś to zobaczymy się na urazówce.
- O
czym ty mówisz chłopcze ? Coś się stało Niallowi?
-Nic
się z nim nie stało proszę pani. Jeszcze
- Louis
o co ci chodzi? - moja mama się denerwowała.
-O nic.
Muszę już. Celibatu mu się za chciało - mruczał pod nosem wkładając buty.
Moja
mama pożegnała się z Louisem i poszła do łazienki. Ja pobiegłam za chłopakiem,
który właśnie wychodził.
- Żartujesz z tą urazówką prawda? - powiedziałam przerażona
- Żartujesz z tą urazówką prawda? - powiedziałam przerażona
-Nie,
kotku.
-
Louis, to nie jest śmieszne.
-Przecież
ja nie żartuję- położył mi delikatnie rękę na ramieniu.
Popatrzyłam
na miejsce gdzie wylądowała jego ręka.
- Proszę cię nie rób niczego głupiego i uważaj na drodze. - cofnęłam sie o krok i delikatnie do niego uśmiechnęłam.
- Proszę cię nie rób niczego głupiego i uważaj na drodze. - cofnęłam sie o krok i delikatnie do niego uśmiechnęłam.
-Kocham
cię - ścisnął moją dłoń i wsiadł do auta.
-
Uważaj na drodze. Papa. - zamknęłam mu drzwi do auta i zaczęłam machać na
pożegnanie.
Louis
Jechałem
ostrożnie bo było dosyć ślisko. Musiałem poważnie pogadać z przyjacielem mimo
że padałem na twarz po dzisiejszym dniu. Po chwili już wchodziłem do swojego
domu. To było dziwne zachowywać taki dystans między mną a Alice.
Wiem
nie mogłem od niej nic wymagać. Przecież rano przeszła druga próbę gwałtu
- Już
jesteś. - usłyszałem Liama.
-No
patrz tak wyszło. Rozumiem że już to ogarnęliście ?- zdjąłem z siebie kurtkę .
- Tak
jest panie kapitanie. - do holu wpadł Niall.
-Ty .-
wskazałem na niego palcem mierząc wściekłym wzrokiem - Masz przesrane.
-
Dlaczego? No posprzątaliśmy przecież.
-Ja nie
mówię o tym idioto!
-
Powiedz o co ci chodzi, bo ku*wa w myślach nie czytam.
-Już ci
mówię. Przez ciebie prawie spałem na podłodze bo żeś mnie wpakował w jakieś
zakichane problemy! Myślałem że już mnie w ogóle do łóżka nie wpuści a to tylko
i wyłącznie przez ciebie!
Horan
zaczął się głośno śmiać.
- Czyli załatwiłem ci przymusowy celibat. Hahahaha, jestem z siebie dumny. Hahaha.
- Czyli załatwiłem ci przymusowy celibat. Hahahaha, jestem z siebie dumny. Hahaha.
-Ja
zaraz będę dumny przez ciebie jak ci ta facjatę zmienię w inne kształty! - popchnąłem
go lekko na ścianę. Jeszcze trzymały mnie emocje po Marcu .
-
Hahahahaha...., kurde stary, no sorry, co ci mogę powiedzieć. Haha... - cały
czas się idiota śmiał.
-Nie
wkurzaj mnie! Horan ja nie żartuje! Naprawdę dzisiaj o mało nie zabiłem jednego
skur*iela.
- Też
ci zakaz do łóżka mojej siostry załatwił?
-Nie!
Prawie ją zgwałcił!- warknąłem .
- O
kurwa. - usłyszałem tym razem Zayna.
-Biedna
Alice, znowu przeżywać to samo. No ale przecież Marc jest w areszcie
-Jasne.
Dupek uciekł teraz już jest w areszcie
- Moja
biedna siostra. Jak mogłeś ją teraz samą zostawić?!
-Nie
odzywaj się !- krzyknąłem do niego.
-
Louis! Nie moja wina, że jej się to stało! Nie wyżywaj się na mnie do jasnej
cholery! -darł się na mnie.
-Grrrr!-
tylko tyle z siebie wydobyłem. Wybiegłem z domu trzaskając drzwiami.
Wsiadłem
do auta i ruszyłem. Jechałem strasznie szybko, ale nie obchodziło mnie to. Byłem
zły i tak naprawdę jakbym go spotkał to by już nie żył. Nie panowałem nad sobą
tak jak w pewnej chwili nad kierownicą. Auto zaczęło tańczyć na mokrym
asfalcie. Nie mogłem nic zrobić, pamiętam drzewo, a potem ciemność.
~~~~*~~~~~~
Kurczę, tekst nie chcę mi się zedytować i jest wyśrodkowany. Nie wiem dlaczego :(
Nie długo pewnie znów zmienię szablon. Proszę komentujcie wtedy szybciej dodamy kolejną część. ZAPRASZAM TUTAJ: http://polskie-dziewczyny-w-londynie.blogspot.com/
POLECAM BLOGA:http://nieszczescie-wszczesciu-1d.blogspot.com/
A NO I ZAPRASZAM NA ASKA. TO TYLE. DO ZOBACZENIA :*
Nie żyjesz! Zabić go chcesz?! Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńmam nadzieje , żę nic mu sie niestalo :/ i że niedługo louise i alice wrócą do normalności.. ale i tak jest cudowny <3
OdpowiedzUsuńNa serio??? Musiałaś skończyć w takim momencie? Grrr, jestem na cb zła. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńAla :)
Strasznie podoba mi się twój blog.
OdpowiedzUsuńZawiera wszystko co może zaciekawić czytelnika, masz talent do pisania opowiadań, którego większość ludzi nie posiada albo nie umieją go wykorzystać.
Jak pisałam to jest zajebisty blog.
Pozdrawiam.
PS. Kiedy nn?
Pytajcie na asku ;)
UsuńGenialny. Biedna lou. :D Czekam na nn;p
OdpowiedzUsuńCo tu dużo pisać... rozdział jak zawsze świetny ;) Czekam na next!
OdpowiedzUsuńPS: Mam nadzieję że Lou nie stało się nic poważnego ;)
Czy on na serio musial wsiadać do tego samochodu?
OdpowiedzUsuńJak zawsze cudowny, ale strasznie się wkurzyłam. Jak Marc uciekł z aresztu?
Czekam na nastepna czesc...
Xox
Biedna Alice, ale dobrze, że Lou przyszedł. I ten wypadek na koniec. No weź ty chyba serca nie masz. Świetny ten rozdział Czekam na next.
OdpowiedzUsuńLouis ;< Wiem że pewnie wszystko będzie dobrze ale i tak smutno mi się zrobiło. Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńBiedna Ali... Biedny Lou... Jak się dowiem w nn, że Louis nie żyje to te drzewo ma gwarantowany zgon na miejscu!!! Haha, czekam na next, a "Za bardzo.. pobudzony jestem i wiem pani...wariuję." mnie rozwaliło! ☺
OdpowiedzUsuńBiedna Alice. Jak można być tak okrutnym człowiekiem, żeby napisac o czymś tak okropnym. Znowu wypadek ! Same nieszczęścia. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Isiia.