ALBUM ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY ZDJĘCIAMI Z NORWEGII
Lot minął
nam bardzo szybko. Kilka minut później staliśmy na chodniku w Oslo.
- Gdzie
teraz? - spytałam chłopaka.
-królewno
idziemy do hotelu.
- Słusznie,
zaraz będzie ciemno.
Podniósł
mnie a na ramię przerzucił sobie torbę z naszymi rzeczami. Postawił dopiero
przy recepcji w hotelu. Wszyscy się na nas gapili. Miałam to w nosie. Weszliśmy
do naszego pokoju.
-Idziesz się
wykąpać?- zapytał kładąc dłonie na moich biodrach.
- Tak,
właśnie to zamierzam uczynić.
-No to idź -
klepnął mnie delikatnie w tyłek i puścił.
- Zboczeniec
- powiedziałam zamykają się za sobą drzwi do łazienki.
Rozwiązałam
włosy spięte w kok i rozebrałam się. Prysznic rozluźnił moje ciało. Czułam się
cudownie. Umyłam się dokładnie i spłukałam szampon z włosów.
Wyszłam z
kabiny i użyłam hotelowych ręczników, aby się osuszyć.
Ubrałam
szlafrok, bo zapomniałam piżamy i wyszłam z łazienki. Louis oglądał wiadomości.
- Możesz iść teraz ty - powiedziałam i zaczęłam rozczesywać mokre włosy.
- Możesz iść teraz ty - powiedziałam i zaczęłam rozczesywać mokre włosy.
-No idę idę
- szedł w stronę łazienki cały czas patrząc na mnie.
- Bo w
ścianę wejdziesz.
-Jezu jaka
ty jesteś piękna- skomplementował mnie a potem wszedł do małego pomieszczenia.
- Nie
podlizuj się !
Położyłam
się na łóżku nawet nie przebierając w piżamę tylko nadal będąc w szlafroku. Ja
nie wiem jak mu się mogły podobać moje nogi?Krzywe i
takie nijakie. Wyszedł wybierając włosy ręcznikiem.
- Fajne ręczniki tu mają. Duże i miękkie. - powiedziałam do niego.
-No a ee
czemu gadamy o ręcznikach- podszedł do mnie i usiadł obok.
-Bo są
fajne.
-okay-
zbliżył się do mnie składając pocałunki na mojej szyi.
- Wiesz, że
jak się z kimś rozmawia to grzecznie jest patrzeć w oczy - podniosłam jego
podbródek na wysokość mojej twarzy.
-Ale ja z
tobą nie rozmawiam kochanie - podłożył rękę pod moje nogi i posadził moje ciało
na swoich kolanach.
- Wiesz, że
powinnam się obrazić że nie chcesz ze mną rozmawiać?
-Chcę z tobą
rozmawiać tylko nie teraz- całował mój dekolt więc odchyliłam się do tyłu.
- Zmęczony jesteś
pewnie w takim razie. - śmiałam się.
-Zaraz się
przekonasz- położył się na łóżku przesuwając mnie na siebie.
- No dobra -
zaczął bawić się paskiem od mojego szlafroka.
Rozebrał
mnie z jego cały czas całując każdy skrawek mojej skóry.
- Będziesz
się zabezpieczał? - spytałam kiedy już oboje nie mieliśmy na sobie nic.
-A chcesz
mieć dzidziusia?
- A ty?
-Twój ojciec
mnie zabije.
- Wydaje mi
się że nie jest tak głupi że ci uwierzył na słowo co do tego że będziemy sypiać
w dwóch pokojach.
-Ale ci
dziecko przed ślubem zrobię.
- Czyli nie
,chcesz i już.
-Poczekajmy.
-Dobra, nie
muszę być już mamą, uwierz.
-I tak byś
była piękna- odpowiedział całując okolice moich piersi.
- Powiedzmy
że ci wierzę. - wrócił do moich ust.
Było mi z nim tak dobrze.
Obudziłam
się w ramionach Louisa który już nie spał.
- Co tam? - spytałam.
- Co tam? - spytałam.
-Właśnie
podziwiam moje cudo
- Oj tam, oj
tam. A poza tym?
-wyobraziłem
sobie nasza córkę.
- Co cię tak
wzięło? - to było takie słodkie
-No bo ty
jesteś taka urocza i piękna.
- I jak to
się ma do naszej córki, której na razie nie będziemy mieć.
-że będzie
tak samo piękna jak ty. Wiesz że chce być z tobą do końca swojego życia?-
odgarnął mi grzywkę .
- Tego
jeszcze nie słyszałam. I nie, nie wiem tego. Wiem za to że ja nie wyobrażam
sobie już życia bez ciebie.
-Tak
myślałem-uśmiechnal się cwaniacko-Ale tak na poważnie to strasznie mi na tobie
zależy i już nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
Nic już nie
mówiłam tylko go pocałowałam. Tak strasznie go kochałam. Odepchnęłam go
delikatnie.
- Idziemy na śniadanie?
- Idziemy na śniadanie?
-Zaraz,
tylko zmienię ci opatrunek.
- Muszę go
jeszcze w ogóle nosić?
-Ja mam to
wiedzieć aniołku ?- zapytał ubierając spodnie.
- No ty
przecież jesteś od tego specjalistą. Ja to robiłam tylko kilka razy, kiedy -
posmutniałam na to wspomnienie - kiedy nie pozwalam tobie.
-No to
dzisiaj już go nie zakładamy- podniósł mój podbródek-Smyku nie przypominaj
sobie. Jestem ja, a jego nie ma.
Pocałowałam
go szybko i owinięta w kołdrę poszłam do łazienki.
Ogarnęłam
się ale zapomniałam wziąć ubrań więc mogłam liczyć tylko na łaskawość Louisa .
- Kochanie, bądź tak dobry i przynieś mi ciuchy które leżą na krześle! . - krzyknęłam żeby usłyszał.
-A nie możesz sama wyjść?! Nie to żeby coś..- odkrzyknął
-no przynieś -jęknęłam
Po chwili wszedł do łazienki.
-Buzi...
- Ale ty mi tylko ciuchy przyniosłeś- powiedziałam wskazując na ciuchy które trzymał.
-Dam ci jak mi dasz buzi- tak mój Louis i szantaż to bliskie sobie osoby.
- Materialista - powiedziałam muskając jego usta. -Nie słyszałeś że można coś zrobić bezinteresownie?
-Słyszałem ale na taką nagrodę warto użyć szantażu - uśmiechał się oddając pocałunki.
- Miał być jeden - powiedziałam kładąc rękę na jego usta, czym się wręcz oburzył.
-Ja ci dam jeden- cmoknął mnie jeszcze raz i wyszedł. Dobrze że sam to zrobił bo musiałabym go wypchnąć.
Ubrałam się, pomalowałam i wyszłam z łazienki do pokoju. Louis czymś się bawił. Nie byłam w stanie dostrzec co to było bo siedział do mnie tyłem.
-Co robisz?-zapytałam kładąc mu dłonie na ramionach.
Był tak zajęty ,, tym czymś" że nie reagował na moje słowa.
- Louis!. - odwrócił głowę w moją stronę. - Co robisz? - ponowiłam pytanie.
-Bawię się pilotem-odparł-zakładaj buty, bierz aparat i idziemy na spacer.
- Dobra, ale gdzie konkretnie?- usiadłam chłopakowi na kolanach.
-Maleństwo zwiedzimy Oslo. Ubierz jeszcze kotku sweter bo nie chcę abyś była chora na święta-odpowiedział całując mnie w czoło.
- Tak tato .- powiedziałam udając poważną.
-Nie jestem twoim tatą. W życiu- zatrząsł się.
- Dobra, zbieramy się. Wstawaj. - wzięłam go za rękę i wyszliśmy z hotelu.
Wyszliśmy na ulicę Oslo. Gdzie nie gdzie był już śnieg ale nie padało. Szczęśliwi szliśmy za rękę robiąc sobie Zdjęcia przy ciekawszych obiektach. Znaczy to ja bardziej pozowałam a on mi robił zdjęcia.
- Kochanie, bądź tak dobry i przynieś mi ciuchy które leżą na krześle! . - krzyknęłam żeby usłyszał.
-A nie możesz sama wyjść?! Nie to żeby coś..- odkrzyknął
-no przynieś -jęknęłam
Po chwili wszedł do łazienki.
-Buzi...
- Ale ty mi tylko ciuchy przyniosłeś- powiedziałam wskazując na ciuchy które trzymał.
-Dam ci jak mi dasz buzi- tak mój Louis i szantaż to bliskie sobie osoby.
- Materialista - powiedziałam muskając jego usta. -Nie słyszałeś że można coś zrobić bezinteresownie?
-Słyszałem ale na taką nagrodę warto użyć szantażu - uśmiechał się oddając pocałunki.
- Miał być jeden - powiedziałam kładąc rękę na jego usta, czym się wręcz oburzył.
-Ja ci dam jeden- cmoknął mnie jeszcze raz i wyszedł. Dobrze że sam to zrobił bo musiałabym go wypchnąć.
Ubrałam się, pomalowałam i wyszłam z łazienki do pokoju. Louis czymś się bawił. Nie byłam w stanie dostrzec co to było bo siedział do mnie tyłem.
-Co robisz?-zapytałam kładąc mu dłonie na ramionach.
Był tak zajęty ,, tym czymś" że nie reagował na moje słowa.
- Louis!. - odwrócił głowę w moją stronę. - Co robisz? - ponowiłam pytanie.
-Bawię się pilotem-odparł-zakładaj buty, bierz aparat i idziemy na spacer.
- Dobra, ale gdzie konkretnie?- usiadłam chłopakowi na kolanach.
-Maleństwo zwiedzimy Oslo. Ubierz jeszcze kotku sweter bo nie chcę abyś była chora na święta-odpowiedział całując mnie w czoło.
- Tak tato .- powiedziałam udając poważną.
-Nie jestem twoim tatą. W życiu- zatrząsł się.
- Dobra, zbieramy się. Wstawaj. - wzięłam go za rękę i wyszliśmy z hotelu.
Wyszliśmy na ulicę Oslo. Gdzie nie gdzie był już śnieg ale nie padało. Szczęśliwi szliśmy za rękę robiąc sobie Zdjęcia przy ciekawszych obiektach. Znaczy to ja bardziej pozowałam a on mi robił zdjęcia.
Śmialiśmy
się prawie cały czas. Ludzie na nas patrzyli jak na wariatów. Ale nam to nie
przeszkadzało. Zrobiłam dzisiaj więcej kilometrów niż przez całe swoje życie.
-Wracamy
kochanie?- zapytał biorąc mnie na ręce.
-Jestem za i
jestem strasznie zmęczona.
-No widzę i
oczka ci się zamykają.
Weszliśmy do
hotelu, kierując się do naszego pokoju.
-Jakieś
plany na jutro?- spytałam siadając na łóżku.
-Znowu
będziemy zwiedzać malutka i co tylko chcesz.
-Teraz
chcę..nie wiem co chcę- zrobiłam smutną minkę.
-Nie wiesz
co chcesz- zamyślił się- A spać moje kochanie nie chce?
-o ja
właśnie nie wiem co chcę, w tym jest problem. Trochę chce mi się spać, ale nie
zasnę.
-Czemu nie
zaśniesz?- zapytał jak zwykle układając moją głowę na swoich kolanach,
-Nie wiem,
ale czuję że nie zasnę i już.
-Eh ty.
Jesteś głodna?- spytał bawiąc się tym razem moimi włosami.
-Trochę.
-To chodź
zejdziemy na dół na kolację, skarbie. Musisz jeść, bo jesteś za chuda.
-Ok. Tylko
jak będę zasypiać to mnie trącaj.
-Dobra
piękna. Ja zejdę i przyniosę ci tutaj. Chociaż nie dawno jedliśmy obiad, ale
się nie wtrącam- oznajmił wstając.
-Okay, okay,
już tak nie marudź.
-Nie
marudzę- burknął i wyszedł z pokoju. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam w
biały sufit.
Nagle ten
sufit stał się bardzo interesujący. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
-Louis zobacz to nasza córka- pokazałam chłopakowi nasze dziecko.
-Śliczna.
-Jak ją nazwiemy?
-Jak tylko chcesz kochanie- posłał mi ciepły uśmiech.
-Chce, żebyś ty wybrał- podałam mu małą.
-Aniołku mój jak cię tata ma nazwać co?- zwrócił się do maleństwa-
A może Caroline?
-Zgadzam się. Wiesz, że jest do ciebie podobna?
-Ala otwórz
oczka.
Zobaczyłam
mojego Louis’a i dotarło do mnie, że to wszystko mi się śniło. Nie wiem
dlaczego, ale zrobiło mi się smutno z tego powodu. Była taka śliczna i sposób w
jaki Louis na nią patrzył był cudowny.
-Co ci się
śniło misiu?- zapytał tuląc mnie w swoich ramionach- Kto jest do mnie podobny?
-Nie wierzę,
że znowu gadałam przez sen. Nie będziesz się śmiał jak ci powiem?
-Oczywiście,
że nie najdroższa. Opowiedz mi swój sen.- poprosił ładnie.
-Śniła mi
się nasza córeczka- powiedziałam cicho- Nawet nie wiesz jaka była śliczna i
podobno do ciebie. Nawet ją nazwałeś.
-Tak? Jak ją
nazwałem kotku?
-Caroline-
uśmiechnęłam się do niego.
-Pięknie-
pocałował mnie.
Tak czule i
delikatnie.
-Mi też się
podobało. Nie ważne z resztą- pocałowałam go znowu.
-Ale
będziemy mieć kiedyś taką gwiazdeczkę no i oczywiście syna. Bo ja muszę mieć
syna.
-Oczywiście-
powiedziałam uśmiechnięta.
-No ja mam
nadzieję. Dobra jedz kolację i możesz iść spać- odpowiedział podając mi talerz
z omletem. Omlet na kolację..ciekawe.
-Mi się już
nie chcę spać. Właściwie to długo śniłam?- zaczęłam jeść posiłek.
-Dwie
godzinki. Zszedłem na dół do kuchni, aby ci odgrzali. Ale co ty będziesz w nocy
robić jak się wyspałaś?- zapytał ziewając.
-Pewnie
czytać książkę, skoro ty jesteś śpiący- zaczęłam się głośno śmiać.
-No
niestety. Tym razem mnie musi zastąpić książka i znaleźć ci zajęcie. Jezu czemu
mnie tak plecy bolą.
-Jak mus to
mus. Nie wiem.
-No tak. To
przez ciebie- jęknął rozmasowując krzyż, a potem zasyczał z bólu.
Chyba miał
jakiegoś siniak i to mi mówią, że jestem sierota.
- Mój
biedny, no ale co ci się stało kochanie?
-Podrapałaś
mnie wczoraj- wykrzywił się złośliwie
-
Przepraszam - pogłaskałam go delikatnie po plecach.
-Nie!-
pisnął prostując się.
- dobra, już
nie dotykam.
-Dzięki-
pocałował mnie w policzek i zaczął się rozbierać, kiedy ja mogłam podziwiać
jego umięśnione ciało. Założył dresowe spodnie, ale koszulki nie.
Miał
naprawdę podrapane te plecy. Było mi głupio że to ja mu to zrobiłam.
- Jejkuś serio może cię boleć. - prawie pisnęłam.
- Jejkuś serio może cię boleć. - prawie pisnęłam.
-Trochę...eh
tam przeżyję.- mrugnął do mnie ostrożnie się kładąc.
-Jakby nie
było sam jesteś sobie winien.
-Co?!
- Nie, nic
idź spać.
- Jasne- ziewnął kładąc się na poduszki.
-
Kolorowych. - powiedziałam krótko.
Wyciągnęłam
z walizki książkę, ale nie mogłam się skupić. Ciągle w mojej głowie pojawiała
się wizja rodziny. Ta mała śliczna istotka, która tak ufnie się do mnie tuliła.
Ten uśmiech na twarzy Louisa kiedy ją zobaczył. Chciałam to przeżyć, jednak ile
razy o tym rozmawialiśmy Lou nigdy nie powiedział tego wprost ale miałam
wrażenie, że tego nie chce. Chociaż mogłam się mylić, nie wiem nie czytam w
jego myślach. widać, że bardzo lubi dzieci. Czy będzie chciał mieć kiedyś swoje
ze mną? Czas pokaże. Odłożyłam lekturę, przebrałam się w piżamę i wtulona w
ukochanego spróbowałam zasnąć.
Louis
Obudziło
mnie pukanie do drzwi. Alice jeszcze spała, leżąc tuż obok mnie. Wstałem i nic
na siebie nie ubierając poszedłem otworzyć. Zobaczyłem Nialla i jego tatę
-Dzień dobry
Louis- pan Horan uśmiechnął się, ale jakoś tak dziwnie. Ciarki przeszły mi po
plecach.
Zorientowałem
się że stoję w samych spodniach.
- Dobry, co was tu sprowadza jeśli mogę wiedzieć?
- Dobry, co was tu sprowadza jeśli mogę wiedzieć?
-Przyjechaliśmy
obadać sytuację- wtrącił blondynek. Jemu to miałem ochotę przywalić w tej
chwili.
- W sensie?
Bo nie bardzo rozumiem. Może zejdziemy na dół do restauracji, żeby Alice nie
obudzić. Tylko narzucę jakąś bluzkę i możemy iść.
-Jak chcesz-
Niall wzruszył obojętnie ramionami, odwróciłem się będąc pewny, że zobaczę rysy
na moich plecach.
Poszedłem,
wziąłem bluzkę i razem zeszliśmy do restauracji hotelowej. Usiedliśmy przy
stoliku.
- Więc? - spytałem.
- Więc? - spytałem.
-Przyjechaliśmy
zobaczyć jak tam u was- wytłumaczył brat Alice.
- Wszystko
jest w najlepszym porządku. - zapewniłem ich.
-Przestrzegasz
zasad?- odezwał się tata rodzeństwa.
-A i co ci się w plecy stało?- dorzucił Niall.
-A i co ci się w plecy stało?- dorzucił Niall.
- No się
podrapałem chyba nie? Widziałeś przecież. Po co pytasz bałwanie, od kiedy żeś
się taki troskliwy zrobił?
-No masz
czerwone rysy więc pytam- odparł oburzony
- Ty się tak
nie interesuj. - powiedziałem krótko.
-Lou nie
odpowiedziałeś mi synu na pytanie- wtrącił Bob
- No bo
odpowiedź jest oczywista proszę pana.
-Czyli?
- Tak proszę
pana.
-Dobra
dobra. Pamiętaj że ten na górze wszystko widzi. Zjem jeszcze z wami śniadanie i
jadę do Irlandii z powrotem.
- Nie
poczeka pan na Alę? -spytałem udając rozczarowanego.
-Nie. Nie no
dobrze już jadę. Pa synu do widzenia Louis.
- Do
widzenia. - wstałem i uścisnąłem rękę ojcu Nialla.
Dopiero
teraz się zorientowałem że chłopak został a nie wrócił z ojcem.
- A tyyy...?
- spytałem.
-no ja
zostaję - uśmiechnął się.
- Że
przepraszam?! - krzyknąłem. - Po cholerę mi ciebie tutaj.
-Wakacje
mam- odparł spokojnie.
- I musisz
je spędzać je tutaj?
-Mam was
mieć na oku więc wykonuję zadanie.
- Nie
wierze! - opadłem na krzesło.
-w co? mam
was kontrolować i tyle- wzruszył obojętnie ramionami .
- Ty kurde
chyba na mnie nie doniesiesz.
-na razie
nie mam za co ale czy ja doniosę czy nie, to Bob i tak się dowie.
- Ciekawy
jestem kurwa jak.
-No wiesz są
sposoby. A poza tym jestem ciekaw, zwłaszcza twojego życie int...- zmroziłem go
wzrokiem
- Nie
wytrzymam. - walnąłem głową w stół.
-Ale w czym
ja ci przeszkadzam?- zapytał niewinnie
- Spierdalaj
Horan, pożałujesz jak będziesz miał dziewczynę, zobaczysz.
-A i też
jakbyś mógł to może wynajmij sobie drugi pokój co?
- No nie
wiem, nie wiem..., a co? Będę ci w czymś przeszkadzać?
-Tak. Jesteś
nie wyżyty a moja siostra może ucierpieć. Poza tym miałeś przestrzegać zasad.
- Stary, no
ja cię proszę... - powiedziałem mając głowę w dłoniach.
-No co co?
Bo nie mam racji?
- Powinieneś
być chyba po mojej stronie.
-Powinien
ale...-ściszył głos - boję się mojego taty a..- już miał normalny ton- Alice
jest moja siostrą i wiesz dziwne uczucie być w drugim pokoju jak ty pieprzysz
moje rodzeństwo.
- Nikt ci tu
nie karze być.
-No w tym
problem że tak- odpowiedział.
-No
przecież…a zresztą- machnąłem na niego ręką.
-No to ja
idę do siostry, a ty idziesz do recepcji- oznajmił wstając.
-Znalazł się
zatroskany braciszek- mruknąłem odchodząc.
Alice
Przewróciłam
się na drugi bok otwierając oczy i licząc, że zobaczę swojego chłopaka.
Jednak jego
nie było. W ogóle nie było go w pokoju.
Gdzie on znowu polazł?! Wstałam i się ubrałam. Zeszłam do recepcji, aby spytać
czy może nie wychodził. Gdy byłam już na dole zobaczyłam jak Louis rozmawia o
czymś z panią zza blatu.
-Co ty
robisz?- zapytałam podchodząc do niego.
- poczekaj
chwilę - powiedział. Odeszłam kawałek a po chwili dobiegł do mnie Lou.
- Co robiłeś? .
- Co robiłeś? .
-Zamawiałem
pokój- odparł nawet mnie nie przytulając.
-Dla? -
spytałam zdziwiona.
-Dla mnie..
-Dla ciebie?
Przecież ty masz pokój ze mną. Już masz mnie dość?
-Nie mam cię
dość kochanie, ale twój brat przyjechał- wytłumaczył obejmując mnie w talii
-Podobno poszedł do ciebie.
-No to się
minęliśmy. Ale ty nigdzie nie idziesz- cmoknęłam go w usta.
-Twój tata
też tu był- oznajmił biorąc mnie na ręce i niosąc do restauracji.
-Zabiję ich-
powiedziałam wkurzona.
-No twój
braciszek z nami został jako przyzwoitka- odparł sadowiąc mnie przy stole.
-Co za…-
przecież ja nie jestem małą dziewczynką.
-Oni się o
ciebie martwią. Jedz śniadanie maleństwo.
-Dobra, ale
Horana wywalimy z pokoju, a ty zostaniesz.
-Haha no to
już ty się tym zajmiesz, bo mnie może ponieść- zaśmiał się, a kelnerka
postawiła przede mną talerz z naleśnikami.
-Ale jestem
głodna- zaczęłam jeść.
Gdy
skończyliśmy chłopak zaniósł mnie na górę.
-Ty mnie
cały czas nosisz, znów cię będę plecy boleć- śmiałam się.
-Jak mi je
będziesz tak drapać kotku to będą- cmoknął mnie w usta i postawił w pokoju, w
którym był już Niall.
-Cześć
Niall- mierzyłam go zła wzrokiem.
-No cześć
Alice, a ty co taka zła? Nie wyspałaś się? Po co pytam…
-Nie twój
zasrany interes!- warknęłam podchodząc do niego.
-Jezu, aleś
ty drażliwa. Histeryzujesz jak kobieta w ciąży, a ja mam was tylko pilnować.
-Ale tato
nie musi o wszystkim wiedzieć, prawda?- spytałam głaszcząc blondyna po głowie-
No proszę.
-Jasne.
Dobra wiecie co? Jutro wrócę do Londynu.- no odpuścił.
-Kocham cię!-
rzuciłam się mu na szyje- Dziękuję- i dałam całusa w policzek.
-No wiem,
wiem, ale kurde na co ja wam pozwalam- westchnął zrezygnowany.
-Jesteś
najlepszy!- nadal wysiałam mu na szyi.
-Odczep się
ty już ode mnie- uśmiechnął się odsuwając moje ciało od swojego.
-Ok, już się
ogarniam- powiedziałam podchodząc do Louis’a.
-Idziemy na
spacer kochanie?
-Chętnie-
złapałam go za rękę- Idziesz z nami?- spytałam brata.
-Chciałbym,
ale on mnie ma chęć zabić, więc zostanę tu i pooglądam telewizję.
-Przytrzymam
go jakby co, chodź z nami jeśli masz jutro wyjechać- mówiłam dalej.
-Mogę?-
zapytał Louis’a.
-No przecież
cię nie zjem. Poza tym skoro masz wyjechać- tu wymownie na mnie spojrzał-..to
chodźmy na lody.
-dobra-
uśmiechnął się i wyszliśmy.
Oprócz lodów
poszliśmy na spacer. Niall robił nam zdjęcia czasem też na nich występując.
Potem uznał, że jest głodny i wrócił do hotelu.
-Aniołku…-zaczął
Louis.
-Nom?-
powiedziałam patrząc na jakiegoś małego chłopczyka, który bawił się w
piaskownicy.
-Chciałbym
mieć z tobą dzieci- wyznał.
Odwróciłam
się zdziwiona w jego stronę.
-Wiem,
mówiłeś, że kiedyś będziemy je mieć- powiedziałam dalej patrząc na tą małą
istotkę.
-Tak, a
zanim to nastąpi chcę cię zabrać do Barcelony.
-Do
Barcelony? Dlaczego?- kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
To znaczy
wiem, że chce mnie tam zabrać, ale po co? Przecież właśnie jesteśmy na
wakacjach,
-Bo taki mam
kaprys. Jest tam pięknie.
-Nie za
wiele tego wszystkiego dla mnie robisz?
-Będę robić
jeszcze więcej kochanie i tak do końca mojego życia.
-Hahaha. NO
to chyba też by wypadało, żebym zrobiła coś dla ciebie- powiedziałam i chciałam
go pocałować, ale mi przeszkodził.
-Nie, bo to
ja zawdzięczam ci życie. Teraz mnie możesz pocałować- uśmiechnął się
zawadiacko.
-Bałwan
jesteś…- mówiłam całując go.
-Dobrze, że
tylko bałwan słoneczko. Chodź idziemy na obiad. Szybko nam czas leci co smyku?-
zwrócił się do mnie, kiedy usłyszałam płacz dziecka.
Odwróciłam
się i ujrzałam wózek bez opieki.
-Louis…-złapałam
go za ramię i odwróciłam w stronę w którą patrzyłam.
-No co… ty
gdzie jest jego matka?- zapytał zdenerwowany pewnie nie umyślnością mamy lub
opiekuna tego maleństwa.
-Nie mam
pojęcia, ale nie możemy go tu przecież zostawić,. Musimy zadzwonić po policję
albo nie wiem co..- zaczęłam panikować i wolno podeszłam do wózka.
-Najpierw to
może go stąd zabierzemy skarbie- stanął za mną- część maluszku- wziął go na
ręce, a niemowlak momentalnie przestał płakać.
-Tak, ale co
jeśli jego matka gdzieś tu jest?
-To jej
szukaj. Przecież nie będziemy biegać z wózkiem kochanie. Ciii…
-No ale ty
nikogo nie ma- strasznie byłam przestraszona.
-No bo ta
kobieta podrzuciła nam dziecko. Chodź wracamy. No maluchu pójdziesz z ciocią i
wujkiem- zaczął prowadzić wózek.
-Jest
śliczne prawda?- zwróciłam się do mojego chłopaka.
-Piękne kotku.
To chyba chłopiec…
-No to
śliczny.
-Weź idź do
sklepu- po prosił jak staliśmy pod hotelem.
-Dobrze.
Zaraz wracam- odparłam i ruszyłam w stronę centrum
Obróciłam
się jeszcze i zerknęłam na Louis’a, który bawił się z dzidziusiem. Tak słodko
wyglądali.
Louis
Wjechałem
wózkiem na górę i udałem się do pokoju.
-Ja chyba za
dużo zjadłem, bo widzę dziecko z tobą- odezwał się zdziwiony Niall.
-No zrobiłem
przed chwilą. Tak się baliście no i się stało- powiedziałem.
-Stary nie
żartuj. Porwałeś dziecko?!
-Raczej
znalazłem.
-Jak można
niemowlaka znaleźć? Gdzie jest Alice? Co z nią zrobiłeś?- zaczął panikować.
-Poszła do
sklepu. Patrz jaki on jest fajny i się śmieje.
-No słodki.
Ej, ej nie zmieniaj tematu tylko mów skąd wytrzasnęliście tego bachora??
-No
zobaczyliśmy wózek, a w nim był on.
-Nie tłumacz
się. Nie ogarniam twojego toku myślenia- westchnął z rezygnacją.
Maluch
zaczął płakać.
-Kurde, nie
płacz- wziąłem go na ręce, ale to nic nie dało- Gdzie ta Alice?
-Cichooo. No
wujek już się ciebie nie będzie czepiać mały- odezwał się blondyn- To on?
-No chyba
tak. Nie płacz, proszę cię. Alice wracaj- mówiłem zdenerwowany.
-Może jest
głodny?
-No ale co
ja mam mu dać?
-Jestem!-
krzyknęła Ali wchodząc do pokoju.
Alice
-Dlaczego
płacze? Co mu zrobiłeś jeden z drugim? Chodź mały- wzięłam go na ręcę i
kołysałam. Po chwili przestał płakać.
-Nie
rozumiem tego. On trzyma z kobietami- burknął Lou.
-Patrz jaki
biedny jesteś. Prawda mały? U mnie jest fajnie.
-Co
kupiłaś?- zapytał- A może trzeba przeszukać wózek? Nawet nie wiemy jak mały się
nazywa. Może coś tam matka zostawiła.
-Kupiłam
mleko, coś tam jeszcze no nie ważne. Misiek musimy zadzwonić na policję.
-A
pieluchy?- wtrącił.
-Zapomniałam!
Kurde, Niall pójdziesz?
-Jasne-
uśmiechnął się i wyszedł.
-Weź go
nakarm. Ja przeszukam wózek. Jak myślisz królewno ile on może mieć?- zapytał
Louis grzebiąc w torbie na akcesoria.
-Nie mam
pojęcie. To ty masz 5 sióstr. Dwa, trzy miesiące?- wzruszyłam ramionami.
-Jezu. Wiesz
że je się powinno karmić… no wiesz.
-No przecież
ci nie wyczaruję- było mi przykro, ale nie mogłam nic zrobić.
-Znalazłem
książeczkę zdrowia. Fabian Scott.
-Jejku co my
zrobimy Louis?- spytałam dając małemu jeść.
To było
takie wspaniałe uczucie trzymać mu tą małą butelkę.
-Ślicznie
wyglądacie. Dobra mały ma nie całe 3 miesiące. Nazwisko ma po matce, bo tu jest
wpisane że jest nią Anna Scott, a ojcem Daniel Makowsky.
-Czyli
idziemy na policję?- spytałam cicho dalej patrząc na małego.
-chyba
musimy. Kochanie on nie ma mokro?- zapytał nie pewnie.
-Zaraz
sprawdzę, prawda skarbie sprawdzimy czy jest tam czysto?- mówiłam to malucha.
-Przecież ci
nie odpowie- rzucił Niall wchodząc z paczką Pampresów.
-Spadaj-
powiedziałam i zaczęłam rozbierać niemowlaka.
Chłopcy uważnie mi się przyglądali.
-Sikać pod siebie-
skomentował Horan, ale zaraz został zgromiony wzrokiem przez Louis’a.
-Ale za to
kobiety same go rozbierają, chciałbyś tak- wystawiłam mu język.
-Dobra
jedźmy już na ten komisariat- powiedział Louis zbierając rzeczy Fabianka.
-Czekaj
musze go ubrać. Co on chce żebyś jechał z gołym tyłkiem?- mówiłam do bobasa.
-No to go
ubieraj słoneczko. Ja wstawię wózek do auta.
-Okay.
Ubrałam
Fabiana i zeszłam z nim do samochodu.
-Louis ja za
cztery dni muszę iść ściągnąć szwy, ale przecież musimy mi pomóc. Nie możemy go
tak zostawić. Nie wiem trzeba znaleźć jego matkę albo…O matko jak mnie głowa
boli, takie maleństwo jak można zrobić coś takiego?- gadałam jak najęta.
-Kotku
uspokój się. Sam nie wiem jak ktoś mógł dopuścić, ale ewidentnie ta cała Anna
nie chce mieć Fabiana. Może zauważyła nas szczęśliwych i uznała, że lepiej się
nim zajmiemy?- zasugerował odpalając silnik.
-No a co z
ojcem?
-Nie jestem
detektywem, a piosenkarzem aniołku. Nie wiem co z nim. Na razie tylko
poukładałem fakty o matce.
-Dobra. O
jesteśmy, ja wezmę małego i chodźmy póki śpi- wyszłam z auta i weszliśmy do
budynku.
-Daj mi go-
po prosił.
Podałam mu
dziecko i podeszłam do siedzącego policjanta.
-Dzień
dobry. Proszę pana znaleźliśmy dziecko. Tamtego chłopczyka, był sam w wózku,
więc go wzięliśmy i proszę nam pomóc, bo ja kompletnie nie wiem co mamy robić.
-Proszę
usiąść. Macie państwo jakieś informacje na temat dziecka?
-Tak nazywa
się Fabian Scott. Tu jest jego książeczka- podałam ją policjantowi.
-No to zaraz
znajdziemy opiekunów. Państwa dane poproszę.
-Alice Horan
i Louis Tomlinson- odpowiedział Lou kręcąc się obok z małym na rękach.
-Kiedy go
znaleźliście i gdzie?
Opowiedziałam
wszystko i mężczyzna kazał nam poczekać. Ponoć ojciec małego ma dobrą pracę i
nie mógł się wcześniej zajmować synem, bo żona mu to umożliwiała. Sama nie
zajmowała się nim dobrze. Teraz siedzieliśmy z Louis’em i czekaliśmy na pana
Daniela.
-kochanie
czemu jesteś smutna?- zapytał mnie chłopak widząc mój wyraz twarzy.
-Nie wiem.
Smutno mi, że nie zobaczę już małego. Mam tylko nadzieję, że będzie mu dobrze z
tatą.
-Na pewno.
Ale ty się szybko przywiązujesz- zauważył.
-Bo on jest
taki śliczny i kochany. I ta świadomość, że jego życie jest w twoich rękach-
zobaczyłam, że do budynku wchodzi mężczyzna i kieruje się w naszą stronę z ulgą
na twarzy.
-Dzień dobry
jestem Daniel Makowsky- dziwni miał akcent.
Louis podał
mi Fabiana i przywitał się z nim.
-Witam. Louis Tomlinson, a to Alice.
-Dzień dobry-
powiedziałam tylko.
-dziękuję za
opiekę nad opiekę moim synem. A pana to skądś kojarzę.
- Jestem
piosenkarzem. - powiedział Lou.
- Czyli pan jest tatą małego? Proszę. - podałam mu małego.
- Czyli pan jest tatą małego? Proszę. - podałam mu małego.
-A no tak-
uśmiechnął się do Louis'a- Dziękuję. Wyglądacie na bardzo fajne małżeństwo. No
nic będę się zbierał. Chodź Fabian.
Wyszedł
zabierając malucha. Policjant powiedział nam że to on będzie się nim teraz
zajmował. Stałam tak i patrzyłam się w drwi.
-Skarbie,
chodź wracamy- Louis splótł nasze palce i wyprowadził z komisariatu.
- Już idę. -
wsiedliśmy do auta.
~~*~~
Heyka! Nowa część już za nami. Mam nadzieję, że zdjęcia się podobają. Starałam się ;)
Dziękuję nie wiem w sumie komu, ale którejś z was czytelniczki za naszą Loulice . Haha świetna nazwa.
jest cudowny <3 mam wrażenie , że Alice jest w ciązy :D oby się sprawdziło <3
OdpowiedzUsuńIza
Jaki cudowny i taki słodki. Po prostu będę się zachwycać przez jeszcze pół dnia.
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Mega! Hmm spraw im takiego brzdąca ;)
OdpowiedzUsuńhaha czekam na nn ;*
hahaha, wizyta Niall'a i Bob'a mnie rozwaliła. Dosłownie, nie mogłam ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńReszta, nawet spoko. Zabił mnie tekst " będziesz się ubezpieczać " .. Bożenko, czekam na nn.
Zapraszam do mnie :
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
Słodkie...
OdpowiedzUsuńNiall i Bob przegieli, zeby sie wtraca w zycie siostry i corki?
Rozdzial jak zwykle cudowny...
Z niecierpliwoscia czekam na nastepny...
Xox
**Spam**Z góry przepraszam**Jeśli nie lubisz takich wiadomości, usuń komentarz**
OdpowiedzUsuń'Przecież życie jest proste...Uh? Co powiedziałeś? To czyste kłamstwo.Czasami życie to piekło. Staje się ono takie przez nasze uczynki i decyzje. A nieraz po prostu nie mamy na to wpływu. Los jest nie przewidywalny. Nie wiadomo co Cię spotka za rogiem.Chwytaj każdy dzień jakby był tym ostatnim. Idź za głosem swego serca, rób to co kochasz, nawet jeśli inni tego nie tolerują.Ludzie nie docenią życia, dopóki nie przekonają się, jakie jest ono ważne, ile by stracili, gdyby nie poznali jego dobrych stron.'
Ona - Zwykła dziewczyna z małego miasteczka, od urodzenia kochała śpiewać
On - Niezwykły chłopak, członek najpopularniejszego boysbandu na świecie.
Ich spotkanie będzie zupełnie przypadkowe. On od razu zobaczy w Niej swoją bratnią duszę, drugą połówkę. Ona będzie podchodziła do Niego z większym dystansem. Po pewnym czasie, Ona nie będzie mogła dłużej żyć w samotności. Zakocha się w Nim bez pamięci. Ich przyjaźń zamieni się w uczucie silniejsze od samej Śmierci. Ale czy potężniejsze od kłamstw, które później zaczną ich otaczać?
Serdecznie zapraszam na mojego bloga : http://you-will-always-be-my-love.blogspot.com/
Xoxo :*****
Wspaniały rozdział . Jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn