Kur*a
przekląłem w myślach. Teraz się będzie czepiać. Powoli miałem tej kobiety
dosyć. Z sytuacji wybawił mnie Harry, który wszedł zaspany do kuchni i rozmowa
na razie przeszła na inny tor.
- O Harry, mój misiu, wstałeś już. - podskoczyła do niego
Alice i pocałowała w policzek. Posłałem jej wdzięczne spojrzenie.
-Taa no
wstałem... nie czekaj chyba jeszcze śpię- odparł nie wiedząc o co chodzi.
- Harry, cicho siedź bo wystraszysz El, która przed chwilą
przyszła. - mówiła to tak żeby loczek zrozumiał o co chodzi. Gdy jednak nasze
oczy się spotkały zobaczyłem w nich smutek, który starała się ukryć uśmiechem
na twarzy.
-El to po co
przyszłaś?- zapytałem trochę nie grzecznie.
- Ja może pójdę na górę się ogarnąć. Tak w ogóle to Alice
jestem. - podała rękę mojej dziewczynie.
-Eleanor-
brunetka nie oddała gestu tylko przewróciła oczami.
- To ja już pójdę. - powiedziała cicho Al.
- Nareszcie. - usłyszałem Eleanor
- Nareszcie. - usłyszałem Eleanor
-Jeszcze
jedna uwaga, a nie ręczę za spokój ducha- syknąłem w jej stronę.
- O co ci chodzi? - spytała wielce zdziwiona.
-Oto jak ją
traktujesz. Wyrafinowana panienka kultury z domu nie zabrała? W torebce się nie
zmieściła?
- Louis, kochanie już dobrze. - chciała mnie pocałować.
-Spier*alaj-
burknąłem i poszedłem do siostry Niall'a.
Zobaczyłem zdziwioną minę El, ale nie bardzo mnie to ruszało.
Alice siedziała
na oknie cichutko popłakując. Chyba nie zauważyła że
wszedłem do pokoju. Ocierała oczka nadal chlipiąc. El musiała mocno ją urazić. Było mi
ją żal, a na tam tą byłem wściekły. Chciałem
ją pocieszyć. Nie chciałem żeby płakała. EL NIE JEST tego warta.
-Kochanie
nie płacz- przytuliłem ją do siebie uważając na jej ranę.
- Nie płacze. Idź do niej to w końcu twoja dziewczyna. -
powiedziała smutno.
-Taa....jeszcze
przez jakieś 5 minut.
- Co? Nie, dlaczego? Nie zrywaj z nią bo mnie nie lubi. Nie
chce żebyś przeze mnie był smutny. - popatrzyła mi się prosto w oczy, a mnie
zahipnotyzowało
-ale ją jej po prostu nie kocham-wzruszyłem ramionami-
skarbie trzeba zmienić opatrunek.
- Ok - tym razem zgodziła się od razu. Otarła łzy z twarzy i
poszła do lustra poprawić makijaż.
- Louis, bandaże są na dole w apteczce.
- Louis, bandaże są na dole w apteczce.
-zaraz przyniosę-rzuciłem i zbiegłem na dół gdzie spotkałem
Eleanor.
- Wiedziałam że wrócisz, chodźmy gdzieś.
-nigdzie z tobą nie pójdę. Jak ty traktujesz Alice ?!
- Co ona cię tak obchodzi do jasnej cholery?! To chyba ja z
tobą jestem!
-Jezu trzymajcie mnie! Wiesz ale to ona uratowała mi życie
ryzykując swoje !
- To zwykła dziewucha nie wiadomo skąd! Zabraniam ci się z
nią spotykać! Rozumiesz?!
-Ty.Mi.Zabraniasz ?- wydukałem rozbawiony - Harry słyszałeś
ją ? Haha
-Po coś ty tu znowu zlazł? El już wychodziła. - powiedział
Harry.
-po opatrunki. Muszę przecież zmienić Ali.
- Jasne, na pewno będziesz jej zmieniał opatrunek. - rzuciła
złośliwie El - Ona chce cię uwieść i bierze na litość.
-ty się nie odzywaj-warknąłem w jej stronę- a ty mi przynieś
bandaże i plastry.
- Tak jest!
-dzięki. Wczoraj zagroziłem jej że sam ją rozbiorę bo nie
chciała pociągnąć bluzki- zaśmiałem się do przyjaciela kompletnie ignorując
Eleanor
-CO TY POWIEDZIAŁEŚ ?!- wrzasnęła brunetka.
- No stary, powodzenia - rzucił Harry i wyszedł z kuchni.
-Harry czekaj daj mi te bandaże !- krzyknąłem za nim.
- A tak sorry, trzymaj - tylko tyle powiedział i poszedł
dalej. Jak ja mu zazdroszczę że sobie w stąd poszedł.
-też mogę już iść?- zapytałem .
- Nie! Nie pójdziesz do niej! Przyszłam do ciebie i oczekuje
że się mną wreszcie zajmiesz, niech ona sobie kogoś poszuka i go bajeruje!
-ja cię zaraz tak zbajeruje że wyjdziesz szybciej niż weszła!
- Louis nie mów do mnie takim tomem! - była cała czerwona ze
złości.
-A ty jakim tonem do mnie mówisz ? Co ją jestem?! Daj mi
kobieto święty spokój !- miałem jej już dość. I tych uwag na temat Alice.
- Już ja jej powiem co o niej myślę. Nie będzie się dobierać
do mojego chłopaka. - ruszyła w stronę schodów.
Podbiegłem do niej i złapałem za nadgarstek. Zmroziłem ją
wzrokiem.
-Wyjdź stąd- syknąłem.
- Słucham?
- powiedz mi czy ja mówię po polsku że nie rozumiesz ? Wyjdź
i nie wracaj, zobaczę cię przy Alice, a pożałujesz wszystkich słów jakie
rzuciłaś w jej stronę!
Nagle na schodach zobaczyłem Alice.
- Pozwól jej powiedzieć co o mnie myśli - zwróciła się o mnie Ala.
- Pozwól jej powiedzieć co o mnie myśli - zwróciła się o mnie Ala.
-nie!- warknąłem - Idź do pokoju zaraz przyjdę.
- Ale ja chce wiedzieć. Proszę powiedz mi prosto w oczy jaka
jestem. - dziewczyna zeszła ze schodów i stanęła na przeciwko El - Słucham.
-nie zna cię. Nie może cię oceniać - starałem się zrobić
wszystko, aby Ala zawróciła do swojego pokoju.
- Jednak ma o mnie zdanie. Skoro potrafi oceniać ludzi to
chce wiedzieć co myśli o mnie. Jej tezy na pewno są nie omylne. Prawda? - tym
razem zwróciła się do El
-suka- syknęła w jej stronę- bierze wszystkich na litość.
Chce być w centrum uwagi. Chętna na pieniądze dziwka, która chce zaciągnąć do
łóżka mojego chłopaka! - wykrzyknęła jej prosto w twarz.
-tak? Mów dalej posłucham- widziałem że było jej przykro
tylko po co się tak katowała.
- Co jeszcze chcesz wiedzieć? Już ci powiedziałam kim jesteś.
Nie tylko ja tak myślę. Po prostu tylko ja mam odwagę ci to powiedzieć. - Alice
popatrzyła na mnie.
-Eleanor wypie*dalaj stąd! Nie będziesz jej tak nazywała
zrozumiałaś ?! Jest więcej warta niż ty! Nie jesteś moja dziewczyną i nie chce
cię widzieć na oczy!
- Będziesz tego żałował. - zagroziła.
-Nigdy nie będę żałować tego że z tobą zrywam! Wyjdź stad!
Dziewczyna
jeszcze raz zmierzyła Alice wzrokiem i wyszła.
-chodź- wziąłem ją za rękę i pociągnęłam do sypialni blondynki .
- Na prawdę nie musisz tego robić. - mówiła bardzo cicho - jakoś sama sobie poradzę. Nie zmuszaj się do niczego.
-kotku ale ja się do niczego nie zmuszam. Nie wierz w to co ci powiedziała. To nie prawda skarbie. Teraz chodź zmienimy opatrunek bo zaraz reszta chłopaków wstanie.
Dziewczyna nic już nie powiedziała tylko poszła ze mną do swojego pokoju. Wiedziałem jednak że jest strasznie smutna. Po co jej to było?
Ułożyłem ją na łóżku i podwinąłem jej koszulkę aby zmienić gazę i resztę opatrunków .
- Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? - spytała gdy ja majstrowałem przy bliźnie.
Podniosłem na nią wzrok.
-El to zwykła zołza. Zawsze chciała mnie mieć tylko dla siebie. Chłopców tez nie lubi. Nie przejmuj się nic ci nie zrobi. Więcej jej nie spotkasz.
- Nie boję jej się po prostu chciałam wiedzieć co ja jej takiego zrobiłam. Ała! - krzyknęła nagle - Przepraszam już siedzę cicho.
-no dzięki - zaśmiałem się zaklejając plaster na jej gazie.
- Co będziesz dzisiaj robił?- spytała opuszczając bluzkę gdy skończyłem swoją pracę.
-zabierzemy cię z chłopakami na nasza próbę a potem kochanie zabiorę cię gdzieś.
- Nie będę wam przeszkadzać?
-niee -usiadłem obok blondynki- będzie zabawnie piękna.
- Louis.... Wiem że rozmawiałeś z moim tatem. Mówił ci czy na zamiar powiedzieć Niallowi?
-tak ma taki zamiar. Jak zabierze was do Irlandii. Boisz się kochanie?
- Strasznie. Mam wrażenie że dostanie kulki - wskazała na swoją klatkę - to przy tym pikuś.
-nie normalna jesteś kotku ale dlatego wyjątkowa.
- Zdecydowanie za często mi to mówisz. Jeszcze się przyzwyczaję. Wiem że to nie moja sprawa ale co zrobisz z El? Jak nie chcesz to nie mów.
-ona już dla mnie nie istnieje. Nie ma jej- objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
- To nie moja sprawa, sorry. Tylko żebyś tego nie żałował bo będę się czuła winna.
-kochanie nie mam czego żałować. Raczej ci dziękuję.
- W takim razie polecam się na przyszłość. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek. - O której macie tą próbę przystojniaku?
-o 11 bo chłopaki się muszą ogarnąć śliczna.
~tydzień później~
-chodź- wziąłem ją za rękę i pociągnęłam do sypialni blondynki .
- Na prawdę nie musisz tego robić. - mówiła bardzo cicho - jakoś sama sobie poradzę. Nie zmuszaj się do niczego.
-kotku ale ja się do niczego nie zmuszam. Nie wierz w to co ci powiedziała. To nie prawda skarbie. Teraz chodź zmienimy opatrunek bo zaraz reszta chłopaków wstanie.
Dziewczyna nic już nie powiedziała tylko poszła ze mną do swojego pokoju. Wiedziałem jednak że jest strasznie smutna. Po co jej to było?
Ułożyłem ją na łóżku i podwinąłem jej koszulkę aby zmienić gazę i resztę opatrunków .
- Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? - spytała gdy ja majstrowałem przy bliźnie.
Podniosłem na nią wzrok.
-El to zwykła zołza. Zawsze chciała mnie mieć tylko dla siebie. Chłopców tez nie lubi. Nie przejmuj się nic ci nie zrobi. Więcej jej nie spotkasz.
- Nie boję jej się po prostu chciałam wiedzieć co ja jej takiego zrobiłam. Ała! - krzyknęła nagle - Przepraszam już siedzę cicho.
-no dzięki - zaśmiałem się zaklejając plaster na jej gazie.
- Co będziesz dzisiaj robił?- spytała opuszczając bluzkę gdy skończyłem swoją pracę.
-zabierzemy cię z chłopakami na nasza próbę a potem kochanie zabiorę cię gdzieś.
- Nie będę wam przeszkadzać?
-niee -usiadłem obok blondynki- będzie zabawnie piękna.
- Louis.... Wiem że rozmawiałeś z moim tatem. Mówił ci czy na zamiar powiedzieć Niallowi?
-tak ma taki zamiar. Jak zabierze was do Irlandii. Boisz się kochanie?
- Strasznie. Mam wrażenie że dostanie kulki - wskazała na swoją klatkę - to przy tym pikuś.
-nie normalna jesteś kotku ale dlatego wyjątkowa.
- Zdecydowanie za często mi to mówisz. Jeszcze się przyzwyczaję. Wiem że to nie moja sprawa ale co zrobisz z El? Jak nie chcesz to nie mów.
-ona już dla mnie nie istnieje. Nie ma jej- objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czoło.
- To nie moja sprawa, sorry. Tylko żebyś tego nie żałował bo będę się czuła winna.
-kochanie nie mam czego żałować. Raczej ci dziękuję.
- W takim razie polecam się na przyszłość. - powiedziała i pocałowała mnie w policzek. - O której macie tą próbę przystojniaku?
-o 11 bo chłopaki się muszą ogarnąć śliczna.
~tydzień później~
Minął
tydzień od kiedy mieszkam z chłopakami. Ja ich bardzo polubiłam a oni mnie.
Przez ten czas nie chodziłam na uczelnie i dzisiaj miał być ten pierwszy raz po
przerwie. Louis uparł się że mnie odwiezie. Miałam dzisiaj tylko dwa różne
wykłady w tym jeden z Marcem. Szybko więc wrócę do domu. Ubrałam sweter trampki
i gotowa stanęłam przed przyjaciółmi którzy utworzyli komitet pożegnalny.
- Ale ja tu jeszcze wrócę chłopaki - zaczęłam się śmiać.
-życzymy ci powodzenia i pilnuj Louisa jak cię będzie odwoził-szepnął mi na ucho Harry
- Ale ja tu jeszcze wrócę chłopaki - zaczęłam się śmiać.
-życzymy ci powodzenia i pilnuj Louisa jak cię będzie odwoził-szepnął mi na ucho Harry
- zrobi się.
Dobra chłopaki muszę iść bo się spóźnię. Marc tego nie cierpi i samym początku
będę miała przechlapane.
- Kto to Marc? - pytał Zayn.
- Lou wam powie jak wróci co ja już serio muszę iść. Papa
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na uczelnie.
Louis przez całą drogę nie odezwał się ani raz.
- Co ci jest? . -spytałam w końcu.
-co...nic. Jak wygląda ten Marc?
- No jakby ci go opisać..... Patrz tamten - wskazałam na mężczyznę stojącego przed wejściem na uczelnie pod która właśnie podjechaliśmy. - Tak właśnie wygląda Marc. Dobra idę. Wielkie dzięki
- Kto to Marc? - pytał Zayn.
- Lou wam powie jak wróci co ja już serio muszę iść. Papa
Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy na uczelnie.
Louis przez całą drogę nie odezwał się ani raz.
- Co ci jest? . -spytałam w końcu.
-co...nic. Jak wygląda ten Marc?
- No jakby ci go opisać..... Patrz tamten - wskazałam na mężczyznę stojącego przed wejściem na uczelnie pod która właśnie podjechaliśmy. - Tak właśnie wygląda Marc. Dobra idę. Wielkie dzięki
Marc Felton |
-stój!-
krzyknął za mną.
- Tak? - spytałam wychodząc już z auta.
-odprowadzę cię bo może cię postrzelą - również wysiadł stając obok mnie.
- Nic mi nie będzie może sobie poradzę - zaczęłam się śmiać.
-oj chodź - objął mnie ramieniem i zaprowadził do mojego wykładowcy.
- O nasza Alice do nas wróciła. Cieszę się że cię widzę - Marc mówił nam żebyśmy poza wykładami mówili mu po imieniu.
- Też się cieszę że już mogę chodzić na zajęcia. O przepraszam Louis to jest Marc, mój wykładowca. Marc to jest Louis mój... - Lou nie pozwolił mi dokończyć.
-chłopak. Jej chłopak. Miło mi- wyciągnął rękę w stronę Marca.
Zatkało mnie. Co on znowu odwala?
- Taa... Właśnie. Dobra Lou my już idziemy bo zaraz mamy zajęcia, tak? Pierwsze mam z tobą?
-Tak. - potwierdził Marc. -Miło było cię poznać. Widać było że kłamie. Obaj z Louisem się nie polubili.
- Pa Lou - pocałowałam chłopaka w policzek.
-uważaj na siebie.
- Tak pewnie.
- Spoko, dopilnuje jej. - Marc mówiąc to dziwnie uśmiechał się do mojego ,,chłopaka" .
-nie wątpię - burknął.
Nie wiedziałam o co im chodzi. Obaj zachowywali się bardzo dziwnie.
- Kończę o 13 i wrócę do domu. - Lou cały czas mierzył Marca wzrokiem ale pokiwał głową na znak że usłyszał.
-przyjadę- odparł i odszedł.
- Chodźmy.
Marc otworzył mi drzwi na uczelnie i weszliśmy. Wszyscy mówili tylko o mnie.i o tym że uratowałam Louisa. Gratulowali mi odwagi przez cały dzień a ja byłam bliska obiecaniu sobie, że nikogo więcej nie uratuje. Gdy wychodziłam przyczepił do się do mnie 2 chłopaków chcąc się że mną umówić.
- Ja na prawdę muszę już iść chłopaki. - mówiłam opuszczając budynek.
-no ale przecież jesteś wolna. Umów się ze mną -namawiał mnie blondyn.
- Po pierwsze to skąd wiesz że jestem wolna, a po drugie to nawet jak tak to chyba mogę nie mieć ochoty tak? Daj już sobie spokój proszę. - byłam strasznie zmęczona. Głowa zaczynała mnie boleć i znowu czułam bolesną obecność blizny.
-kochanie-usłyszałam głos zbliżającego się louise- coś nie tak?
- O Louis, ten chłopak nie wie jak dojechać do centrum. Wytłumaczysz mu? - wiedziałam że Lou wie o co mi chodzi. Że po prostu źle się czuje i cię już wracać.
-ja mu tak wytłumaczę że zapamięta na zawsze- jego ton był zimny i oschły .
-dzięki już nie trzeba - rzucił tam ten i odszedł wystraszony.
-chodź skarbie jedziemy do domu i zmienimy ci opatrunek.
- Dzięki, miałam go już dość.
-chciał cię uwieść ?- zapytał wsiadając do lamborghini.
- Nie wiem, a co zazdrosny? - spytałam łapiąc się za głowę która niemiłosiernie mnie bolała.
-nie, tylko ją.mogę cię uwodzić- odparł.
- To ciekawe, a gdzie tak jest napisane jeśli mogę wiedzieć?
-To prawo nie pisane.
-Dobrze wiedzieć.
-tak. Oj nie dyskutuj że mną słoneczko- delikatnie musnął dłonią mój policzek.
Nie nadążam za nim.
- Dlaczego rano byłeś taki nie miły? Marc też był dziwny i zachowywał się inaczej, ale co się tobie stało?
-Byłem nie miły?- zdziwił się- Byłem dla ciebie nie miły kochanie?
-dla mnie byłeś miły. Chodzi o Marca.
-Wkurza mnie i tyle- burknął skracając samochodem w nasza uliczkę .
-Dobra nie ważne.
-no bo to taki laluś wypicowany. Niech on cię tylko tknie a ...- groził idąc że mną w kierunku wilii.
-..a co? - stanęłam mu na drodze.
-a porozmawiam z nim inaczej.
- Nie jesteś moim tatusiem. A ja jestem dużą dziewczynką.
-Masz rację tatusiem nie jestem ale przyjacielem tak. Poza tym jako twój chłopak muszę o ciebie walczyć- weszliśmy do domu.
-No mówię ci że mnie ten facet wnerwiał. Dobra kotku idź na górę przywitam się z chłopakami i zaraz przyjadę zmienić ci opatrunek - oznajmił kierując się do salonu.
-weź mi apap!
-ok- usłyszałam i poszłam do siebie
- Tak? - spytałam wychodząc już z auta.
-odprowadzę cię bo może cię postrzelą - również wysiadł stając obok mnie.
- Nic mi nie będzie może sobie poradzę - zaczęłam się śmiać.
-oj chodź - objął mnie ramieniem i zaprowadził do mojego wykładowcy.
- O nasza Alice do nas wróciła. Cieszę się że cię widzę - Marc mówił nam żebyśmy poza wykładami mówili mu po imieniu.
- Też się cieszę że już mogę chodzić na zajęcia. O przepraszam Louis to jest Marc, mój wykładowca. Marc to jest Louis mój... - Lou nie pozwolił mi dokończyć.
-chłopak. Jej chłopak. Miło mi- wyciągnął rękę w stronę Marca.
Zatkało mnie. Co on znowu odwala?
- Taa... Właśnie. Dobra Lou my już idziemy bo zaraz mamy zajęcia, tak? Pierwsze mam z tobą?
-Tak. - potwierdził Marc. -Miło było cię poznać. Widać było że kłamie. Obaj z Louisem się nie polubili.
- Pa Lou - pocałowałam chłopaka w policzek.
-uważaj na siebie.
- Tak pewnie.
- Spoko, dopilnuje jej. - Marc mówiąc to dziwnie uśmiechał się do mojego ,,chłopaka" .
-nie wątpię - burknął.
Nie wiedziałam o co im chodzi. Obaj zachowywali się bardzo dziwnie.
- Kończę o 13 i wrócę do domu. - Lou cały czas mierzył Marca wzrokiem ale pokiwał głową na znak że usłyszał.
-przyjadę- odparł i odszedł.
- Chodźmy.
Marc otworzył mi drzwi na uczelnie i weszliśmy. Wszyscy mówili tylko o mnie.i o tym że uratowałam Louisa. Gratulowali mi odwagi przez cały dzień a ja byłam bliska obiecaniu sobie, że nikogo więcej nie uratuje. Gdy wychodziłam przyczepił do się do mnie 2 chłopaków chcąc się że mną umówić.
- Ja na prawdę muszę już iść chłopaki. - mówiłam opuszczając budynek.
-no ale przecież jesteś wolna. Umów się ze mną -namawiał mnie blondyn.
- Po pierwsze to skąd wiesz że jestem wolna, a po drugie to nawet jak tak to chyba mogę nie mieć ochoty tak? Daj już sobie spokój proszę. - byłam strasznie zmęczona. Głowa zaczynała mnie boleć i znowu czułam bolesną obecność blizny.
-kochanie-usłyszałam głos zbliżającego się louise- coś nie tak?
- O Louis, ten chłopak nie wie jak dojechać do centrum. Wytłumaczysz mu? - wiedziałam że Lou wie o co mi chodzi. Że po prostu źle się czuje i cię już wracać.
-ja mu tak wytłumaczę że zapamięta na zawsze- jego ton był zimny i oschły .
-dzięki już nie trzeba - rzucił tam ten i odszedł wystraszony.
-chodź skarbie jedziemy do domu i zmienimy ci opatrunek.
- Dzięki, miałam go już dość.
-chciał cię uwieść ?- zapytał wsiadając do lamborghini.
- Nie wiem, a co zazdrosny? - spytałam łapiąc się za głowę która niemiłosiernie mnie bolała.
-nie, tylko ją.mogę cię uwodzić- odparł.
- To ciekawe, a gdzie tak jest napisane jeśli mogę wiedzieć?
-To prawo nie pisane.
-Dobrze wiedzieć.
-tak. Oj nie dyskutuj że mną słoneczko- delikatnie musnął dłonią mój policzek.
Nie nadążam za nim.
- Dlaczego rano byłeś taki nie miły? Marc też był dziwny i zachowywał się inaczej, ale co się tobie stało?
-Byłem nie miły?- zdziwił się- Byłem dla ciebie nie miły kochanie?
-dla mnie byłeś miły. Chodzi o Marca.
-Wkurza mnie i tyle- burknął skracając samochodem w nasza uliczkę .
-Dobra nie ważne.
-no bo to taki laluś wypicowany. Niech on cię tylko tknie a ...- groził idąc że mną w kierunku wilii.
-..a co? - stanęłam mu na drodze.
-a porozmawiam z nim inaczej.
- Nie jesteś moim tatusiem. A ja jestem dużą dziewczynką.
-Masz rację tatusiem nie jestem ale przyjacielem tak. Poza tym jako twój chłopak muszę o ciebie walczyć- weszliśmy do domu.
-No mówię ci że mnie ten facet wnerwiał. Dobra kotku idź na górę przywitam się z chłopakami i zaraz przyjadę zmienić ci opatrunek - oznajmił kierując się do salonu.
-weź mi apap!
-ok- usłyszałam i poszłam do siebie
Louis
Poszedłem za nią, lecz drzwi były zamknięte. Słyszałem
jej szloch co mnie za niepokoiło. Chyba
nie ma sensu żebym się teraz do niej dobijał. Dobrze by jej chyba zrobiła
rozmowa z którymś z chłopców. Taka odskocznia.
-Niall!-
krzyknąłem do przyjaciela.
- Słucham cię. To nie ja zjadłem twoje ciastko, tak tylko
mówię. O co chodzi?
-Co jakie
ciastko? Dobra nie ważne. Pogadaj z Alą.
-Ja? Po co?
-Po ..
powiedziałbym ci po co... Zamknęła się i płaczę.
- Coś ty jej zrobił?! Płacze przez ciebie? Ja nie umiem gadać
z dziewczynami. Po za tym ona nie będzie chciała ze mną gadać.
-Nie przeze
mnie! Idioto, Harr'ego do niej nie puszczę przecież!
- Dlaczego nie? - zaczął się śmiać ale jak zobaczył moją minę
to przestał. - Spróbuje.
-No dziękuję
ci bardzo. A masz to- rzuciłem mu opatrunki.
- Po co mi to?
-No chyba
musisz jej zmienić opatrunek? Wiesz musisz podwinąć bluzkę, zdjąć gazę z
plastrem i założyć noooowy- wytłumaczyłem mu spokojnie. uważając aby mnie szlag
jasny nie trafił.
- Ja mam to zrobić? Stary jaja sobie ze mnie robisz czy jak?
Nie to że nie che ale ja nie umiem i ona na pewno mi nie pozwoli. -
histeryzował jak baba w ciąży.
-No jak ci
nie pozwoli bałwanie!
- Tak mi nie pozwoli, baranie!
-Normalnie
ci pozwoli! Podwiń jej bluzkę i powiedz, że masz jej zmienić opatrunek na
bliźnie!
-Dobra... Louis chodź- z pokoju wyszła Alice z rozmazanym makijażem.
-Dobra... Louis chodź- z pokoju wyszła Alice z rozmazanym makijażem.
- Alice powiedz mu, że ja się do tego po prostu nie nadaje.
Bo on mi nie da żyć potem. - jęczał Niall. - Proszę. ja bym chciał, ale nie
umiem.
-Ani ja, ani Louis niczego nie mamy ci za złe, niie musisz
mnie niańczyć, zresztą nikt nie musi. - spojrzała na mnie wymownie.
-Etam głupie
gadanie. chodź kochanie- wziąłem ją na ręce i weszliśmy do jej sypialni.
Położyłem ją na łóżku i zacząłem robić to co zawsze.
- Nie nudzi ci się to? - spytała po chwili.
-O czym ty
mówisz kotku- spytałem obklejając jej ranę.
- Chociażby o tym zmienianiu bandaży.
-Nie nie
nudzi mi się to- pocałowałem ją w policzek- Czemu płakałaś?
- Nie płakałam?
-Płakałaś.
Masz rozmazany tusz i słyszałem kochanie.
- No boooo.....a, wiesz, że Marc dzisiaj o ciebie pytał?
-Co?- od
razu poderwałem na nią wzrok- O co pytał?
- Jak długo jesteśmy razem, czy jest mi z tobą dobrze no i
czy jestem pewna, że chce z tobą być i inne takie głupie.
-CO
proszę?!- nie no teraz naprawdę się wkurzyłem- Skopie mu tą dupę jak tylko
spotkam! Co go to ku*wa obchodzi?!
- nie wiem, ale proszę cię, uspokój się.
-Nie będę
spokojny! Co za .... kretyn! I dlatego płakałaś piękna?- zszedłem z tonu
kucając przy niej.
- Nie, coś tam mu nazmyślałam i jak się w końcu wku*wiłam to
mu powiedziałam, że to nie jego sprawa. No i daj sobie spokój. Już go tak nie
lubię. Jakiś dziwny się zrobił. Wiesz o co cały dzień mnie prosił?
-Nie żartuj-
poprosiłem domyślając co ma namyśli.
- zgadnij. - powiedziała szybko.
-On się chciał
z tobą umówić? No albo chciał, abyś ze mną zerwała..- dokończyłem.
- Na to za bardzo go rano wystraszyłeś. Strasznie chciał
zobaczyć moją bliznę -powiedziała oburzona.
-Przyje*ie
mu przy najbliższej okazji! Po co niby miał to oglądać? Co to obraz w muzeum?-
byłem tak zdenerwowany i zły, że nie panowałem nad emocjami. Wazon na komodzie
poszedł w cholerę.
-Hej spokojnie. - Alice podbiegła do mnie, złapała moją twarz
w dłonie i zmusiła żebym spojrzał jej w oczy - Powiedziałam mu że nie będę tego
nikomu pokazywać i już. Tylko ty jesteś uprzywilejowany, bo zmieniasz mi
okłady. Poza tym, wiem że to dziwne ale ciebie się nie wstydzę. - ostatnie
zdanie powiedziała bardzo cicho.
-Nie masz
czego się wstydzić przy mnie rozumiesz?- odrzekłem łagodnie.
- Tak - powiedziała jeszcze ciszej. Ledwo usłyszałem.
-To dobrze. Ale mi kuźwa ciśnienie skoczyło przez tego
idiote.
- On nie jest wart twoich nerwów.
- Nie no wcale. Dobra kotku chodź na obiad.
- Już jest gotowy czy będziemy dopiero go robić?
-Jest już .Harry dzisiaj gotował- uśmiechnąłem się do niej i
podniosłem aby na rękach znieść na dół.
- Ale mnie rozpieszczacie. Jutro ja gotuje.
-zobaczymy skarbie- dotknąłem nosem jej noska- proszę -
posadziłem ją na krześle przy stole.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-o Alice jak było na zajęciach ?- zapytał Zayn
- Dosyć ciężko jak na pierwszy dzień po przerwie. -
powiedziała i jej humor nagle się ulotnił.
-Okay - Mulat zakończył temat. Położyłem dziewczynie rękę na
kolanie żeby jakoś ją pocieszyć. Było mi jej żal i nadal byłem zły. Dziewczyna
posłała mi wdzięczne spojrzenie.
Zjedliśmy obiad i razem z chłopakami zasiedliśmy na kanapie
aby oglądać filmy.
-Jaki film?
-skyfall ?
-no i super - ucieszył się Harry włączając płytę
- ja zajmuje fotel!- krzyknął Liam.
-my z Alice na kanapie - oznajmiłem. Obok nas usiadł jeszcze
Niall i żeby wszyscy pozostali się zmieścili wziąłem blondynkę na kolana.
- Nie będę ci zasłaniać? - usłyszałem po chwili.
-nie będziesz mi zasłaniać kochanie- mrugnąłem do niej.
- To się cieszę. Bo wiesz co..?- nachyliła mi się do ucha -
Wygodnie mi tak. - powiedziała żebym tylko ja usłyszał.
-dobrze wiedzieć. Hmm jestem wygodny.
- Bardzo - powiedziała już głośno.
- Cicho tam bo film się zaczyna.
Al wystawiła Zaynowi język.
- Cicho tam bo film się zaczyna.
Al wystawiła Zaynowi język.
-znasz go na pamięć – mruknąłem, opierając głowę na barku
dziewczyny.
- A tobie wygodnie?- dodała już cicho.
-mi bardzo. Jesteś strasznie koścista, ale jest okay -
posłałam jej uśmiech.
- No cicho! Z takimi sprawami to do osobnego pokoju wypad! .
- zdenerwował się Harry.
-zazdrości- skwitowałem
- Nie ma czego. - powiedziała i zaczęła oglądać film.
-uwierz mi że ma- szepnął nie będąc pewien czy może to
usłyszała. Poczułem tylko jak mocniej ściska moją rękę którą trzymałem na jej
biodrach. Czyli usłyszała.
W połowie filmu poczułem że Alice zrobiła się cięższa.
Zerknąłem i zobaczyłem że dziewczyna śpi. Tak niewinnie wyglądała. Jutro znowu
będzie szła na tą pieprzoną uczelnię. Musiałem ją odwieźć i pogadać tym idiotą.
Teraz wziąłem blondynkę na ręce i z powrotem zaniosłem do jej sypialni.
Zastanawiałem się czy jej nie obudzić żeby się przebrała. Tak może jej być
niewygodnie.
-Ala kotku otwórz oczka - wymruczałem jej do ucha.
- Nie chcę- powiedziała sennie.
-no dobrze - ułożyłem ją na miękkim materacu i zdjąłem z niej
bluzkę.
Spała tak mocno że jej ciało było bezwładne. Nasunąłem na nią
górę od piżamy i zacząłem bawić się paskiem od jej spodni .
Dziewczyna niespokojnie zaczęło coś mruczeć przez sen.
- Kocham cię Lou.
Po chwili dodała jeszcze.
- Przepraszam cię za to. - mówiła bardzo niewyraźnie.
- Kocham cię Lou.
Po chwili dodała jeszcze.
- Przepraszam cię za to. - mówiła bardzo niewyraźnie.
-za co?- nie byłem pewny o co jej chodzi.
Dziewczyna przecież spała a ja próbowałem z nią rozmawiać.
Zdziwiłem się gdy usłyszałem.
- Że się w tobie zakochałam.
Nie byłem pewien czy ona na pewno śpi. Lekko ją traciłem ale nie reagowała. Czyli spała i rozmawiała ze mną przez sen. Ale co ona mówiła!
- Że się w tobie zakochałam.
Nie byłem pewien czy ona na pewno śpi. Lekko ją traciłem ale nie reagowała. Czyli spała i rozmawiała ze mną przez sen. Ale co ona mówiła!
-Tak tak ja też cię kocham- zmieniłem jej spodnie od piżamy i
przykryłem kołdrą.
Wyszedłem z jej pokoju strasznie szczęśliwy.
~~~*~~~~
Za nami kolejna część. Jak się podoba?
Strasznie się podoba, a jakże by inaczej. Świetna ta część, nic dodać nic ująć. No i się kochają i ja jestem zadowolona. Od razu mówi nie lubię Marca. Po prostu mi się nie podoba ciekawe z jakiej przyczyny hihi. Czekam na następną część
OdpowiedzUsuńo jak słodziutko <3 ! kocham !!!! <3 <3 <3 <3 czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńIza
cudne<3
OdpowiedzUsuńWielkaaaaa miłość. No cóż, prof. chyba też się zakochał. poczytaj tekst przed dodaniem, wtedy łatwiej będzie ci sie wyłapywać błędy.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com
Ja chcę jeszcze, ja chcę jeszcze!
OdpowiedzUsuńJa tez nie lubię Marca. Podpadł mi i go nie znoszę. No a Louis jaki on jest kochany, postawił się El i bardzo dobrze, bo ona też mnie zaczęła denerwować. A ta końcówka? Wspaniała. Wyznała Louisowi miłość przez sen, super. Czekam na następny, pozdrawiam Asiek :*
Ale El w tym opo. sucz ! Dobrze, że ją rzucił. Juupii ! Coś czuję, że wykładowca Mark bd miał coś więcej d Alice niż tylko naukę. Wyznanie miłości przez sen ? Aww <3 Jak słodko. Super rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Isiia.
Rozdział świetny ;)No Lou ma konkurenta... jestem ciekawa jak zareaguje Niall gdy pozna prawdę... czekam na nn!
OdpowiedzUsuńKOCHAM
OdpowiedzUsuńKOCHAM
KOCHAM
KOCHAM TWOJEGO BLOGA!
I jeszcze ten pomysł z wyznaniem miłości przez sen <3 <3 <3
Jakie slodkie zakonczenie! <3
OdpowiedzUsuńCudny rozdzialik :)
Czekam na nn :)