Alice
Gdy się
obudziłam zorientowałam się, że jestem w sypialni, przebrana w piżamę. Pewnie
ktoś mnie ty przyniósł z dołu, ale dlaczego jestem w piżamie? Ktoś musiał mnie
przebrać! Ale jaki ja miałam super sen za to… Jezu Louis mi miłość wyznał, a
potem pocałował. Nie, nie on mnie nie całował. Dobra ze snu tylko ten moment
pamiętam. Zaczęło mi burczeć w brzuch. Ubrałam sweter na piżamę i zeszłam do
kuchni. Spotkałam Niall’a Liam’a robiącego
śniadanie.
-Hej
chłopaki- przytuliłam ich po kolei.
-Cześć
siostrzyczko- odparł blondyn, a mi serce stanęło.
-Co
robicie?- spytałam przeciągając się.
-Naleśniki-
odezwał się Liaś.
-Mniam.
Znajdzie się coś dla mnie? Mogę pomóc.
-Nie możesz
pomóc. Siadaj zaraz ci damy tylko chłopaków trzeba ściągnąć z wyrka, więc może…
-Ja pójdę!-
wstałam szybko- Zaraz tu wszyscy w szeregu będą stać. Zobaczysz.
Najpierw
weszłam do Styles’a.
-Loki ci
prostują!- wrzasnęłam mu do ucha.
Podskoczył i
kiedy zobaczył mnie śmiejącą się z niego, oburzył się.
-Ja cię
miałem za przyjaciółkę.
-Ale ja
musiałam się obudzić, bo jestem głodna, a nie dostanę śniadania jak was nie
obudzę- broniłam się.
-No to się
zastanowię czy ci pomóc- droczył się ze mną.
-No weź, bo
zemdleje na zajęciach, a ty będziesz mnie mieć na sumieniu. A no i jeszcze od
Louis’a oberwiesz za to, że mnie głodzisz.- wytłumaczyłam mu dyplomatycznie.
-Dobra
przekonałaś mnie. Już schodzę skarżypyto jedna- wystawiłam mu język i poszłam
do Zayn’a.
-Aaaa nie
uwierzysz Harry zbił ci lusterko!- jemu też krzyknęłam do ucha.
-Zabiję go!-
szybko chłopak kontaktuje.
-Pomyliło mi
się, chciałam powiedzieć, że śniadanie czeka. Wybacz mój błąd.
-Grrr
kobieto grabisz sobie- warknął, ale zaraz się uśmiechnął.
-Tak też cię
uwielbiam.
Zostawiłam
go i pobiegłam do Louis’a. Na niego miałam inny sposób.
-louis
bardzo mnie boli- zaczęłam jęczeć.
-Ałła!-
położyłam się koło niego, żeby się obudził
-Co jest?-
spytał zdezorientowany- Co cię boli?
Był
przerażony. Trochę było mi go szkoda, a wyrzuty sumienia się odzywały. Musiałam
jakoś wybrnąć.
-No blizna
mnie boli, a poza tym kto mnie do cholery przebrał w piżamę?- zmiana tematu
zawsze dobra.
Chłopak
jednak nie dał się nabrać.
-Może
pojedziemy do szpitala?
-A może
zejdziesz na dół i dasz mi zjeść śniadanie to będziesz spoko?- zasugerowałam
wstając z łóżka.
-Żarty sobie
ze mnie robisz dziewczyno?!
-Nie. Boli
mnie blizna, ale na to nic nie poradzisz. Zejdziesz, bo zaraz się na zajęcia
spóźnię?
-Dobra
chodź.- wziął mnie za rękę i poszliśmy do kuchni.
-Dobra masz
nagrodę- Niall ostawił przede mną talerz z naleśnikami.
-Dzięki. A
ja się jeszcze raz pytam kto mnie rozebrał?
-To nie ja-
powiedział Harry.
-Taa…to
mogłem być przypadkiem ja- powiedział cicho Louis.
-Wiedziałam!
Dobra jeśli mnie do końca nie rozebrałeś to jest OK.
Chłopcy
zaczęli się śmiać, a ja już nie wytrzymałam i zaczęłam jeść…
Skończyłam
posiłek, umyłam zębyi gdy wzięłam plecak, Lou kazał mi iść do auta.
Siedziałam
tam, aż wreszcie przyszedł Louis.
-Błagam, bo
się spóźnię. Jedźmy już.
-Oczywiście
kochanie- odpalił silnik i ruszyliśmy- Jak ci się spało? Bo ja ci powiem, że
jesteś strasznie rozmowna.
-Co? O czym
ty mówisz? Za 5 minut zaczynam zajęcia. Jak się spóźnię to nie wiem co ci
zrobię.
-No jadę
nie? A mówię o tym, że dużo gadasz jak śpisz.
-Słuchałeś
co mówię jak śnię? Nie masz lepszych zajęć? NO nie wiem bardziej ciekawych.
-Kotku
miłości mi wyznałaś. To jest bardzo ciekawe- uśmiechnął się cwaniacko.
-Kłamiesz-
poczułam jak się czerwienie. To właśnie mi się dzisiaj śniło.
-Nie kłamię.
Co przepraszam miałem cię nagrywać?? Jeszcze mnie przepraszałaś za to.
-Ale
kompromitacja. Chyba zapadnę się pod ziemię. Serio tak mówiłam?
-No tak
mówiłaś skarbie. O jesteśmy. Możesz tu chwilę zaczekać?- zapytał prawie
wychodząc z auta..
-Nie! Mam
zajęcia za…już! Po co ty w ogóle idziesz? Wracaj do domu- zaczęłam za nim iść.
-Ani mi się
śni- już dali widziałam Marc’a.
-To powiesz
gdzie idziesz i po co?!
-Pogadać z
tym baranem!- krzyknął już prawie dochodząc do 30-latka.
Widziałam,
że był mocno wkurzony.
-E
kretynie?! Pogadać musimy!
-Nie, nie i
nie! Nie musicie. Marc zaczyna wykład, a ty musisz jechać do studia. Nie ma
czasu!- mówiłam strasznie szybko.
Byłam
okropnie zdenerwowana.
-Ty się nie
odzywaj. A ty- zwrócił się do bruneta- Ty sobie grabisz. Jeszcze raz usłyszę od
Alice co chciałeś u niej zobaczyć lub w ogóle będziesz chciał od niej coś
innego, to twoja twarz zmieni kształty nie odwracalnie- warknął w jego stronę.
Mam
przerąbane. Marc się teraz na mnie uweźmie.
-Louis,
proszę idź już.
-Nie
poczekaj- odezwał się wykładowca- Gówniarz jesteś, który bawi się dziewczynami!
Co ty możesz wiedzieć? Znudzi ci się Ala to sobie znajdziesz następną!.
Kurde co go
to obchodzi do jasnej cholery. To chyba moja sprawa. Poza tym Lou taki nie
jest. Chyba. No i przecież nie jesteśmy nawet razem tak naprawdę.
-To się robi
głupie. Już się rozejść, bo normalnie nie wiem!- krzyczałam.
-No ależ nie
mam racji? Zwykły smarkacz jesteś!- fuknął Marc.
-Zważaj na
słowa idioto!- Louis popchnął go na samochód, z którego wcześniej 30-latewk
wysiadał.
-Przestańcie!-
oni nic sobie z tego nie robili.
-Masz się do
niej nie zbliżać bardziej niż to konieczne! Rozumiesz?!
-Tak?! A powiedz
co mi zrobisz?! Jest moją studentką i wiem co mam robić, a ty przelecisz ją ze
dwa razy i zostawisz!
-Marc
przesadzasz- powiedziałam do niego.
-nie
przesadzam. To zwykła gwiazdunia bawiąca się dziewczynami na chwilę!
-Przestań
nie masz prawa tak o nim mówić! Louis proszę cię jedź już do domu- zwróciłam
się jeszcze do chłopaka.
-O której
kończysz?
-O 14:30.
-Przyjadę-
założył mi kosmyk włosów za ucho i przyciągnął, aby pocałować.
Zdziwiło
mnie to, ale nie rozczarowało. Oddałam pocałunek. Chłopak puścił mnie i ruszył
do auta. Wsiadając puścił mi oczko i odjechał.
-Mógłbyś z
łaski swojej nie wtrącać się w nie swoje sprawy?- zwróciłam się do bruneta.
-Będziesz
tego Alice żałować. On cię zostawi dla innej zobaczysz- powiedział lekko
pchając mnie do wejścia na uczelnię.
Nic już nie mówiłam tylko ruszyłam przed siebie. Zajęcia
cholernie mi się dłużyły. W ogóle nie mogłam się na nich skupić, a gdy już wychodziłam
złapał mnie Marc. Czego on chciał?- pomyślałam.
- To coś ważnego bo trochę się śpieszę ?- spytałam dalej
trochę na niego zła.
-Masz
zaległości..
- Wiem. W końcu nie było mnie przez jakiś czas. Wszystko
nadrobię. Mam jeszcze trochę czasu do egzaminów.
-A mogłabyś
dzisiaj?- zapytał.
- Co?
-Powtórzylibyśmy
trochę tematów.
- A masz czas? . - spytałam bo pomoc by mi się przydała.
-No pewnie,
że mam- uśmiechnął się prowadząc mnie do jednej z sal.
-To ok. Tylko zadzwonię do Louisa żeby nie przyjeżdżał.
-Yhym..
Zadzwoniłam do Louisa i powiedziałam żeby przyjechał godzinę
później. Po długich namowach zgodził się. Marc tłumaczył mi wszystko bardzo
dokładnie. Jego zachowanie było jednak dosyć dziwne. Uczyliśmy się już prawie
godzinę, kiedy Marc znowu zaczął mówić o tym że Lou na mnie nie zasługuje i że
on mi to udowodni. Zaczął się do mnie przybliżać. Był zdecydowanie za blisko.
- Marc jesteś trochę za blisko. - powiedziałam lekko zaniepokojona.
- Marc jesteś trochę za blisko. - powiedziałam lekko zaniepokojona.
-Nie sądzę-
przyciągnął mnie do siebie na siłę całując.
Wyrywałam
się, ale to nie przynosiło skutków. Posadził mnie na ławce rozchylając nogi.
- Marc! Przestań! - znowu mnie pocałował, wkładając swoją
rękę pod moją bluzkę. - Błagam nie! - tym razem zamknął mi buzię ręką.
-Przestań
krzyczeć- warknął ściągając ze mnie koszulkę- No, no pięknie cię urządził-
skomentował jeżdżąc palcami po mojej bliźnie.
- Proszę nie rób tego . - powiedziałam już cicho licząc na to
że może jednak mnie puści. Łzy lały mi się jedna po drugiej jednak on nic sobie
z tego nie robił.
-Ciii,
będziesz zadowolona- szepnął rozpinając moje spodnie.
Bałam się okropnie, ale nie mogłam nic zrobić. Po prostu był za silny. Zaczęłam się wiercić i szarpać byle tylko przeszkodzić mu w majstrowaniu przy moich spodniach. Byłam jednak za słaba. Po chwili zostały ze mnie zdjęte, a on zabierał się za mój stanik. To wszytko było jak w najgorszym koszmarze.
Bałam się okropnie, ale nie mogłam nic zrobić. Po prostu był za silny. Zaczęłam się wiercić i szarpać byle tylko przeszkodzić mu w majstrowaniu przy moich spodniach. Byłam jednak za słaba. Po chwili zostały ze mnie zdjęte, a on zabierał się za mój stanik. To wszytko było jak w najgorszym koszmarze.
Louis
Czekałem w
aucie, aż Alice przyjdzie ale jej nadal nie było. Martwiłem się.
- No gdzie ona jest? - spytałem sam siebie.
Poczekałem
jeszcze 3 minuty, ale coś mówiło mi, abym po nią poszedł. Co to było nie wiem.
Wyszedłem z auta i wszedłem do budynku. Nie było już za
prawie nikogo. Tylko gdzie ja mam jej szukać.
-Niee!
Proszę cię zostaw!- usłyszałem przeraźliwy krzyk gdzieś na końcu korytarza.
Po chwili dotarło do mnie że to krzyk Alice. Szybko zacząłem
biec w tamtym kierunku. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem coś co mnie przeraziło.
Nigdy nie byłem tak wściekły.
Alice leżała
przed tym....przed tym jebań*em tylko w dolnej części bielizny, a on się do
niej dobierał. Ja wtedy nie panowałem nad sobą. Nie było nawet takich szans,
żebym do tego podszedł spokojnie. Odciągnąłem go od niej rzucając o ścianę.
Odepchnął się od niej i zaczęliśmy się szarpać, ale to mną kierowała furia i to
ja miałem przewagę. Gdy już prawie się nie ruszał, pobiegłem do dziewczyny,
która zdążyła się już ubrać i wezwać krzykiem pomoc.
-Ala, kochanie już jest dobrze. On cię nie skrzywdzi. Nikt cię nie skrzywdzi- szeptałem kołysząc ją w swoich ramionach
-Ala, kochanie już jest dobrze. On cię nie skrzywdzi. Nikt cię nie skrzywdzi- szeptałem kołysząc ją w swoich ramionach
Ona jednak wcale się nie uspokajała. Po pewnym czasie przyjechała
policja i zabrali tego skurwysyna. Założyłem na dziewczynę jeszcze swoją bluzę
i pojechaliśmy do domu.
- Louis ja....ja dziękuję - znowu zaczęła płakać. Weszliśmy do domu i chłopcy zaczęli się z nami witać.
- Ja się pójdę położyć - powiedziała cicho Al i zniknęła na schodach.
- Louis ja....ja dziękuję - znowu zaczęła płakać. Weszliśmy do domu i chłopcy zaczęli się z nami witać.
- Ja się pójdę położyć - powiedziała cicho Al i zniknęła na schodach.
-Nie no
teraz to ja go naprawdę zabiję! Tylko wyjdzie z tego pieprzonego aresztu!-
warczałem uderzając w ścianę pięściami.
- Co się stało?
- Kogo zabijesz?
Słyszałem pytania chłopaków.
- Kogo zabijesz?
Słyszałem pytania chłopaków.
-Pie*dolonego
idiotę, który chciał zgwałcić Alę.
- Co chciał zrobić?! To ja ci pomogę. - powiedział Liam.
-Jaki gnój!-
odezwał się Niall. Również był wściekły, a zaraz za nim Harry i Zayn.
-Rozumiesz, że on ją dotykał? Wszędzie?- miałem łzy w oczach. Co ta dziewczyna musiała przeżyć.
-Rozumiesz, że on ją dotykał? Wszędzie?- miałem łzy w oczach. Co ta dziewczyna musiała przeżyć.
- Musi się czuć okropnie. Tak mi jej szkoda. - mówił Harry.
-Dobra idę
do nie- mruknąłem nie wyraźnie i pobiegłem na górę.
Zapukałem i uchyliłem lekko drzwi.
- Sprawdzasz czy nie próbuje sobie podciąć żył? Nie bój się, nie będę próbować. - znowu się rozpłakała.
- Sprawdzasz czy nie próbuje sobie podciąć żył? Nie bój się, nie będę próbować. - znowu się rozpłakała.
-Nie,
przyszedłem zobaczyć czy....sam nie wiem co chciałem. Kotku- wziąłem ją w
ramiona i siadając na łóżku posadziłem na kolanach- Wiem, że jest ci ciężko,
ale nie płacz dla takiego drania,
- To było straszne, rozumiesz? Był obrzydliwy. - dziewczyna
tak strasznie płakała.
-Wiem, że to
było straszne, ale już go nie ma tak? Nikt ci już nic nie zrobi- całowałem jej
czoło i policzki słone od łez.
Nic już nie mówiła tylko się we mnie wtuliła. Kiedy tak
trzymałem ją w swoich ramionach, coś sobie uświadomiłem. Była dla
mnie ważna. Cholernie ważna. Ratując mi życie zmieniła ja również. Już nigdy
ono nie będzie jak dawniej. Ale ja nie chce żeby wracało
do normy. Chce żeby było jak jest. Nie umiałbym teraz rozstać się z Alice.
-Nie płacz
kochanie, proszę- wyszeptałem jej do ucha.
- Ale ja nie potrafię o tym przestać myśleć. Cały czas mam
wrażenie jakby na mnie patrzył, jakby mnie dotykał. -Poza tym
powinieneś się mnie brzydzić. Żaden chłopak już mnie nie dotknie- dodała.
Zeszła z moich kolan i podeszła do okna obejmując się rękami.
Chciałem ją pocieszyć ale nie wiedziałem kompletnie jak to zrobić.
-Ja nie będę
się tobą brzydzić i nikt inny też. Alice ja...- słowa nie chciały mi przejść
przez gardło
- Co ty? Moje życie jest beznadziejne. Moi
bracia nie wiedzą, że mają siostrę, na uczelni będą mnie wytykać palcami.
Chociaż nie, nie będą bo rzucę je w cholerę. Jestem życiową porażką. - mówiła
to wszystko dalej patrząc gdzieś daleko przez okno. Stała do mnie tyłem, a mimo
to wiedziałem że ciągle płacze.
-Nie jesteś!
Jesteś mądrą, wspaniałą i wyjątkową kobietą, która jest silna w takich
sytuacjach. Nie możesz tak mówić, nie możesz się poddawać....dla mnie...
- Dlaczego? Po co? Nie ma sensu. Idę się umyć, mam dość na
dzisiaj. - miałem już wychodzić z jej pokoju kiedy usłyszałem jeszcze.
-Louis...?
-Tak? - odwróciłem się do niej. -Gdzie są bandaże?
-Tak? - odwróciłem się do niej. -Gdzie są bandaże?
-Zmienię ci
je przecież i wszystko ma sens.. uwierz w to. Nie rób mi tego..
-Ja sobie poradzę z opatrunkiem, naprawdę . Po prostu mi
powiedz gdzie są.
-Alice o co
ci chodzi?- spytałem zdezorientowany
- Nie nic, po prostu chce to zrobić sama. - powiedziała
robiąc wszystko byle na mnie nie patrzeć.
-Ala boisz się mnie?
- Nie. Tylko....nie..sama to zrobię. Powiedz proszę tylko
gdzie są te zakichane bandaże.
-Powiem ci.
Alice, tylko proszę spójrz mi w oczy i powiedz, że się mnie nie boisz.
- Nie chce, Louis proszę odpuść. - widziałem że ledwo
powstrzymuje płacz.
-W łazience
na szafce przy pralce- odparłem i wyszedłem z jej pokoju
- Dzięki - usłyszałem będąc już poza jej pokojem. Zszedłem na
dół i miałem ochotę komuś przywalić. Zwłaszcza takiemu jednemu ktosiowi. Wybiegłem na
dwór trzaskając drzwiami. Weź tu człowieku i powiedz, że ją kochasz...kiedy ona
się ciebie boi. Muszę jej jakoś pomóc,
odzyskać. Ja bez niej nie wytrzymam. Już się boi na mnie spojrzeć, a jak ją
przytulę to się rozpłaczę. Jezu co ja mam zrobić?- kopnąłem jakiś kamyk
siadając na trawie w ogrodzie. Byłem załamany. Siedziałem tam jakiś czas, aż
w końcu doszedłem do pewnego wniosku. Szybko wstałem i ruszyłem w kierunku domu.
podjąłem decyzje. Będę walczyć o moją Alice, Będę przy niej w tych trudnych
chwilach, nawet jeśli będzie się upierać że tego nie chcę, pomogę jej się
otrząsnąć i wrócić do normalności. Wiem że będzie trzeba czasu ale będę czekać.
W końcu mówiła że mnie kocha, przez sen, ale to chyba tylko dowód że tak jest
naprawdę. Wkroczyłem
do domu, poszedłem się napić wody, bo jakoś mi w gardle zaschło i pobiegłem do
jej sypialni. Tylko co ja jej powiem? Będe się martwił
potem. Wszedłem do jej pokoju i zobaczyłem jak dziewczyna kończy zakładać nowy
opatrunek, jak mnie zobaczyła momentalnie opuściła bluzkę.
-Nie bój
się- powtórzyłem podchodząc do jej nikłego ciałka.W moich ramionach zawsze była
taka drobna.
- Już ci mówiłam że się ciebie nie boje. - bacznie obserwowała
każdy mój ruch
-Tak? To przytul się do mnie.
- Jestem śpiąca, chce się położyć. - była zdenerwowana
-Nie no ja
tak dłużej nie mogę..., Alice nie odtrącaj
mnie, ja bez ciebie nie wytrzymam. Rozumiesz? Muszę czuć twoją obecność, bo
inaczej wariuję. Kiedy usłyszałem jak przez sen mówisz, że mnie kochasz to
chciałem skakać z radości. Nie rozumiesz tego że jesteś dla mnie wszystkim?
Patrz mi się na usta. Kocham cię. - nareszcie, wydusiłem to z siebie.
-Co? -
wykrztusiła zaskoczona.
- Powiedziałem i mogę powtórzyć tyle razy ile tylko trzeba
będzie. Kocham cię.
-Lou...- po
jej policzku spłynęło kilka łez. Po prostu do mnie podeszła i przywarła do mnie
całym ciałem.
Ulżyło mi, tak strasznie bałem się że mnie odtrąci. - Ja..
j..ja też cię kocham, ale nie umiem sobie z tym poradzić.
-No to sobie
razem poradzimy. Ja i ty- pocałowałem ją we włosy
- Kocham cię - powiedziała dużo pewniej i jeszcze mocniej się
we mnie wtuliła.
-Dobra
skarbie, kładź się już, bo ledwo stoisz- podniosłem ją i położyłem na łóżku przykrywając
kołdrą.
- Ja przepraszam, że się ciebie bałam, nawet przez chwilę.
-Nie
przepraszaj- pogłaskałem ją po policzku- Dobranoc kochanie.
Teraz mogłem ją tak nazwać zgodnie z prawdą.
Teraz mogłem ją tak nazwać zgodnie z prawdą.
- Louis? - pokazałem jej żeby mówiła dalej. - Dziękuje.
-Proszę cię
już mi nie dziękuj, pamiętaj to ja tobie zawdzięczam życie, a teraz zamykaj oczka
i śpij.
- Ale to ty odmieniłeś moje.
- Chyba na
odwrót. Kotku idź już spać, bo ziewasz mi tu- zaśmiałem się cicho.
Nic już nie odpowiedziała. Pobiła chyba właśnie
rekord w prędkości zasypiania. Po patrzyłem na nią chwilę i poszedłem się wykąpać, aby zaraz też
pójść w jej ślady. Ten dzień był
przeplatany tak różnymi emocjami. Od wściekłości i załamania do radości i
otwartej miłości. Ona mnie kocha a ja ją. Teraz to jest dla mnie najważniejsze.
Ona jest
najważniejsza. I z tą świadomością zasnąłem
Alice
Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji
siedzącej. Cały czas miałam wspomnienia wczoraj ale starałam się nie myśleć o
tym a rozkoszować się zmianą statusu na zajęty. Nie wiedziałam że ktoś taki jak
Louis pokocha kogoś takiego jak mnie. To mi nie pasowało. Westchnęłam i
rzuciłam się na poduszki. Było mi tak wygodnie że nikt nawet siłą by mnie stąd
nie wyciągnął. Mogłabym przeleżeć cały dzień. Pomyśleć że myślałam że wczorajszy
dzień był moim najgorszym ,a jednocześnie chłopak którego kocham, wyznał mi
miłość. Cudowne uczucie. Komuś na tobie zależy i wtedy nie ma nic lepszego
chociaż moje łóżku jest bardzo dobre i naprawdę nie miałam zamiaru z niego
wychodzić. Niby prosty mebel, a tak uszczęśliwić potrafi. Poczułam burczenie w
brzuchu, co zmusiło mnie do wygramolenia się z mega królestwa. Ubrałam legginsy
i długi sweter, żeby nie pokazywać się chłopcom w same piżamie. Wiedziałam że
nic mi nie zrobią, a jednak lęk nie do końca znikał. To przez niego jestem
teraz nienormalna. Szybko starłam pojedynczą łzę z mojej twarzy, ubrałam
uśmiech i zeszłam do kuchni.
Nie wróć ja pobiegłam do kuchni w podskokach
tylko potem szwy dały o sobie znać. Jeszcze tylko tydzień i je zdejmę -
pomyślałam kucając bo bolało. Mam nadzieje, że wszystko mi się tam dobrze goi
bo już mam dość tych lekarzy i szpitali. Chce wreszcie usłyszeć że wszystko
jest dobrze. Tak najpiękniejsze słowa w moim życiu po kocham cię w moim życiu.
Przyłożyłam rękę do klatki i zaczęłam ranę rozmasowywać. Na początku zabolało
pod naciskiem, ale po chwili mój prowizoryczny masaż zaczął przynosić ulgę.
Powoli się wyprostowałam dalej ruszyłam w kierunku kuchni. Moj brzuch domagał
się jedzeni.
-Hey hi hallo dacie mi jeść ?- jęknęłam w stronę
Harre’go i Zayn’a urzędujących przy kuchni.
- Tak ładnie proszę. - dodałam.
-oczywiście panienko...yy jak ty właściwie się
nazywasz?- zapytał Harry.
-Ja?... No ten ja się nazywam...
- Dziewczyna Louisa Tomlinsona - do kuchni
wszedł Lou i dumnie objął mnie ramieniem. Moje ciało pod dotykiem zesztywniało,
ale po chwili wmawiania sobie mantry ,,to tylko twój Louis" uspokoiłam się
i w miarę rozluźniłam.
-haha przecież ty już od tygodnia mówisz do niej
kochanie itd więc się nie nabierzemy- zaśmiał się Harry.
- Nie to nie, on wie i ja wiem jak jest na
prawdę, a to chyba najważniejsze, nie? - spytałam śmiejąc się. - Błagam daj mi
to jeść.
-A nakarmić też ?- zapytał udając matczyny ton.
- Harry nie zmuszaj mnie do użycia przemocy. -
powiedziałam udając groźną.
-Dobra masz. Wyzyskujesz ode mnie śniadanie -
fochnął się podając mi talerz z jajecznicą.
- Nie marudź. Muszę pojechać dzisiaj na uczelnie.
Podwieziesz mnie Lou?
-nie pojedziesz tam słońce- zaprotestował.
- Przestań, muszę złożyć papiery rezygnacyjne, a chce
to zrobić póki Marc jest w areszcie. - nagle humor się ulotnił ciało przeszły
dreszcze widoczne chyba dla każdego w pomieszczeniu
-No ale ty z tego nie zrezygnujesz.
- Ale ja już podjęła decyzje misiu.
-No nie rób mi tego skarbie. Masz marzenia, więc je
spełniaj- objął mnie w talii tak delikatnie jakby się bał że mi coś zrobi. Szybko
się uśmiechnęłam żeby Louis uwierzył że nie boje się jego dotyku.
- Nie chce
tam wracać, za dużo wspomnień. Znajdę inne marzenie. Jedno się już wczoraj
spełniło i nie mówię tu o incydencie na uczelni. - zebrałam się w sobie i
szybko cmoknęłam Lou w usta, odsunęłam się od niego i zaczęłam jeść jajecznicę
Harrego.
-mam pomysł - nagle coś oświeciło naszego
Zayna-Przeniesiemy cię na inną uczelnię!
-dlaczego? Ala nie rezygnuj z tego. Jeszcze tylko
kilka miesięcy i magisterka-odparłł Niall- jesteś naszą siostrzyczką i się o
ciebie martwimy. Ciii wiem jesteś starsza ale chcemy abyś osiągnęła to co
zamierzałaś .- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Masz mnie za siostrę? Serio?
-No pewnie. Oni też -wskazał na pozostałych
zapominając że Lou pełni inna funkcję.
- Taa...dzięki. To co zawieziesz mnie? -
zwróciłam się do swojego chłopaka.
-Nooooooooo- to było bardzo długie no.- ale
najpierw trzeba zmienić opatrunek.
- Zaraz to zrobię i możemy jechać. - chciałam jak
najszybciej wyjść z kuchni, żeby znów nie zaczynać kłótni o pomoc przy tym
zajęciu. Nie potrafię na razie pozwolić Louis’owi na powrót do tego zajęcia.
Miałam nadzieję, że to zrozumie. Zakleiłam gazę i
zeszłam na dół.
- Ja jestem gotowa
-no to chodź kotku- Louis znów subtelnie objął
mnie ramieniem.
Weszliśmy do jego auta i pojechaliśmy na
uczelnię. Bałam się że jak tam wejdę to wszystko znowu wróci .
-skarbie nie musisz tam wchodzić. Daj mi te
papiery i ja je zaniosę l. Raczej nikogo nie zdziwię.
- To chyba dobry pomysł. Dziękuje.
-nie masz za co kochanie- przybliżył się aby mnie
pocałować ale zrezygnował
- Zrób to- powiedziałam wiedząc że zrozumie co
mam na myśli.
-Ale…
- Ale już. - przybliżyłam się do niego, aby
potwierdzić swoje słowa.
Musnął moja wargi a potem policzek i skroń.
Wzruszona jego delikatnością jednak miałam cholerną ochotę poczuć jego wargi.
Przybliżyłam twarz do jego twarzy i uśmiechnęłam się.
-eh
uparciuchu -westchnął i zatrzymał moją twarz w swoich dłoniach aby ustami
dotknąć moich i pogłębić tym razem nasz pocałunek.
Odsunął się ode mnie uśmiechnięty i wysiadł z auta. gdy
wchodził już do budynku mrugnął do mnie i zniknął za drzwiami uczelni.
Siedziałam w tym jakże pięknym lamborghini i stukałam paznokciami o płytę
rozdzielczą. Co on kurde ścinał drzewa na papier na te dokumenty i dopiero je
uzupełniał czy co? Miał je tylko dać uśmiechniętej starszej pani i wyjść z
stamtąd.
Gdy go zobaczyłam szturchającego się z jakimś chłopakiem na
dziedzińcu nie wiedziałam o co chodzi.
Louis
-jak ją nazwałeś?- warknąłem do jakiegoś gówniarza, który
obraził Alice.
Stałem oddając papiery kiedy usłyszałem jego rozmowę z
jeszcze innym. Uznali że Ala specjalnie zrobiła takie zamieszanie bo naprawdę
to puszcza się z każdym . Zsumowali to słowem: dziwka.
Chwilę podbiegła do nas Al, jednak zatrzymała się trochę
przed nami. Była przerażona. Nie chciałem żeby się bała więc przywaliłem mu
jeszcze raz w mordę i zostawiłem żeby podejść do mojej dziewczyny i ją
uspokoić.
-Już
kochanie idziemy stąd- objął ją ramieniem i delikatnie popchnął w stronę auta.
- Ty tu nie możesz przyjeżdżać. Zawsze się z kimś pobijesz. -
powiedziała całkiem poważnie.
-No, ale to
był stan wyższej konieczności.
- Zawsze coś wymyślisz. - powiedziała wsiadając do auta.
-Nazwał cię
dziwką, więc musiałem z mu wytłumaczyć fakty- odparłem odpalając silnik.
- aaa - próbowała udawać obojętna ale wiedziałem że jest jej przykro.
Zatrzymałem
samochód na poboczu i wyszedłem z niego, aby kucnąć od jej strony
-Skarbie nie
przejmuj się takimi uwagami. Ja podobno jestem gejem więc wiesz..
- Ty? Hahaha. Ty jesteś stuprocentowym facetem. - zaczęła się
śmiać co wywołało uśmiech również na mojej twarzy. - Jedziemy? - spytała
patrząc na mnie.
-Jedziemy....a
tak właściwie to gdzie?- zapytałem rozmasowując nerwowo kark.
- No do domu
-Aa no to
tak- zgodziłem się z nią i ruszyliśmy do domu.
Dziewczyna znowu była nieobecna. W samochodzie było tylko jej
ciało. Myślami była gdzieś daleko.
-Kotku
spójrz na mnie i powiedz mi co się dzieję- poprosiłem, gdy zaniosłem ją do
mojej sypialni. Bliżej było
- Nic, tylko się zamyśliłam.
-A o czym
myślałaś?- zapytałem kładąc jej głowę na swoich kolanach
- Nad wszystkim po trochu. Nad tobą - pstryknęła mnie w nos.
- Nad sobą, nami. Nad moją przyszłością.
-Hmm ze mną
jest okay, z tobą jest dobrze, przed nami długa przyszłość, a ty nie
zrezygnujesz ze studiów prawda?
- Nie wiem. W ogóle mam wrażenie że już nic nie wiem.
-Mogę cię
pocałować?
- Ja na prawdę nie chce się ciebie bać. Nie mam powodu, po
prostu to jest takie silne. I przepraszam cię za to ale ja chyba potrzebuje
czasu żeby wrócić całkiem do normalności. Zrozumiem jeśli nie chcesz czekać.
Jeśli nie chcesz przez to że mną być. Nie będę ci mieć tego za złe.
-Nie gadaj
głupot. Będę czekać ile to potrzebne, ale to mogę cię pocałować?
Delikatnie skinęła głową na tak. Widziałem w jej oczach lekki
strach. Bardzo
powoli się do niej przysunąłem i raczej musnąłem, niż pocałowałem jej usta.
Dziewczyna drgnęła ale już po chwili czułem że się uśmiecha.
-No i to by
było na tyle- zaśmiałem się
- Kocham cię - powiedziała nagle.
-Ale się
słodko zrobiło- zauważyłem przytulając dziewczynę do swojego boku.
~~~~~*~~~~~~
DZIĘKUJEMY ZA PYTANIA NA ASKU. SUPER, ŻE JE ZADAJECIE.
ZAKŁADKA ALBUM NIE DŁUGO ZNÓW ZOSTANIE ODŚWIEŻONA ZGODNIE Z DALSZĄ FABUŁĄ OPOWIADANIA.
No cóż.. jest big love, gwałt[nie lubię Marca].. ale dobrze, ze chociaż jest to uczucie.. No cóż... nie wiem co powiedzieć :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie :
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com
Mega.. aż mam łzy w oczach. Świetnie piszesz ; )
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;*
No wiedziałam, że Mark jest wredny. Wiedziałam, wiedziałam a skąd to ja nie wiem... kobieca intuicja, lepiej nie wierzyć każdemu przystojniakowi. I Louis bohater. Biedna Ala. I do tego się kochają. No do jutra rana będę się szczerzyć. Wspaniała część czekam na następną
OdpowiedzUsuńjest cudowny <3 nareszcie ze sb chodzą ! <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;) Czekam na next!
OdpowiedzUsuńBoże skąd ty masz taki talent, no skąd!
OdpowiedzUsuńBoski rozdział <3
Pozdrawiam :)
świetny blog, uważam że fajnie piszesz nie stawiając ciągle zdarzeń typu " zdradziłeś mnie z nami koniec !"i zaraz potem wybaczenie, co sprawia że twój blog jest inny od pozostałych, taki jakby świeższy i lżejszy a zarazem akcja jest dobrze rozwinięta i mega ciekawie opisana nie mogę doczekać się następnego rozdziału :-)
OdpowiedzUsuń