ALBUM ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY ZDJĘCIAMI Z BARCELONY http://alicehoran-album.blogspot.com/2013/04/barcelona.html
Jechaliśmy w
ciszy, ja głęboko zapatrzona w smugi deszczu zostawiane na szybie samochodu, on
głęboko zapatrzony w drogę. Gdy dojechaliśmy nawet tego nie zauważyłam. Louis
wyciągnął mnie na niosąc na rękach.
- Jesteś
głodny? Mogę coś zrobić. - zaproponowałam.
-Gdzie ty
chcesz robić? W pokoju hotelowym?- zapytał rozbawiony.
- Matko.
Jestem taka roztrzepana. Sorry. - przecież byliśmy w hotelu. Brawo dla mnie.
-O
jesteście!- na korytarzu spotkaliśmy wesołego Nialla- Gdzie mały?
-Ze swoim
tatą- powiedziała cicho.
-Ow, dobra
ja idę do siebie- dał znak, że zostawia nas samych i wszedł do pokoju obok
naszego
- A my kiedy
wracamy? - pytałam.
-Chciałem,
abyśmy jutro polecieli do Barcelony- odparł sadzając mnie na łóżku i zdejmując
moje trampki ze stóp.
- Od razu?
Super, strasznie się cieszę. Hiszpania.... - rozmarzyłam się.
-I ty na
gorącym piasku- ucałował moją szyję.
- Taki mam
zamiar. No chyba po to tam jedziemy. Plaża, woda i słońce.
-NO ja jadę
po co innego, ale tak tak- zgodził się mrucząc cos
- Co byśmy
zrobili gdyby nie przyjechał ojciec Fabiana? - spytałam podnosząc jego głowę by
spojrzeć mu w oczy.
-Nie wiem
kochanie. Pewnie byś my się chwilę nim opiekowali.
- Pewnie
tak.....
-Jeszcze
jakieś pytania?- zapytał zdejmując moją rozpinaną bluzę.
- Kilka by
się znalazło. - śmiałam się.
-No to
szybciutko- oderwał usta od mojej szyi i spojrzał wyczekujące mi w oczy--A
poczekaj- przerwał mi jak chciałam coś powiedzieć i podszedł do drzwi zamykając
na klucz.
On jest
jakiś pomylony. Ale i tak bardzo go kocham.
- Boisz się że mój brat nas odwiedzi?
- Boisz się że mój brat nas odwiedzi?
-Ja się nie
boję- pokręcił głową- Ja to wiem.
- Hahaha.......
-Nie wiem co
w tym śmiesznego?- oburzył się.
-No tak,
przepraszam pana - udawałam poważną lecz po chwili znowu zaczęłam się śmiać.
-Czekaj za 5
minut przyjdzie słysząc twój śmiech. Zobaczysz- zaczął mnie przekonywać. Usiadł
na łóżku tym razem już ściągając ze mnie koszulkę- A i kotku nie drap mnie ok?
- No to
lepiej nie ryzykujmy. Chodź pójdziemy do Nialla pograć w karty. - droczyłam się
z nim. Zaczęłam ubierać swoją bluzkę, a on patrzył. Nie mogłam odgadnąć jego
wyrazu twarzy. Chciało mi się tak strasznie śmiać.
-Nie
żartuj...- wyrzucił z siebie
- No sam
mówiłeś że się o plecy boisz no to chyba nie chcemy ryzykować, nie? - patrzył
na mnie jak na głupka.
-Oh nie
denerwuj mnie- przyciągnął moje ciało do siebie zostawiając pocałunki na każdym
fragmencie mojej twarzy.
- No ja się
tylko o ciebie troszczę.
-No to się
troszcz...bo zaraz mnie do grobu wpędzisz.
- Bu dlaczego?
- mówiłam w jego usta.
-Eh...
domyśl się- odparł kładąc mnie na łóżku i zsuwając na ze mnie spodnie.
Z uśmiechem
patrzyłam na jego starania. To nie było sprawiedliwe. Ja byłam w samej
bieliźnie, a on całkowicie ubrany. Pomogłam mu zdjąć koszulkę w paski. Sam
zdjął spodnie. Wrócił do całowania moich ust, a rękoma powędrował do zapięcia
mojego stanika. Pocałunkami zjeżdżał przez mój dekolt do brzucha. Zdjął dolną
partię naszej bielizny i znowu przygniótł mnie swoim ciałem. Całował mnie,
delikatnie we mnie wchodząc, czyli jak zawsze. Jęknęłam w jego usta.
Obudziłam
się, ale Louisa nie było w pokoju. Zaczynało mnie to wkurzać , że zawsze jak
się budzę to jego nie ma. To nie fair. Chciałabym się obudzić i zobaczyć jego
czuprynę, ale nie on gdzieś łazi zamiast być ze mną. Usłyszałam otwierane drzwi
i zobaczyłam ubranego i uśmiechniętego Louisa. Stanął przed łóżkiem i się na
mnie patrzył.
- Co się gapisz? - burknęłam do niego i opatuliłam szczelniej kołdrą.
- Co się gapisz? - burknęłam do niego i opatuliłam szczelniej kołdrą.
-Piękna
jesteś- szepnął siadając obok
- To się
napatrz bo zastanawiam się czy nie wylądujesz na kanapie. - mówiłam cały czas
zła.
-No co ja ci
zrobiłem? Poza tym tu nie ma kanapy, ale wracając do tematu to nie przypominam
sobie, abym cię uraził?
- Wiesz jak
ja się czuje?! Ile razy się budzę to ciebie nie ma! - byłam na niego wściekła,
może dla niego to nie było nic wielkiego ale mnie to bolało. - Wyjdź, chce się
ubrać. - powiedziałam już ciszej.
-Dobra
zaraz, chociaż nie musisz się ubierać kochanie. A więc twój brat miał
problem... no i musiałem do niego iść o 6 rano.
- Co mu się
niby stało? - trochę się przestraszyłam.
-Głodny był,
zapomniał że nie jest w domu i szedł na ślepo no i trafił w lampę. Musiałem go
wykaraskać z potopu krwi.
- Mogłeś
mnie obudzić. - powiedziałam tempo patrząc się w okno.
-By się
tylko zdenerwowała, a on sobie rozciął lekko rękę. Potem było gorzej. Musiałem
tłumaczyć kierownikowi, że mu odkupimy tą lampę zakichaną i że zapłacimy za
wypranie dywanu- dodał wyciągając moje ubrania z walizki, zaraz potem ją
zamykając na suwak.
- Mówiłam
żeby jechał do domu, to ma za swoje.
-No już
pojechał- uśmiechnął się- A no i znowu wykład dostałem. Prawie dostał w tą
swoją twarzyczkę.
-No i znowu
za co mam lądować na ziemi?- zapytał z bulwersem w głosie.
- Bo jestem
na ciebie zła, dlaczego nie mogę się raz obudzić i dla odmiany zobaczyć ciebie?
-To wina
twojego brata drugi raz z rzędu! Wybacz obiecuję, że w Barcelonie będziesz
budziła się tylko i wyłącznie obok mnie.
-Zobaczymy.
-Nie
zobaczymy tylko tak będziesz maleństwo. Masz- podał mi ubrania- Szoruj do
łazienki, bo cię sam tam zaniosę.
- Nie myśl
sobie, że nie jestem na ciebie zła, na tego blond głupka też. - owinęłam sie
prześcieradłem, podeszłam do chłopaka, wzięłam od niego rzeczy i poszłam w
stronę łazienki.
Louis
Nie rozumiem
kobiet. No nie rozumiem kobiet i już. Nic jej nie zrobiłem, a jest wściekła.
Grrr zabiję kiedyś tego Horana. Jeśli naprawdę będę miał przymusowy celibat to
go gołymi rękoma uduszę. Nie ma to jak jechać do Barcelony z obrażoną na ciebie
dziewczyną. Czasem mam dość ludzi, którzy wpieprzają mi się w życie.
Zrezygnowany wziąłem walizkę i zniosłem ją do taksówki. Samochód, który
wcześniej wynająłem już oddałem. Wróciłem i jak zobaczyłem moją dziewczynę to
mi szczęka opadła. Chyba chciała mi zrobić na złość i ubrała się bardzo.....,,lekko",
że tak powiem.
-Musiałaś?-
jęknąłem.
- Ale co?
-Się
tak...ubrać- zacząłem gestykulować.
- Normalnie,
nie wiem o co ci chodzi. - cały czas była zła. Chciała się na mnie odegrać i
dobrze jej to szło.
-nie o nic.
Oczywiście królewno o nic- uśmiechnąłem się sztucznie i pociągnąłem ją za rękę.
Pojechaliśmy
na lotnisko i już za chwilę siedzieliśmy w samolocie. Cały czas patrzyłem na
Al.
- Ile będziemy lecieć? - spytała kiedy skupiałem się na jej nogach.
- Ile będziemy lecieć? - spytała kiedy skupiałem się na jej nogach.
-Hmm?-
spytałem wyrywając się z zapatrzenia
- Jak długo
będziemy lecieć? - spytała nie patrząc na mnie.
-Nie powiem
ci, bo jestem zły na ciebie- skłamałem
- Nie, to
nie. - powiedziała i wstała. - Idę do ubikacji.
-Jasne
skarbie- odparłem opierając głowę o zagłówek i zamykając oczy. Louis myśl-
powiedziałem cicho do siebie.
Co ja mam
zrobić żeby nie była na mnie zła? Jak mam ją codziennie widzieć w kostiumie a
ona nie pozwoli mi się nawet dotknąć. Ku*wa Louis wytęż tę mózgownice. Ta
oświadczę się jej na pewno się zgodzi
- Już
jestem. - powiedziała Al. Usiadła na swoje miejsce i zaczęła bawić się swoimi
palcami.
-Kochanie
dobrze się czujesz?- zapytałem.
Chciałem
złagodzić sytuację bo jak na razie nic mi nie przychodziło do głowy. Kretyn ...
- Tak,
wszystko w porządku - powiedziała dosłownie łamiąc sobie palce.
-To dlaczego
ku...eh łamiesz sobie te piękne palce?- zapytałem schodząc z tonu.
- Już nie
łamie - usiadła sobie na rękach - zadowolony? - czułem że cały czas jej nie
przeszło i chyba szybko nie przejdzie.
-Nie-
odpowiedziałem znużonym głosem.
- To co ja
ci poradzę...? - odwróciła się ode mnie. Zwariuje z tą dziewczyną.
Walnąłem
łbem o siedzenie. Ona serio jest wyjątkowa. El jak się obrażała to wystarczyło
jej coś kupić a z Alice to trzeba się nagłówkować. Nie jest pusta. Zabije
Horana, normalnie zginie chłopak marnie. Tylko go spotkam. Grr czemu ona jest
taka uparta?- zastanawiałem się. Rozmyślania przerwała mi Ala która poderwała
się z siedzenia i pobiegła do toalety .
Po chwili
znowu wróciła, szkoda, że nie powie mi co jej jest bo się do mnie praktycznie
nie odzywa.
- Kiedy będziemy lądować? Czy może też mi nie powiesz? - spytała.
- Kiedy będziemy lądować? Czy może też mi nie powiesz? - spytała.
-za 3
godziny. Powiesz mi co ci jest?
- Aż tyle? O
matko
I weź
człowieku się z nią dogadaj.
-Masz
chorobę lokomocyjną?
- Przed
chwilą się o tym dowiedziałam. Jejku jeszcze 3 godziny. - opadła zrezygnowana
na oparcie fotela
-No 3
godziny katującej ciszy- mruknąłem opierając głowę na rękach.
Alice
Teraz na do
mnie pretensje o to że ze sobą nie gadamy. Barcelona zapowiada się po prostu
super. To on się do mnie nie odzywa. Nie moja wina. Nie będę łatwa. Na prawdę
dotknęło mnie to jego znikanie i mam tego dość. O wiem postawię mu warunek .
Dobra to będzie taki oszukany warunek bo nie chcę go stracić ale poudawać
obrażona mogę.
-Jeśli
powiesz mi z iloma dziewczynami spałeś przed mną to może wpuszczę cię
do......do pokoju. - powiedziałam mu do ucha. Widać było że go zdziwiłam
-Co?..No,
więc…- odkaszlnął- było kilka.
- To nie
jest odpowiedź. - udawałam obojętna. - Nie chcesz to nie mów, na pewno
znajdziesz jeszcze jeden wolny pokój.
-Jezu no. 5
Nie mało. No
ale przecież miał do tego prawo.
- Dziękuję. - powiedziałam i poprawiłam się w fotelu.
- Dziękuję. - powiedziałam i poprawiłam się w fotelu.
Położył mi
dłoń na kolanie. Popatrzyłam na tą rękę potem na jego twarz.
- Dobrze. Na razie jest ok. - nałożyłam nogę na nogę tym samym dając do zrozumienia żeby Louis wziął rękę. Jednak on tylko poprawił ją i wzmocnił uścisk. Jasne, podlizuj się skarbie.
- Dobrze. Na razie jest ok. - nałożyłam nogę na nogę tym samym dając do zrozumienia żeby Louis wziął rękę. Jednak on tylko poprawił ją i wzmocnił uścisk. Jasne, podlizuj się skarbie.
-Prze*ebane
ma jak tylko wrócę to nie żyje- mruczał coś pod nosem.
- Mówisz coś
do mnie?
-czy do
ciebie kotku bym przeklinał ?
- Czyli mam
rozumieć że mówisz do siebie? - chciało mi się śmiać ale ledwo co udało mi się
powstrzymać.
-Nie.
Telepatycznie rozmawiam z Horanem.
- To powiedz
mu że jest głupi i wcale mi nie szkoda jego ręki.
-Dobra.
Wiesz jak wrócimy to przemówię mu wyraźnie. Drugą sobie zrani gówniarz jeden...
- Rób co
chcesz. - powiedziałam krótko. Pięć aż pięć. Liczyłam na dwie, może trzy. Kurde
nie czepiałabym się gdybym nie była na niego zła.
-haha-
roześmiał się
- Co?
-spytałam nic nie rozumiejąc.
-już wiem o
co ci chodzi. Zazdrosna jesteś. Dobra powiem ci prawdę. Hannah była pierwsza a
potem była El i ty słoneczko.
-To jest
dwie nie pięć dziewczyn. I nie jestem zazdrosna. - dodałam szybko.
-Wiem ile to
jest ale spojrzałaś na mnie takim wzrokiem że palnąłem co mi przyszło do głowy.
Szkoda ją jestem o ciebie cholernie zazdrosny.
- Nie masz
przecież powodów.
-Ogólnie
kotku ogólnie- odpowiedział.
-
Oczywiście. - usłyszałam głos jakiejś babki że lądujemy. - Nareszcie.
-No. Ja mam
do ciebie pytanie piękna.
- Nom? - aż
taka nie będę. Muszę się do niego odzywać. Chce.
-Ilu miałaś
chłopaków ?- zapytał. No i trafił w czuły punkt.
- Nom,
ten.... Kilku ogólnie mówiąc. Tak przeciętnie. Nic szczególnego. - nerwowo
bawiłam się włosami. - Chodź wychodzimy.
-Kłamiesz-zauważył
kiedy jechaliśmy do nowego miejsca „zamieszkania” na ten czas.
- Ale że z
czym?
-z
chłopakami. Czemu mi nie ufasz?
- Ufam.
Naprawdę, tylko no to trochę głupie, ale miałam tylko jednego chłopaka przed
tobą i to tak nie na poważnie. Zadowolony?! - było mi wstyd.
|
-Spokojnie.
Alice kochanie- ujął moją twarz w dłonie- Nawet się cieszę. Kocham cię i nie
możesz się mnie wstydzić.
- Też cię
kocham, ale dalej jest mi przykro za rano. - powiedziałam patrząc się na niego.
-Przepraszam.
Obiecuję że nie będziesz się budzić się sama- mówił prawie dotykając moich ust.
-
Obiecujesz? - spytałam sama nie wiem czemu bliska płaczu
-Oczywiście
skarbie. Obiecuję.
- Możesz
spać w pokoju - zaśmiałam się.
-Och
dziękuję najdroższa - pocałował mnie ale krótko więc nie zadowolona jęknęłam.
- Gorąco tu.
No ale to w końcu Barcelona - uśmiechnęłam się.
-no. Dawaj
łapkę i idziemy - podał mi dłoń.
- Ok,
idziemy. - złapałam chłopaka za rękę i poszliśmy sama nie wiem gdzie, to Louis
prowadził.
Doszliśmy
nie do hotelu a do pięknego domku. Wyglądał jak te ze starej Barcelony.
- Lou, co my
tu robimy?
- Tu nam
będzie lepiej- odrzekł wynajmując kluczyk z pod framugi drzwi wejściowych .
- Żartujesz
sobie ze mnie?-nie wierzyłam. Cały domek dla nas. - Już wiem, zaplanowałeś to
sobie. Jak cię nie wpuszczę do łóżka to mnie po prostu zgwałcisz i nikt mnie
nie usłyszy. - groziłam mu palcem.
Chciało mi
się śmiać, był taki kochany, tak się starał.
-Jasne. No
wchodź śliczna
Weszłam i
nie mogłam nic powiedzieć. Było ślicznie, idealnie.
- Tu jest bosko. - udało mi się wydusić.
- Tu jest bosko. - udało mi się wydusić.
-Uf-
odetchnął teatralnie
- Bardzo
śmieszne.
- no nic nie
mówię -zaśmiał się i porwał mnie do naszej nowej sypialni.
Wieczór
Leżeliśmy na
kocu w ogrodzie wpatrzeni w gwieździste niebo.
-kotku…
-Słucham.
-Chciałbym
kiedyś zamieszkać z tobą i dziećmi w Doncaster.
Wow! Zatkało
mnie totalnie. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Oczywiście ze
szczęścia.
- Kocham cię tak bardzo - tylko to mi przyszło do głowy. - Gdzie tylko chcesz, byle z tobą.
- Kocham cię tak bardzo - tylko to mi przyszło do głowy. - Gdzie tylko chcesz, byle z tobą.
-Też cię
kocham - podniósł mnie i zaczął mi śpiewać
WŁĄCZ
So you're leaving
In the morning
On the early train
Well I could say everything's alright
And I could pretend and say goodbye
Got your ticket
Got your suitcase
Got your leaving smile
Well I could say that's the way it goes
And I could pretend and you won't know
That I was lying
Cause I can't stop loving you
No, I can't stop loving you
No, I won't stop loving you
Why should I
We took a taxi to the station
Not a word was said
And I saw you walk across the road
For maybe the last time, I don't know
Feeling humble
Heard the rumble
On the railway track
And when I hear the whistle blow
I walk away and you won't know
That I'll be crying
Because I can't stop loving you
No, I can't stop loving you
No, I won't stop loving you
Why should I
(Even try)
I'll always be here by your side (why why why)
I never wanted to say goodbye (why even try)
I'm always here if your change, change your mind
So you're leaving
In the morning
On the early train
Well I could say everything's alright
And I could pretend and say goodbye
That would be lying
Because I can't stop loving you (can't stop loving you)
No, I can't stop loving you (won't stop loving you)
No, I won't stop loving you
Why should I (why should I)
Even try
Because I can't stop loving you (can't stop loving you)
No, I can't stop loving you (won't stop loving you)
No, I won't stop loving you
Why should I
Why should I
Why should I
Tell me why
Why should I
Even try
So you're leaving
In the morning
On the early train
Well I could say everything's alright
And I could pretend and say goodbye
Got your ticket
Got your suitcase
Got your leaving smile
Well I could say that's the way it goes
And I could pretend and you won't know
That I was lying
Cause I can't stop loving you
No, I can't stop loving you
No, I won't stop loving you
Why should I
We took a taxi to the station
Not a word was said
And I saw you walk across the road
For maybe the last time, I don't know
Feeling humble
Heard the rumble
On the railway track
And when I hear the whistle blow
I walk away and you won't know
That I'll be crying
Because I can't stop loving you
No, I can't stop loving you
No, I won't stop loving you
Why should I
(Even try)
I'll always be here by your side (why why why)
I never wanted to say goodbye (why even try)
I'm always here if your change, change your mind
So you're leaving
In the morning
On the early train
Well I could say everything's alright
And I could pretend and say goodbye
That would be lying
Because I can't stop loving you (can't stop loving you)
No, I can't stop loving you (won't stop loving you)
No, I won't stop loving you
Why should I (why should I)
Even try
Because I can't stop loving you (can't stop loving you)
No, I can't stop loving you (won't stop loving you)
No, I won't stop loving you
Why should I
Why should I
Why should I
Tell me why
Why should I
Even try
- Jesteś
kochany.
-udowodnij-uśmiechnął
się tak jak lubię u niego najbardziej czyli zawadiacko
- Jak?-
spytałam tuląc go.
-no nie wiem
nie wiem to ty jesteś ta bardziej kreatywna-wzruszył ramionami
-Ja?
Przecież to ty jesteś artystą.
-No cóż rolę
się odwróciły.
-Ale ja nie
mam żadnego pomysłu- mówiłam całując go.
-Jesteś na
dobrej drodze maleńka- odpowiedział przez pocałunki.
-Tak? Jeszcze jakieś wskazówki?- zapytałam.
-Więcej nie
mam- położył mnie na kocu.
-No to nie
wiem czy sobie poradzę- śmiałam się, bo łaskotały mnie pocałunki Louis’a na
szyi.
-Oh, ty taka
zdolna…
-Cieszę się,
że tak uważasz- poczułam ręce chłopaka pod swoją bluzką.
Zimny
dreszcze przeszedł przez moje ciało, wyginając się w łuk. Zajęłam się jego
koszulką i już po chwili nie miał jej na sobie. Potem on w końcu pozbył się
mojej i nagle się ode mnie odsunął.
-Co jest?-
byłam zdziwiona.
-Nie mam…no
wiesz.
-no to
gratulację dla ciebie- położyłam się zrezygnowana na kocu- Czyli gramy w
karty?- spytałam nie wytrzymując i wybuchając śmiechem.
-Jest
jeszcze jedno wyjście…
-Możemy
pooglądać film- zaczęłam ubierać się.
-Nie. Możemy
zaryzykować.
-Chcesz? No
ale co jeśli..- rzuciłam mu jego bluzkę.
-Trudno,
wtedy zostanę szczęśliwym ojcem- odparł uśmiechając się czule.
-Taa…na
pewno. Kurde co się tak wzięło?
-Fabian mi
się spodobał, a poza tym skąd wiesz, że zostaniesz mamusią?
-No to nie
jest pewne.
-To czym się
przejmujesz?- wzruszył ramionami.
-Moim tatą
jakby co.
-Przeżyję,
no nie katuj mnie już- jęknął znów mnie rozbierając.
-No ale na
pewno?- troszkę się bałam.
-Na pewno
kochanie. Kocham cię i jak ci dziecko
zrobię to cię nie zostawię- przyrzekł.
-Cóż za
wyznanie- znowu zaczął mnie całować.
-Chcesz coś
jeszcze ode mnie usłyszeć, bo chciałbym już się zacząć z tobą kochać- wymruczał
w zagłębienie mojej szyi.
-Krótko,
prosto i na temat. Szczery jesteś nie ma co- śmiałam się.
-Taka moja
natura mała- zjechał z pocałunkami niżej.
Znowu zdjął
moją bluzkę i wrócił do moich ust.
-Dobra, ale
ty jakby co informujesz Bob’a Horan’a, że zostanie dziadkiem
-Etam, zwalę
na Horan’a. Powiem, że się przez niego obraziłaś i musiałem przejść do działań
ostatecznych- wytłumaczył muskając palcami mój kręgosłup, który się wyginał.
Pocałował
mnie i zaczął majstrować przy moich spodenkach. Gdy już je zsunął, ja
rozebrałam jego, bo to było nie fair. On ubrany, ja naga. Znowu zaczęliśmy się
całować. Nie ma to jak kochać się na kocu pod gwiazdami.
Louis
Gdy ukochana
zasnęła, ubrałem spodnie i przeniosłem ją do naszej sypialni, którą już rano odwiedziliśmy.
Jej nagie, bezbronne ciało przykryłem kołdrą, a sam poszedłem się wykąpać.
Wziąłem prysznic i wyszedłem z łazienki. Alice dalej spała. Przebrałem jeansy
na dresowa spodnie i położyłem się obok blondynki. Spała tak spokojnie, równo
oddychając. Spojrzałem na zegarek, była 3 w nocy. Dobra idę spać- pomyślałem i
sam zamknąłem oczy. Chwilę nie mogłem zasnąć, ale po paru minutach odpłynąłem.
Obudziłem się pierwszy. We mnie wtulona spała Ala. Nie mogłem się na nią
napatrzeć.
Strasznie
długo spała. Zacząłem bawić się jej włosami, lecz po chwili przestałem. Miała
je tak strasznie pokudłane a mimo to wyglądała ślicznie. Poruszyła się i
otworzyła oczka. Takie niebieskie i piękne. Była strasznie zaspana i
przecierała oczy strasznie długo, potem jeszcze ziewała i chyba dopiero wtedy
zaczęła kontaktować pomału.
-Jesteś-
prawie pisnęła. Nie wiem czy z radości czy z czegoś innego.
-Obiecałem- wyszeptałem w jej włosy,
-Obiecałem- wyszeptałem w jej włosy,
- Masz
szczęście. Bo gdyby cię nie było to..... - groziła mi palcem.
-Dobra nie
chcę wiedzieć skarbie co byś zrobiła- przerwałem jej udając przerażonego.
- I
słusznie. Ale mi się nic nie chce. - znowu ziewnęła i opadła na poduszki.
-No cóż,
bywa.- musnąłem dłonią jej policzek- Ale dzisiaj zwiedzamy Barcelonę i nie ma
przebacz.
- Dobra, dla
Barcelony jestem gotowa nawet wstać z łóżka.
-A dla mnie
nie? Dzięki, czuję się urażony skarbie.
- No, ale to
Barcelona. - opatuliła się kołdrą i jedną ręką złapała mnie za twarz, chyba po
to żebym lepiej zrozumiał. Chciało mi się z niej śmiać.
-Jasne..-mruknąłem
hamując śmiech,
- Spadaj. -
walnęła mnie w ramię - Idę pod prysznic. - zaczęła się wygrzebywać z łóżka
zabierając ze sobą kołdrę, którą się owinęła
-Miły dzień
się zaczyna- skomentowałem, ale chyba usłyszała- Nie ma to jak kochanka, która
wita cię z rana, eh- westchnąłem wstając z łóżka i odbierając od dziewczyny
kołdrę, aby pościelić.
- No
poczekaj, ubiorę się i ci oddam. - owinęła się szczelniej, a ja nie wytrzymałem
i zacząłem się śmiać.
-Jezu,
niosłem cię przez cały ogród, dom, nagą i co?
- Nico, to
się napatrzyłeś. - wystawiła mi język.
-I tak zaraz
znikniesz w łazience. Jakaś ty drażliwa kochanie. Zwariuję z nią- mamrotałem
coś pod nosem wychodząc z sypialni, aby zejść do kuchni i zrobić śniadanie.
- Jakaś ty
drażliwa kochanie, bla bla bla. Znalazł się..... - mamrotała jak wychodziłem.
Parsknąłem
śmiechem. Czasem niby taka niewinna, ale jak się wkurzy to nie ma przebacz. Muszę
ją dzisiaj zabrać w wiele miejsc. W końcu nie będziemy tu długo, za parę dni
musimy być w Londynie, bo będą jej ściągać szwy. Nareszcie. Myślałem gdzie ją
zabiorę gotując parówki i robiąc tosty. No kucharzem to ja nie zostanę, ale od
tego będę miał żonę.
- Już
jestem. - usłyszałem przy uchu.
-Jezus
Maryja!- wykrzyknąłem prawie upuszczając talerz.
- Alice,
kotku, jestem Alice.
-Wiem...-
wyrównałem oddech- tak, wiem.
- To co
jemy?
-To co
widzisz- uśmiechnąłem się kładąc na talerz tosta.
- Co
będziemy dzisiaj robić?
-Mówiłem ci
aniołku- odparłem siadając z nią przy wyspie kuchennej.
- To
zapomniałam. - wystawiła mi język.
Uśmiechnąłem
się i patrzyłem ja je, a potem sam się wziąłem za śniadanie. Gdy skończyliśmy,
dziewczyna ubrana w strój kąpielowy i na to szorty czekała na mnie przy
drzwiach.
- Może być?
- obróciła się wokół własnej osi. - Bo wiesz...zastanawiam się, że może, no
wiesz ta blizna tak średnio wygląda- zaczęła jeździć po niej palcem.
-Jeszcze
słowo na temat blizny, którą kocham, a będziesz żałować- pogroziłem jej.
- No ja
tylko pytam bo nie wiem czy mogę tak iść.
-Możesz
misiu, bo ślicznie wyglądasz. Jak zawsze zresztą- położyłem jej dłonie na
biodrach.
- Ale twoja
opinia nie jest obiektywna, ty po prostu nie chcesz żeby było mi przykro. -
położyła dłonie na moje, które dalej leżały na jej biodrach.
-Nie, uważam
że jesteś piękna, urocza, słodka i wyjątkowa. Jeśli mi nie wierzysz to chodź
zapytamy przechodniów- powiedziałem wyciągając ją z domu.
- Przestań!
Przeciecz cię wyśmieją, no już. - zaczęła mnie ciągnąć.
-Nie!-
przerwałem jej i podszedłem do młodego chłopaka- Cześć jestem Louis- podałem mu
dłoń, a on odwzajemnił gest. Chyba mnie znał. No nie ważne- Chciałem cię
zapytać co uważasz o niej?
- Nie musisz
nic mówić, on tylko sobie żartuje, już sobie idziemy, sorry za zawracanie
głowy. Louis idziemy. - zwróciła się do mnie.
-No jest
bardzo ładna- uśmiechnął się życzliwie.
- Dobra,
dzięki. Zadowolony? Chodź i nie rób z siebie głupka. - ciągnęła mnie.
-Czekaj,
zapytam drugiego- upierałem się podchodząc do innego nastolatka.
- Przestań
wariacie. - teraz zaczęła się śmiać i wskoczyła mi na barana. - No przestań
już. - mówiła bardzo cicho wprost do mojego ucha
-Yhym, i
jeszcze kim jestem dla ciebie- objąłem jej nogi, aby nie spadła
- Jak coś
wymyślę to dam ci znać.
-Wiesz co?
Ja mam tyle określeń, a ty- mówiłem kierując się w stronę Parc de la ciutadella
- Ale tu
pięknie.- rzekła gdy byliśmy na miejscu.
Pocałowałem
ją. Po prostu nie mogłem się oprzeć, aby jej nie pocałować.
- Mam!
Przecież ty jesteś misiu! - powiedziała dosyć głośno prosto w moje usta. - Za
chwile wymyśle coś jeszcze.
-Nie już nie
musisz. nie przeciążaj swojej główki- uśmiechnąłem się zakładając jej kosmyk
włosów za ucho,
- Ale ty
jesteś dobry. - powiedziała sarkastycznie. - Pamiętasz, że za dwa dni musimy
być w Londynie?
-Pamiętam,
pamiętam. Kotku mam do ciebie pytanie.
- Słucham
cię uważnie. - cmoknęła mnie w usta.
-Zwiedzimy
jeszcze parę miejsc, a ty mi powiesz które ci się najbardziej podobało. Które
było najbardziej romantyczne. muszę to wiedzieć.
Poszliśmy do
Fontune.
- Po
pierwsze, wszystkie na pewno będą cudowne, a po co ci to w ogóle?
-Potrzebne,
ale masz mi powiedzieć gdzie ... no co jest romantyczne.
- Ty jesteś
kochanie.
-Oh dzięki,
ale oprócz mnie potrzebuję jeszcze miejsca,
- No jak tak
dalej pójdzie to każe ci tu z sobą zamieszkać.
-Jeśli tylko
będziesz chciała maleńka..\
- Żartuje,
ale tu jest tak ślicznie, gdzie dalej? - spytała robiąc zdjęcia.
-Pod kościół
Tibidabo- odparłem
- To
chodźmy, ale ty musisz prowadzić. - uśmiechnęła się szeroko.
-Chodź-
pociągnąłem ją w odpowiednią stronę.
Szliśmy
jakiś czas. Alice była zachwycona co chwila piszczała i robiła zdjęcia.
-No to gdzie
jest najładniej.
-
Zdecydowanie tu, tylko chciałabym zobaczyć ten kościół , kiedyś nocą.
- pokazała mi zdjęcie.
-Dobrze, to
tam kiedyś o północy coś się wydarzy a teraz wracamy.
- Co? Nie
rozumiem cię. Czekaj. Wrócimy tu jeszcze kiedyś?
-Tak
kochanie wrócimy, a teraz wracamy- podniosłem ją i niosąc na rękach poszliśmy
na plażę.
- A teraz
idziemy..... - pokazała ręką żebym dokończył
-Co?
- No gdzie
teraz? Bo ja to mogę zostać tutaj na plaży.. - powiedziała gdy zaczęliśmy spacerować
po piasku.
-I taki mam
zamiar- odparłem- Chociaż nie- zsunąłem z niej spodenki i znów porwałem w
ramiona.
- Ani mi się
waż!
-Yhym-
zamknąłem jej suta pocałunkiem kierując się do wody
Chciała mi
się wyrwać ale jej nie pozwoliłem. Wszedłem do wody i zanurzyłem Alice.
- AAAAAAA! Tomlinson zemszczę się! Śpisz na podłodze! - piszczała śmiejąc się, tak ślicznie wyglądała, lecz po chwili dotarło do mnie co powiedziała.
- AAAAAAA! Tomlinson zemszczę się! Śpisz na podłodze! - piszczała śmiejąc się, tak ślicznie wyglądała, lecz po chwili dotarło do mnie co powiedziała.
-Nie
kochanie nie będę spał na podłodze. Ja się zawsze do ciebie czule zwracam a ty
co- droczyłem się z nią. Wcale mi na tym nie zależało, ale spać na kanapie też
nie miałem zamiaru.
- Misiu,
kochanie ty moje, ale ja nie wrzucam cię do wody.
-No
właśnie... widzisz to jest taka mała kara- mrugnąłem do niej opuszczając ją
niżej nad taflą wody, aby bardziej się zanurzyła.
- Pożałujesz
- ochlapała mnie wodą.
-Tak mała,
jasne- parsknąłem śmiechem popychając ją delikatnie do tyłu.
- Ej! -
przewróciła mnie i sama wylądowała na mnie.
-No tak, to
bardzo sprytne aniołku, ale nie wiem co ci to dało.
- Też jesteś
mokry, no i to ja cię przewróciłam. Czysta satysfakcją misiu.
-Ahaś nie no
to jest logika- cmoknąłem ją w policzek wychodząc na suchy piasek.
- Tak wiem!
- krzyknęła z wody
-Bo moja
dziewczynka jest bardzo mądra...i mokra
- Przez
ciebie - dodała siadając koło mnie.
-To się
teraz susz- oparła głowę o mój tors i zamknęła oczy.
- E tam....
- tak mi dobrze.
Nic nie
powiedziałem tylko się jej przyglądałem. Co chwilę powala mnie jej uroda i to
jaka jest. Dobra, kochana i wspaniała.
- Kocham cię
- usłyszałem.
-Muszę to
gdzieś zapisać- popatrzyłem na nią z przymrużonym okiem.
- Wątpisz w
to? - spytała patrząc na wodę. Bardzo często unikała mojego wzroku od zawsze.
-Nie wątpię,
ale rzadko to od ciebie słyszę. Kochanie, czemu nie patrzysz mi w oczy jak do
mnie mówisz? Boisz się czy co?
- Czego mam
się bać?
-Nie wiem,
nie siedzę w twoje głowie maleństwo. Pytam, bo ciągle unikasz jakiegokolwiek
kontaktu wzrokowego z moją osobą- wskazałem na siebie.
- Zdaje ci
się. Kochanie?
-Tak
aniołku?
- Ale ty
mnie na prawdę kochasz, tak na serio. To znaczy chodzi mi o to czy nie jesteś
ze mną z poczucia winy albo litości. - teraz popatrzyła mi się prosto w oczy.
-Czy ty się
przypadkiem w głowę nie walnęłaś co? O czym ty w ogóle mówisz?- trochę byłem
zły, że tak pomyślała- Jesteś najdroższą mi osobą i chociaż nie znam cię za
długo to kocham najbardziej na świecie. Oddałbym za ciebie życie, wszystko,
abyś była szczęśliwa. chcę, abyś kiedyś została moją żoną i matką moich dzieci,
abyśmy mogli stworzyć piękną, kochającą się rodzinę. Kocham cię nie z litości,
nie z poczucia winy, kocham cię za wszystko, za wyjątkowość za to że jesteś
osobą, której mogę zaufać. Po prostu kocham cię za to że jesteś.
Alice się
rozpłakała.
- Bo ja cię tak bardzo kocham. -płakała cały czas. Bardzo mocno się do mnie przytuliła. - Kocham cię Louis i to dzięki tobie jestem szczęśliwa.
- Bo ja cię tak bardzo kocham. -płakała cały czas. Bardzo mocno się do mnie przytuliła. - Kocham cię Louis i to dzięki tobie jestem szczęśliwa.
-Mam taką
nadzieję słoneczko- ucałowałem jej włosy pachnące kwiatami.
- Wracamy? -
spytała.
-Jeśli
chcesz..
- No bo
trochę mi zimno.
-Och-
podniosłem ją i ruszyłem w kierunku naszego domu.
- Kocham
cię, kocham cię, kocham cię....- powtarzała przez całą drogę.
-Zacięłaś
się czy co?- zaśmiałem się.
- Kocham cię
- no to dostałem odpowiedź.
-Ja też
ciebie kocham- otworzyłem drzwi jedną ręką, bo drugą podtrzymywałem dziewczyny
wiszącą mi na szyi.
- Ale ja
ciebie bardziej. - pocałowała mnie. Jak ja kochałem jej usta
-Błagam
kolejny raz złamię zakaz twojego taty, jeśli będziesz mnie doprowadzać do tego
stanu- jęknąłem cały czas ją całując .
- Złamałeś,
a to ile razy to już.... - machnęła ręką. - I wiesz co? - pokazałem głową żeby
mówiła dalej. - Kocham cię.
-No
złamałem, ale zaraz przez ciebie zrobię to znów kochanie.
- Obiecuje
że na ciebie nie naskarżę misiu. - położyła rękę na sercu przez co mało co mi
nie spadła.
Podrzuciłem
ją lekko i udałem się do sypialni.
- Ale
czekaj, czekaj.... - zeszła ze mnie i stanęła na przeciwko i z rękami na
biodrach.
-no co znowu
?
- Masz...?
No wiesz..... - mówiła dziwnie coś pokazując.
-No mam
geniuszu- zaśmiałem się z jej gestykulacji .
- Bardzo
śmieszne. - podeszła i znowu zaczęła mnie całować. - Jakoś wczoraj nie miałeś,
to pytam.
-Znalazły
się w walizce
- Ja z tobą
nie wytrzymam.
-No o co ci
chodzi kotku? Dobrze że mam nie i chyba ci tego....tam nie zapłodniłem
-Na pewno
nie. Kocham cię, mówiłam ci to dzisiaj?
-No tak ze
100 razy .coś tam mruczałaś
- Żebyś mi
nie mówił że ci to rzadko mówię kochanie, a no i kocham cię.
-już nie
będę mówił myszko- położyłem ją na łóżku rozwiązując górną część kostiumu.
- Myślałam
że ci się w nim podobam.
-Przeszkadza
mi w pewnych czynnościach- odpowiedziałem.
-No to chyba
że.
Dwie godziny później
Leżała w
białych fałdach kołdry i prześcieradła okrywszy się nimi tylko trochę. Jej
skóra była blada i pachnąca różami. Schowałem twarz w zagłębienie jej szyi.
Chciałem już jutro wracać aby zaskoczyć chłopaków więc dzisiaj miałem ochotę
przeleżeć każdą chwilę z dziewczyną w ramionach.
-Nie dasz mi
pospać? - usłyszałem cichutki głos. Taki zaspany i kochany.
-Możesz spać
ale jest 14 . Tylko nie uciekaj mi stąd.
- Nie chce
mi się więc nie ucieknę. Kocham cię, kocham cię, kocham cię..... - znowu gadała
w kółko.
-Przymknij
się już malutka- zamknąłem jej usta pocałunkiem-plecy mnie bolą
- Znowu? Mam
to w dupie tak ci szczerze powiem. W d-u-p-i-e. Jeszcze żyjesz. Kocham cię, jak
nie chcesz to następnym razem powiedz, a no i kocham cię. Wiedziałeś jak to się
skończy, a sam zaciągnąłeś mnie do łóżka kochanie. No to masz pecha. No a tak w
ogóle to cię kocham. - chciało mi się z niej śmiać, ale nie zdążyłem bo Al mnie
pocałowała.
-Fajnie fajnie
tylko czemu ty tak drapiesz?- zapytałem zaciekawiony jej odpowiedzią
- Na to
pytanie nie jestem w stanie ci odpowiedzieć. - przeciągnęła się.
-Dlaczego?
- Bo nie
znam odpowiedzi misiu. Wiem za to co innego.
-Co wiesz
królewno?- zapytałem kładąc rękę na jej talii i przyciągając do siebie.
|
- Że nie
wstaje dzisiaj z łóżka. - powiedziała kładąc się na brzuchu.
-Jesteś za
chuda- uznałem muskając palcami jej kręgosłup a potem składając pocałunki na
wyznaczony szlaku.
- Dobra,
dobra. - przytuliła się do mnie.
-No taki
szkielecik. Boże jak mi tu dobrze. Nie chcę wracać do tego cyrku ...-
westchnąłem
- Nom, ja
też nie.
-Ale wiesz
ty to masz tylko studia a ja muszę wracać na próby bo w lutym wyjeżdżamy w
trasę.
- Czekaj że
co?! Ale na chwilę prawda? Powiedz że tylko na chwilę
-Nie
kochanie. Na 8 miesięcy ale dużo mamy w Londynie- uśmiechnąłem się smutno.
- Powiedz że
żartujesz. - ledwo powstrzymywała łzy. - Że to cholerny żart, błagam powiedz.
-Skarbie to
moja praca..kochanie- przytuliłem ją mocniej.
- Ale ja nie
chce - płakała jak dziecko.
-Kotku ale
ja będę miał często wolne i będę w Londynie. Przy tobie.
- Ale jak
cię nie będzie to ja znowu będę sama. - otarła łzy. - Dobra, masz rację to
twoja praca. Już nie będę płakać ani nic. - widziałem że ledwo się powstrzymuje.
- Idę wziąć prysznic.
-Poczekaj . Zabiorę
cię..
- Gdzie? -
usiadła na łóżku.
-W trasę.
Zabiorę- wyszeptałem całując jej ramię .
- Louis ale
ja mam studia. Po za tym no to twoja trasa, nie chce wam tego psuć.
-Nic nie
będziesz psuła a możesz wziąć dziekankę. Proszę aniołku.
-Kocham cię
i nie chce żebyś jechał, ale co na to chłopcy i Paul? To twoje marzenia i masz
je spełniać, a ja tu będę na ciebie czekać. Będę tęsknić, ale nie chce cię że
tak powiem zatrzymywać. Musisz się skupić na zespole i koniec kropka. No i
jeśli chodzi o moje studia to też nie mogę tak opuszczać teraz wakacje i co
znowu wyjazd? - tym razem patrzyła mi w oczy. Była taka śliczna
-Chłopcy się
zgodzą Paul też bo nie będziesz w niczym przeszkadzała. Boję się zostawić cię
samą. Zrozum to smyku ...
-Poradzę
sobie, będzie mi ciebie brakować ale sobie poradzę. W końcu tyle lat dawałam
radę. Tylko obiecaj, że do mnie wrócisz. - przybliżyła twarz do mojej
-Oczywiście
że do ciebie wrócę. Tylko i wyłącznie do ciebie..kochanie-zapewniłem ją.
- Kocham
cię.
-Wiem.
- Już mi się
nie chce pod prysznic. Za leniwa się zrobiłam - wlazła znowu pod kołdrę.
-A mi to
wręcz pasuje- wymruczałem kładąc się obok .
Alice
Obudziłam
się i zobaczyłam że chłopak mi się przygląda.
- Jak to jest że zawsze budzisz się pierwszy? - spytałam podejrzliwie.
- Jak to jest że zawsze budzisz się pierwszy? - spytałam podejrzliwie.
-Jakieś
takie wyczucie- uśmiechnął się- Poza tym ty tak słodko śpisz.
- Która jest
w ogóle godzina?
-9 myszko.
Idę zrobić śniadanie i jedziemy. Coś mi się wydaję że nie będziemy mieli dokąd
wracać ale Okay...
- Chodzi ci
o chłopów? - spytałam śmiejąc się
-No. Uwierz
ja chyba kupię nam dom. Tak będzie bezpieczniej
- Może
tamten jeszcze stoi. Teraz na serio idę pod prysznic, nie tak jak wczoraj. -
posłałam mu znaczące spojrzenie.
-Może stoi
ale nie chcę mieszkać z twoim braciszkiem. Chodzi mi oto że przesadzałby a poza
tym prywatność kotku.
- No tak.
Ale przecież i tak mamy osobno pokoje.
-I tak kupię
nam ten dom więc ...
- Kocham cię
- już nigdy mi nie powie że mu to rzadko mówię.
-Mogę iść z
tobą ?- zapytał
- Ale gdzie
kochanie?
-Pod
prysznic ..
- No nie
wiem, nie wiem. - udałam że się zastanawiam.
-Kupię ci
książkę- odezwał się nagłe - kochasz książki więc musisz mieć jakąś nową. Kąp
się ja idę na miasto zaraz wracam.
- No ale
miałeś iść ze mną...! - co tak zdanie zmienia? - Już nie chcesz?
-Chcę ale
... a dobra- podniósł mnie i zaniósł do łazienki.
Gdy po
kąpieli zrobił mi śniadanie, wyszedł gdzieś. W sumie cieszyłam się, że dostanę
nową książkę, bo moje już zostały przeczytane
Nudziłam się
strasznie, więc zaczęłam składać nasze rzeczy do walizek.
Gorący dotyk
ust na mojej szyi rozproszył moje myśli.
- Nie
słyszałam jak wszedłeś. - powiedziałam nie przerywając swojego zajęcia.
-Bo ty nigdy
nic nie słyszysz- odpowiedział obojętnie, więc odwróciłam się w jego stronę,
ale to nie był Louis.
~~~~*~~~~
pROSIMY WAS O WIĘCEJ KOMENTARZY.
DODAJEMY CZĘŚCIEJ CZĘŚCI, ALE TO NIE OZNACZA, ŻE
NIE CHCEMY WASZYCH OPINII. PROSZĘ.
Boze super ale ja chce kolejny :-) nie przerywa sie w takim momencie aaaaaaa XD
OdpowiedzUsuńO boże! MARC?! WYPUŚCILI GO?! ŻEBY JEJ TYLKO KRZYWDY NIE ZROBIŁ :(
OdpowiedzUsuńDalej *.*
OdpowiedzUsuńcudo<3
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudo!!
OdpowiedzUsuńKto to może być? Nigdy nie przerywaj w takim momencie...
Czekam z niecierpliwością na następny...
Xox
No zabije. W takim momencie ?? Zabije. Nie no świetne. Dalej. *_*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBoże znowu ten Mark :/
On da im kiedyś spokój ?!
Czekam na nn :)
świetny ale dlaczego w takim momencie przerwałyście ????? coś mi się wydaje że to marc..... :/
OdpowiedzUsuńŚwietny ten rozdział, ale, żeby przerwać w takim momencie serca ty nie masz. Wasze teksty mnie rozbrajają i poprawiają mi humor a dzisiaj miała taki straszny. Cudnie i wspaniale czekam na next :*
OdpowiedzUsuńBob przechrzci Lou, jeśli Horan'ka zajdzie w ciąże.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/