MUZYKA
Louis
Tak jak obiecałem Ali spałem całą noc, ale to ja się pierwszy obudziłem. Było około szóstej. Wstałem z łóżka i poszedłem zobaczyć co u maluchów. Spały grzecznie, więc zszedłem na dół, aby tam móc poćwiczyć. Chociaż na spacerze chciałem trochę chodzić, bo to męczące siedzieć w miejscu.
Louis
Tak jak obiecałem Ali spałem całą noc, ale to ja się pierwszy obudziłem. Było około szóstej. Wstałem z łóżka i poszedłem zobaczyć co u maluchów. Spały grzecznie, więc zszedłem na dół, aby tam móc poćwiczyć. Chociaż na spacerze chciałem trochę chodzić, bo to męczące siedzieć w miejscu.
Ćwiczyłem, a około 8 usłyszałem płacz dzieci.
Poszedłem na górę ale w ich pokoju była już Alice.
-Już wstałaś?- zapytałem cicho
- Caroline zaczęła płakać. - wyjaśniła.
-a no tak.
- A ty długo nie śpisz?
-Ze 3 godziny.
- I pewnie ćwiczyłeś? - powiedziała podchodząc do
mnie z dzieckiem na rękach.
-No tak wyszło
- No i jak? Dobrze się czujesz? - spytała z troską.
-Dobrze się czuję. Nogi mnie bolą. Nie ważne. Chodź
do taty- wziąłem od dziewczyny córeczkę.
Tydzień przed
świętami
Bliźniaki rozwijały się bardzo dobrze. Louis co raz lepiej chodził samodzielnie i chyba wszystko było na plus. Nie mogłam się na chwalić jak opiekowała się dziećmi i nimi zajmował. Był cudowny. W tym roku rodzice mieli przyjechać do nas. Moi, oczywiście tata razem z Maura, mama Louisa z dziewczynkami. Prezenty też były kupione. Pamiętam jak rok temu Louis dał mi przedszkole w prezencie. Na razie postanowiłam, że otworzę je od następnego września.
Właśnie sprzątałam, kiedy Lou siedział w salonie z maleństwami.
Bliźniaki rozwijały się bardzo dobrze. Louis co raz lepiej chodził samodzielnie i chyba wszystko było na plus. Nie mogłam się na chwalić jak opiekowała się dziećmi i nimi zajmował. Był cudowny. W tym roku rodzice mieli przyjechać do nas. Moi, oczywiście tata razem z Maura, mama Louisa z dziewczynkami. Prezenty też były kupione. Pamiętam jak rok temu Louis dał mi przedszkole w prezencie. Na razie postanowiłam, że otworzę je od następnego września.
Właśnie sprzątałam, kiedy Lou siedział w salonie z maleństwami.
- Wszystko ok? Bo podejrzanie cicho tam jesteście?!
- krzyknęłam z kuchni
-Noo, a to chyba dobrze że nie płaczą?!
- Dobrze, dobrze..... - wróciłam do swojego zajęcia
dopóki nie poczułam ciepłych rąk na swoich biodrach.
-A może byś już skończyła co? Czyścisz ten blat,
ale on już lśni.
- Jeszcze nie jest czysty. Gdzie dzieci?
-Z Harry'm, bo my dzisiaj wychodzimy i uwierz mi
kotku, że jest czysty- wyjął mi z rąk ścierkę przypierając do blatu i całując.
- Gdzie? - spytałam między pocałunkami.
-Na ... nie powiem ci- jeszcze bardziej wpił się w
moje usta.
Louis
- No nie bądź taki. - powiedziała takim głosem że
przeszły mnie ciarki. Znowu mnie pocałowała. - Proszę.
-Nie kochanie- odparłem- Tylko ten weź się ubierz w
sukienkę. Ja wiem, że to jest dla ciebie zadanie ekstremalne no ale... o 18
wychodzimy- cmoknąłem ją w policzek i wyszedłem.
- Dobra....- usłyszałem za sobą i się roześmiałem.
-No Harry dobrze sobie radzisz w roli wujka-
pochwaliłem przyjaciela- I dzięki, że zajmiesz się nimi, bo muszę zabrać Alice, ma dzisiaj
urodziny.
- Spoko, one są takie fajne, malutkie.
-no właśnie, a umiesz je przewinąć?
- Poradzę sobie, a jak coś to zadzwonię po Liama i
Dan. Będzie dobrze nie martw się tatuśku
-No właśnie nie wiem- westchnąłem- A garnitur mi
przywiozłeś?
- W sypialni ci położyłem. - powiedział głaskając
małego po brzuszku.
-Dobra- wziąłem kule i poszedłem do pokoju, aby się
ubrać.
Po chwili z łazienki wyszła ubrana w niebieskąsukienkę Alice. Wygląda ślicznie.
-Uuu- zagwizdałem opierając się jedną ręką na moim
oparciu.
- Czyli nie jest źle?
-Jest świetnie- pocałowałem ją.
Zabrałem ją na dół i wsiedliśmy do auta, którym
pojechaliśmy pod pewną restaurację. Nie dziwiłem się, że Alice była zaskoczona,
bo jak tam weszliśmy było ciemno i pusto. Nie było innych gości. I oto chodziło.
- Louis tu nikogo nie ma. - powiedziała mi do ucha
lekko wystraszona.
-Yhym wiem- wymruczałem.
Nagle na oknach rozbłysły małe lampki. Gdzieś z boku rozpływała się muzyka grana przez chłopaków z zespołu. Raczej te romantyczne melodie.
Nagle na oknach rozbłysły małe lampki. Gdzieś z boku rozpływała się muzyka grana przez chłopaków z zespołu. Raczej te romantyczne melodie.
- Jezu jak tu jest cudownie. - powiedziała.
Przesunęliśmy się na środek, objąłem ją powoli
stawiając kroki tańcząc.Kołysałem ją w swoich ramionach. Wreszcie zacząłem śpiewać.
Aren't you somethin' to admire
Cause your shine is somethin' like a mirror
And I can't help but notice
You reflect in this heart of mine
If you ever feel alone and
The glare makes me hard to find
Just know that I'm always
Parallel on the other side
Aren't you somethin' to admire
Cause your shine is somethin' like a mirror
And I can't help but notice
You reflect in this heart of mine
If you ever feel alone and
The glare makes me hard to find
Just know that I'm always
Parallel on the other side
Dziewczyna wtuliła się we mnie mocno.
- Dziękuję. - usłyszałem.
- Dziękuję. - usłyszałem.
Nie zauważalnie wyjąłem coś z kieszeni i obróciłem
Alice tyłem do siebie, aby móc założyć to na jej szyi. Blondynka była
zdezorientowana, ale już po chwili kiedy zobaczyła co znajduje się na jej szyi
zaniemówiła. Odwróciła się w moją stronę kompletnie oszołomiona. I się teraz
człowieku zastanawiaj czy jej się podoba.
- Przecież
to....to...mu...musiało.....kosztować.....sama nie wiem....Dziękuję.....ty
jesteś szalony!
-Nie jestem szalony. Po prostu cię kocham i nie
ważne ile kosztowało. Mam nadzieję że ci się podoba
- Żartujesz sobie? Jest ,nie umiem tego powiedzieć.
Tak strasznie dziękuję. - pocałowała mnie.
-Cieszę się, bo trudno było coś znaleźć, a że
lubisz Titanica no to masz jakąś jego cząstkę- wziąłem ją na ręce.
- Jesteś kochany! Jezu, ja nie wiem jak ci się
odwdzięczę.
-Kochanie- pocałowałem ją- To ja ci się jeszcze
długo będę odwdzięczać. Pamiętaj o tym aniołku.
- Nie masz za co. Jejku jak ja cię strasznie
kocham.
-Mam za co. Pamiętasz? Skarbie wszystkiego
najlepszego- złożyłem na jej ustach pocałunek.
- Więc obiecaj mi tylko jedno.
-Co?
- Że zawsze będziesz przy mnie i dzieciach.
-Nie wiem czy mogę ci to obiecać.
-Nie wiem czy mogę ci to obiecać.
- O czym ty mówisz? - była przestraszona.
-Mówię o tym, że może się kiedyś coś stać.
- Nie stanie. Nie mów tak nawet. - znowu mocno mnie
przytuliła.
-Kocham cię smyku- pocałowałem ją we włosy-
Alice... żebra..
- Przepraszam. - uśmiechnęła się do mnie. - Też cię
bardzo kocham.
-Mam dla ciebie kolejny prezent.
- Jesteś niemożliwy. Mało mi dałeś?
-No niestety.
- Louis nie potrzeba mi już niczego. Kochanie
dziękuję ci za wszystko.
-No, ale i tak dostaniesz- wyciągnąłem z kieszeni
marynarki kopertę którą jej wręczyłem.
Dziewczyna długo się na mnie patrzyła i zaczęła
otwierać kopertę.
- Co to?
- Co to?
-Zaproszenie na nasz ślub
- Czyli mogę przyjść? - zaczęła się śmiać i wyjęła
zawartość.
-No wiesz wypadałoby.
- Może się mnie sam spodziewać. - pocałowała mnie.
-Słonko, ale czy kwiecień ci odpowiada?
- Będzie idealnie.
-A na pewno ze mną?
- Z nikim innym.
-Wiesz, że ja jestem wymagający? Bo ja bardzo lubię
dzieci, więc cię uprzedzam.
- Przecież mamy dzieci. - chyba mnie nie rozumiała.
- Nawet dwójkę.
-no mamy, a ja cię uprzedzam, że będzie ich więcej.
- No coś jeszcze? Bo jak na razie na wszystko się
zgadzam. - uśmiechnęła się.
-No i to mi się podoba. Tak jeszcze coś. Będę cię
obdarowywał, kiedy będę chciał.
- No to zostawimy jeszcze do obgadania.
-Dlaczego? Ale ja chcę...
- Ale ja się nie zgadzam.
-Dlaczego? Kochanie moje- pogłaskałem ją po
policzku.
- Bo chce ciebie, a nie prezenty od ciebie.
-Ale ja chce ci dawać mnie i prezenty ode mnie-
zacząłem ją całować przypierając do ściany.
- Ale mi w zupełności wystarczysz ty - pocałunek. -
Ewentualnie możesz czasami dać kwiatki. - znowu pocałunek.
-I coś z kwiatkami.
Zjedliśmy kolację i wziąłem ukochaną na ręce, szczegół że nie mogę nosić nic cięższego niż moje dzieci, ale trudno.
Zjedliśmy kolację i wziąłem ukochaną na ręce, szczegół że nie mogę nosić nic cięższego niż moje dzieci, ale trudno.
- Nie powinieneś mnie nosić. Dziękowałam ci już za
to wszystko dzisiaj?
-Tak i nie dziękuj mi, bo nie masz za co i będę cię
nosił- otworzyłem drzwiczki od auta i posadziłem w nim Alice
- I tak dziękuję i jeszcze wiele razy to usłyszysz.
Misiek teraz do domu?
-Jak chcesz. Możemy pojechać jeszcze nad Tamizę.
- Nie chce wykorzystywać Harry’ego
-Nie przejmuj się. Chłopak nabierze wprawy.
- Hahaha.... Kocham cię.
-Ja ciebie też. Królewno.... bo widzisz może Harry
został by chrzestnym Caro?
- A Niall Mike'a. Tylko jeszcze mamy
-Nie wiem. Charlotte jest za młoda, to może ... ej
ale chyba nie trzeba mam wybierać. Może być dwóch chłopaków.
- No a Dan? No i może być narzeczona Grega.
- No dobra. Mi pasuje.-Kocham cię- jechałem
spokojnie kiedy w mojej głowie pojawiły się obrazy z przed wypadku. Musiałem
zjechać i chwilę odczekać, bo ogarnął mnie strach, że to się powtórzy. Ten tir
i ta osobówka...
- Ej co jest? - poczułem dłoń na swoim ramieniu.
-Nic- odparłem.
-No widzę przecież.
-Nic się nie stało- powtórzyłem.
- Źle się czujesz?- była przestraszona.
-Nie, jeśli pytasz czy to napad to nie.
- To co? Louis bo się martwię.
-Nie wiem. Wydawało mi się jakby coś na nas
jechało, a potem widziałem jak trafia w nas samochód, ale ciebie nie było obok.
- Twój wypadek..... - powiedziała cicho.
-Mój wypadek- powtórzyłem- Dobra, jedźmy.
- Ale wszystko ok? - upewniała się.
-Tak- posłałem jej leki uśmiech i ruszyłem.
Alice
Jechaliśmy jakiś czas. Louis wysiadł i
otworzył mi drzwi. Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu Tamizy.
-Daj mi na chwilę swój pierścionek- poprosił.
Zrobiłam to o co prosił i czekałam co teraz zrobi.
Ukląkł.
-Korzystając z okazji, że znajdujemy się w tym pięknym miejscu, chciałbym ci zadać to ważne pytanie jeszcze raz. Alice Horan kochanie moje zgodzisz się zostać moją żoną?
-Korzystając z okazji, że znajdujemy się w tym pięknym miejscu, chciałbym ci zadać to ważne pytanie jeszcze raz. Alice Horan kochanie moje zgodzisz się zostać moją żoną?
- Ile razy zadasz mi to pytanie to odpowiedź zawsze
będzie taka sama. Tak! Tak! Tak! Kocham cię!
Z powrotem na mojej dłoni pojawił się pierścionek
zaręczynowy, a Lou objął mnie, aby pocałować.
- Dziękuję. - powiedziałam cicho i mnie pocałował
- Ty mi? Za co?
- Za wszystko. - tym razem to ja pocałowałam jego
-Nawet nie wiesz jaka jesteś dla mnie ważna-
wyszeptał- Wracajmy już.
Pokiwałam głową i poszliśmy w kierunku auta, po
niedługim czasie już byliśmy pod domem. Louis otworzył mi drzwi od rezydencji i
wpuścił do środka wchodząc za mną. Harry spał na kanapie z Caroline na torsie. Wyglądali
strasznie słodko, tylko gdzie jest mój synek?
-Królewicz, pobudka- Lou potrząsnął lekko ramieniem
Loczka.
- Gdzie jest Mike? - spytałam od razu chłopaka,
podczas kiedy Lou brał na ręce Caro.
-Niall go usypiał. Dobra to ja idę po Horana i
jedziemy.
- Wezwałeś posiłki? - śmiałam się chowając swój
płaszcz do szafy.
-Sam przyjechał. Dobra to pa.
Pomachałam mu i mojemu bratu i poszłam położyć Caro.
Zeszłam z góry, dzieciaki już spały. Louis siedział w salonie na kanapie i bez celu skakał po kanałach. Usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem i tak siedzieliśmy przez chwilę. Poczułam jego usta na moim policzku. Po chwili siedziałam na jego kolanach, a on całował mnie wręcz po całej twarzy.
Doskonale widziałam jak i gdzie się to skończy. Uśmiech sam wpływał mi na usta na myśl o zakończeniu tego dnia. Dawno tego nie robiliśmy.
-Alice- mój narzeczony przerwał pieszczotę, patrząc mi w oczy.
- Tak kochanie?
-Jesteś .. gotowa?
- Tak.- odpowiedziałam i dla potwierdzenia swoich słów zachłannie pocałowałam go w usta- - A ty możesz?- zapytałam odrywając się od niego.
-A wierzysz we mnie?
- Wierzę.- odpowiedziałam ze śmiechem
-No to dam radę- podniósł się i zaczął nieść mnie w stronę schodów.
Ciągle mnie całując szedł po stopniach do naszej sypialni. Położył mnie na łóżku i zaczął rozbierać. Nie byłam mu dłużna. Po kilku chwilach oboje byliśmy w samej bieliźnie. Całował mnie najpierw w usta, później po szyi by po chwili przenieść się na brzuch. Znając życie zostawił już kilka malinek. Górna część mojej bielizny znalazła się na podłodze. Zachłannie całował mnie w usta. Przekręciliśmy się, teraz ja siedziałam na nim.
Miałam ochotę go podrażnić. Obdarowywałam pocałunkami cały jego tors. Jego dłonie trzymały mnie w tali. Znowu był na górze. Reszta bielizny znalazła się na ziemi. Całując mnie w usta, delikatnie we mnie wszedł. Jęknęłam z przyjemności. Osiągnęliśmy szczyt w tym samym momencie.
Pomachałam mu i mojemu bratu i poszłam położyć Caro.
Zeszłam z góry, dzieciaki już spały. Louis siedział w salonie na kanapie i bez celu skakał po kanałach. Usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem i tak siedzieliśmy przez chwilę. Poczułam jego usta na moim policzku. Po chwili siedziałam na jego kolanach, a on całował mnie wręcz po całej twarzy.
Doskonale widziałam jak i gdzie się to skończy. Uśmiech sam wpływał mi na usta na myśl o zakończeniu tego dnia. Dawno tego nie robiliśmy.
-Alice- mój narzeczony przerwał pieszczotę, patrząc mi w oczy.
- Tak kochanie?
-Jesteś .. gotowa?
- Tak.- odpowiedziałam i dla potwierdzenia swoich słów zachłannie pocałowałam go w usta- - A ty możesz?- zapytałam odrywając się od niego.
-A wierzysz we mnie?
- Wierzę.- odpowiedziałam ze śmiechem
-No to dam radę- podniósł się i zaczął nieść mnie w stronę schodów.
Ciągle mnie całując szedł po stopniach do naszej sypialni. Położył mnie na łóżku i zaczął rozbierać. Nie byłam mu dłużna. Po kilku chwilach oboje byliśmy w samej bieliźnie. Całował mnie najpierw w usta, później po szyi by po chwili przenieść się na brzuch. Znając życie zostawił już kilka malinek. Górna część mojej bielizny znalazła się na podłodze. Zachłannie całował mnie w usta. Przekręciliśmy się, teraz ja siedziałam na nim.
Miałam ochotę go podrażnić. Obdarowywałam pocałunkami cały jego tors. Jego dłonie trzymały mnie w tali. Znowu był na górze. Reszta bielizny znalazła się na ziemi. Całując mnie w usta, delikatnie we mnie wszedł. Jęknęłam z przyjemności. Osiągnęliśmy szczyt w tym samym momencie.
Rano obudziłam się wtulona w mojego narzeczonego.
aby tradycji stało się zadość oczywiście on już nie spał.
~~~*~~~~
Oto kolejna część.
Od razu mówię:
1) Nie wiem ile jeszcze będzie części, bo cały czas Alice jest pisana.
2) Nie pytajcie mnie tu kiedy next, bo tu nie odpowiadam i się nie dowiecie.
3) Liczę na wasze komentarze.
4) Mam Was pozdrowić od drugiej autorki.
Wspaniały rozdział :)
OdpowiedzUsuńA ten czas mija jeszcze nie dawno Alice ratowali Louisowi życie,a
Teraz będą brać ślub ;p
Czekam na nn .
*ratowała ;p
Usuńświtne<3 iza:)
OdpowiedzUsuńBoski ;) Ale jak przeczytałam nagłówek to miałam złe przeczucie... na szczęście się nie potwierdziło ;) Czekam na next!
OdpowiedzUsuńWow, Alice będzie na swoim ślubie, o jaaa. xd
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i dziękuję ślicznie za pozdrowienia, też ją pozdrów. :) xx
Buźka. :*
~ Zuza
Super rozdział czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńPo nagłówku też pomyślałam, że stanie się coś złego. Na szczęście Lou "tylko" znowu oświadczył się Alice :)
OdpowiedzUsuńCzkam na next :)
Super, świetne czekam na nn ♥
OdpowiedzUsuńAlice dostała naszyjnik :D i to ten z Tytanica :D
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty, czekam na nexta.
Megaaa!! Boże no nie ummiem opisać słowami. Boże skąd ty bierzesz tyle weny na wszystkie swoje blogi? Ja nadal nie mogę... noo tez chcem tyle weny. Podziel się noo. :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;*