dzień wizyty u ginekologa.
Od rana wariowałem. Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę moje maleństwo. Alice też była niespokojna.
- Dobra, chyba mam wszystko. możemy jechać. - stanęła w holu.
Od rana wariowałem. Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę moje maleństwo. Alice też była niespokojna.
- Dobra, chyba mam wszystko. możemy jechać. - stanęła w holu.
-Chodź
smyku- wziąłem ją za rękę i poszliśmy do auta.
Jechaliśmy
około pół godziny. Wyszliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę gabinetu.
-Nie...
a nie ważne- właśnie przypomniałem sobie o rzeczy której nie zrobiłem rano, ale
nie mogłem denerwować Alice.
- No
co? - spytała.
-Nic,
wchodź- otworzyłem jej drzwi,
-
Louis.....dobra tym razem ci odpuszczę. Dzień dobry.
-Dzień
dobry- przywitała nas lekarka- Zapraszam panią Horan na fotel.
Alice
podeszła do wyznaczonego miejsca, a ja nie wiedziałem co mam z sobą zrobić.
-Proszę
usiąść obok- poprosiła mnie lekarka.
Zaczęła Ali jeździć bo brzuchu jakimś urządzeniem. Ja tam nic na tym ekranie nie widziałem.
- Poczekaj trochę. - powiedziała Alice patrząc na mnie.
Zaczęła Ali jeździć bo brzuchu jakimś urządzeniem. Ja tam nic na tym ekranie nie widziałem.
- Poczekaj trochę. - powiedziała Alice patrząc na mnie.
-Oh tu
jest państwa.... są państwa maleństwa?
- Jak
to są? - spytała moja dziewczyna. - Bliźniaki, naprawdę?
-No
tak. Bliźniaki. Musiałam nie zauważyć wcześniej jednego zarodka.
- Czyli
to będą dzieci a nie dziecko? - spytałem głupio.
-No
tak. Dwójka.
- No
jasne Louis bo ty nie mogłeś normalnie. - Alice zaczęła się śmiać.
-No
wiesz... nie moja wina.
- Pani
doktor, a wszystko jest w porządku? - spytała Al.
-Tak ciąża
przebiega prawidłowo. 3 miesiąc dobrze się zaczął. Jest w porządku. Proszę się
nie martwić, a pan- zwróciła się do mnie- ma pan dbać o narzeczoną.
- Tak
jest pani doktor.
Wstałem
z krzesła, kiedy Alice ubierała bluzkę, ale trochę zakręciło mi się w głowie.
Przymknąłem powieki, aby ochłonąć i nic o po sobie nie poznać
- Louis
wszystko ok? - usłyszałem Al.
-
Oczywiście- odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem.
- Chodź
jedziemy do domu. - wziąłem ją za rękę i poszliśmy do auta.
-Prowadzisz?-
zapytałem gdy staliśmy przed mercedesem.
- Znowu
cię boli? - czyli się zorientowała.
-Nie
boli mnie- odparłem.
-Louis.....-
jęknęła.
-Nie
boli mnie -powtórzyłem twardo.
-
Jasne. Ja prowadzę. Przyjeżdżamy do domu i się kładziesz.
-Prowadź-
podałem jej kluczyki- ale ja się dobrze czuję, po prostu .. nie wziąłem.. nie
ważne. - machnąłem ręką i wsiadłem do samochodu.
-
Zabije cię! - krzyknęła gdy wsiadła do auta. - Nie wziąłeś leków tak?
-Niestety
tak. Tylko ja cię proszę nie denerwuj się. Pamiętaj, że jest was 3.
- To
mnie nie denerwuj.
-A co
ja niby robię?
-
Właśnie czego nie robisz.
-Och...
dobra. Ja jestem nie ważny. Czemu tylko mnie zaskoczył fakt, że to będą
bliźniaki?
- Bo ja
wiedziałam że ty mi coś wywiniesz. - uśmiechnęła się ruszając.
-Tiaa
jas...- zamknąłem oczy- ne.
- Muszę
cię pilnować jak dziecko.
-Nie
musisz
-
Kochanie jak ty zapominasz brać leki i sam widzisz jakie są tego skutki.
-Raz
zapomniałem. Taka choroba czasem się zapomina a poza tym byłem przejęty
dzisiejszą wizytą...- ściszyłem głos.
- Dobra
i tak cię będę pilnować. - dalej jechaliśmy w ciszy.
Ona
wysiadła pierwsza z auta. Ja musiałem się oprzeć najpierw o maskę bo we łbie mi
się tak zakręciło że bałem się że się przewrócę.
-Ty naprawdę
nie widzisz co się z tobą dzieje? - była przerażona.
-Nic
się ze mną dzieję. Źle się poczułem bo nie wziąłem leków.
-
Chodź. - wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła do domu. - Kładź się i mi waż mi
się wstawać.
-Misiak
noo- jęknąłem.
- Ja
też cię kocham, ale jak wstaniesz to nie wiem co ci zrobię, ale nie będzie to
przyjemne. - pocałowałam mnie i poszła. Za chwilę już niosła tabletkę i
szklankę wody. - Proszę.
Połknąłem
to i grzecznie położyłem się na kanapie
-chodź
tu- wskazałem na miejsce obok.
Dziewczyna
posłusznie ułożyła się koło mnie i przytuliła.
-Ja się
bałem z myślą że będę musiał opiekować się jednym maleństwem a tutaj dwa. Boję
się że mogę zrobić in krzywdę- wyznałem.
- Nie
zrobisz. Na pewno. Będziesz najlepszym tatusiem na świecie. Jestem tego pewna.
Tylko czy ja sobie poradzę? - pogłaskała się po brzuchu. - Hej maluszki. Dobrze
wam tam?
-Ty? Ty
jesteś taka delikatna a dzieci cię kochają. Widzę ile sprawiają ci radości.
Kocham cię i to bardzo.
- Ja
ciebie też.
-O
Jezu...-jęknąłem
- Co?
Dalej boli? - zaniepokoiła się.
-Nie.
Koncert dzisiaj mam.
- O
Boże..No nic, ale dobrze się czujesz?
-Nie ale
to szczegół.
- Louis
proszę cię.
-Co? No
urlopu raczej nie wezmę. Jak mnie boli to też muszę iść i nikogo to nie
interesuje więc ro szczegół.
- Ty
mnie chcesz do grobu wpędzić.
-Malutka
no muszę iść do pracy.
- Wiem.
- powiedziała smutno.
-No
widzisz- pocałowałem ją delikatnie w usta.
- Co
chcesz na kolację? - spytała.
-Nic.
Nie przejmuj się. Nie musisz nic robić.
- Ale
chce. I tak się będę nudzić.
-To
sobie książkę poczytasz. Ja się muszę zbierać kotku- powoli wstałem.
- Tylko
uważaj. - usiadła, kiedy ja wstałem.
-Jest
dobrze- uśmiechnąłem się.
Gdy
dojechałem pod arenę pierwsze co zrobiłem to znalazłem chłopaków. Cała czwórka
czekała na jakieś wiadomości bo wiedzieli że mieliśmy wizytę. Co do mojej
choroby to akurat tego nie wiedzieli.
- Czyli
masz zdrowego dzieciaka?
-Haha
chłopaki ja mam bliźniaki- pochwaliłem się. Nie myślałem że tak to zaskoczy
Horana bo aż spadł z krzesła na którym go charakteryzowano
-
Kurwa. Dwa razy więcej wszystkiego.
- No Tomlinson spisałeś się.
- No Tomlinson spisałeś się.
-Tak no
wiem ale wiecie to genetyka. Aa co ty się przejmujesz?- spytałem Nialla- to ja
będę miał dwa razy więcej roboty ale i szczęścia a ty będziesz tylko wujkiem
który nawet nie umie się dzieckiem zająć.
- Ja
będę super, mega, giga, extra wujkiem. - oburzył się
-Hahaha
słyszeliście go?
- No co
nie wierzycie we mnie? - spytał blondyn.
Alice
Siedziałam
w kuchni i dumałam co zrobić na kolację. Nagle bardzo źle się poczułam.
Musiałam chwilę dochodzić do siebie. Wzięłam głęboki wdech i wydech a potem
napiłam się szklanki wody.
-No ale mama nic złego wam nie
robi-powiedziałam do maluchów.
Nie
wiedziałam co się dzieje. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Myślałam że to po
prostu gorszy dzień. Było mi naprawdę słabo i musiałam się położyć. Kiedy ból
nie przeszedł wahałam się przy tym aby zadzwonić do Louisa ale on ma przecież
koncert.
Postanowiłam
zrobić sobie herbatę. Wstałam i powoli poszłam do kuchni. Strasznie bolał mnie
krzyż.
- No co jest do cholery? - mówiłam do siebie. Trochę się denerwowałam czy z dziećmi wszystko w porządku.
- No co jest do cholery? - mówiłam do siebie. Trochę się denerwowałam czy z dziećmi wszystko w porządku.
Zaczęłam
rozmasowywać kręgosłup, ale to nie pomagało. Wyjmowałam
szklankę z szafki kiedy ta wypadła mi z dłońmi rozbiła się na kawałeczki
kalecząc moja gołą stopę.
-
Kurde.... - zaczęłam zbierać szkło pomimo bólu pleców. Nie chciałam żeby Louis
cokolwiek zobaczył.
Poszłam
do łazienki aby obmyć nogę z krwi. Byłam zdenerwowana zmęczona i wszystko mnie
bolało. Jednym słowem miałam po prostu dość.
-Aua-.rana
rozcięta mnie zaszczypała. Louis mnie zabije.
Ja to
mam szczęście. Opatrzę nogę i położę się spać. Może nie zauważy. Zrobiłam mu
kilka kanapek i poszłam się położyć wcześniej się przebierając.
Louis
Wróciłem
padnięty do domu. Głowę mi rozsadzało. Było cicho gdy wszedłem do środka więc
pomyślałem że Alice się wcześniej położyła. Udałem się do kuchni gdzie czekała
na mnie kolacja i zakrwawiona gaza. Przestraszyłem się i modliłem żeby okazało
się że to tylko palec wpadł jej pod nóż. Wziąłem jedną kanapkę i poszedłem na
górę do naszej sypialni. Tam spała Alice. Odkryłem kołdrę i dokładnie
zlustrowałem jej ciało. Moją uwagę przykul opatrunek na jej nóżce. Nie
wiedziałem czy ją obudzić. Czy sprawdzić co się jej stało. Zjadłem swoją
kolację i zszedłem ma dół. Otworzyłem kosz w kuchni i znalazłem rozbite szkło.
-
świetnie- powiedziałem do siebie.
Poszedłem
wziąć prysznic i położyłem się obok dziewczyny , która od razu się we mnie
wtuliła.
-śpij
kochanie- szepnąłem bo poruszyła się nie spokojnie.
Już po
chwili i ja odpłynąłem.
Alice.
Obudził
mnie ból pleców Było mi nie wygodnie i jeszcze ta noga. Zaczęłam się wiercić.
Po chwili zobaczyłam śpiącego Louisa i się trochę uspokoiłam. Podparłam się i
przeszłam do pozycji siedzącej niezdarnie zaplątując się w kołdrę.
- Brawo
Alice....- powiedziałam cicho do siebie
-Alice..-
usłyszałam zaspany głos Louisa. Podniósł głowę i na mnie spojrzał-Coś nie tak?
- Nic,
nic. Śpij kotek.
-Nie bo
ty nie śpisz.
-
Wcześniej się wczoraj położyłam.
-Wiem a
możesz mi skarbie powiedzieć co zrobiłaś sobie w nogę?
- Tam
się trochę skaleczyłam. To wszystko. Jak koncert? Dobrze się już czujesz?
Właśnie tabletkę weź.
-Zaraz
wezmę. No koncert jakoś uszedł ale opornie. Coś czuje że mnie twój ojciec
przechrzci.
-Co
dlaczego?
-A no
bo zrobiłem ci bliźniaki i to przed ślubem. Wiesz to od razu dwójka dzieci.
- Znowu
zaczynasz? Nic ci nie zrobi. Dowie się dopiero po porodzie, a wtedy od razu się
w nich zakocha i jeszcze ci dziękować będzie.
-Dobrze.
Jak się czujesz?
- Jest
ok.
-Idę ci
zrobić śniadanie- odparł wstając.
-
Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego.
5 miesiąc ciąży
Siedziałam
w bibliotece i czytałam kolejną książkę kiedy Louis pojechał na koncert. Nagle
zadzwonił telefon. Poszłam odebrać.
-Dzień
dobry. Szpital św. Patryka czy rozmawiam z panią Alice Horan ?
- Tak,
słucham?
-Czy
mogła by pani teraz do nas przyjechać?
- Tak,
oczywiście, ale co się stało? - byłam strasznie zdenerwowana.
-Wszystkiego
dowie się pani tutaj.
-
Dobrze, już jadę. - rozłączyłam się i pojechałam do szpitala.
Wbiegłam
do budynku odszukując wzrokiem jakiejś pielęgniarki czy lekarza. Było małe zamieszanie,
dużo fotoreporterów. To podpowiedziało mi co mogło się stać. Byłam przerażona.
Zaczepiłam jakąś przechodzącą pielęgniarkę.
- Przepraszam. Jestem Alice Horan. Kazano mi przyjechać. Chyba trafił tu mój narzeczony.
- Przepraszam. Jestem Alice Horan. Kazano mi przyjechać. Chyba trafił tu mój narzeczony.
-Tak.
Pan Louis Tomlinson trafił na blok w stanie krytycznym. Teraz przeprowadzona
została reanimacja.
- O
matko...- zrobiło mi się słabo. - Co się stało? - spytałam jeszcze.
-uderzenie
z przeciwka, a potem samochód pana Louis'a dwa razy dachował. Z tego co wiem to
był problem z klatką piersiową, która została mocno przygnieciona.
- Ale
już jest wszystko w porządku? Błagam niech pani powie że już jest wszystko
dobrze.
-Tak
jak mówię lekarze z trudem go przywrócili, reanimacja była ciężka. Teraz jest
operowany, ale więcej nie mogę pani udzielić, bo sama nie wiem. Jeżeli będzie
po wszystkim to na pewno lekarz z panią porozmawia. Pani jest blada. Proszę
usiąść- wskazała na krzesło.
-
Dziękuję. - powiedziałam cicho. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do chłopców.
Kiedy się rozłączyłam schowałam twarz w dłoniach i się rozpłakałam.
To
wszystko mnie przerosło. Świadomość, że przed chwilą mogłam go stracić i nadal
mogę mnie dobijała ostatecznie. Przecież ja bym nie mogła bez niego żyć..
Jeszcze
dzieci. Ja sobie bez niego nie poradzę. Ale co ja.....on z tego wyjdzie.
Przyjdzie i mnie przytuli. Na pewno będzie do..
-Auua- jęknęłam czując, ból brzucha.
Już wiedziałam, że to stres i zdenerwowanie wypływają na to. Nie mogę się denerwować, a właśnie przechodzę istny koszmar. Zobaczyłam lekarza wychodzącego z sali. Podszedł do mnie, widząc że mi ciężko jest wstać.
-Auua- jęknęłam czując, ból brzucha.
Już wiedziałam, że to stres i zdenerwowanie wypływają na to. Nie mogę się denerwować, a właśnie przechodzę istny koszmar. Zobaczyłam lekarza wychodzącego z sali. Podszedł do mnie, widząc że mi ciężko jest wstać.
-Pani
Horan...- zaczął
- Co z
nim?
-Nie
będę pani okłamywać. Jego stan jest tak krytyczny, że szanse są nikłe. Wstrząs
mózgu, złamane żebra, pobijane ciało.
- Nie.
Nie błagam pana. - zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
-Na
razie jest w śpiączce i leży na oiomie.
- Długo
będzie w tej śpiączce?
-Nie
wiadomo czy się w ogóle wybudzi.
- Musi
się obudzić. Niech pan powie że się obudzi. - czułam się okropnie.
-Ja
mogę tak mówić, ale nie wiem, bo szanse są małe
-
Boże.... - załamałam się. Mój świat się zawalił.
-Alice!-
podbiegł do mnie Niall i przytulił- Ali co tu się dzieję? Czemu wszyscy chcą
wiedzieć co z Louis'em? Czemu ty płaczesz?
Nic nie
powiedziałam tylko się w niego wtuliłam i cały czas płakałam.
- Idę do lekarza się czegoś dowiedzieć. - usłyszałam Zayna.
- Idę do lekarza się czegoś dowiedzieć. - usłyszałam Zayna.
-Ciii
skarbie nie płacz. Na pewno wszystko będzie dobrze. Możesz mi chociaż
powiedzieć czy Louis żyje?
-
Żyje.... – wychrypiałam
-uff.Ale
co się stało? Skręcił nogę jak schodził po schodach. Złamał rękę no powiedz..
- Miał
wypadek.
-Jak to
wypadek?! Czekaj...Znaczy on był strasznie zmęczony, chcieliśmy go odwieźć ale
się uparł że sam wróci .
- Mój
Louis.....
-Harry
odwieź ją do domu- poprosił Stylesa
- Nie
chce. - powiedziałam szybko
-Nie ma
nie chce. Jedziesz do domu. Pamiętaj że jesteś 5 miesiącu ciąży i to z
bliźniakami, więc musisz odpoczywać- podniósł mnie.
-
Nigdzie nie jadę do cholery. Nie mogę się też denerwować więc mnie zostawcie.
Ja chce do Louisa.....
-Ale
cię tam nie wpuszczą. nikogo nie wpuszczą- dodał Zayn, który wrócił i zaraz
podzielił się informacjami z przyjaciółmi.
- To
zostanę tutaj
-Po co?
Nic się nie zmieni, my tu będziemy. Jedź i odpocznij. Zrób to dla dzieci, a jak
nie dla nich to dla Lou...
- Ale
powiecie mi jeśli cokolwiek będzie wiadomo?
-Powiemy-
brat cmoknął mnie w policzek i przekazał w ramiona Harry'ego.
Ten
wziął mnie do auta i zawiózł do domu. Otworzył drzwi i zaniósł mnie do
sypialni.
-Wszystko dobrze mała?- zapytał, gdy mnie położył
-Wszystko dobrze mała?- zapytał, gdy mnie położył
- Nic
nie jest dobrze Harry - znowu zaczęłam płakać.
-Wiem,
ale nie płacz. Musisz być silna. Dla niego. Dla maluchów. Słyszysz- głaskał
mnie po włosach.
- Ale
jak oni nawet nie wiedzą czy on się w ogóle obudzi. Ja sobie nie poradzę. Nie
dam rady.
-Ale on
się wybudzi. Na pewno nie zostawi was. Nas- pocałował mnie w czoło- Będzie ci
to przeszkadzać, jeżeli zostanę na dole? Wolałbym mieć cię na oku.
- Nie
musisz zostawać i mnie pilnować. - popatrzyłam na niego. - Mam dość. -
usiadłam.
-
Czego? A i tak zostanę.
-
Wszystkiego.
-Nie
tylko ty. Kładź się. Jest już po pierwszej w nocy.
- Też
się połóż. - poszłam pod prysznic.
Gdy
wróciła, Harry chyba już zszedł na dół. Ubrałam piżamę i położyłam się do
dużego łóżka, w którym brakowało mi jego. Już po chwili zasnęłam. Tak strasznie
chciałam żeby to wszystko okazało się snem.
~~~~*~~~~~~
Ja( bo to ja dodaje części) chce jeszcze pożyć!
Nie róbcie mi krzywdy proszę.
mam nadzieję, że popytacie trochę bohaterów ;)
no i czekajcie na nn
świetne to po prostu jest świetne pisz dalejj<33
OdpowiedzUsuńPożyjesz, pożyjesz jak dodasz następny :D
OdpowiedzUsuńWiesz.... taki bonusik za darowanie życia :*
Pozdrawiam
Marzena
Szkoda Lou. Biedny :( Kiedy nowy? Jak możesz kończyć w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na nn ;33
OdpowiedzUsuńodplyn-z-one-direction.blogspot.com
Jezuu nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń .
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ,że Lou się obudzi i wszystko będzie dobrze .
Już się nie mogę doczekać nn ;p
Pamiętaj co ci mówiłam chociaż ja i tak wiem co będzie dalej ;D To i tak nie mogę doczekać się next!
OdpowiedzUsuńŚwietny blog naprawdę :D :)
OdpowiedzUsuńTy straszna kobieto, żeby tak załatwić biednego Louisa. No ale rozdział świetny i mam nadzieje, że wszystko skończy się dobrze. Czekam na next <3 Kocham :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Biedny Lou . Czekam na next :*
OdpowiedzUsuńMasz szczęście, że Cię kocham, bo inaczej bym Ci ukatrupiła. Co Ty zrobiłaś z Louisem? Ja się pytam? A tak poza tym to świetny rozdział i oczywiście że czekam na następny.
OdpowiedzUsuńOj ty chyba nie chcesz żyć. Ciesz się że mieszkam trochę za daleko od Ciebie. Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńKoffam... Zauważyłam, że jeśli chcem dostać się na jednego bloga, muszę być zalogowana na bloggerze. Nie mam na nim konta i mam nadzieję, że Ty tego nie wprowadzisz. No bo ja bez Twoich blogów bym nie wytrzymała.
OdpowiedzUsuńAla
No ja nwm czyjeszcze pozyjesz! Hah... Twoje zycie zalezy od zycia Lou! 0.o
OdpowiedzUsuńBosko, bosko :D Next please!