Rano
obudziłam się, a Louisa już nie było w pokoju. Podniosłam się do pozycji
siedzącej i przetarłam oczy. Z naszej łazienki wyszedł Lou. Moim pierwszym
spostrzeżeniem był jego tatuaż na klacie.
- Serio
to zrobiłeś. - pokazałam na miejsce na jego piersi.
-Tak.
Mówiłem ci kochanie- klęknął na łóżku i mnie pocałował .
-
Dziękuję, ale całować cię nie będę. - lekko go odepchnęłam.
-no już
się myłem drugi raz i wytrzeźwiałem.
- Ale z
buzi ci jeszcze trochę daje. - zatkałam mu usta dłonią.
-Ha ha.
Dobra twój brat ma zaciętą wolę. Żeby go spić musiałem wypić całą flaszkę.
Drugą wypił on i jeszcze chłopaki.
- Ale
poświęcenie z twojej strony.
-Chcesz
mieć jeszcze brata?
-
Noo... Może się tam na coś jeszcze przydać kiedyś.
-Dzieci
mi pilnować nie będzie- zastrzegł podnosząc mnie i niosąc do garderoby.
-
Dlaczego? Nie ufasz mu? Niall jest bardzo odpowiedzialny. - zaczęłam się śmiać.
Postawił mnie na podłodze, więc zaczęłam szukać ubrań dla siebie. Tak w ogóle
to muszę się wybrać na zakupy bo powoli w nic się nie mieszczę.
Kucnął
przy mnie i dotknął brzuszka a potem pocałował.
- Jak
sobie wyobrażę że tam jest nasze dziecko....- zaczęłam.
-To co
maleństwo?- podniósł na mnie wzrok.
- Nie
wiem, nie potrafię tego opisać. - wyruszyłam ramionami.
-Tatuś
cię kocha malutki- powiedział.
- Wiesz
że ono cię jeszcze nie słyszy?
-Wiem-
wstał- Nie masz takiego głupiego narzeczonego.
- Wiem.
- powtórzyłam za nim.
-Jesteś
piękna- szepnął spuścił głowę i wyszedł.
Nie
wiedziałam o co mu chodziło. Bo zachował się trochę dziwnie. Ubrałam się i
postanowiłam zejść na dół.
-Cześć
kotku- ktoś mi mruknął do ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam Stylesa.
- Też
tu spałeś? - zdziwiłam się tak samo jego widokiem jak i tym jak do mnie
powiedział.
-Noo i
cała reszta słoneczko- wzruszył ramionami.
-
Dobrze się czujesz Harry?
-Nie
łeb mi rozwala. Dzięki że pytasz. Ja więcej z twoim ojcem nie piję. On do nas
potem zszedł i pół nocy z nami siedział a.my tylko kiwaliśmy głowami a ten
polewa jeszcze. Z Louisem by mógł pić bo ten to ma mocny łeb kochanie.
- Tak
też mi się wydaje że jesteś jakiś wczorajszy. Głupio gadasz.
-No
czemu kotku?
- Harry
przestań tak gadać. - puknęłam go w czoło.
-Alice
kochanie chodź na śniadanie bo pewnie jesteście głodni- usłyszałam Louisa
- Idę,
idę...- odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę kuchni, ale Harry złapał mnie za
ramię. - Co?
-Piękna
jesteś- wyszeptał.
Zatkało
mnie totalnie. Chyba na prawdę miał wielkiego kaca. Przez to myślenie nie
zauważyłam że cały czas się mu przyglądam.
-Co się
tak patrzysz? Aż tak ci się podobam?
-
Chciałbyś. - odwróciłam się i weszłam do kuchni gdzie był Louis. Zachowanie
Harry’ego było strasznie dziwne.
-Twój
tata z Maurą wyjechali już rano- powiedział do mnie stawiając talerz tostów na
blacie.
-
Samoluby, - zaczęłam się śmiać. - To wszystko jest niby dla mnie kochanie?
-Tak-
uśmiechnął się, pocałował mnie w czoło i usiadł po drugiej stronie wyspy.
-Ty już
jadłeś? - spytałam.
-Zjem
potem.
- No
jedz - podałam mu talerz żeby się podzielić.
-Nie,
ty jedz smyku- wstał i wyjął kubki na herbatę.
- Ja
chce kakao kochanie, jeśli byłbyś tak miły.
-Co
tylko chcecie aniołku- wyjął mleko, które zagrzał, abym potem dostała mój
napój. Sam z chłopakami pił herbatę. Nie, Niall i Harry pili piwo, bo to
podobno dobre na kaca...
-
Louis, misiek. Pojechałbyś ze mną po lody? Proszę....
-Są w lodówce
królewno.
-
Kupiłeś? - zdziwiłam się.
-Tak
kochanie kupiłem. Jak chcesz coś jeszcze to pojadę do sklepu.
- Masło
orzechowe z bananami. - rozmarzyłam się.
-Zwymiotujesz-
do kuchni wszedł śnięty Niall.
- Wcale
nie. - oburzyłam się - A ty to się lepiej nie odzywaj
-Co się
rzucasz od rana?
- Bo
głupi jesteś. Kochanie to co? Pojedziemy? - zrobiłam słodkie oczy do Louisa.
-Nie
jestem głupi, on jest. Spił mnie, a dobrze wie że ma mocniejszą głowę.
- Wiem
o tym i już mu dzięki nawet powiedziałam braciszku.
-CO?!
Niby dlaczego?
- Bo
powiedziałeś wczoraj tacie że jestem w ciąży bałwanie, a właśnie jeśli chodzi o
ciążę to ja chce te banany, proszę Lou.
-Oczywiście
kochanie. Jedziesz ze mną czy zostajesz z nimi?
- Jadę.
- nie chciałam zostawać z obrażonym Niallem i dziwnym Harrym.
Ubrał
mnie i wsadził do mojego opla. Dawno nie jechałam tym samochodem. Nie ważne...
Pojechaliśmy do pobliskiego marketu, gdzie zrobiliśmy trochę więcej zakupów niż
same banany.
-
Louis, a kupiliśmy ogórki? - spytałam kiedy pakował zakupy do auta.
-Wszystko
kupiliśmy co chciałaś malutka- pocałował mnie w czoło
-
Dziękuję. - pocałowałam go w usta.
-Pojedziemy
do domku, ty sobie coś tam zrobisz ja ogarnę chłopaków i odwiozę do ich
kompleksu.
-
Jestem za. - wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Już po chwili byliśmy pod
naszym domem. Louis wniósł zakupy, a ja udałam się za nim do kuchni i zaczęłam
je rozkładać.
-Harry
nie wkurzaj mnie okay?- usłyszałam donośny głos- Zajmij się lottie, a nie moją
Alice ja ci dobrze radzę. A teraz wracajcie do domu, weź zimny prysznic i się
ogarnij! Liam odwieź tą 3.
Chwilę
usłyszałam zamykane drzwi. Obierałam właśnie banany kiedy do kuchni wszedł
Louis.
- Co się stało? -spytałam.
- Co się stało? -spytałam.
-Nic-
burknął i nalał sobie wody trzaskając drzwiczkami od szafki.
- Louis
ja się nie mogę denerwować więc mi powiedz póki jestem spokojna.
-No
mówię, że nic.
-
Louis! - krzyknęłam.
-Uspokój
się kobieto. Nic się nie stało- powiedział i poszedł do salonu.
-
Dobra.... - powiedziałam do siebie cicho. Nie będzie się na mnie wyżywał.
Wzięłam swój deser i poszłam do salonu. Usiadłam w fotelu i zaczęłam jeść.
Louis
naprawdę był zdenerwowany i to przez Harry'ego. Mnie też dzisiaj zdenerwował
więc...
Siedziałam
i się nie odzywałam. Jak mu przejdzie to powie.
-Dobra,
wiesz co on mi dzisiaj powiedział?
- Nie
chcesz to nie mów. - grzebałam w pustej misce.
-Chętnie
by cię przeleciał
- Co ty
mówisz?! Louis, nie żartuj sobie, to nie jest śmieszne.
-Ja
żartuję? Masz rację to nie jest śmieszne.
- to
przestań tak gadać .
-Tak mi
powiedział. Że jesteś piękna i chętnie by cię przeleciał.
- nie
powiedział tak ... - powiedziałam niedowierzając
-Powiedział
do jasnej cholery! Tylko, że chyba alkohol mu mózg przyćmił. Żeby powiedzieć to
swojemu przyjacielowi..
- był
pijany i nie wiedział co gada .
-Nie
był, aż tak pijany, a jak się jest pijanym to się mówi prawdę. Dobra skończymy
ten temat. Misiak chcesz jeszcze tych lodów?
-
straciłam apetyt .
Przysunął
się do mnie i objął ramieniem.
-Jak nazwiesz nasze dziecko?
-Jak nazwiesz nasze dziecko?
- na razie
nie wiemy czy będzie chłopiec czy dziewczynka .
-Ale
gdyby to był chłopiec to jak go nazwiesz.
-
szczerze nie myślałam jeszcze nad tym
-Nie?
Dobrze, a kiedy masz wizytę u lekarza słoneczko?
-O
matko! Kompletnie o tym zapomniałam. Końcem maja jeśli wszystko będzie w
porządku. Jest jeszcze trochę czasu.
-No
jest. Już się nie mogę doczekać, aż ujrzę mojego dzidziusia.
-
Jesteś kochany.
-Dlaczego?
Po prostu chcę, zobaczyć moje maleństwo. Wiesz że cię kocham?
- Wiem
- uśmiechnęłam się do niego.
-Ale
jesteś tego pewna?
- A
wątpisz w to?
-Nie
wątpię. Ciebie się pytam czy jesteś tego pewna.
- Jak
niczego innego....
-A jak
bardzo?- zadał kolejne pytanie z zawadiackim uśmiechem
-
Dobra, mów co chcesz? - dźgnęłam go palcem w brzuch.
-Nic
nie chcę. Pytam.
-
Bardzo, bardzo, bardzo.....
-Dobra
jednak chyba coś chcę.
- Ale
ty...... Głodny jesteś?
-Nie
jestem głodny kochanie. Co ja?
-
Kłamca jesteś.
-Dlaczego?
-
Mówiłeś że nic nie chcesz.
-Jednak
chcę- posadził mnie na kolanach- Buzi mi dasz?
- Nie.
- powiedziałam odwracając głowę.
-Dlaczego?
- Bo
kłamiesz, a musimy uczyć dzidzie że tak jest nie ładnie. - chciało mi się
śmiać.
-Dobrze
przepraszam skarbie, że okłamałem mamę.
-No.
-No,a
teraz chcę buzi
Pocałowałam
go, czułam że się uśmiecha.
- A teraz idziemy robić mi coś do jedzenia. A najgorsze jest to że ja nie jestem głodna, tylko mi się chce jeść. Masakra.
- A teraz idziemy robić mi coś do jedzenia. A najgorsze jest to że ja nie jestem głodna, tylko mi się chce jeść. Masakra.
-Ojoj.
Siedź tu, puść sobie ten zmierzch czy coś, a ja ci zrobię obiad- wstał
zasadzając mnie na kanapie i podając piloty od telewizora i dvd.
- Nie
chce obiadu! Coś słodkiego mi daj. - poszłam za nim.
-Jasne.-
wyjął z szafki ciastka i mi je podał
-
Będzie to trzeba spalać.
-I tak
jesteś chuda. Jedz i idziesz oglądać.
-
Jeszcze może jestem, ale to kwestia czasu przy tym ile jem.
-Nie
będziesz gruba. moje dziecko też musi jeść
-No
przecież nie mam zamiaru się głodzić. Mówię tylko że potem będę musiała co nie
co spalić. Będę biegać czy coś.
-Nie
będziesz musiała. Maleństwo jedziemy do twojej mamy?
-
Dobra, trzeba by było ją powiadomić.
-Ją
mogę powiadomić- wzruszył ramionami zakładając mi kurtkę.
- Teraz
taki odważny. - zaczęłam się śmiać.
-No bo
twoja mama......to twoja mama- ukląkł zakładając teraz mi buty.
- No
tak oczywiście. - wyszliśmy w domu i pojechaliśmy.
Najwyżej
się mojej mamie na obiad wprosimy- pomyślałam, gdy już byliśmy pod jej domem. Zapukaliśmy
i już po chwili witałam się z moją mamą. Kiedy zdjęłam kurtkę moja mama
zdziwiona popatrzyła na mój brzuch a potem na nas.
-Czy wy
chcecie mi coś powiedzieć? Louis?
- Alice
jest w ciąży. - powiedział dumnie.
-Ooo
gratuluję- przytuliła nas- Widzę, że jeszcze żyjesz, więc Bob Horan nie
poinformowany?
- Tato
już wie, przyjął to całkiem.......dobrze. - powiedziałam.
-Nie
wierzę- pokręciła głową ze zdumieniem.
- Ale
to prawda. - powiedział Louis.
-No
dobrze dzieciaki, chodźcie właśnie ugotowałam obiad- wskazała na salon.
- Nie
przeszkadzamy ?- spytałam.
-No
nie, tęskniłam za wami.
Usiedliśmy
do stołu i razem zjedliśmy pyszny obiad. Potem na kanapie moja mama zachwycała
się, że zostanie babcią, Louis opowiadała nam jakby było w trasie, śmialiśmy
się i rozmawialiśmy. Było wspaniałe. Moja mama jest cudowną kobietą i strasznie
ją kocham.
- A ty kiedy nas odwiedzisz? - spytałam.
- A ty kiedy nas odwiedzisz? - spytałam.
-Nie
chcę wam przeszkadzać, przecież Louis nie długo wyjeżdża.
-
Przestań. A jak Louis pojedzie to już zwłaszcza musisz do mnie przyjeżdżać bo
się będę nudzić
-No to
wtedy do ciebie wpadnę.
-Nie lubi mnie pani?- zapytał Lou.
-Nie lubi mnie pani?- zapytał Lou.
-
Hahaha.... No i patrz co zrobiłaś mamo. - wskazałam na smutną twarz Louis’a.
- Kochanie ale jak ty miałeś do mnie mówić? – spytała
- Kochanie ale jak ty miałeś do mnie mówić? – spytała
-Przepraszam
mamo.
- Dobra
Louis zbieramy się. - wstałam powoli.
-Kochanie
dobrze się czujesz?- zapytał pomagając mi się ubrać.
- Tak,
tak. - uśmiechnęłam się do niego.
-Do
widzenia- chłopak pożegnał się z moją mamą.
-
Trzymajcie się dzieci.
Pojechaliśmy do domu. Nagle Louis zjechał na pobocze.
- Co jest? - spytałam nie wiedząc o co chodzi.
Pojechaliśmy do domu. Nagle Louis zjechał na pobocze.
- Co jest? - spytałam nie wiedząc o co chodzi.
-Możesz
poprowadzić?- zapytał zamykając na chwilę oczy.
- Tak,
ale co jest? - byłam zaniepokojona.
-Napad
.. nie ważne.
-
Dobra, wysiadaj.
Zamieniliśmy
się miejscami i tak dojechaliśmy do domu. Weszłam do środka, rozebrałam się i
poszłam po jakieś proszki dla Louisa. Gdy wróciłam leżał na kanapie wtulony w
poduszki.
-Nie przejmuj się...
-Nie przejmuj się...
- Głupi
jesteś. Będziesz leżał dopóki ci nie przejdzie...- chciał coś powiedzieć ale mu
nie pozwoliłam. - ...i nie dyskutuj ze mną nawet.
Pokręcił
lekko głową i połknął tabletki. Siedziałam obok i się po prostu na niego
patrzyłam.
-
Przechodzi ci trochę?
-Nie-
wymruczał w poduszkę.
- Moje
biedactwo. Może spróbuj się przespać. - podeszłam do niego i poczochrałam tył
jego włosów, ponieważ twarz miał schowaną w poduszce.
-Yhym...
Po chwili już spał. Chciałam iść posprzątać w kuchni ale ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć i w drzwiach zobaczyłam Harry’ego.
Po chwili już spał. Chciałam iść posprzątać w kuchni ale ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć i w drzwiach zobaczyłam Harry’ego.
-Cześć
mała- uśmiechnął się.
- Co tu
robisz? - spytałam od razu.
-Przyszedłem
pogadać.
- Ale
Louis źle się czuje. - czułam się trochę nieswojo.
-Przyszedłem
pogadać z tobą mała.
- Harry
nie wiem czy to jest dobry pomysł. Chyba będzie lepiej jeśli pójdziesz, bo o
czym ty niby chcesz ze mną rozmawiać? - cały czas staliśmy w wejściu.
-O
Lottie, a niby o czym?
-
Dobra, właź, ale cicho żebyś go nie obudził.
-A jemu
co?
-
Gorzej się poczuł. Chyba migrena.
-A no
chyba. A trasie miał tak kilka razy, no i jeszcze ze 3 razy zemdlał.
-
Matko, już ja go przypilnuje żeby poszedł do lekarza, skoro wy tego nie
zrobiliście. - powiedziałam z wyrzutem. - No to co z Lottie?
Oj tam.
Silny chłopak jest. A no z Lottie to, że chyba zrozumiała, że to zauroczenie i
tak naprawdę kocha Martina.
-
Chcesz mi powiedzieć że nie jesteście razem?
-Nooo..
- Widzę
że jakoś specjalnie załamany to ty nie jesteś. - usiadłam na wysepce w kuchni.
-no
patrz mała takie życie. Louis też pewnie nie będzie jak od niego odejdziesz-
wzruszył ramionami.
-
Słucham? - nie mogłam uwierzyć w jego słowa.
-Co?
- Nie mam
zamiaru od niego odchodzić. Jakbyś nie widział...- pokazałam na brzuch. -
....moje plany są zupełnie inne. Tak w ogóle to przyszedłeś tu tylko po to żeby
mi o tym powiedzieć ?
-Nie,
przyszedłem pogadać, ale się dziwnie rzucasz. Louis się tak bardzo kocha?
-
Słucham?
-Czy ja
mówię po chińsku?
- Harry
do cholery bo co cię to obchodzi? Kocha mnie , a ja jego. Coś jeszcze?
-Nic,
nic. Co robicie dzisiaj wieczorem?
- To
zależy od tego jak on się będzie czuł.
-Załóżmy,
że lepiej to co?
- Nie
mamy jakiś konkretnych planów, a co? - mówiłam już przyjaźniejszym głosem.
-No bo
chcieliśmy ci porwać narzeczonego.
- Jeśli
tylko będzie się dobrze czuł to go sobie bierzcie. A gdzie się wybieracie?
-Pewnie
na jakąś imprezę. Możesz iść z nami.
-
Dzięki, ale ja zostanę w domu. Nie czuje się na siłach żeby iść na imprezę.
Poza tym i tak nie będę pić.
-Dooobra.
Ja spadam mała. Powiedz mu, że będziemy o 18.
- Ok,
papa. - odprowadziłam go do drzwi.
-Aliceeee-
usłyszałam jęk.
Weszłam
do pokoju i zobaczyłam Louisa.
- Co jest? Dalej boli? - spytałam siadając koło niego.
- Co jest? Dalej boli? - spytałam siadając koło niego.
-Boli,
kto to był i co chciał?
-
Harry. Dlaczego mi nie powiedziałeś że masz takie ataki i że parę razy
zemdlałeś?
-Bo nie
chciałem cię martwić. Co chciał?
- Pytał
się czy pójdziesz z nimi wieczorem na imprezę. Louis, ale teraz martwię się
jeszcze bardziej.
-Nie
pójdę i nie martw się kochanie.
-
Martwię się i dlatego pójdziesz do lekarza.
-Nic mi
nie jest.
-
Idziesz do lekarza. - powiedziałam stanowczo.
-No nic
mi nie jest. Alice, przestań się tam zamartwiać i nie denerwuj się
-
Właśnie ja się nie mogę denerwować. Więc masz zadzwonić i umówić się na wizytę.
Wstał z
kanapy, ale zachwiał się i z powrotem usiadł.
-Nic. Mi. Nie. Jest.
-Nic. Mi. Nie. Jest.
- Louis
proszę cię - powiedziałam zrezygnowana.
-Maleństwo
martw się o siebie mi nic nie będzie.
- Nie!
Do jasnej cholery masz iść do lekarza! - zaczęłam krzyczeć.
-NIe
pójdę do lekarza! NIgdzie nie pójdę, nie truj tak samo jak chłopaki/
-
Jesteś egoistą! Zrobiłeś dziecko i chcesz mnie zostawić z nim samą! Rób co
chcesz, ale się do mnie nie odzywaj! W ogóle najlepiej jeszcze nie jestem twoją
żoną, a chcesz żebym była wdową! Skąd wiesz czy to nie jest coś poważnego?!
-A
rozumiem, że umieram?! Jakbym nie chciał żyć i zostawić cię samą to już bym to
dawno zrobił! Ale nie mam takiego zamiaru i nie umieram cholera jasna~!
- Mówiłam
żebyś się do mnie nie odzywał! -poszłam do pokoju na górę.
Siedziałam
na łóżku zła na Louis’a. Wkurzył mnie bardzo. Drzwi sypialni się otworzyły i do
środka wszedł mój narzeczony. Lou zaczął mnie rozbierać. Rozpiął szelki moich
spodni opinających brzuszek ,całując moją szyję.
-Louis
ale ja jestem zła- mruknęłam coś nie wyraźnie, bo jego pieszczoty sprawiały mi
przyjemność.
-W
takim razie cię bardzo- pocałunek- bardzo przepraszam- przychylił mnie na
materac całując mój dekolt.
- Musisz się postarać bardziej
-Tak? A
co mam zrobić królewno?
-Trochę
własnej inwencji Louis. Mam ci wszystko mówić?
-Przecież
się staram. Ty zawsze masz większe wymagania kochanie- zaczął zsuwać że mnie
spodnie.
- Ale
ja dalej jestem zła i nie wiem czy chce z tobą rozmawiać.
-Ale ja
nie mam zamiaru rozmawiać- odparł wracając z powrotem do moich ust i wsuwając
ręce pod moja bluzkę.
- No to
może nie mam ochoty robić z tobą innych rzeczy.
-Przepraszam
że cię uraziłem. Przepraszam że się gniewasz. Za wszystko przepraszam- nadal
mnie całował.
- Masz
w tym w końcu interes mój miły.
-Naprawdę
cię przepraszam- spojrzał mi w oczy.
-
Powiedzmy że ci wierzę, nie wiem jednak czy to coś zmienia.
-Kochanie
czy ty musisz mieć takie humorki?- zapytał ściągając mój t-shirt.
- No w
ciąży jestem, zapomniałeś?
-Nie
zapomniałem masz rację skarbie wolno ci .- no i ej on jest znowu
ubrany a ja znowu w samej bieliźnie.
Grr..
- Masz
zamiar się rozebrać? - spytałam.
-Ja?
Nie. Ty możesz to zrobić.
- W
ogóle nie jesteś samodzielny. - śmiałam się zdejmując z niego koszulkę.
-Jestem,
ale wiesz to uczucie kiedy kobieta sama cię rozbiera- uśmiechnął się
zatrzymując ręce na moich biodrach.
-
Bezcenne.
-No to
sama widzisz.
po kilku minutach byliśmy kompletnie nadzy i kochaliśmy się na naszym łóżku. Zupełnie zapomniałam, że o 18 mieli przyjść chłopcy. Przypomniało mi o tym głośne dobijanie się do drzwi.
po kilku minutach byliśmy kompletnie nadzy i kochaliśmy się na naszym łóżku. Zupełnie zapomniałam, że o 18 mieli przyjść chłopcy. Przypomniało mi o tym głośne dobijanie się do drzwi.
-Nie
schodź- wymruczał mi do ucha przytrzymując w pasie.
- Ale
to chłopcy, zapomniałam że mieli przyjść.
-To
mają problem.- mocniej mnie przytulił.
- Louis
nie wygłupiaj się. - próbowałam go odepchnąć.
-Ale ja
się nie wygłupiam. Oni nie są takimi idiotami. Zrozumieją.
-
Tylko, że jak Harry widział cię ostatnim razem to byłeś umierający i będą się
martwić. Chcesz żeby tu za chwile wszyscy wparowali?
-Drzwi
są zamknięte.
-Tomlinson! Dooobra jak chcesz my już tam wiemy co wy robicie. Nas nie oszukasz!- usłyszeliśmy krzyk z ulicy
-Tomlinson! Dooobra jak chcesz my już tam wiemy co wy robicie. Nas nie oszukasz!- usłyszeliśmy krzyk z ulicy
- Louis
idź tam bo się będą kretyni drzeć na całą ulice.
-Daj mi
telefon- powiedział w poduszkę, ale zrozumiałam.
- Masz
- podałam mu to o co prosił.
-Po
pierwsze zamknąć mordy. Po drugie ja umieram, więc idźcie beze mnie- powiedział
do słuchawki.
-
Umierasz... - powiedziałam sarkastycznie
Spojrzał
na mnie.
-No...tak, nie pójdę do lekarza, yhymm, wal się, cześć.
-No...tak, nie pójdę do lekarza, yhymm, wal się, cześć.
-
Pójdziesz do lekarza. - powiedziałam kiedy odłożył telefon.
-Żarty
sobie robisz?
- Ja
mówię bardzo poważnie.
-Dobra
pójdę, bo nie chcę mi się z tobą kłócić, ale to jest tylko strata czasu.
- No
dziękuje. - pocałowałam go.
-mogę
iść spać, bo jednak ta głowa to mnie boli?
- Teraz
go głowa boli, idź, idź....
-Bolała
mnie cały czas, a coś chciałaś ode mnie jeszcze malutka?
- Nic.
Spać miałeś podobno.
-NO idę
idę, a i powiedz Harry'emu kiedyś tam, że jak jeszcze raz usłyszę że mówi do
ciebie mała to... małe będzie jego co innego
- Nie
spałeś? - zdziwiłam się.
-Spałem,
jak wychodził to usłyszałem
- Aha.
Idę coś zjeść, a ty śpij.
Nie
usłyszałam już odpowiedzi. Ja mu nie odpuszczę tego lekarza. Zaciągnę go tam
siłą, ale pójdzie i się przebada, bo moje dziecko musi mieć ojca, a ja go
potrzebuję, aby był przy mnie. Wyjęłam z szafki ogórki kiszone i ze słoikiem
poszłam do salonu oglądać telewizje. Nie wiem nawet kiedy usnęłam.
~~~*~~~~
DZIĘKI ZA SŁOWA POWODZENIA, NAPISAŁAM TA HISTORIĘ I POLSKI I CHYBA DOBRZE. DODAJĘ KOLEJNY ROZDZIAŁ I IDĘ PISAĆ Z KAROLINĄ NEXT. ZNACZY NEXT TEGO CO MAMY, BO MAMY DUUUŻO.
O I MOŻECIE WEJŚĆ NA ASKA, BOHATERZY CHĘTNIE POOPOWIADAJĄ /
Suuuuper, śietne uśmiałam się no i sobie pkrzyczeli i później pogodzili Czekam na nn
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział .
OdpowiedzUsuńCiekawe co jest Louisowi , mam nadzieje ,że nic poważnego :)
Czekam na nn ;p
Świetny rozdział . ♥
OdpowiedzUsuńFajny jest ten rozdział no i zachcianki Ali ? Bezcenne ! Haha na prawdę jest super. Tylko martwię się co z Lou. Mam nadzieję, że wszystko będzie OK. Czekam na next !
OdpowiedzUsuńMega. Louis do lekarza! Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńświetne jak zawsze czekam na następny*****
OdpowiedzUsuńCzekam na następny bosko piszesz <33333333
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Zaczęłam go czytać wczoraj, ale nie zdołałam dokończyć. Mam nadzieję, że LOuisowi nic nie będzie i że to tylko tzw przemęczenie. Czekam na następny, pozdrawiam Asiek :*
OdpowiedzUsuńHejka fajny rozdział czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuń