Louis
Położyłem się na łóżku i wpatrywałem w sufit. Nie wytrzymam- pomyślałem. Nie umiem udawać, że nic nie mi jest, a nie chce jej martwić. Wszystko mnie boli.
Położyłem się na łóżku i wpatrywałem w sufit. Nie wytrzymam- pomyślałem. Nie umiem udawać, że nic nie mi jest, a nie chce jej martwić. Wszystko mnie boli.
Nie chce też cały czas brać leków przeciwbólowych.
Mam ochotę zasnąć i obudzić się dopiero jak wszystko będzie w porządku. Poza
tym nie jestem za tym, aby teraz jechać do Irlandii. Dzieci są małe, ja się
ledwo ruszam, a Alice ... to nie wiem. Jedynym pocieszeniem i powodem tego że
się nie załamałem jest są Alice, Caroline i Mike. Są dla mnie wszystkim. Wtuliłem
głowę w poduszkę i przekręciłem się delikatnie, aby móc patrzeć na to cholerne
okno. Nawet nie wiem kiedy zmęczenie wzięło nade mną górę i zasnąłem.
Alice
Długo nie schodził, maluchy zasnęły. Wzięłam je i ułożyłam je w łóżeczkach.
Długo nie schodził, maluchy zasnęły. Wzięłam je i ułożyłam je w łóżeczkach.
Poszłam do naszej sypialni i zobaczyłam śpiącego
Louisa. Przykryłam go kocem i poszłam do kuchni żeby zadzwonić do Danielle.
Chciałam z kimś pogadać, poplotkować.
-Halo?- odebrała zdyszana.
- Cześć. Nie przeszkadzam.
-Nie, haha właśnie zostałam oblana kubłem wody
przez twojego brata. No co tam?
- Biedna. Masz może ochotę potem do mnie wpaść? Na
kawę, herbatę i ciastka?
-Mogę. zobaczę te twoje skarby. A słuchaj, bo tutaj
chłopaki chcą do was wbić.
- Louis śpi, ale jak chcą to zapraszam. Tylko o
której będziecie?
-Za chwilę, tylko się przebiorę. Liam debilu
oddawaj mi bluzkę!
- Hahaha...... Dobra czekam. - powiedziałam.
I to by było na tyle z dziewczęcej rozmowy.
Posprzątałam trochę zanim przyszli, a jak już
przyszli to wpadli mi do domu jak postrzeleni.
- Cześć. - powiedziałam do wszystkich i przytuliłam
Dan.
-Cześć!-rzucili się na mnie wszyscy, gdy Dan się
odsunęła
- Tak dawno mnie nie widzieliście? -śmiałam się.
-Noo...gdzie są moje skarby?- zapytał Harry.
- Śpią u siebie.
-Oo nie fajnie- odparł, kiedy z góry zszedł zaspany
Lou.
- Mamy gości Lou. - powiedziałam do nowoprzybyłego.
-Fajnie. Cześć- posłał im krótki uśmiech i poszedł
do kuchni, aby potem znów skierować się na schody.
- Gdzie znowu idziesz? - nie rozumiałam jego
zachowania.
-Na górę.
Podeszłam do niego i powiedziałam cicho, żeby tylko
on usłyszał.
- Chyba mamy gości.
- Chyba mamy gości.
-Mamy, ale ja ich nie zapraszałem. Powiedz, że się
źle czuje i po sprawie- wzruszył ramionami.
- Co ci jest? Jesteś
okropny. - obróciłam się poszłam do salonu do reszty. - Gorzej się czuje.
Poszedł się położyć.
Louis
Wiem jak się zachowałem, ale nie mogłem z nim siedzieć. Musiałem być sam. Sam ze swoimi myślami.
Alice
Wiem jak się zachowałem, ale nie mogłem z nim siedzieć. Musiałem być sam. Sam ze swoimi myślami.
Alice
- No Dan kiedy będziesz ze mną ze swoim wózkiem
chodzić? - powiedziałam jej do ucha.
-Haha.. no jeszcze nie teraz. Za wcześnie na to-
zaśmiała się.
- Rozumiem cię. - powiedziałam do niej
-Ej.... a jemu to tak dokładnie to co jest?-
zapytał Niall
- Gorszy dzień. - powiedziałam szybko
-Jak zawsze ma gorszy dzień to dzwoni do nas , a
najgorszym wypadku do samego Stylesa.- wytłumaczył Liam
- Nie rozmawiałam z nim dzisiaj dużo. Wiem że się
nie wyspał i źle się czuje. - usłyszałam płacz dzieci. - Zaraz wracam.
Gdy weszłam do pokoju, Louis po raz pierwszy starał
się uśpić nasze dziecko. Jedną ręką trzymał Mike'a, drugą się podpierał.
- Znudziło mu się spanie?
-O, Alice- odwrócił się zaskoczony- Chyba tak
- Powiesz mi teraz co się stało?
-Ale nic się nie stało kochanie.
- To dlaczego się tak zachowujesz? Dlaczego nie
zejdziesz na dół?
-Bo... bo usypiam syna.
- Louis proszę cię..... - strasznie źle czułam się
z tym że nie wiem co mu jest.
Odłożył Mike'a do łóżeczka i spojrzał na mnie.
-Muszę być sam.
-Muszę być sam.
- Co ty pieprzysz? - poniosło mnie.
-Muszę być sam, pogodzić się z paroma faktami.
Wtedy może mi przejdzie. Nie wiem Alice, ja nie mam siły.
- To mnie, nas od siebie nie odsuwaj tylko daj
sobie pomóc. - wzięłam dzieci- Idziesz ze mną?
Podszedł jeszcze bliżej i jedną wolną ręką objął
mnie.
-Przepraszam kochanie- pocałował mnie w skroń- Ale nie na długo okay?
-Przepraszam kochanie- pocałował mnie w skroń- Ale nie na długo okay?
- Ok - uśmiechnęłam się do niego. Razem zeszliśmy
na dół.
-O królewicz wstał- zaśmiał się Harry biorąc ode
mnie Caro.
- No to jest akurat królewna. - śmiałam się.
-Mówiłem do Louis'a mała.- mrugnął do mnie
- Hahaha..- podeszła do mnie Dan i wzięła drugie
dziecko.
-Chcecie coś do picia?- zapytał Louis biorąc z pod
ściany drugie podparcie, które ostatnio tam zostawił.
- Kompletnie o tym zapomniałam, przepraszam was.
-Siedź- powiedział 21-latek i poszedł do kuchni.
Za nim poszedł Niall.
- Liam co tam u was? Opowiadajcie.
- Liam co tam u was? Opowiadajcie.
-No wszystko dobrze. Fanki tylko teraz mówią o was
zakochańce, a TT szaleje ze zdjęciami i akcjami Caroline i Mike'a.
- Louis dodał. Cieszę się że je lubią
-No, a raczej kochają. Słuchaj nie długo będą miały
fancluby.
-Ty wiecie, że tatuś do mnie dzwoni?- odezwał się Niall wyjmując komórkę
-Ty wiecie, że tatuś do mnie dzwoni?- odezwał się Niall wyjmując komórkę
- No to odbierz. - podpowiedział mu Zayn.
-Halo?- wziął na głośno mówiący.
-Gdzie dokładnie mieszka Louis z Ali?
-Gdzie dokładnie mieszka Louis z Ali?
Podałam swój adres.
- a co?
- a co?
-O to wy jesteście u Louis'a. Super. Zaraz tam będę
z twoją mamą Ali.
- Yyy... Dobrze czekamy. – powiedziałam
-To ja idę spać- skomentował Louis wstając z
kanapy.
- Boisz się teści? -
śmiał się Liam.
- Tak i nie mam siły dyskutować z jej ojcem.
- Nie przesadzaj. - powiedział Niall.
-Nie przesadzam. Znowu się będzie mnie czepiać a ja
jestem dzisiaj zmęczony głodny i bez humoru.
- Zrobić ci coś jeść - spytałam go.
-Teraz?
- No skoro jesteś głodny....
-Będziesz mi teraz obiad gotować?
- Wiecie co my już pójdziemy. Wpadniemy kiedy
indziej.
-Nie. Zostańcie. Będę czuł się bezpieczniej.
- Nie serio. Zdzwonimy się. - Dan oddała mi
malucha, drugiego trzymał już Lou. - Papa.
-Papa ciociu- powiedział Louis całując córeczkę.
Wszyscy wyszli i zostaliśmy sami czekając na moich
rodziców.
-Patrz mamusia cio malutka- chłopak rozmawiał z
Caroline- A jakie ty masz Piękne śpioszki .
- Od Grega, przysłał je wczoraj. Mike dostał
podobne tylko zielone. – powiedziałam
-Aa no. Moja królewna i cię mamusia tak pięknie
ubrała.
Usiadłam w fotelu i zaczęłam kołysać synka, bo
zaczął płakać. To jednak nie pomagało więc spróbowałam go nakarmić podczas gdy
Louis dalej mówił do Caro. Okazało się że mały był głodny.
-A mała nie jest głodna kochanie?- zapytał Lou
siadając obok mnie.
- Na razie nie płacze. Nakarmię Mike'a i spróbuję
jej dać zjeść. - powiedziałam poprawiając małego przy swojej piersi.
-Słodko wyglądacie.
- Wy również.
Pocałował mnie w policzek
- przepraszam.
- Po prostu się martwię.
-Wiem. Ja po prostu źle się czuje z tym że jestem
od ciebie zależny. Nie mogę ci pomóc przy maluchach ani w przedszkolu a nawet w
domu.
- Uwierz że jak jesteś niemiły to nie jest lepiej.
Kocham cię i proszę nie wmawiaj sobie takich głupot.
-Nie chce być dla ciebie nie miły kotku. Po prostu
.. argumenty mi się skończyły. Jesteś taka wspaniała a ja się nad sobą tylko
użalać mogę.
- To się nie użalaj. Wspieraj, nie mówię tu o
czynnościach fizycznych. Pomagaj psychicznie i zdrowiej mi.
-Kocham cię. Alice jest już październik. Kiedy
chcesz wziąć ze mną ślub?- zapytał prostując nogę.
- Co cię tak wzięło? - wzięłam małego i podałam
Louisowi biorąc córkę i dając jej jeść.
-Po prostu pytam kiedy chcesz zostać moja żoną.
Twoje nazwisko nie pasuje do naszej 3 co mały?
- Masz rację. Czuje się obco w tym domu.
-Co?
- Jedyna jak już zauważyłeś mam inne nazwisko. -
zaczęłam się śmiać z jego skupionej miny.
-Aa dobra Okay. Uff. Mamusia umie straszyć-
zadzwonił dzwonek- Co królewiczu poszedł byś zobaczyć że mną kto to? Ale razem
to nie damy rady...
Poszłam do holu i otworzyłam drzwi wejściowe. Stał
w nich mój tata mama i mama Louisa z dziewczynkami?! Kurde a ją obiadu nie
ugotowałam- pomyślałam.
- Cześć wam. – powiedziałam
-Dzień dobry. Nie przeszkadzamy wam?- zapytała pani
Jay.
- Nie, oczywiście, że nie wchodźcie.
Wprowadziłam gości do salonu gdzie na kanapie spał
Louis z bliźniakami na torsie.
Podeszłam do niego i delikatnie potrząsnęłam .
- Wstawaj kochanie.
- Wstawaj kochanie.
-Co? Ju..mama?
- Witaj synku. Jakie one są śliczne. - pochyliła się
nad dziećmi.
-No bo moje- zaśmiał się brunet całując Mike'a w
rączkę.
- Dzidzie! - do salonu wbiegły bliźniaczki.
-Młode cicho bo dopiero je uśpiłem
- Ale ja chce żeby nie spały. - oburzyła się Daisy
-A ja chce gwiazdkę z nieba.
- To ja ci namaluje, a ty obudzisz dzidzie, ok? -
zaproponowała Phoebe, a ja się zaśmiałam i wzięłam od Louisa Caroline.
-A wiesz co to jest płacz dziecka w nocy? Wiesz że
twój brat całą noc nie spał i ćwiczył nor ....- raptownie przerwał .
- Co ćwiczyłeś? - zaciekawiła się moja mama, też
byłam ciekawa bo nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Nic. Patrz Mike babcia.
- Matko, jak to brzmi...Babcia, tak staro.
Powiedzcie mi że nie wyglądam na babcie, proszę was.
-To jego wina-tato wskazał na Lou- jakby się tak
nie spieszył to wiesz...
- No ale patrz jakie one są śliczne... - powiedziałam
do taty.
-No są. Jak żyjecie bo ten to się ledwie rusza…
- Bob... - moja mama trzepnęła go w ramię.
-No co? Patrz chłopak ledwo stoi. Alice on nie
powinien ćwiczyć?
- Ćwiczę proszę pana. - powiedział oschle Lou,
byłam zła na tatę.
-Aha. Nie widać.
- Tato czy ty masz jakiś problem?! - nie
wytrzymałam.
-Nie. Z czym mam mieć problem?
- Czepiasz się Louisa nie wiadomo o co. -
powiedziałam kiedy odciągnęła go na bok żeby z nim porozmawiać, a raczej go
opieprzyć.
-Nie czepiam. W sumie chyba jeszcze nie powinien
ćwiczyć więc dziwne że już to robi. Lekarz nic nie mówił?
- Też się zdziwiłam. Tato proszę cię daj mu spokój
on i tak ma cholerne wyrzuty sumienia.
-Czemu ma niby wyrzuty?
- Oj... Jakieś głupoty gada, ale proszę cię.
-Dobra ale swoją drogą to dziwny jest...-odwrócił się i wrócił do wnuków. Mamy z tata bawiły się z bliźniakami
jeśli można to tak nazwać Louis stał przy tarasie i patrzył się w okno. Postanowiłam
skorzystać z okazji i z nim porozmawiać. Podeszłam do niego. Stanęłam za
chłopakiem i objęłam od tyłu rękoma.
- No misiek co znowu? – spytałam
-Nic, mam dość twojego taty. Przepraszam. Po prostu
staram się, ale chyba nie zbyt dobrze.
- Jest bardzo dobrze, po prostu....no wiesz jaki on
jest.
-Wiem, ale ja naprawdę coś jest nie tak. Dzisiaj w
nocy ćwiczyłem chodzenie, no robię już wszystko aby funkcjonować normalnie.
- Louis! Zabije cię. Nie powinieneś jeszcze
-Wiem... Kochanie, nie mam już siły słuchać żalów
twojego ojca. Wydaje mi się, że w ogóle jestem dla ciebie według niego nie
odpowiedni, wszystko robię źle i nie tak jak on chce.
- On już taki jest, ale tak nie myśli. Wie że
dobrze się o nas troszczysz. Nie przejmuj się nim, wiem że to nie jest łatwe,
ale spróbuj.
Odwrócił się w moją stronę.
-Oni są zajęci naszymi dziećmi. chodźmy zrobić obiad co?
-Oni są zajęci naszymi dziećmi. chodźmy zrobić obiad co?
- ok. - pocałowałam go czule
Wziął mnie za rękę i udaliśmy się do kuchni. Mimo,
że to ja gotowałam, to Louis jak tylko mógł mi pomagał. Coś podawał, coś kroił.
Jest taki kochany. Mam wielki żal do taty za jego zachowanie.
-Gotowe- powiedział dumnie stawiając przede mną
miską z sałatką. Sam wszystko zrobił do niej jak na swoje możliwości.
- Super, dzięki. -
zaniosłam wszystko do stołu. - Kochani chodźcie na obiad.
-Szybka jesteś Alice- odezwała się mama Louisa.
- Miałam pomoc. Dobra jedzcie
Zjedliśmy obiad w miłej atmosferze.
-świetnie gotujesz -pochwaliła mnie moja teściowa.
-Dziewczynki chcą ci pomóc w sprzątaniu- podszedł do mnie Louis,
-świetnie gotujesz -pochwaliła mnie moja teściowa.
-Dziewczynki chcą ci pomóc w sprzątaniu- podszedł do mnie Louis,
- Dzięki, to może weźcie wszystkie talerze i
zanieście do kuchni dobra?
-Dooobra- odparła wesoło Daisy i pocałowała mnie w
policzek.
Były takie słodkie i kochane. Wzięłam szklanki i
poszłam do kuchni. Wzięłam od taty synka i usiadłam na kanapie.
Caroline trzymała mama Louisa i coś do niej mówiła.
-Wygodnie ci u babci królewno?
- Przyjechaliście razem? – spytałam
-Że jak razem?
- No bo razem przyszliście.....
-Tak, bo ja przyjechałam do twojej mamy a twój tata
do niej i się spotkaliśmy
- Aha - pokiwałam głową i wstałam z małym bo zaczął
płakać
Chodziłam po pokoju, ale się nie uspokajał, a jeść
też nie chciał. Czysto miał, więc nie wiedziałam o co chodziło. Próbowałam go
uśpić ale nie udawało mi się. Maluch cały czas płakał.
-Daj mi go, skarbie- poprosił Louis odstawiając
jedną kulę.
Podałam mu synka a sama wzięłam na kolana Phoebe,
która do mnie przyszła.
-Patrz, już nie płacze- powiedziała do mnie.
- Chciał do taty – odpowiedziałam jej.
-Aaa no może- wzruszyła ramionkami.
- Jak chcesz to w kuchni na blacie w misce są
cukierki - powiedziałam jej na ucho. - Tylko weź ze sobą siostrę.
-O, dobra chodź Daisy- wstała i pociągnęła
dziewczynkę.
- Są kochane. – zwróciłam do ich mamy.
-No są. Wasze będą takie same. Patrz jak szybko
usnął.
Popatrzyłam na Mike'a, którego dalej trzymał Louis.
Spał jak zabity. Ślicznie razem wyglądali.
-To teraz mama cię do łóżeczka położy- podał mi go
delikatnie.
Poszłam na górę i tam w jego łóżeczku go położyłam,
pocałowałam w główkę i wróciłam na dół. Wzięłam też już śpiącą Caro i również
zaniosłam do pokoiku. Zeszłam na parter, a wszyscy już się ubierali.
- Jedziecie już?
- Jedziecie już?
-Tak, będziemy się już zbierać. Śliczne te nasze
wnuczęta. A zapomniałabym- moja mama puknęła się w czoło- a co z twoim
przedszkolem?
- Przedszkolanki już mam. Więc jeśli tylko będą
chętni to niedługo je otworze.
-Już październik- przypomniała mi.
- Wiem, dlatego mówię że to zależy od tego czy będą
chętni. Jeśli nie zacznę od przyszłego roku. Ostatnio po prostu nie miałam do
tego głowy.
-Dobrze. No to papa- ucałowali nas i wyszli.
- papa. - zamknęłam za nimi drzwi i poszłam
dokończyć sprzątać w kuchni.
-Pomóc ci?- zapytał mnie Louis.
- Nie trzeba już kończę. - powiedziałam zamykając
zmywarkę.
-Eh ty- westchnął.
- Chcesz coś do jedzenia?- spytałam.
-Dopiero zjadłem obiad kochanie- pocałował mnie w
czoło podpierając się o blat.
- Louis a leki brałeś? - przypomniałam sobie.
-Chyba tak…
- Jak to chyba?
-No chyba- wzruszył ramionami
- Louis to nie jest śmieszne.
-Wiem. Co będziesz robić?
- Musisz wziąć tabletkę i to jest ważne. - wkurzała
mnie ta jego obojętność.
-No to wezmę już drugi raz- podszedł do szafki i
wyjął lek, aby go wziąć- a teraz mi powiedz co będziesz robić.
- Nie wiem nie mam już nic do roboty. A co? . -
spytałam.
-No nic. Może się położysz, a najlepiej zdrzemniesz
co?
-Nie jestem śpiąca. Ty masz jakieś plany na dziś
jeszcze?
-Nie mam. Zostaje w domu aniołku. Mogę poćwiczyć?
- Wiesz że nie powinieneś
-Wiem, ale ja nigdy nie będę chodził normalnie jak
czegoś nie zrobię, a widocznie cała noc to za mało...
- Właśnie jeszcze cię za to nie opieprzyłam. Na łeb
upadłeś? Chcesz sobie coś zrobić?
-No przecież nic mi się nie stało.
- Ale mogło.
-Nie mogło. nie robiłem nic takiego. Chodziłem
tylko bez kul, ale nie przyniosło to skutków..- skrzywił się.
- No przecież na to potrzeba czasu.
-Wiem, ale ja mało cierpliwy człowiek jestem.
Maleństwo kąpiesz dzisiaj dzieci?
- Tak trzeba je dziś wykąpać.
-A o której je obudzisz ... auua ...aby wykąpać ?
- Poczekam do 19 może się same obudzą, a jeśli nie
to wtedy je obudzę.
-Chodź bliżej- poprosił.
Podeszła do niego.
- No co tam?
- No co tam?
-A nic- pochylił się nade mną i pocałował.
- Mmmm...jak miło. - uśmiechnęłam się i teraz to ja
go pocałowałam.
Objął mnie delikatnie w talii oddając pocałunki
-A może tak ty weźmiesz kąpiel? Co królewno?
- Czy to jest propozycja?
-No taka sugestia. Pójdę ci wszystko przygotować i
się odprężysz aniołku.
- Nie wiem czy mam ochotę na kąpiel. - mruknęłam.
-A na co masz ochotę? Postaram się spełnić każde
życzenie mojej księżniczki w miarę mojej możliwości
- Nic szczególnego. Po prostu posiedź trochę ze
mną.
-A z tobą bardzo chętnie- odepchnął się od blatu
- no ja myślę
Przeszliśmy do salonu i usiadłam w ramionach Louisa.
- Kocham cię. - powiedziałam do niego.
-Też cię kocham. Jesteś wszystkim- pocałował mnie.
- Louis, ale wiesz, że nie możesz głupio gadać bo
za parę lat będziesz uczył swojego syna grać w piłkę. - mówiłam z nadzieją że
potwierdzi moje słowa.
-Na to liczę.
- Będzie tak , zobaczysz. -wtuliłam się w niego.
-Miło że we mnie wierzysz więc mam nadzieję że nie
tylko jednego syna będę uczył grać w piłkę.
- Pożyjemy, zobaczymy..
-Z tym poży...- zamknęłam mu usta pocałunkiem bo
już wiedziałam co chciał powiedzieć.
Oddawał pocałunki, czyli zrozumiał że nie chce tego
słuchać i dobrze.
-Kotuś jak ty się czujesz po porodzie? Wszystko
okay?
- Oprócz tego, że jestem gruba to jest dobrze. -
powiedziałam mniej radośnie.
-Nie jesteś gruba.- podwinął moja bluzkę i wtedy
zobaczyłam bliznę po cięciu. Kolejna do kolekcji. To mnie strasznie oszpeca.
- Sam wiidzisz, jest okropnie, nie dość że
poharatane to jeszcze grube. Masakra.
-Nie. Jesteś piękna i nie jesteś grubą. Mam wrażenie
że nic nie jadłaś jak mnie nie było.
- Zdaje ci się. Jezu Louis nie mów że to coś -
wskazałam na swoje ciało. - ci się podoba bo i tak nie uwierzę, choćby nie wiem
co.
-Bardzo mi się podoba. Przysięgam na moją córeczkę.
Tobie się wydaje że jesteś gruba ale tak nie jest
- Wiem jak jest. - powiedziałam smutno i wstałam bo
usłyszałam płacz i to podwójny. - Zajmiesz się Mike'em, a ja najpierw wykąpie
Caroline?
-A mogę popatrzeć chociaż jak to robisz? Nie mogę
nawet kąpać dziecka przy pierwszej kąpieli- odparł ponuro.
- Jasne, zaraz je przyniosę. - poszłam na górę i
wzięłam oba maluchy. Zeszłam z powrotem na dół.
-To idziemy do łazienki?
- Tak - weszliśmy do łazienki i Lou trzymał Mike'a,
a ja kąpałam córeczkę.
-Ja bym nie umiał. Zrobiłbym im krzywdę. Patrz
maleńki co mamusia robi.
- Nie zrobiłbyś. - powiedziałam owijając małą
puchatym ręcznikiem. - Idź do taty słoneczko.
Wziął Caro która oparła główkę o jego ramię a podał
mi ostrożnie Mikea
.-zrobił bym
Zaczęłam myć synka i szczerze powiem, że podobało
mi się to.
- No i gotowe.
- No i gotowe.
-Oh jacy my teraz pachnący jesteśmy co ?- louis
mówił do maluchów kiedy ja wylewałam wodę z wanienki.
Poszliśmy wszyscy do sypialni mojej i Louis'a i tam
na naszym łóżku położyliśmy oba maleństwa. Caro leżała na pomarańczowym kocyku,
a Mike na niebieskim. Sama nie wiem kiedy zaczęłam się śmiać.
-Co się stało?- zapytał Lou
- One są boskie. - pokazałam na nasze dzieci.
-Zgadzam się. Takie dwa słoneczka. Dziękuję ci
kochanie
- Ale za co? - zdziwiłam się.
-Za to że mi je dałaś- musnął wargami moja
skroń-Boże mam nadzieję że maluchy nie będą płakać w nocy bo dziś już chyba nie
będę ćwiczył.
- Jakby nie patrzeć bez ciebie też by ich nie było.
-Wiem jednakże ci dziękuję. Za to również że przy
mnie byłaś i nie zostawiłaś.
- No wiesz, dla mnie to jest coś oczywistego
pocałowałam go i znowu zapatrzyłam się w dzieci.
-Myślisz że Mike będzie blondynem?
- Nie mam pojęcia. - wzruszyłam ramionami.
-Chyba tak. Dobra królewiczu- chłopak podniósł
jedną ręką syna-Głodny chyba jesteś co? No to do mamy z tym.
- Chodź maluchu. - wzięłam go od Louis'a i zaczęłam
karmić.
To samo później zrobiłam z Caroline ale miałam
wielki problem aby je uśpić. Cały czas płakały. Nie były głodne, ani nie miały
brudno w pieluchach. Chyba po prostu miały gorszy wieczór.
-Połóż jej do łóżeczek- Louis chyba coś wymyślił.
- No ale co to pomoże? Chyba wolą być na rękach....
-Połóż je- poprosił.
Zrobiłam to co mówił i popatrzyłam na niego
wyczekująco.
-Idź sobie- zaczął mnie wyganiać z pokoju dzieci.
- Co? - nie rozumiałam jego poczynań. - Co ty
robisz?
-No idź sobie- pocałował mnie szybko i zamknął
drzwi za mną. Już po chwili płacz ucichł, a ja słyszałam jak chłopak im śpiewa.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i poszłam do łazienki
wziąć prysznic. Postałam trochę dłużej, po woda mnie nieco odprężyła, a gdy
wyszłam od razu zostałam owinięta ręcznikiem.
- Nie mogłam posłuchać jak im śpiewasz? - spytałam
stojącego obok Louisa.
-Nie, bo śpiewałem dla nich- cmoknął mnie w czoło i
wyszedł.
Wysuszyłam włosy, ubrałam piżamę i poszłam do sypialni
gdzie na łóżku leżał Lou.
Odkryłam kołdrę i położyłam się obok niego,
delikatnie kładąc głowę na jego torsie, a on objął mnie ramieniem.
- Pamiętam jak śpiewałeś dla mnie. Pamiętasz to?
-Oczywiście, że pamiętam i mam zamiar jeszcze wiele
razy dla ciebie śpiewać kochanie- pocałował mnie w dłoń
- Śmiesznie wtedy było. Wiesz cały czas myślę nad
tym że teraz musimy być bardziej odpowiedzialni niż kiedyś. Bardziej dorośli.
-Może troszkę. Skarbie, a możesz już zabrać małe na
spacer?
- Tak wezmę je gdzieś jutro, pójdziesz z nami? Jak
nie to zadzwonię, może Dan.
-Pójdę, spróbuję, ale pójdę.
- Fajnie - pocałowałam go
-Tak, ale pójdźmy do parku, gdzie są ławki i nie
jest daleko- poprosił w moje usta.
- Jak sobie pan życzy panie Tomlinson - zaśmiałam
się.
-Oh dziękuję pani Horan- przytulił mnie do siebie-
Zmęczona?
- Wiesz że o dziwo nie? Wszyscy mówili że będę
chodzić niewyspana i nieprzytomna, a ja czuje się wspaniale - wzruszyłam
ramionami.
-Rozumiem. No ja pewnie też bym się tak czuł, ale
nocy nie spałem .
- Mam na dzieje że wbiłeś sobie coś do tej głowy
dzisiaj będziesz już normalnie ze mną spał. Całą noc - zaznaczyłam.
-No w nocy będę- odparł całując mnie na dobranoc-
Idź spać malutka.
-
Ty też. - przytuliłam się do niego
~~~~*~~~~~~
tAK WIĘC LINK DO BLOGA KAROLINY: http://i-and-1d.blogspot.com/
~~~~*~~~~~~
tAK WIĘC LINK DO BLOGA KAROLINY: http://i-and-1d.blogspot.com/
Boski rozdział.... :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny. :)
OdpowiedzUsuńTe maleństwa muszą być serio słodkie w rzeczywistości. ♥
Czekam na następny. :) xx
~ Zuza (wcz. ruda mycha)
:) Caudowny rozdział ;p
OdpowiedzUsuńOj jaki louis jest niecierpliwy :D
Czekam na nn .
boskie<3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńLou, idioto opamiętaj się z ćwiczeniami!
Czekam na next!
Boski ♥ Kocham tego bloga.
OdpowiedzUsuńMusiałam czytać na raty, moja mama mnie wykończy
OdpowiedzUsuńświetny rozdział i już czekam na nn
Megaaa!! Czekam na nn ;*
OdpowiedzUsuńŚwietne ! *.*Czekam na next :D Zapraszam do mnie . ;)
OdpowiedzUsuńDalej *.* To opowiadanie jest boskie *.*
OdpowiedzUsuńZajebisty *.* CZekam na next~~ WampirrJagodaa
OdpowiedzUsuńŚwietny. Nalot rodzinki hihi :D
OdpowiedzUsuń