NIE BĘDZIECIE KOMENTOWAĆ CZĘŚCI BĘDĄ RAZ NA TYDZIEŃ. ALBUM ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY. http://alicehoran-album.blogspot.com/
Alice
24 grudnia
Dzisiaj
urodziny Louisa, on jeszcze spał, kiedy poszłam mu zrobić pyszne śniadanie do
łóżka i jako pierwsza dałam mu prezent, pięknie zapakowaną kamerę, mając
nadzieję że mu się spodoba. Zsunęłam się z wielkiego łóżka i pognałam na dół.
Tam zrobiłam mu tosty, omlety i herbatę. Wszystko zaniosłam na piętro
wyciągając z garderoby prezent.
Usiadłam
na łóżku i zaczęłam całować śpiącego jeszcze chłopaka. Powoli się budził.
-Ty już
wstałaś aniołku?- zapytał zasypanym głosem.
Nie
odpowiedziałam na jego pytanie tylko znowu go pocałowałam.
- Najlepszego kochanie.
- Najlepszego kochanie.
-Uu
pamiętałaś- uśmiechnął się przytulając mnie ostrożnie do siebie
- No
oczywiście. Śniadanie dla ciebie i prezent, nie jest to dom, ale... - podałam
mu pakunek.
-Mówiłem
ci kiedyś że to ja mam ci się odwdzięczać i robić wszystko dla ciebie?- zapytał
siadając.
- Ale
ja tak nie chce.
-A ja
nie chcę abyś wydawała na mnie pieniądze najdroższa- pocałował mnie w czoło.
-
Dlatego nie pytam się ciebie o zdanie. No już , otwieraj.
Rozpakował
prezent wyjmując sprzęt z pudełka. Patrzył na mnie zaskoczony.
- Zła?
- spytałam rozczarowana.
-Bardzo
dobra. Smyku mój bardzo- pocałunek- bardzo ci dziękuję.
- Jezu,
jak się cieszę, że ci się podoba.- rzuciłam mu się na szyje.
-Oczywiście
że mi się podoba maleńka. Wszystko od ciebie mi się podoba a kamera jest mega.
-
Extra!
-Haha
jaka radość- ogarnął mi włosy na ramię które ucałował.
- No bo
cieszę się że ci się podoba.
-A ja
ci mówię, że mi się wszystko od ciebie podoba.
- No
weź.....
-Zawstydzona?-
uśmiechnął się cwaniacko.
-Niee,to
po prostu miłe. Jakieś życzenia co do dzisiaj solenizancie?
-Spędź
go ze mnę i będę najszczęśliwszym chłopakiem na świecie- odparł całując mnie w
dłoń.
-
Niewiele ci trzeba do szczęścia. - zauważyłam i zaczęłam wstawać z łóżka.
-Bo ja
mało wymagam i masz ze mnie pożytek.
-
Jesteś kochany, a teraz jedz. - pokazałam głową na śniadanie które zrobiłam dla
chłopaka.
-A
zjesz ze mną malutka?
- Nie,
nie, nie to jest dla ciebie. - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Ale ja
chcę się podzielić. Poza tym mam urodziny, więc nie powinnaś mi odmawiać..
- Ja
już jadłam, a to zrobiłam dla ciebie i nie odmawiam tylko próbuje przekonać.
-A mogę
to chociaż zjeść przy stole? Wiesz ja po prostu chcę jeszcze z tobą porozmawiać
, a w łóżku nie wypada...
- Nie
lubisz ze mną rozmawiać w łóżku? - podniosłam jedną brew
-Kiedy
ty nade mną stoisz a nie leżysz obok? Nie, nie lubię.
- No to
już siadam - usiadłam na brzegu łóżka.
-Ale ty
jesteś uparta- westchnął- Mam dla ciebie prezen..ty
- Nie
wierze.....To twój dzień, ja ci powinnam dawać prezenty, a nie na odwrót.
-Ale
tym razem to prezent nie tylko ode mnie, a od twojego brata i rodziców. Ja się
tylko... dołożyłem.
- I tak
to nie jest fair.
-dlaczego
tak uważasz kotku? Dzisiaj są święta wiesz?
- Wiem,
wiem. - westchnęłam.
-No to
idź się ubierz, w sensie jakąś bluzę, zjem śniadanie, ubiorę się i idziemy-
pocałował mnie czule.
- No
dobra, ale po co mi bluza ii gdzie będziemy szli?
Nie
odpowiedział. Już wiedziałam, że się nie dowiem. Zrezygnowana powlekłam do
garderoby, a gdy wróciłam chłopak ubierał na siebie białą koszulę.
-Ja
jestem gotowe, nie wiem na co , ale jestem gotowa, a ty? - podeszłam bliżej
chłopaka.
-No
jestem- zapiął ostatni guzik i pociągnął mnie na dół.
Z szafki w holu wyciągnął jakieś nie znane mi kluczyki.
-To jest jeden prezent- wręczył mi je.
Z szafki w holu wyciągnął jakieś nie znane mi kluczyki.
-To jest jeden prezent- wręczył mi je.
- Drugi
dom.....Czekaj! Jak to jeden? Jest więcej? - normalnie nie wiedziałam co mam ze
sobą zrobić.
-No..
tak w sumie to tak.- Wręczył mi drugie kluczyki i wyprowadził na dwór, aby udać
się do garażu. Szłam za nim i nie wiedziałam
czego mam się spodziewać, on był nieobliczalny. Nagle zatrzymał się, a ja
zrobiłam to co on. Otworzył pilotem drzwi, a w
środku ujrzałam...3 auta?! Był mój, Louis'a i jeszcze jeden.
-To jest twój nowy samochód- wyszeptał mi do ucha. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie byłam w stanie. Odwróciłam się w stronę chłopaka i patrzyłam na niego głupio
-To jest twój nowy samochód- wyszeptał mi do ucha. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie byłam w stanie. Odwróciłam się w stronę chłopaka i patrzyłam na niego głupio
-Co
jest? Nie podoba się?
- Jest
cudowne! - zaczęłam skakać jak głupia. Nagle coś mi w tym przeszkodziło.
Ręce
chłopaka objęły mnie i po chwili kręciliśmy się w kółko.
-Ale to nie wszystko
-Ale to nie wszystko
- Ale
mi niczego nie trzeba.......- pocałowałam chłopaka - ...mam wszystko.
-Tak,
wiem, ale jest jeszcze coś.- odpowiedział.
Spojrzałam
na niego pytająco, a on tylko się uśmiechnął. Uwielbiał kiedy coś wiedział
a ja nie, kiedy miał nade mną przewagę.
-Wsiadaj
do auta- rozkazał.
-Ale do
którego kochanie?
-Wybierz
sobie- rzucił mi kluczyki do pozostałych dwóch.
- Tym.
- wskazałam na swój nowy nabytek. - Ale musisz prowadzić, bo ja nie wiem
gdzie.- powiedziałam śmiejąc się.
-No to
wsiadaj aniołku
Wsiadłam
i zaczęłam rozglądać się. To auto było idealne.
- Jest super. - powiedziałam kiedy wyjeżdżaliśmy.
- Jest super. - powiedziałam kiedy wyjeżdżaliśmy.
-Mam
taką nadzieję. Wybaczysz że nie jest sportowe, ale twój tatuś się uparł że ma
być rodzinne. I miał rację.
-
Zgadzam się. - powiedziałam od razu.
-Lubisz
Alicję w krainie czarów?
-
Hahahaha.....no lubię, a co?
-Zaraz
się dowiesz ślicznotko- odparł skręcając gdzieś.
Aaa mam automatyczną skrzynie biegów- pomyślałam szczęśliwa- I to on ma urodziny dzisiaj...
Aaa mam automatyczną skrzynie biegów- pomyślałam szczęśliwa- I to on ma urodziny dzisiaj...
- Ja
nie wiem jak ci się odwdzięczę normalnie... - patrzyłam przed siebie. - Daleko
jeszcze?
-No nie
już jesteśmy skarbie- zaparkował rozpinając mnie z pasów.
Staliśmy przed ...przedszkolem?
Staliśmy przed ...przedszkolem?
-
Przedszkole? Chyba trochę nie rozumiem. - spojrzałam na niego pytająco i
złapałam za rękę.
-Bo to
twoje przedszkole najdroższa.
- Nie
chodziłam tu do przedszkola Louis.
-Nie
mogłaś tu chodzić, bo dopiero je założyłaś.
-
Czekaj.... Jak to założyłam?
-No
jest twoje. Rób z nim co chcesz. A nazywa się właśnie "alicja in the land
of charms"
-Dziękuję
- powiedziałam cicho i normalnie się popłakałam.
-Ale
kochanie czemu ty płaczesz?- zapytał zatroskany.
- No a
jak myślisz? Ze szczęścia. Przecież ty tyle dla mnie robisz, dajesz. -
przytulił mnie do siebie
-To
jest mało. Ty dajesz mi więcej.
- No
właśnie o to chodzi że nie. I nie gadaj mi tu że wystarczy że jestem i w
ogóle. Bo mi też w zupełności wystarczasz ty, a patrz ile jeszcze od ciebie
dostaje.
-Dajesz
mi wszystko. Kochasz mnie, dajesz mi szczęście, wszystko. Wracam do domu, widzę
twoją uśmiechniętą twarz i po prostu nawet dzień, który miałem zepsuty umiesz
naprawić. Ty, właśnie spowodowałaś, że mogę żyć i być wdzięczny, że przy mnie
jesteś.
- Ja
cię tak strasznie kocham. - założyłam ręce na jego karku.
-I za
to też ci dziękuję. Ja po prostu na ciebie nie zasługuję.
- Nie
mów tak bo ci krzywdę zrobię. To ja nie zasługuje na ciebie.
-Właśnie
nie. Jesteś taka wspaniała, delikatna, dobra, a ja nie wiem co mam robić, abyś
czuła się jak najlepiej- wyszeptał.
- Bądź
koło mnie po prostu. Tylko tyle.
-Będę,
tylko jest problem w tym, że boję się, że zrobię ci krzywdę- przyznał.
- Ale
ja się nie boję i ty też tego nie rób. - przytuliłam się do niego mocno.
-Chcesz
dzisiaj wejść do środka królewno? Potem jedziemy do domu, żeby przygotować
trochę rzeczy przed wizytą twojej mamy.
-Jasne
że chce. Możemy?
-Przecież
to twoje, poza tym ty masz kluczę słoneczko.
- No
tak - palnęłam się w czoło. - To chodź.
Weszliśmy
do nowoczesnego budynku. Najpierw przeszliśmy przez dziecięcą szatnie kierując
się na jedną z sal. Była urządzona tak kolorowo i przyjemnie. Na pewno każdemu
dziecku będzie się tu podobać.
- Wow
-tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Wszystko było takie wesołe. Nie dało się
być smutnym. Już teraz przed oczami miałam biegające i krzyczące dzieci. Nie
mogłam się doczekać otwarcia tego miejsca.
-Mam
nadzieję, że ci się podoba.
-
Podoba i to jak
-Kocham
cię, kocham- całował moją szyję wyprowadzając na zewnątrz.
- Wiem,
ja ciebie też. Tak bardzo, bardzo, bardzo.....
-Prowadzisz
kotuś?- podał mi kluczyki od mercedesa
- Teraz
już wiem gdzie, więc oczywiście że ja prowadzę.
-Ah
rozumiem, że ja już nie mam dostępu do twojego auta?- zapytał wsiadając po
lewej stronie.
-
Kochanie, co moje to i twoje. Zawsze. - pocałowałam go.
-Boże,
miej nade mną litość- jęknął odsuwając się delikatnie.
- No co
znowu? - zdziwiłam się
-Nie..
nie ważne, jedź do domu.
- No
ale co ja zrobiłam?
-Za
bardzo mnie uwodzisz i tyle.
-
Przesadzasz. - ruszyłam z pod przedszkola.
-Ty mi
nie mów czy przesadzam czy nie bo to ja...czuję okay?
-
Czujesz to powiadasz? Dobra już się nie odzywam - chciało mi się śmiać.
-Tak
czuję. Jedź.
Wieczór
Ustawiałam
właśnie talerze, kiedy do domu wpadł Louis z ostatnimi zakupami.
- Połóż je w kuchni, już tam idę.
- Połóż je w kuchni, już tam idę.
Poszedł
do pomieszczenia, a potem usłyszałam huk.
- Coś
zrobił?!
-No..
nic. Talerze spadły.
- Co?!
- pobiegłam do kuchni. - Wszystkie?
-Nie,
dwa, bo walnąłem głową w półkę i się zsunęły
-
Ufff...to znaczy, nic ci nie jest?
-Nie nic.
Wiesz może ty za mnie nie wychodź co?
- Już
nie chcesz? - udałam załamaną.
-Nie,
wiesz tylko będziesz skazana na taką sierotę. Po co ci to?- jęknął rozmasowując
czoło.
- Bo ja
bez ciebie nie wytrzymam. Odzwyczaiłam się od normalności misiu.
-Nie ma
to jak szczera ukochana- wyjął z dużej lodówki lód i przyłożył sobie do
obolałego miejsca.
- Chyba
wszystko już gotowe. Jak myślisz?
-Yhym...-
mruknął całując mnie, kiedy do domu wpadła moja mama.
-
Mama..... - powiedziałam i odsunęłam od siebie Louisa.
-Tak ja.
Przepraszam, że tak wpadam, ale drzwi od waszej rezydencji było otwarte na
oścież.
- Nie
no co ty. Fajnie że już jesteś. - przytuliłam kobietę.
-Dzień
dobry... pani.
- Oj
tam jaka pani... Córkę mi do ołtarza ciągnie i pani będzie mówił.
-No
chyba .. tak- jak zwykle zaczął rozmasowywać kark jak się denerwował.
- Mamie
chodzi o to żebyś mówił do niej mamo. - śmiałam się.
- No jeśli chcesz oczywiście - dodała moja mama.
- No jeśli chcesz oczywiście - dodała moja mama.
-Wiem o
co chodzi, i chcę tylko .. yh dobrze mamo- uśmiechnął się miło- Jak mnie jutro
ta rozmowa czeka z twoim tatą to ja nie jadę- dodał zwracając się do mnie.
- Jaka
rozmowa? Przecież już z tobą rozmawiał. - zdziwiłam się.
-Córciu
jemu chodzi oto, że będzie go prosił o twoją rękę- odparła mama- I pewnie
też tata będzie chciał, aby do niego inaczej mówił. A że twój tata to Bob
Horan to doda jeszcze ze dwa słowa więcej.
- No
niby tak .... Nie martw się. Będzie dobrze. - pogłaskałam chłopaka po policzku.
-Taaa
wierzmy w cuda- powtórzył
- No
chłopaku teścia to ty sobie łatwego nie wybrałeś. - tym razem powiedziała mama.
-To
mnie pa..mama pocieszyła.
-
Dobra, chodźcie jeść. - powiedziałam w końcu.
Wieczór
minął nam bardzo miło. Zjedliśmy kolację i bardzo długo rozmawialiśmy.
Zauważyłam, że moja mama bardzo lubi Louis'a. Cieszyłam się z tego powodu.
Sprzątałam, kiedy chłopak pojechał odwieźć rodzicielkę do domu. Gdy skończyłam
poszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem.
-Kochasz go i nie możesz się bać- powtarzałam
-Kochasz go i nie możesz się bać- powtarzałam
Powtarzałam
to sobie cały czas. Tak się zamyśliłam, że kiedy usłyszałam otwierane drzwi aż
podskoczyłam.
- To ty misiek? - krzyknęłam z łazienki
- To ty misiek? - krzyknęłam z łazienki
-A kto
inny miał przyjść?- odkrzyknął, a ja słyszałam jak w holu zdejmuje kurtkę.
-
Upewniam się tylko.
-Gdzie
ty w ogóle jesteś kochanie?
- W
łazience, już wychodzę.
Spotkaliśmy
się w holu na dole.
-Co chcesz robić skarbie?- zapytał- Tylko nie będę oglądać tego szajsu to ci mówię od razu- pocałował mnie w czoło.
-Co chcesz robić skarbie?- zapytał- Tylko nie będę oglądać tego szajsu to ci mówię od razu- pocałował mnie w czoło.
- Nie
wiem o czym mówisz. Ty podaj propozycje to w końcu twoje urodziny.
-Nie
wiem. Jesteś zmęczona? Chcesz oglądać? Wykąpać się? Mogę ci przygotować kąpiel.
Nie mam chyba jakiś specjalnych pomysłów
- Nie
pytam o pomysły tylko życzenia, zachcianki. To twój dzień i masz mi w tej
chwili powiedzieć na co masz ochotę - tupnęłam nogą.
-Możesz
mnie pocałować jak chcesz- uśmiechnął się-Tylko hamuj się, bo moje pożądanie
może przejść granicy powstrzymania.
- Nikt
nie powiedział że tego nie może - pocałowałam go
-Ty coś
kombinujesz tylko za cholerę nie wiem co- powiedział przez pocałunki.
-
Kochanie ja tylko robię to o co prosisz. - powiedziałam niewinnie i znowu go
całowałam.
-To
jest dosyć nie ... -nie dałam mu skończyć. Wziąłem za rękę i poprowadziłam
zaskoczonego chłopaka na górę do naszej sypialni.
Posłusznie
szedł za mną. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia które było moim celem i razem z
Louisem weszłam do środka.
- Teraz możesz dokończyć - podeszłam do niego bardzo blisko i wręcz stykałam się z nim klatkami.
- Teraz możesz dokończyć - podeszłam do niego bardzo blisko i wręcz stykałam się z nim klatkami.
-Nie
typowe z twojej strony...- wyjąkał.
- Już
ci mówiłam że za mało dla ciebie robię.
-Robisz
dla mnie bardzo dużo i nie musisz robić czegoś na siłę..
-
Przysięgam że nie mam zamiaru robić nic na siłę - uśmiechnęłam się do niego.
-Kocham
cię- wyszeptał zbliżając się do mnie.
Louis
całował mnie z nadzwyczajną czułością. Zachowywał się jakbym była z porcelany.
Było to bardzo miłe. Najpierw zdjął ze mnie koszulkę, później rurki. Byłam
trochę spięta, ale poddawałam się jego czułemu dotykowi.
- Kochanie jeśli nie jesteś pewna…
- Jestem- przerwałam mu.
Przy jego pomocy zdjęłam z niego koszulę, ale powstrzymał mnie przed odpięciem guzika u spodni. Położył mnie na łóżku. Najpierw pocałował mnie w usta, później pocałunkami schodził przez linię mojej szyi do piersi. Jego dotyk był kojący. Zamknęłam oczy i napawałam się tym uczuciem. Wstał z łóżka i zdjął swoje spodnie. Teraz przygniatał mnie swoim ciałem. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których było nieme pytanie. Pokiwałam twierdząco głową. Wszedł we mnie delikatnie a ja jęknęłam mu prosto do ust. Osiągnęliśmy szczyt w tym samym momencie.
-Dziękuję- wymruczał w zagłębienie mojej szyi.
- Kochanie jeśli nie jesteś pewna…
- Jestem- przerwałam mu.
Przy jego pomocy zdjęłam z niego koszulę, ale powstrzymał mnie przed odpięciem guzika u spodni. Położył mnie na łóżku. Najpierw pocałował mnie w usta, później pocałunkami schodził przez linię mojej szyi do piersi. Jego dotyk był kojący. Zamknęłam oczy i napawałam się tym uczuciem. Wstał z łóżka i zdjął swoje spodnie. Teraz przygniatał mnie swoim ciałem. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których było nieme pytanie. Pokiwałam twierdząco głową. Wszedł we mnie delikatnie a ja jęknęłam mu prosto do ust. Osiągnęliśmy szczyt w tym samym momencie.
-Dziękuję- wymruczał w zagłębienie mojej szyi.
- Nie
masz za co. To ja dziękuję że tyle czekałeś.
-Na
pewno nie zrobiłem ci krzywdy? Nie boisz się mnie?
- Ani
trochę. Kocham cię. -pocałowałam chłopaka.
-Też
cię kocham- pocałował mnie jeszcze raz, tylko że znowu tak delikatnie.
-
Pamiętaj, już wszystko jest w porządku. Nie boję się. Jasne?
-I
jesteś tego 100% pewna?
-200%.
-Dobrze...-
musnął moje wargi, aby potem wpić się je zachłannie.
- Ale
pamiętaj.......zawsze. - zaznaczyłam.
-Kochanie
moje..- pogłaskał mnie czule po policzku, który chyba w trybie ekspresowym się
zarumienił.
Czekałam
aż coś jeszcze powie. Patrzył na mnie długo i chciał coś wreszcie powiedzieć na
co mi ulżyło bo miałam dość tej ciszy.
-jesteś
taka krucha- pocałował mój obojczyk- taka drobna.
- ...i
cała twoja – dokończyłam.
-Tylko
moja- spojrzał mi w oczy.
Te iskierki, które mu się paliły były pełne miłości i radości.
Te iskierki, które mu się paliły były pełne miłości i radości.
- Tak,
TYLKO twoja.
-Idź
spać księżniczko.
- Masz
już dość mojego gadania? - cmoknęłam go w nos.
-Nie
mam. mógłbym cię słuchać godzinami kotku. Nie chcę abyś jutro była zmęczona, bo
boję się twojego taty.
- Dobra, idziemy spać. - pocałowałam go i obróciłam się na
drugi bok.
Louis
Gdy się obudziłem była 7. Z zamkniętymi oczami przypominałem sobie wczorajszą noc, która była wspaniała. Spojrzałem na Alice, która słodko spała wtulona w mój tors.
Gdy się obudziłem była 7. Z zamkniętymi oczami przypominałem sobie wczorajszą noc, która była wspaniała. Spojrzałem na Alice, która słodko spała wtulona w mój tors.
- Co
się tak patrzysz? - nie zauważyłem kiedy otworzyła oczy.
-Mówiłem
ci.
-Aaa to
ci dziękuję.
-Tak?
Za co mi kochanie dziękujesz? Stwierdzam fakty.- smyrałem jej plecy, a jej
kręgosłup aż się wyginał.
- Za
wszystko. - wzruszyła ramionami.
-Jeszcze
nic nie zrobiłem.
- Ja
bez ciebie nie wytrzymam tyle miesięcy, zwariuje normalnie.
-Ale ja
będę do ciebie przyjeżdżał.
- Ale i
tak długo cię nie będzie
-Tylko....
aż 8 miesięcy- odparłem smutno.
- Sam
widzisz. - powiedziała .
-Maleństwo...-
usiadłem i oparłem jej ciałko o siebie- Będę przyjeżdżał jak tylko będę mógł, a
gdy będziemy mieć koncerty w Londynie będę w domu.
- Wiem, ale to i tak będzie okropny okres.
-Kochanie
wstań proszę. Musimy zbierać się na..- przypomniała mi się twarz jej ojca i od
razu pobladłem- lotnisko
-Do
tatusia- zaczęła się śmiać.
-To nie
jest śmieszne aniołku.
- Nie,
wcale. - widziałem w jej oczach, że nadal ledwo się powstrzymuje.
-Nie
jest i idź się już ubieraj.
-
Dobra, idę już idę. - pocałowała mnie jeszcze raz i owijając się kocem wstała z
łóżka.
Sam się
ubrałem, umyłem i wszedłem do naszej sypialni, która wyglądała jak po boisko.
Wszędzie walały się nasze ubrania.
-
Trzeba by było trochę tu ogarnąć. - usłyszałem za sobą, odwróciłem się i
zobaczyłem Alice.
-Ty
ogarniasz ja robię śniadanie?- spojrzałem na nią z nadzieją.
- Nie
ma tak dobrze, urodziny miałeś wczoraj. Ja idę robić śniadanie, a ty się
zajmij......tym. - wystawiła mi język
-Może
masz rację. Lepiej, żebym ja do kuchni nie wchodził- zacząłem zbierać akurat
bieliznę dziewczyny.
-
Taa.... No co się tak gapisz?! - podbiegła do mnie. - Daj. Ja to wezmę bo widzę,
że ci przeszkadza w pracy.
-No
przecież ja nic nie zrobiłem! Wczoraj ją z ciebie zdejmowałem, więc wiesz.
-
Dobra, idę robić to śniadanie. Jajecznica? - spytała, rzucając we mnie
wcześniej zabranym mi stanikiem.
-Ta...noo.
Wrzuciłem to do kosza na pranie i jeszcze coś tam posprzątałem. Cieszył mnie widok radosnej Alice, nie bojącej się niczego. Znów była odważna. Znów była sobą. Spakowałem do torby podróżnej parę naszych ubrań na dwa dni i zszedłem do jadalni.
Wrzuciłem to do kosza na pranie i jeszcze coś tam posprzątałem. Cieszył mnie widok radosnej Alice, nie bojącej się niczego. Znów była odważna. Znów była sobą. Spakowałem do torby podróżnej parę naszych ubrań na dwa dni i zszedłem do jadalni.
- Skończyłeś? - spytała podejrzliwie.
-Tak
skończyłem aniołku- podszedłem do niej kładąc jej dłonie na biodrach- Ja tam
nie chce jechać, proszę..
- No
Przestań powiedzieliśmy że przyjedziemy.
-taa no
wiem, ale tam będzie 3 Horanów.
- Oj
tam. Jak już to jednym się martw. Braci biorę na siebie.
-Raczej
brata, bo ten drugi to cię podrywa.
- To
jest mój brat! Przestań.
-Wiem,
że twój brat ale cię podrywa. Spokojnie smyku- pocałowałem ją w czółko.
- No bo
to trochę dziwnie brzmi. Tak dziwnie.
-No
dziwnie. Jedzmy to śniadanie, bo chcę mieć już ten dzień z głowy. O losie
jeszcze do mojej mamy...
- No
jej się już chyba nie boisz. - zaczęła się śmiać.
-Nie
boję się jej. No co ty. Tylko chce mieć już święty spokój.
- No
wiesz...... Święta są super, a ty masz ich dość?
-Nie
mam ich dość. Chcę zostać w domu ze swoją narzeczoną.
-
Matko......8 miesięcy..- mówiła bardziej do siebie niż do mnie.
-No
właśnie 8 miesięcy kochanie.
Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy na lotnisko. Po godzinie byliśmy pod domem rodzinnym dziewczyny.
Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy na lotnisko. Po godzinie byliśmy pod domem rodzinnym dziewczyny.
- No to
się szykuj.
-Wiesz
co złóż życzenia mojej mamie okay?- poprosiłem jak wchodziliśmy.
-
Bardzo śmieszne. - powiedziała do mnie. Ale za chwilę wybuchła śmiechem. -
Cześć tato, witaj Mauro. - przywitała się dziewczyna
-Dzień
dobry kochanie- pocałowała Alę w policzek- Witaj Louis!
-Dzień dobry.
-Ooo i jest nasz Lou- tata Ali poklepał mnie mocno po plechach.
-Dzień dobry.
-Ooo i jest nasz Lou- tata Ali poklepał mnie mocno po plechach.
- Bob
zachowuj się. - usłyszałem kochaną Maure. Jak ja ją lubię .....
-Dzień
dobry panu- uśmiechnąłem się, aby nie pokazać, że się go nie boję.
Przeszliśmy do salonu witając się z chłopakami. Niall posyłał mi cały czas wyczekujące spojrzenie. Pewnie a co tam Louis rób przedstawienie.
-Eh bo ja..- odezwałem się w stronę głowy rodziny
Przeszliśmy do salonu witając się z chłopakami. Niall posyłał mi cały czas wyczekujące spojrzenie. Pewnie a co tam Louis rób przedstawienie.
-Eh bo ja..- odezwałem się w stronę głowy rodziny
- No
już kochanie, raz, dwa i z głowy - usłyszałem Al.
-ChciałemprosićpanaorękeAlice.
-
Jeszcze raz Louis....- powiedziała Maura.
- Ja usłyszałem wyraźnie. - powiedział tato Alice.
- Mówiłem że długo nie wytrzyma - śmiał się Greg - Chce się szybko zakazu pozbyć.
- Ja usłyszałem wyraźnie. - powiedział tato Alice.
- Mówiłem że długo nie wytrzyma - śmiał się Greg - Chce się szybko zakazu pozbyć.
-No ja
was błagam- jęknąłem.
Oni wszyscy byli przeciwko mnie.
Oni wszyscy byli przeciwko mnie.
-
Louis, chłopcze. Ja tu chyba nie mam wiele do gadania. Jak się zgodziła to se
ją bierz. - śmiał się pan Horan.
- Dzięki tato - powiedziała ironicznie Alice.
- Dzięki tato - powiedziała ironicznie Alice.
-Naprawdę
pan to powiedział?- nie wierzyłem własnym uszom.
-No, tylko jeszcze pogadamy.
-No, tylko jeszcze pogadamy.
-
Tato....- jęknęła dziewczyna.
-Nie
jęcz.- odparł twardo.
- To
nie zachowuj się jak stary zgred. Jeszcze dziadkiem nie jesteś, no przynajmniej
jeśli o mnie chodzi, a zachowujesz się właśnie jakbyś był już co najmniej pięć
razy dziadziusiem. -Alice mówiła ,a Maura się śmiała.
-Tak,
tak ale ja muszę wiedzieć czy on cię kocha czy nie żeni się aby się tylko mógł
zadowolić nie łamiąc zasad.
Jezu ja chcę stąd wyjść. Mamo ratuj- błagałem w myślach.
Jezu ja chcę stąd wyjść. Mamo ratuj- błagałem w myślach.
- Tato!
Przesadzasz.
-Ty daj
staruszkowi spokój młoda- odezwał się Greg- Chodź Louis. Ty Alice podziękuj
tacie za samochód.
-
Jezu.... Zapomiałam. Strasznie, strasznie dziękuję! - przytuliła swojego tatę.
-No
chodź- Greg pociągnął mnie za ramię.
- Idę,
idę.
Wyszliśmy
na zewnątrz.
-Skrzywdzisz ją tylko a ...
-Skrzywdzisz ją tylko a ...
- No ja
cię błagam... W życiu jej nie skrzywdzę. - powiedziałem od razu.
-Dobra.
Ej ty serio z tym ślubem?- spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie
kurwa, tak ci ojca tylko testuje.
-No
wiesz... ja nadal nie wierzę że się to pakujesz. Po to tylko, aby być lojalny
wobec zasad?
-
Kocham ją. Dociera to do ciebie? Po prostu ją kocham i chce żeby została moją
żoną. A o zasadach nie mam zamiaru z tobą gadać
-niby
czemu?
- Bo to
nie twój zakichany interes.
-Też
jestem mężczyzną wiesz stary?
- Co
ty? Serio? - zacząłem się śmiać.
-No to
po co ściemniać?- wzruszył ramionami.
Żeby jeszcze pożyć- pomyślałem.
Żeby jeszcze pożyć- pomyślałem.
-
Dobra, coś jeszcze? - spytałem.
-Tak.
Nie uważasz że przesadzasz?
- Ale z
czym?
-Z
domem, ze ślubem, z przedszkolem. Znasz ją 4 miesiące.
- No to
chyba tylko dowód że na serio mi na niej zależy. Dlaczego to ci tak
przeszkadza?
-Bo
może tobie się tylko to wydaję? Może potem ją zostawisz jak ci się znudzi?
-
Zapamiętaj sobie. Nigdy, ale nigdy jej nie zostawię.
-I
jesteś tego pewien?
- Jak
niczego innego - zapewniłem go.
-Jakoś
ci wierzę.- skrzywił się.
- Nie
musisz, twoja sprawa. - wkurzał mnie. Zawsze go lubiłem, ale teraz strasznie
mnie denerwował.
-No
mówię że ci wierzę kretynie.
- To
się cieszę. Możemy już wracać?
-Spieszy
ci się do mojego tatusia sooorrry naszego
- Skoro
taki mądry jesteś to powiedz jak tam twój przyszły teść? - śmiałem się.
-Mój
jest wyluzka. Ja nie mam zasad stary.
- To
masz dobrze.....
-No nie
mów że ty nie...
- No
nie..... Trochę trudno by było. Jak sam dobrze zauważyłeś twoja siostra jest
bardzo....no wiesz. - teraz gadało mi się z nim jak kiedyś. Śmialiśmy się i
gadaliśmy o wszystkim.
-Chodź
stary wracamy. Przecież ona myśli że cię już zabiłem i gdzieś wywiozłem.
-
Hahaha... - weszliśmy do środka i od razu w oczy rzuciło mi się współczujące
spojrzenie Alice. Uśmiechnąłem się do niej
-Jestem-
podszedłem do niej i pocałowałem ją w główkę.
- I
żyjesz - zauważyła.
-No
jeszcze się ze mną pomęczysz
- Ja
biedna.... - pocałowała mnie, ale krótko.
-Chodźcie
dzieci na obiad- zawołała Maura.
Dziewczyna
wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę jadalni. Usiadła obok mnie, a po
drugiej stronie miałem Nialla. Co chwila trącał mnie łokciem.
- czego
ty człowieku ode mnie chcesz?- warknąłem cicho.
Alice
dziwnie się na nas popatrzyła, ale dałem jej do zrozumienia że nic się nie
dzieje i zaczęła rozmawiać o czymś z Gregiem.
- Czego? - zwróciłem się znowu do blondyna.
- Czego? - zwróciłem się znowu do blondyna.
-Słuchaj...
-No..?
-Gdzie
będziesz spał?
- Ale
kiedy?
-No
dzisiaj kretynie.
-
Yyy,...... No pewnie tam gdzie ostatnio. - powiedziałem cicho.
-Nie bo
ja ci mojego pokoju dzisiaj nie oddam.
-
Przestańcie. Louis będzie spał ze mną. - powiedziała Alice cały czas patrząc
się na swojego tatę.
-Nie.
- Tak.
- powiedziała krótko.
-Nie-
uderzył pięścią o stół.
- No
przestań tato. Nie jestem małą dziewczynką.
-Ja
mogę spać na kanapie- odezwałem się.
- Nie
będziesz spał na kanapie , tylko ze mną. Prawda tato? - popatrzyła na niego
prosząco.
-A rób
co chcesz i mnie nie wkurzaj
- Ja
też cię kocham tatusiu. - posłała mu całusa w powietrzu.
Zjedliśmy
ten nieszczęsny świąteczny obiad i rozdaliśmy prezenty. Niall dostał nową
gitarę i śmieszny sweter, chyba od Grega. Ja dostałem jakieś perfumy męskie,
Alice książki. Do wieczora byliśmy podzieleni. Ja, Greg, Niall i Alice Maura,
bo pan Bob tylko nas obserwował. Gadaliśmy o różnych sprawach a ja robiłem się
co raz bardziej zmęczony
-
Idziemy spać? . - usłyszałem Alice.
-Ja się
chyba aniołku położę. Ty jak chcesz.
- Ja
też idę. - wzięła mnie za rękę i wstała z kanapy. - Dobranoc wszystkim
-Dobranoc
- odparli a my poszliśmy na górę.
Kiedy
weszliśmy do pokoju gdzie mieliśmy spać Alice uśmiechnęła się do mnie.
- Żyjemy. - powiedziała krótko.
- Żyjemy. - powiedziała krótko.
-Sam
się dziwię że mam jeszcze czym oddychać.
-
Kocham cię misiek, wiesz? - oplotła ręce wokół mojej szyi.
-No
wiem- pocałowałem ją delikatnie w usta.
- To
dobrze.
-Tak no
wiesz spostrzegawczy jestem królewno- usiedliśmy na łóżku. Ja wziąłem ją na
kolana.
- Wiem,
wiem... Jutro wracamy? - spytała.
-Nie
jutro jedziemy do Doncaster z twoją mamą.
- No
tak. Ale zostajemy tam na noc, czy będziemy wracać do domu?
-Wolałbym
wrócić misiu- oparłem głowę o jej kościste ramię.
- Ja
też. Chce do naszego domu. Nasz.....jak to cudnie brzmi....
-Masz
rację. Twój i mój..
- Twój
i mój - powtórzyła za mną.
Przewróciłem
się na materac ciągnąc ukochaną za sobą. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i
pocałowała.
- Może
pójdź się przebrać co smyku?
-
Dobra, idę się umyć i zaraz wracam. - wstała z łóżka i znikła za drzwiami.
Patrzyłem
się bezsensu w sufit i zastanawiałem się jakim jestem szczęściarzem. Mieć taką
dziewczynę przy sobie to naprawdę...
-Gotowa.
Teraz ty idź.. - Alice rzuciła się na łóżko obok mnie.
-Dobra -
zaśmiałem się i poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybko prysznic, a potem
wróciłem do sypialni.
- Może
być? - spytałem w drzwiach. Dziewczyna pokiwała głową i pokazała żebym położył
się obok niej.
-Dobra
zamykaj oczka i idź spać- pocałowałem ją w policzek.
- O
której jutro wyjeżdżamy? - zignorowała moją prośbę.
-No
rano, bo musimy wrócić jeszcze do Londynu malutka.
-Aha, ok.
Dobranoc.
-Dobranoc.
Poczekałem, aż zaśnie i dopiero sam zamknąłem oczy.
Poczekałem, aż zaśnie i dopiero sam zamknąłem oczy.
Alice
Obudziłam
się pierwsza. Normalnie nie wierzę, jestem pierwsza. Zawsze on się budził
pierwszy, ale dzisiaj byłam lepsza. Teraz to ja mogłam na niego popatrzeć,
kiedy śpi. Nawet teraz był bardzo przystojny mając włosy w nieładzie i
śpiąc. Nie chrapał, za co dziękowałam
niebiosom.
-No i
co nie dasz mi się wyspać co ?- przestraszyłam się, gdy usłyszałam jego głos.
-
Miałeś spać - poczochrałam jego włosy.
-Nie
umiem jak się na mnie patrzysz- pocałował mnie w czoło.
- To
nie śpij i tak zaraz jedziemy.
-No
jedziemy skarbie. ale ja chcę do domu
-
Jedziemy do twojej mamy. – pocałowałam go w nos.
-Ale ja
chcę do domu- jęknął.
- Też
chce wiele rzeczy......- Louis się zaciekawił, to nie był dobry pomysł, jeszcze
to sobie do serca weźmie. - .....to znaczy jedziemy i już. Wstawaj
-Nie,
czekaj- pociągnął mnie na siebie tak że leżałam na nim- Dokończ.
-
Jedziemy i już - powiedziałam zdezorientowana
-Dokończ-
mówił dotykając ustami moich ust.
- No to
mówię - jaka ja jestem inteligentna.
-Naprawdę?-
nie on jednak nie jest głupi
- No o
co ci chodzi, wstawaj. Idziemy coś zjeść i naprzód do twoich siostrzyczek. -
pocałowałam go. Błagam odpuść, błagam, błagam.....
-Kręcisz
kochanie kręcisz- pokręcił z dezaprobatą głową- Powiedz mi co chcesz, a ci to
dam.
- Chce
żebyś wstał. - ale jestem mądra....
-Yhymm...-
pocałował mnie, ale namiętniej niż przeważnie.
-
Mieliśmy wstać. - przypomiałam mu.
-Już-
mruknął nie wyraźnie.
- No,
wstawaj. - pociągnęłam go za rękę.
Ubraliśmy
się i zeszliśmy na śniadanie. Potem zabraliśmy rzeczy i pojechaliśmy na
lotnisko, a później prosto po samochód i po moją mamę. Mimo że była dopiero 13,
Louis już wysiadł za kierownicą. Musiałam się z nim zamienić i ja prowadziłam
do Doncaster. Spędziliśmy dzień na rozdawaniu prezentów, które bardzo się
spodobały dziewczyną, zabawach z siostrami mojego narzeczonego, nasze mamy
bardzo dobrze się dogadywały i obie chwaliły swoje dzieci nawzajem. Później
odwiozłam mamę do domu, a my wróciliśmy do swojego .
-
Domek....- powiedziałam gdy weszliśmy do domu. - Kochany domek....
-Dwa
dni, a się stęskniłem kotku- westchnął Louis.
- Za
domem...? Ja też - weszłam do łazienki żeby rozczesać włosy po długiej podróży.
-No za
domem. Ciebie miałem przy sobie- on za mną nie wszedł. czekał na korytarzu.
- Włosy
tylko czesze. - powiedziałam żeby wiedział że może wejść, chociaż mówiłam mu że
się już go nie boję.
-To nie
ma znaczenia. Zrobić ci kolację?
- Nie
jestem głodna. Wiesz, jak rozmawiałam dzisiaj z Lottie to była taka szczęśliwa.
- mówiłam wychodząc z łazienki.
-Zauważyłem-
odparł obejmując mnie.
-
Dzięki Harry’emu. - dokończyłam. - Dobrze się nią zajmuje.
-No bo
to dobry chłopak aniołku- pocałował mój obojczyk i odsunął się uśmiechając
- Wiem.
Stwierdzam tylko że cieszę się ze jest jej dobrze.
-Tak
noo mi też jest dobrze słońce moje- oparł się o ścianę i na mnie patrzył.
-
Cieszę się - poszłam do kuchni i wzięłam sobie jabłko. - Mi też! - krzyknęłam
jeszcze.
Luty. Ostatni dzień przed wyjazdem
chłopaków.
Sprzątałam właśnie w kuchni, bo już resztę domu ogarnęłam, Louis gdzieś wyszedł chyba na próbę, a do domu ktoś zapukał. Odstawiłam płyn do szyb i poszłam otworzyć. W drzwiach stała Charlotte.
Sprzątałam właśnie w kuchni, bo już resztę domu ogarnęłam, Louis gdzieś wyszedł chyba na próbę, a do domu ktoś zapukał. Odstawiłam płyn do szyb i poszłam otworzyć. W drzwiach stała Charlotte.
- Hej -
powiedziałam i wpuściłam dziewczynę do środka.
-Cześć.
Słuchaj pamiętasz kiedyś mówiłaś, że mogę do ciebie przyjść jak chcę ci coś
powiedzie czy się wyża....przeszkadzam ci?- przerwała patrząc na mój strój.
- Nie,
jasne że nie. Sprzątałam w kuchni. Siadaj, chcesz coś do picia? - spytałam.
-Nie,
nie dzięki. Harry wczoraj po mnie przyjechał do Doncaster no bo jutro
wyjeżdżają i chciał, żebym z nim dzisiejszy dzień spędziła. Ja bym chciała z
nim...
-
Proszę nie mów tego...- usiadłam zrezygnowana obok niej.
-No
właśnie oto mi chodzi- dodała- Tylko musisz mi pomóc.
- Jak
ja mam ci pomóc?
-Po
pierwsze nie mów Louis'owi- poprosiła.
-Czego ma mi nie mówić?- chłopak wszedł do salonu całując mnie na powitanie.
-Czego ma mi nie mówić?- chłopak wszedł do salonu całując mnie na powitanie.
-
Że.....że pokłóciła się z Fizzy. - powiedziałam. - Mam prośbę, pojedziesz po
coś do sklepu? - zwróciłam się do chłopaka
- Po
chleb, makaron, pomarańcze, tak dużo pomarańczy. - zaczęłam go całować
-Jest
zima. Gdzie ja ci pomarańcze znajdę?- spytał w moje usta
- No
proszę.... To coś innego, dobrego. - znowu go pocałowałam, no idź już
-Dobra.
A ciebie młoda potem odwiozę- poczochrał jej włosy i wyszedł.
-Doradź mi.
-Doradź mi.
- Co ja
ci mam powiedzieć? Moim zdaniem nie powinnaś się tak śpieszyć
-No
przecież go kocham. To chyba nie ma mniejszego znaczenia kiedy, a długo nie
będziemy się widzieć. No a ty znasz mojego brata 6 miesięcy, a 3 miesiące temu
się zaręczyliście.
- No,
ale ty masz 16 lat. Moim zdaniem to nie jest dobry pomysł.
-No
dlaczego niby? Przecież mi nic nie zrobi.
- Mam
propozycje....
-No?
-
Zaczekaj. Jeśli już koniecznie chcesz....to zrobić. Poczekaj do jego powrotu. Przez
czas jak go nie będzie zobaczysz czy jesteś tego pewna i kiedy wróci będziesz
miała pewność. Poza tym sama wiem, że po tym pierwszy razie ważna jest obecność
tej osoby. Proszę zastanów się nad tym. - przytuliłam dziewczynę.
-Dobra...
myślisz, że jak powiem Lou to się wkurzy?
-
Lepiej niech to zostanie między nami. - mrugnęłam do nie
-Tak
okay, tylko czemu on się tak tym przejmuje? Moje życie, moja sprawa- wzruszyła
ramionami.
-Ale
jego siostra.
-No i?
Ja mu do łóżka za przeproszeniem nie zaglądam.
- Ale
on jest pełnoletni.
-A ja
mam 16 lat i już od roku mogę to pełnoprawnie robić.
- To
nie znaczy że powinnaś tylko dlatego że możesz.
- Dobra,
nie ważne. Dzięki.
-
Proszę, mam nadzieję że jakoś pomogłam.
-No
jakoś tak- pocałowała mnie w policzek i wstała, kiedy do domu wszedł lou z
zakupami.
-
Idziesz już? Zostań jeszcze Louis miał kupić coś dobrego.
-Nie,
już muszę iść, a poza tym to wasz ostatni dzień. Pa lou.
-
Czekaj! - pobiegłam za dziewczyną. - Czy jakby co to mogę mu powiedzieć? -
spytałam cicho.
-Wszystko
mu powiedz, ale jak wyjdę okay? I ten wazon…uważaj na wazon.
-
Hahaha, dzięki . Pa młoda. - pocałowałam ją i przytuliłam.
-Papa.
Cześć brat- pocałowała go w policzek i wyszła, a chłopak posłał mi pytające
spojrzenie.
- Co
kupiłeś? spytałam podchodząc do niego.
- Masz
chleb jak chciałaś, makaron, jabłka, soki, warzywa i no tyle kochanie. Kto ci teraz zakupy będzie robić jak
będziesz chodziła na uczelnię co?- zapytał odkładając siatki na blat w kuchni
- Jakoś
sobie poradzę.
-Ale ja
sobie nie poradzę- spuścił głowę.
- No
weź....To ty mnie musisz pocieszać że będzie dobrze, bo cię inaczej nie
puszcze, albo się załamie.
-Nie,
tego mi nie zrobisz rozumiesz?- wziął moją twarz w swoje dłonie- Obiecaj mi, że
będziesz na mnie czekać.
- Będę,
przez 8 długich miesięcy. - powiedziałam smutno.
-Będziesz
za mną tęsknić i nie przestaniesz kochać. Obiecaj.
-Muszę
ci to obiecywać? Nie wiesz tego? - spojrzałam na niego. – Obiecuje.
-Wiem
to. Nie chcę wyjeżdżać, chcę zostać z tobą- przytulił mnie do siebie.
- Też
chce żebyś został.
-Będę
tęsknić za twoim uśmiechem, głosem, zapachem, twoimi pocałunkami. Za tobą-
wyszeptał mi do ucha.
-O
której jutro jedziesz? - spytałam smutno.
- o 11
kochanie- odparł ponuro
- tak
szybko....- powiedziałam do siebie
-Wrócę
do ciebie- podniósł mnie i posadził na wyspie. Na początku nie wiedziałam co
chce zrobić, ale potem przyłożył głowę do mojego serce i słuchał jego bicia.
-
Kocham cię. - powiedziałam. - Ono bije dla ciebie.
-Tak
jak to- przyłożył moją dłoń do swojego serca- Biję dla ciebie
-
Proszę kiedy tylko będziesz mógł to dzwoń. - przytuliłam się do niego
-Oczywiście,
że będę dzwonił, a ty jeśli tylko coś się dzieję masz mnie o tym informować.
Cokolwiek. Jeżeli się źle czujesz, jeżeli coś jest nie tak masz mi to
powiedzieć.
- Jeśli
będzie taka potrzeba to powiem.
-Jemy
obiad skarbie?
- Nie
chce mi się jeść, nie mam apetytu
-Wszystko dobrze?
- Nie,
po prostu nie chce mi się jeść. Dzisiaj nie odstępuje cię na krok, będziesz się
cieszył że jedziesz.
-Nigdy
nie będę. A ty sprzątałaś kotku?
- No
trochę, ale przyszła twoja siostra.
-Nie możesz
kogoś zatrudnić?
- Nie
przesadzaj. Jak sobie nie będę radzić to się będziemy martwić. Nie chce żeby
obcy chodzili po domu, zwłaszcza jak nie będzie ciebie.
- Dobrze,
a i posłuchaj. Ważna rzecz. Są ochroniarze, jest twoja mama, ale jakby się coś
działo to dzwoń dobrze?
- Tak jest. – zasalutowałam
-Dobrze-
pocałował mnie w czoło- Ale kochanie ten dom jest taki duży, będziesz chodzić
na uczelnię dasz radę?
- Nie
bój się. - pocałowałam go - Kocham się, nie martw się tylko skupiaj tam na
karierze. Proszę.
-I tak
się będę martwił o moje maleństwo- przyrzekł całując moją dłoń, przedramię i
obojczyk
- Co
robimy? - spytałam.
-A co
chcesz robić śliczna?- podniósł na mnie wzrok.
- Nie
wiem, muszę się na ciebie napatrzeć na zapas. - pocałowałam go.
-Yhymm-
muskał językiem moje podniebienie trzymając mnie za biodra.
-
Louis? Ty ufasz Harry'emu, prawda? - spytałam cały czas go całując.
-Ufam..-
mówił przez pocałunki
- To
dobrze.... - znowu go pocałowałam.
-Idziemy
na górę?- zapytał podnosząc mnie.
Pokiwałam
głową i poczułam jak chłopak zaczął się przemieszczać. Oplotłam nogami jego
biodra wisząc mu na szyi i muskając ustami jego kark.
- Czyli będziesz za mną tęsknił? - znowu wróciłam do jego ust.
-Będę
bardzo za tobą tęsknił malutka- nie mógł sobie poradzić z otwarciem drzwi,
- No ja
myślę. Ale wiesz, że ja będę tęsknić bardziej? Tak bardzo, bardzo, bardzo...
-Nie
wierzę- uśmiechnął się zawadiacko i położył mnie na miękkim łóżku.
- Ale
naprawdę. - uśmiechnęłam się do niego.
-Ale ja
ci nie wierzę, bo ja będę tęsknić bardziej- znowu mnie całował.
- Nie,
bo ja.
-Udowodnij-
odsunął się ode mnie.
- Może
ci zrobię pyszną kolacje? - droczyłam się z nim.
-Alice,
nie prowokuj mnie- pokręcił głową...
Rano
Obudziłam
się i zobaczyłam śpiącego Louisa. Popatrzyłam na zegarek i się przeraziłam.
Była 10.
-Louis, Louis. LOUIS!
-Louis, Louis. LOUIS!
-Dobra
wstaję- zwlókł się z łóżka i ubrał.
Ja mu zrobiłam mu śniadanie i pojechaliśmy na lotnisko. Ile tam fanek było to masakra. Nie które dziwnie na mnie patrzyły.
Ja mu zrobiłam mu śniadanie i pojechaliśmy na lotnisko. Ile tam fanek było to masakra. Nie które dziwnie na mnie patrzyły.
- Może
jednak nie musisz jechać. - powiedziałam gdy staliśmy już przed bramką, gdzie
dalej już nie mogłam iść. Oczy miałam pełne łez
-Muszę,
wiesz dobrze, że muszę kochanie
- Wiem.
- powiedziałam cicho.
Pokiwałam
głową i zawiesiłam się na nim dalej go całując.
- Proszę szybko. - powiedziałam kiedy się od niego oderwałam.
- Proszę szybko. - powiedziałam kiedy się od niego oderwałam.
-Nie
długo przyjadę. Czekaj. Kocham cię.
- Ja
ciebie też, bardzo.
-Muszę
już iść maleństwo.
- O
matko.... - łzy leciały mi jedna, za drugą. - Idź, kocham cię
Ostatni
raz mnie pocałował, długo i namiętnie, a potem odszedł.
-Papa...
- powiedziałam cicho do siebie. Zobaczyłam jak wsiadają do samolotu i już po
chwili odlatują. Czułam się beznadziejnie.
Wróciłam
do pustego domu, a wszystko przypominało mi brak obecności Louisa. Każdy dzień
mijał tak samo. Szłam na zajęcia, wracałam, gadałam z Lou i szłam spać i tak w
kółko. Nic nie miało sensu jak go nie było.
Rutyna
towarzyszyła mi codziennie. Miałam dość. Dzisiaj na uczelni miałam strasznie zamieszanie,
ponieważ okazało się, że jeden z profesorów przespał się z kilkoma studentkami.
Chciałam się iść umyć, ale usłyszałam telefon, podbiegłam do niego szybko i
odebrałam. Już po chwili mogłam usłyszeć mojego Louisa.
-Halo?-
mój kochany głos.
-Louis,
cześć. - uśmiechnęłam się do siebie.
-Kochanie,
ja dzisiaj czytałem gazety i wiem co się zdarzyło na waszej uczelni. Czy..
- Już
jest w gazetach? Szybcy są..... - nie mogłam uwierzyć.
-Dobra
no w internecie. Czy ciebie nikt nie...
- Co?
Aaaaa.....Nie nie, nie dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj. - kiedy
zrozumiałam o co pytał, aż musiałam usiąść.
-To dobrze-
chyba odetchnął z ulgą- A co porabiasz aniołku?
-
Właśnie wróciłam z uczelni. A co u ciebie kochanie?
-Za
godzinę mamy koncert w Dublinie. Wiesz, że dostałaś pozdrowienia od fanek? Mam
ci nawet bluzkę przekazać od jednej z dziewczyn.
- na
serio? Strasznie się cieszę. Jejku, Louis jak ja za tobą tęsknie. - zaczęłam
bawić się nerwowo palcami.
-Ja też
za tobą tęsknie skarbie mój najdroższy. Tak poza tym wszystko dobrze?
- Tak,
wszystko jest ok. Jest bardzo nudno.
-No tak
wiesz my się nie nudzimy, ale to nie zmienia faktu że chciałbym być przy tobie.
Słoneczko, a kiedy chcesz otworzyć przedszkole? Z nowym rokiem
"szkolnym"?
- Tak
taki mam zamiar. Jak będziesz w Londynie to pomożesz mi poszukać kogoś do
pracy? Bo tak to chyba wszystko jest gotowe. Czy o czymś zapomniałam?
-Nie,
wszystko gotowe. Oczywiście, że ci pomogę, ale to jeszcze mamy czas do
września. Muszę iść. Kocham cię smyku.
- Ja
ciebie też papa. - koniec rozmowy. Siedziałam i próbowałam się ogarnąć żeby
znowu się nie rozpłakać.
Czemu
on nie może mieć normalnej pracy? Wiem, że spełnia marzenia, a ja przecież nie
mogę mu tego zabronić, ale to wykańcza mnie. Tak strasznie tęskni i bardzo mi
go brakuje.
Westchnęłam i poszłam się wykąpać, aby potem położyć się do pustego, wielkiego łóżka. Sama...
Westchnęłam i poszłam się wykąpać, aby potem położyć się do pustego, wielkiego łóżka. Sama...
~~~*~~~~
Dodaje następną część, bo mam dobre serduszko, ale musicie komentować. Proszę...
Świetny rozdział, cudne te prezenty czekam na nn
OdpowiedzUsuńAwww... to takie słodkie. Jest super ! Tak, tak wiem, że masz dobre serduszko ; D A teraz będę Cię męczyła, abyś szybko dodała kolejną część ; D
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zawsze boski. :-) Oczywiscie teraz bede dodawala komentarz pod kazdym rozdzialem. :-) Kocham te sceny miedzy Bobem a Louisem <3
OdpowiedzUsuńHej ! :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały ! :D
Uwielbiam tego bloga;) No po prostu kocham ^^
Jejku, że macie czas to tak często dodawać .xd
Oni są tacy słodcy*.* Nie pogardziąłbym samochodem na gwiazdke... ;x
Czekam na NN :)
Całuski! :*
Ale oni słodcy ;* Lou to szaleje z tymi prezentami.... Rozdział jak zawsze CUDOWNY! Czekam na next!
OdpowiedzUsuńMegaśny... Czekam na nn ;* Ja wiem że ty masz dobre takie bardzo dobre serduszko :D
OdpowiedzUsuńjest wspaniały ! poprostu cudaśny <3 , czekam na nn !
OdpowiedzUsuńIza
Awww....Jakie to słodkie! *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na nn! <3
Masz bardzo dobre serduszko, dziękuje. Rozdział cudaśny. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńAla.
Kochana ty zawsze masz dobre serduszko<3
OdpowiedzUsuńRozdział przecudowny...
Tylko szkoda że Louis musiał wyjechać i zostawić ją samą na 8 miesięcy...
Xox
Jednak ojciec odpuścił co do ich spania razem.. Cóż, to dobrze :d
OdpowiedzUsuńciekawy rozdział.
Zapraszam do mnie:
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com
Ja po prostu uwielbiam jak oni się tak przekomarzają! :D A rozdział genialny jak zwykle ^^
OdpowiedzUsuń