czwartek, 18 kwietnia 2013

Historia czasem robi się zabawna,

 ISTOTNA INFORMACJA. POJAWIŁY SIĘ ZDJĘCIA Z IRLANDII W ALBUMIE ORAZ CIEKAWE OPISY ICH POBYTU TAM. KLIK

Dwa tygodnie później
Alice
Louis jakimś cudem namówił mnie, abym nie rezygnowała ze studiów. Przepisał mnie na inną uczelnią. Oczywiście prawie każdy mnie tam znał, ale nie powracał to tego trudnego tematu, a ni nikt mi nie dokuczał. Poza tym Lou starał się mnie odwozić i przywozić zawsze, a jeśli on nie mógł to robił to któryś z chłopców lub ochroniarz. Byłam mu tak strasznie wdzięczna za cierpliwość i zrozumienie. Jutro mamy jechać do mojego taty. Zadzwonił i zaprosił mnie wraz z Louis'em. To samo zrobił z Niall'em, tylko on ma wyjechać przed nami. Tak bardzo boję się ich reakcji. Teraz uważa mnie za siostrę i przyjaciółkę, ale co będzie jak się dowie. Pewnie będzie zły, że nikt mu wcześniej nie powiedział. Co jeśli nie będzie chciał mnie znać?! Siedziałam na swoim łóżku kiedy do pokoju wszedł Louis.
- Co tam? - spytałam machając nogami w górze.
-Chodź maleństwo jedziemy- podszedł do mnie wolnym krokiem.
- Gdzie? . - spytałam tym razem zatrzymując nogi i im się przyglądałam.
-Na zakupy malutka na zakupy. I kurde czy ja jestem tak mało interesujący, że wolisz skupiać się na swoich nogach?
- Jedziemy sami? Jesteś bardzo interesujący ale te moje nogi są jakieś dziwne. No patrz. - uniosłam nogi w jego stronę.
-Są bardzo ładne i szczupłe i je bardzo, bardzo kocham. Jedziemy sami, bo jutro wyjeżdżamy kotku i trzeba ci kupić parę ubrań.
- Mam ubrania, ale ok chodźmy bo mi się nudzi. - podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-Masz ubrania, ale musisz mieć nowe. Dobra, zmienić ci opatrunek, bo jak ty to robisz to ci się później odkleja?
Zobaczyłam w jego oczach nadzieję. Niby głupia zmiana opatrunku a było to dla niego takie ważne.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś mi pomógł. - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
Sama ułożyłam się na łóżku, a on zrobił to co zawsze. Już nie przechodził mnie dreszcz pod jego dotykiem.
- dzięki .
Odgarnął mi włosy z czoła i przygarnął do siebie.
- jedziemy ? - spytał
- tak.
-No to chodź maleństwo- wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu.
byłam padnięta. Miałam wrażenie jakbyśmy byli we wszystkich sklepach w Londynie choć w rzeczywistości były to tylko 2 galerię . Teraz poszliśmy na kawę .
-Kiedy masz kontrolę kochanie?- zapytał mnie Louis.
-Za dwa tygodnie . Czemu pytasz ?
-Bo jestem ciekaw jak twoje wyniki smyku- mrugnął do mnie. nowe określenie dostałam. Super
No on się do mnie jak do dziecka zwraca. Wygląda na takiego co lubi dzieci. Musi w końcu ma kilka małych sióstr. Byłby dobrym ojcem. O czym ja myślę?
- Aha, no to już wiesz.
-Noo, dobra chodź skarbie idziemy do domu.
Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z kawiarni. Pod galerią dopadli nas dziennikarze.
-Ile już jesteście razem? Jak czujesz się po uratowaniu życia Louis'owi? Czy to prawda, że padłaś próbie gwałtu?
- Musimy iść - Lou próbował przedostać się do auta. Jednak nie szło mu za dobrze.
-Ale odpowiedz nam na pytania!- krzyknął ktoś z tyłu- Louis czy ona będzie twoją kolejną zabawką?
Zatrzymałam się na co chłopak się zdziwił. Chciałam wiedzieć lecz doszłam do wniosku że on może nie chcieć odpowiadać. Zaczęłam znowu iść
-Louis unikasz odpowiedz?!- znowu jakiś głos- Boisz się przyznać?!
Byli tacy wścibscy. Nie mieli za grosz skruchy. Co za ludzie. Louis był wściekły. Bałam się że zaraz nie wytrzyma i znowu komuś przywali.
-Co cię to obchodzi?! Widocznie od tego zależy twoje życie co?! To ci powiem, wam wszystkim powiem! Kocham ją bardziej niż swoje życie, które uratowała i jeżeli już to ona mnie zostawi, ale ja jej nie!
Zatkało mnie. On powiedział tym wszystkim ludziom że mnie kochać i nie zostawi.
-Co mam wam jeszcze powiedzieć?!
-Jasne! Przelecisz Alice ze dwa razy i zostawisz ją, bo dla ciebie to kolejna laska do łóżka!
- Dobra! Dosyć! Zaczynasz mnie wku*wiać. Dobrze ci radzę zamknij się bo twoi koledzy będą pisać artykuł o tym jak pobiłem nachalnego i chamskiego dziennikarza! . - Lou był wściekły.
-Chcesz mi powiedzieć, że kłamię?!
- Dokładnie! Zresztą to co ci powiem i tak nie dotrze do ludzi. Dasz im swoją wersję.
-Louis człowiek się nie zmienia ot tak, a ty już pokazałeś kim są dla ciebie wszystkie dziewczyny! Na jedną noc!
- To prawda. Trzeba czegoś co potrząśnie człowiekiem. Własne to zrobiła ze mną Alice.
Louis wsadził mnie do samochodu odjeżdżając z piskiem. Jego palce były mocno zaciśnięte na kierownicy.
- Lou uspokój się.
-Jak ja się mam uspokoić? Słyszałaś co oni o tobie mówili?
- Zwolnij do jasnej cholery! . - krzyknęłam.
-Przecież się nie zabijemy. Zapnij pasy.
Zrobiłam to co powiedział.
- Jedziemy do domu?
-Nie wiem gdzie jedziemy - odparł chłodno.
- Teraz będziesz się na mnie wyżywał? Bo jakiś głupi gość cię wku*wił?! .
-Nie będę się na ciebie wyżywał Nigdy. Po prostu musimy się przejechać- odpowiedział już o wiele łagodniej- I kochanie weź panuj nad słowami.
Nic już nie powiedziałam tylko spiorunowałam go wzrokiem.
Jechał gdzieś za Londyn. Lasy, parki, obrzeża i nic więcej. Tylko to mijaliśmy.
- Gdzie ty mnie wywozisz? . - spytałam spokojnie.
-Jedziemy do Doncaster.
-Po co?
-Po to żebyś się pytała- uśmiechnął się cwaniacko nie odrywając wzroku od jezdni.
- Dzięki - powiedziałam sarkastycznie.
-Ee za co?
- Za wyczerpującą odpowiedź na moje pytanie . -wystawiłam mu język.
-Ah no to nie ma za co aniołku.
- dobra też ci nic nie powiem jak coś będziesz chciał.
-No przecież ci powiedziałem. Jesteś strasznie drażliwa aniołku i chyba już ci to mówiłem- dopiero teraz zwróciłam uwagę jak się do mnie zwraca...masakra​.
Jaki on jest kreatywny.
- Ale wrócimy dzisiaj? Przecież jutro jedziemy do mojego taty.
-Stamtąd pojedziemy. Dobra idź spać.
- Masz dość mojego gadania. Rozumiem. Dobranoc panu. - obróciłam się tyłem do niego.
-Eh kobiety...- westchnął.
Ja go kiedyś zabije. Za chwilę odpłynęłam.
-Ala, kochanie otwórz oczka- usłyszałam szept przy uchu.
- Już wstaje.
-Nom, bo wiesz moja mama chciałaby zobaczyć w końcu twoje oczy.
- Że co?! . - podskoczyłam.
-Dzień dobry Alice- w progu jakiegoś pokoju stanęła miła kobieta z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry. Ja przepraszam że tak śpię, tylko nikt nie raczył mnie obudzić - dźgnęłam Louisa w brzuch. Podeszłam do kobiety. - Jestem Alice, pani jest mamą Louisa?
-Dokładnie. Miło, że nas odwiedziliście, a Lou nie budził cię, bo go oto po prosiłam. Słodko spałaś, więc zaniósł cię do jego starego pokoju.
- Więc to jest twój pokój? Przyjemnie tu.
-Dziękuję ci bardzo kotku- pocałował mnie w policzek- A teraz chodź maleństwo poznasz moje siostry.
- Tak, koniecznie. Muszę im powiedzieć jak bardzo im współczuję że mają za brata takiego wariata. - zaczęłam się śmiać. - Bardzo rozrabiał jak był mały? - zwróciłam się jeszcze do mamy mojego chłopaka.
-Żebyś wiedziała. Urwis straszny, no i współczuję wam dzieci- uśmiechnęła się pogodnie.
- Słucham, ale dlaczego? .- nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Bo będą takie same jak ten- głową wskazała na Lou.
Zaczerwieniłam się na te słowa. Sama wyobrażałam sobie Louisa jako ojca moich dzieci ale nigdy mu tego nie mówiłam.
- Nie strasz jej, bo mi ucieknie mamo.
- Może nie. - uśmiechnęłam się do kobiety i wyszliśmy z pokoju.
-Aaaaaaaaaaaa Louis, Louis chodź pograj z nami!- z dołu dobiegły nas dziewczęce krzyki.
- Chyba cię wołają. Będą złe że im cię zabieram znowu do Londynu.
-Nie będą złe- odparł- O patrz Lottie chodźże tu!- zawołał swoją siostrę.
- Hej jestem Alice.
-O miło mi wreszcie cię poznać. Uratowałaś mojego brata- przytuliła mnie, a w jej oczach dostrzegłam łzy.
- Nom i na jego nieszczęście jeszcze żyję. Musi teraz mnie znosić. Słyszałam że ci dokucza. Jakby co to śmiało przychodź do mnie, ja już sobie z nim porozmawiam. - powiedziałam jej cicho do ucha na co ona się zaśmiała
-No wiesz jaki bywa upierdliwy? I bardzo lubi bawić się w OJCA- ostatnie słowo zaakcentowała dobitnie.
- Fajnie że ma się z kim bawić. - odpowiedziałam trochę zmieszana.
-No, ale męczy. Tego ci nie wolno, rób tak, a nie tak.
- Hahaha. Troszczy się, to chyba dobrze, nie?
-Ta, ta. chodź jeszcze poznasz Felicity i bliźniaczki- pociągnęła mnie na dół.
- Ok. Już idę. Prowadź. - Louis miał ze mnie niezły ubaw.
-Alice, Alice! Patrz to ty i Lou i domek i pies- pierwsza dobiegła chyba do mnie Daisy.
- Śliczne malujesz. Wybacz ale nie wiem. Jesteś Phoebe czy Daisy?
-Daisy jestem- uśmiechnęła się szeroko.
- No to ślicznie malujesz Daisy. - kucnęłam przy dziewczynce.
-Dziękuję. Jak chcesz to mogę wam dorysować jeszcze dzidziusia?
- Hmm.... Może na maluj siebie i siostry.
-Oo dobrze- pocałowała mnie w policzek i pobiegła do stolika.
- Czyli ty jesteś Phoebe. - podeszłam do drugiego słodziaka.
-No jestem w Phoebe, ty jesteś Alice i jesteś zajebista- przyznała.
- A ty za mała żeby tak mówić. - skarcił ją Lou
-Oj tam mam 7 lat!
- No i to trochę za mało na takie słownictwo. Ale dziękuję za komplement. – dodałam
-Dobra, nie ważne. głupi jesteś- fuknęła w stronę brata.
Roześmiałam się, ale widząc minę chłopaka pocałowałam go w policzek. Ten gest był już częsty i w ogóle się go nie bałam.
-Co ja ci zrobiłem, że mnie obrażasz hę?- zapytał czochrając 7-latce włosy.
- Nic mi nie przywiozłeś. No Alice. Ale ja chce coś jeszcze.
-Jezu, tylko byś wyzyskiwała- burknął, ale widziałam, że udawał.
- Ona ma rację- odezwała się kolejna dziewczyna- Przyjeżdżasz rzadko to wiesz zawsze coś możemy wymagać.
- No właśnie co z ciebie za brat? - dokuczałam mu.
-I ty Brutusie przeciwko mnie?- oburzył się. Niezłe przedstawienie zaczęliśmy odwalać.
- Oj kochanie, nie złość się.
-A ty Felicity to może się najpierw przedstawisz co?- zasugerował mrożąc ją wzrokiem.
- Wiem kim jesteś. Ja jestem Alice. Nie przejmuj się nim. - wskazałam na jej brata.
-Ale ja się nim nie przejmuję- wzruszyła ramionami- idiota- skomentowała chłopaka.
- No jednak trochę szacunku mu się należy. - powiedziałam.
-No właśnie ja bym na ten temat dyskutowała- dodała Lottie.
-O! Przyjeżdża raz na... pół roku? Dobrze mówię Charlotte?
- Dobra. Jesteście nie fair dziewczyny. Chłopak tęskni za wami a jak już przyjedzie to tak go witacie?
-Tak go witamy, bo mógłby częściej przyjeżdżać- odparła 10-latka.- Dobra Louis idziesz zagrać w nogę?
- No teraz to nie wiem czy chce z wami grać.
-Pewny jesteś?- dziewczynka złożyła ręce na klatce piersiowej wymieniając z siostrą spojrzenia. Coś kombinowały.
- Ja to bym się zastanowiła na twoim miejscu misiu. - powiedziałam widząc miny dziewczyn.
-Tak myślisz? Ale ty idziesz z nami malutka
- Wiesz że chętnie. Tylko ja chyba nie mogę dużo biegać.
-Będziesz stała i patrzyła- odparł pchając mnie do ogrodu.
- Niech będzie.
-Ale ja gram z wami!- krzyknęła Daisy.
- Pewnie skarbie - wzięłam ją na ręce. Wszystkie były takie kochane. Zrobiło mi się smutno że ja nie miałam takiego dzieciństwa.
Stałam i patrzyłam jak Louis biega z nimi po naszym "boisku", wygłupiając się bardziej niż grając.
Miałam wrażenie że dziewczynki cały dzień próbowały mi delikatnie powiedzieć że chciałby zostać ciociami.
- Może przyniosę wam coś do picia?!
-Tak! Ciociu!
- Słucham? - nie rozumiałam.
-No ciociu- powtórzyła Daisy, a Lou się zatrzymał.
- Dlaczego ciociu?
-Bo jesteś starsza. A poza tym to fajnie brzmi. Też tak bym chciała.
- Jak mała? - spytał siostrę Lou.
-No, żeby...a nie ważne- machnęła rączką i pobiegła do reszty dziewczyn.
Louis popatrzył się na mnie.
- Ja pójdę po to picie. - powiedziałam szybko. Poszłam do domu i weszłam do kuchni gdzie była mama mojego chłopaka.
- Proszą o coś do picia. Co mogę im wziąć? - spytałam kobiety.
-Masz sok- dała mi cały karton i szklanki. Już chciałam iść, ale Jay mnie zatrzymała- Dziękuję.
- Ale za co? To tylko sok, nic wielkiego.
-Mówiłam o uratowaniu życia mojemu synowi.
- To. Na prawdę nie na za co. Cieszę się że nic mu nie jest i te małe szkraby mogą się w nim bawić
-Hah no tak, ale wiesz co jesteś bardzo miłą osobą i on naprawdę cię kocha,
- Mam taką nadzieję - powiedziałam cicho.
-Ciociu piciu!- dobiegł mnie krzyk jednej z bliźniaczek.
- Już idę! Muszę iść. - powiedziałam do kobiety i poszłam do reszty.
-Ja chcę pierwsza- podbiegła do mnie Phoebe.
- Proszę bardzo. - podałam jej szklankę i nalałam jej soku. To samo powtórzyłam jeszcze cztery razy.
-Dziękuję słoneczko- Louis delikatnie mnie pocałował. Jak się od niego oderwałam to ziewnęłam- Kończmy już zabawę. Dziewczynki idźcie się umyć czy coś.
- My też się chodźmy umyć co? .- spytałam Louisa.
- Ale że wy to razem? . - usłyszałam Daisy.
-Nie!- krzyknęłam udając przerażoną.
- aha. - tylko tyle powiedziała.
-Cicho oni teraz na pewno będą robić dzidziusia- usłyszałam, gdy razem z Lou leżeliśmy w jego łóżku. Odgłosy dochodziły gdzieś za ściany.
- Twoje siostry dosyć dużo wiedzą jak na swój wiek - powiedziałam do chłopaka.
-Ekhem...no wiesz- poruszył się nerwowo- mieszkały ze mną.
- No tak to wiele wyjaśnia - zaczęłam się śmiać.
-A tak właściwie to trzeba go wreszcie zapytać jak się robi dzieci- to chyba Phoebe.
-To nie lepiej pójść do Lottie?- zaproponowała Daisy.
- Ciekawe są, też byłeś w ich wieku - powiedziałam gdy zobaczyłam jego zdziwioną minę.
-Spać mi tam!- krzyknął, aby usłyszały.
Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Wy też będziecie spać?! - usłyszałam.
-A co przepraszam mamy robić?!- wykrztusił z siebie chłopak mrugając oczami.
- My już śpimy braciszku!
- No Louis one już śpią, nie pogadasz sobie. - zaczęłam się śmiać.
-Czekaj- szepnął- Słyszcie mnie?
- Nie! - zaczęłam się tak strasznie śmiać że aż mnie brzuch zaczął boleć.
-Aha no to dobrze- przysunął mnie bardziej do siebie i bardzo, bardzo namiętnie pocałował
Bardzo dawno się tak nie całowaliśmy.
- Mówiłam ci już że masz ładny pokój? - spytałam patrząc po pokoju.
-Dziękuję ci najdroższa.
- No ale na prawdę. Super się dzisiaj bawiłeś z dziewczynami. Masz podejście do dzieci.
-Ciebie też bardzo polubiły.
-Widzisz mówiłam ci, że mówią o dzieciach!
- Które o tej porze powinny spać! - tym razem ja krzyknęłam.
-Dobra Alice krzyczy, więc ma rację, bo jak krzyczy to się ma rację.
- No właśnie. - powiedziałam. - więc spać!
-No już śpimy!- odparły zgodnie, kiedy ktoś wszedł do pokoju.
To była mama Lou.
-Widzę, że nie dają wam spokoju? Zaraz je uśpię.
To było trochę krępujące.
- Dzięki. - powiedział Lou i jego mama wyszła.
- Miała chyba dość tych krzyków. - stwierdziłam.
-No co ty nie powiesz? Poza tym mocno by się wkurzyła, gdyby usłyszała, że tłumaczę im jak się dzieci robi.
- Pewnie masz rację.
-Noo, a my i tak już jesteśmy niegrzeczni- odpowiedział patrząc na moje usta.
- Tak uważasz? - uniosłam jedną brew.
-No a nie?
- No pytam się ciebie. - zaczęłam się śmiać.
-Widzisz już się bardzo niegrzecznie całujemy, więc ..
- No i co dalej? - pytałam cały czas starając się cicho śmiać.
-Och ciąg dalszy nastąpi... jak będziesz chciała- mrugnął do mnie.
- No nie wiem, nie wiem... - tym razem to ja go pocałowałam.
Przesunął mnie bardziej na siebie i językiem rozwarł moje usta.Nie bałam się. Chciałam tego. Coraz zachłanniej go całowałam. Wsunęłam mu ręce pod koszulkę, badając jego twardy tors. Chłopakowi się to chyba spodobało bo poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek. Chwilę później poczułam jego ręce na sobie.
-Mam dwa pytania- oderwał się ode mnie, a ja jęknęłam nie zadowolona- Chcesz tego? Na pewno ze mną?
- Tylko z tobą.
-Ale jesteś pewna, że tego chcesz?
Nic nie powiedziałam tylko znowu go pocałowałam.
-Czekaj- znowu mnie odsunął, a ja znowu jęknęłam- Ale czy na pewno w tym miejscu?
- Co jeszcze wymyślisz? Dawaj wszystkie pytania od razu. - mówiłam zniecierpliwiona​.
-No wiesz, nie wiem czy chcesz zostać tutaj rozdziewiczona, a właśnie jesteś ... no wiesz?
- Nom jeszcze nigdy tego nie robiłam. A ty?
-Haha no zdarzyło się parę razy- uśmiechnął się głaszcząc mnie po policzku.
- Ok. To wszystko czy jeszcze jakieś pytania?
-Tak jeszcze jedno. chcesz mieć dziecko?
- Nie myślałam nad tym. Kiedyś na pewno. A co? Ty byś chciał?
-Chciałbym, ale czy ty tego chcesz teraz.
-Dziecka?
-Tak dziecka aniołku.
- Nie jesteśmy za młodzi?
-Możemy jeszcze poczekać- odparł radośnie.
- One na pewno już śpią? - wskazałam na ścianę.
-Noo, inaczej by komentowały- zapewnił mnie- A ta bluzeczka już nam nie będzie potrzebna- zdjął ze mnie koszulkę.
I wtedy nastąpił ten moment. Widział moją blizną, ale nie przy zmienię opatrunku tylko w takiej chwili. Uważałam, że to mnie szpeciło i odrzucało Louis'a.
- Wiem jak to wygląda - powiedziałam do niego cicho.
-wygląda pięknie kochanie - szepnął całując okolice rany.
- Kocham cię - powiedziałam pociągając go za koszulę tak by znowu go pocałować
-tak jak ja ciebie- przesunął dłonie z moich ramion na plecy aby zacząć bawić się zapięciem od mojego stanika i musiałam przyznać że szybko mu poszło rozpięciem go. Sama rozebrałam go z górnej części ubrania.
Już po chwili leżałam w samych spodniach od piżamy tak jak i Louis. Jego ręce i usta było dosłownie wszędzie co mnie doprowadzało do szaleństwa. Podobało mi się to i to bardzo. W tej chwili dziwiłam się tego jak mogłam się go kiedyś bać. Zsunął ze mnie spodenki pieszcząc każdy fragment mojego ciała. Był taki kochany i delikatny. Byliśmy kompletnie nadzy, kiedy we mnie wszedł. Chociaż był bardzo delikatny i tak poczułam lekki ból. Ból miną tak szybko jak się pojawił ustępując miejsca rozkoszy. Zmęczeni leżeliśmy obok siebie łapiąc oddech.
Kiedy się obudziłam Louis jeszcze spał. Wstałam, ubrałam się i zeszłam do kuchni aby się czegoś napić. Spotkałam mamę mojego chłopaka.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
-dobry dobry. Wyspałaś się chociaż?
- Tak, dziękuję. Widzę że z pani ranny ptaszek. - chciałam zmienić temat.
-yhym ale to dziwne że wstałam tak wcześnie bo brałam w nocy parę tabletek nasennych .
- Nie mogła pani spać? – spytałam
-No głośno było
- yyy....to znaczy ...
-no ja wiem co to znaczy. Nie przejmuj się.
- Jak mi głupio.... - usiadłam przy stole chowając twarz w dłonie
-co się martwisz . Ja i tak miałam korki w uszach a dziewczynki spały.
- Nie ma to jak pierwsze dobre wrażenie. - mówiłam w swoje dłonie.
-Haha ale skarbie ją nic nie słyszałam. Po prostu się domyśliłam więc wolałam bym przygotowana.
Siedziałam tak ze schowaną twarzą i sama się z siebie śmiałam w myślach.
-zawsze możesz zwalić na mojego syna.
- Hahaha. Niby tak.
-Co chcecie na mnie zrzucić?- do kuchni wszedł zaspany Louis w samych spodniach-cześć maleństwo
- Hej - podszedł do mnie i pocałował mnie. Robił to tak długo że w końcu musiałam go odepchnąć co przecież tu cały czas była jego mama.
-Tak właśnie synku ja tu nadal jestem.
- Ja też cię kocham mamusiu - chłopak podszedł do kobiety i pocałował ją w policzek.
- Chcesz kawy? Bo ja muszę się napić bo zasnę zaraz - mówiłam ziewając.
-Ale to dobrze że zasypiasz. W samolocie sobie pośpisz kotku.
- Przecież my dzisiaj lecimy do taty! Kompletnie o tym zapomniałam
-No i co się takiego stało?- zapytał obejmując mnie od tylu kiedy jego mama robiła nam śniadanie.
- Nic, po prostu o tym zapominałam. - znowu ziewnęłam.
-co ty robiłaś w nocy?- zapytał udając przejętego.
Dźgnęłam go łokciem w brzuch.
- Książkę czytałam. - wystawiłam mu język, a jego mama się zaśmiała.
-ciekawa chociaż ?
- Bardzo - powiedziałam mu praktycznie w usta.
-Mamo oni się całują!- do kuchni weszła Phoebe.
Oderwałam się od Louisa i popatrzyłam na małą.
- Hej królewno. - powiedziałam.
-no cześć. Jesteście dziwni-uznała.
- Pogadamy za parę lat jak przyprowadzisz tu swojego chłopaka, młoda. - powiedziałam do niej.
- Jakiego chłopaka? Ona nie będzie mieć żadnego chłopaka.
- Dobrze wiesz że nie będziesz miał tu za wiele do gadania. - cmoknęłam jeszcze raz jego usta.
-ale mi nie oto chodzi. Najpierw na siebie krzyczycie a potem całujecie. I ja nie będę miała chłopaka.
- Krzyczymy? . -zdziwił się Lou.
-no krzyczycie
- Kiedy?- dopytywał się siostry.
-w nocy. Mamo daj mi jeść.
Ja znowu ze wstydu schowałam się w koszulce Louisa, a on tylko się śmiał.
- Cicho bądź głupku jeden. - powiedziałam do niego.
-o cześć Louis ja nam do ciebie ważne pytanie bo wczoraj nie dałeś mi go zadać- dołączyła do nas Daisy w słodkiej piżamce
- Czyli widocznie to nie było nic ważnego. - powiedział.
-było ale nie dałeś mi dojść do głosu-tupnęła nogą.
- Złość piękności szkodzi kochanie - powiedziałam do niej.
-No to dacie mi powiedzieć czy nie?
- Może lepiej nie - tym razem odezwała się mama kłócącego się rodzeństwa.
-No Kurde chciałam zapytać na ile zostajesz i czy masz coś dla nas ale ty masz jakiś problem. Głupek- oburzyła się przytulając do mnie swoje drobne ciałko.
- To ja ci odpowiem dobra? - zapytałam biorąc ja na ręce.
-no to mi odpowiedź- mruknęła.
- Dzisiaj wyjeżdżamy, bo ja się stęskniłam za swoją rodziną, wiesz? Więc do nich lecimy.
-aaa to fajnie a kiedy zobaczę dzidziusia?
- Jakiego dzidziusia słoneczko? - spytałam skrępowana.
-no waszego no
- Ale my nie mamy żadnego dzidziusia. Zresztą na to ci już twój braciszek wytłumaczy. On się na tym zna
-No to mi kurczę wytłumacz- zwróciła się do chłopaka który był przerażony.
- No kochanie wytłumacz jej. - podałam małą chłopakowi.
-Ale no ... Jezu mamo!- jęknął w stronę rodzicielki.
- Tak synku? Nie no ja to już przerabiałam z tobą i dziewczynami, teraz ty się martw. Jesteś dużym chłopcem. Na pewno sobie poradzisz. Po za tym ponoć się na tym znasz.
-Jak ja mam dziecku wytłumaczyć jak się dzieci robi?! Ala jest pedagogiem nie ja.
- Ale ja pomagam twojej mamie i się na tym nie znam. Ja się na tym kompletnie nie znam w przeciwieństwie do ciebie.
-idź ty wiesz. Dobra aniołku a więc ... żeby mieć dzieci trzeba się bardzo kochać...
- No i ty kochasz Alice, więc gdzie jest dzidziuś?
-Boże. Mamo pomóż mi!- zwrócił się błagalnie do kobiety.
-Będziesz miał dzieci i co wtedy? Ucz się. Mała chce wiedzieć to jej wytłumacz.
-Nie kochasz mnie...
- Nie kocham. masz racje. Wszystko co dla ciebie robiłam to tylko z litości. - śmiała się z Louisa jego mama.
- Louis ja czekam. - domagała się Daisy.
-No bo jak się kogoś kocha to można mieć dziecko i wtedy się ciała łączą w jedność i.. Jezu .. powstaje dzidzia.
- Nie rozumiem.
-Bo jesteś za mała -odparł szybko.
- To ty jesteś za głupi.
-Jeszcze słowo dzwońcu. Będziesz coś chciała oj będziesz.
-Daisy on tego po prostu nie wie, jest za cienki.- do kuchni weszła Lottie.
-O specjalistka się znalazła. Proszę wytłumacz siostrze ja zjem śniadanie.
- Ja tylko mówię że jest cienki i tego nie wiesz.
-Jak mogę nie wiedzieć jak się ... miłość uprawia?
- To nie do mnie pytanie. - zaczęła się śmiać.
-Dobra nie ważne. Misiu jedz śniadanie i jedziemy na lotnisko.
- Już. Zaraz możemy jechać.
-No i super - ucieszył się jednocześnie oddychając z ulgą
- Masz nas dosyć? - spytała Daisy.
-Co? Nie ale Ala bardzo chce zobaczyć swojego brata i drugiego brata
- Masz braci?
- Nom. - to że o tym nie wiedzą to inna sprawa.
-Ale masz fajnie!- ucieszyła się Charlotte.
-Też masz brata.
-Że jego?- wskazała na Lou.
- No chyba jestem twoim bratem.
-Ta. No chodź braciszku wyściskam cię na pożegnanie
- Oddam ci go jeszcze kiedyś. - powiedziałam do dziewczyny, która siedziała na kolanach swojego brata i się do niego tuliła.
-Nie no spoko. Ja mam się do kogo przytulić- odpowiedziała
- Słucham? . - spytał Lou poważnie.
-No mam się do kogo przytulić-powtór​zyła.
- Powiedz że chodzi ci o mamę.bo inaczej nie da ci spokoju, a potem ja będę cały czas słuchać. - poradziłam dziewczynie i zaczęłam się śmiać.
-tak o ma...-przerwała bo ktoś wszedł do kuchni. Był to młody przystojny chłopak wieku Lottie.
-Dzień dobry- przywitał się-Cześć słońce- pocałował dziewczynę w policzek.
- No ja myślałem że to jest nasza mama - Lou wskazał na kobietę przy kuchence.
- Daj jej spokój - broniłam młodej.
-Nie będę dawał spokoju. Chłopie dwa metry od niej.
- Louis nie pozwalaj sobie! - krzyknęła siostra mojego chłopaka.
-No właśnie chyba to nie ja sobie za dużo pozwalam- popatrzył wymownie na nastolatka.
- No chyba jednak tak! Gdzie jest mama jak jej trzeba. - dziewczyna podeszła do swojego chłopaka. Bo chyba nim był właśnie młody chłopak.
- Poszła do sklepu. - powiedziałam dziewczynie.
-Ty. Na zewnątrz. Już -rozkazał Louis wyprowadzając chłopaka.
Po 10 minutach wrócili.
- Ja cię Louis zabije! - Lottie krzyczała na brata.
-przecież nic mu nie zrobiłem! Rozmawialiśmy. Poważnie. Dobra koniec tej zabawy. Kotek zmykaj na górę i jedziemy.
- Trochę boję się zostawić tu samego z tą dwójką. - wskazałam na zakochańców.
-oj nie panikuj nic im nie zrobię, ale ty młody uważaj na to co robisz- ostrzegł go.
- Louis, a wiesz, że mój pokój jest dosyć blisko twojego i dużo słychać przez ściany.
-Cicho siedź! Nic nie słyszałaś a ja jestem starszy.
- Może my już pójdziemy? Lottie? - jej chłopak chciał się znaleźć jak najdalej Louisa.
-Tak. Chodź Davis. Pa Alice- pocałowała mnie w policzek.
- Pa młoda. Ładny ten twój chłopak - powiedziałam jej do ucha.
Uśmiechnęła się tylko i wyszli. Ja udałam się n górę spakować nasze rzeczy.
Spakowałam już chyba wszystko, kiedy poczułam czyjeś ręce na moich biodrach.
-Byłaś wspaniała- do moich uszu dotarł cichy szept.
- Tak, wiem idealnie poskładałam wszystkie twoje koszule. - powiedziałam odwracając się w stronę Louisa.
-Nie o tym mówiłem maleńka- schował twarz w zagłębieniu mojej szyi składając na niej pocałunki
- Hmmm....,aaa chodzi ci o śniadanie?
-Nie o śniadanie- oplótł ręką mój kark-Kombinuj dalej najdroższa.
- Nie mam pomysłów. Poddaje się.
-A pamiętasz co robiłaś w nocy?- wymruczał przesuwając pocałunki na moją twarz. Robił to wszystko delikatnie jakby się delektował.
- Czytałam książkę, nie pamiętasz? Przecież byłeś ze mną w pokoju, a no ci już rano mówiłam.
-Nie kłam kochanie.
- No co? - uniosłam jedną brew.
-Chyba nie chcesz spóźnić się na samolot przez to że będę ci musiał przypominać czym doprowadzałaś mnie do szaleństwa?
- Właśnie, przestań się wygłupiać bo się spóźnimy.
-Ale ja się nie wygłupiam. Właśnie ci uświadamiam maleństwo że byłaś wspaniała ale....
- Ale co? Jakie ale ja się pytam.
-Ale masz rację musimy już iść- dokończyć jeszcze raz mnie całując.
- Ja jestem gotowe, ciebie też spakowałam.
-dziękuję ci kochanie . No chodź - sprowadził mnie na dół.

14 komentarzy:

  1. Siostry Louisa mnie rozwaliły. Rozdział jak zawsze jest świetny ;) Zastanawiam się jak zareaguje Niall... przecież ma prawo (nawet dziwne by było gdyby się nie zdenerwował) się zdenerwować...Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lou ma fajne rodzeństwo. xD Ale sam jest bardzo zaborczy.
    Nie będę się odnosić do wszystkich Twoich opisów, bo mnie po prostu.. nie.
    No cóż, jestem ciekawa spotkania rodzeństwa Horanów.
    Zapraszam do mnie :
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ALe ja chcę wiedzieć co myślisz o naszych opisach więc powiedz.

      Usuń
    2. po prostu nie pojmuje jak nastolatki w wieku 14 lat piszą o sexie i takie tam. okej, wyobraźnia. ale ja mówię stanowcze Polskie "nie" , na takie coś i tyle :D do reszty opisów nic nie mam.

      Usuń
    3. po prostu mnie jako jednostke [osobe] , drażni to i tyle.

      Usuń
    4. haha o to ci chodzi? Rozumiem, ale ja tego nie pisałam, bo się na tym nie znam. To pisała mi o wiele starsza koleżanka.

      Usuń
    5. Wyczuwam sarkazm. Okay, ale jeśli mi nie wierzysz zapytaj Klaudyś. Jest starsza i służy pomocom.

      Usuń
    6. to nie był sarkazm, caps lock mi się włączył. No dobra, może maluteczki ..

      Usuń
  3. Uwielbiam Twoje opowiadanie i z niecierpliwością czekam na następną część <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świeten nie mogę przestać się śmiać te teksty mnie rozwalają. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku dzięki za info na GG, faktycznie nie przeczytałam.
    Boże, genialne. Te siostry Louisa są boskie, uwielbiam jak się z nim drażnią. Ale znowu robisz z Lou nadopiekuńczego faceta (tak jak w opowiadaniu o Ali, gdzie jest przewrażliwionym ojcem). Nie lubię takich. :P
    Czyli w następnej części Niall się dowie o siostrze? Już nie mogę się doczekać. ♥
    Pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezuuu ! Jak mnie tyłek boli ! Tyle razy z krzesła spadałam, gdy to czytałam, ze po prostu szok ! Ale rozdział jest super i najbardziej rozwalają mnie dwa momenty : przed snem jak dziewczynki mówiły o dzidziusiu i ten rano jak wstali ; D Rozdział jest super, i bardzo śmieszny. Czekam szybko na następny .
    No i proszę skomentowałam ! Haha nie zabijesz mnie xDDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałzđcie nominowane do Liebster Award na moim blogu! Więcej informacji na moim blogu! http://opowiadankoz1d.blogspot.com/ - Pozdrawiam Livia

    OdpowiedzUsuń