środa, 24 kwietnia 2013

Historia lubi się obrażać

ALBUM ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY ZDJĘCIAMI Z BARCELONY http://alicehoran-album.blogspot.com/2013/04/barcelona.html
Jechaliśmy w ciszy, ja głęboko zapatrzona w smugi deszczu zostawiane na szybie samochodu, on głęboko zapatrzony w drogę. Gdy dojechaliśmy nawet tego nie zauważyłam. Louis wyciągnął mnie na niosąc na rękach.
- Jesteś głodny? Mogę coś zrobić. - zaproponowałam.
-Gdzie ty chcesz robić? W pokoju hotelowym?- zapytał rozbawiony.
- Matko. Jestem taka roztrzepana. Sorry. - przecież byliśmy w hotelu. Brawo dla mnie.
-O jesteście!- na korytarzu spotkaliśmy wesołego Nialla- Gdzie mały?
-Ze swoim tatą- powiedziała cicho.
-Ow, dobra ja idę do siebie- dał znak, że zostawia nas samych i wszedł do pokoju obok naszego
- A my kiedy wracamy? - pytałam.
-Chciałem, abyśmy jutro polecieli do Barcelony- odparł sadzając mnie na łóżku i zdejmując moje trampki ze stóp.
- Od razu? Super, strasznie się cieszę. Hiszpania.... - rozmarzyłam się.
-I ty na gorącym piasku- ucałował moją szyję.
- Taki mam zamiar. No chyba po to tam jedziemy. Plaża, woda i słońce.
-NO ja jadę po co innego, ale tak tak- zgodził się mrucząc cos
- Co byśmy zrobili gdyby nie przyjechał ojciec Fabiana? - spytałam podnosząc jego głowę by spojrzeć mu w oczy.
-Nie wiem kochanie. Pewnie byś my się chwilę nim opiekowali.
- Pewnie tak.....
-Jeszcze jakieś pytania?- zapytał zdejmując moją rozpinaną bluzę.
- Kilka by się znalazło. - śmiałam się.
-No to szybciutko- oderwał usta od mojej szyi i spojrzał wyczekujące mi w oczy--A poczekaj- przerwał mi jak chciałam coś powiedzieć i podszedł do drzwi zamykając na klucz.
On jest jakiś pomylony. Ale i tak bardzo go kocham.
- Boisz się że mój brat nas odwiedzi?
-Ja się nie boję- pokręcił głową- Ja to wiem.
 - Hahaha.......
-Nie wiem co w tym śmiesznego?- oburzył się.
-No tak, przepraszam pana - udawałam poważną lecz po chwili znowu zaczęłam się śmiać.
-Czekaj za 5 minut przyjdzie słysząc twój śmiech. Zobaczysz- zaczął mnie przekonywać. Usiadł na łóżku tym razem już ściągając ze mnie koszulkę- A i kotku nie drap mnie ok?
- No to lepiej nie ryzykujmy. Chodź pójdziemy do Nialla pograć w karty. - droczyłam się z nim. Zaczęłam ubierać swoją bluzkę, a on patrzył. Nie mogłam odgadnąć jego wyrazu twarzy. Chciało mi się tak strasznie śmiać.
-Nie żartuj...- wyrzucił z siebie
- No sam mówiłeś że się o plecy boisz no to chyba nie chcemy ryzykować, nie? - patrzył na mnie jak na głupka.
-Oh nie denerwuj mnie- przyciągnął moje ciało do siebie zostawiając pocałunki na każdym fragmencie mojej twarzy.
- No ja się tylko o ciebie troszczę.
-No to się troszcz...bo zaraz mnie do grobu wpędzisz.
- Bu dlaczego? - mówiłam w jego usta.
-Eh... domyśl się- odparł kładąc mnie na łóżku i zsuwając na ze mnie spodnie.
Z uśmiechem patrzyłam na jego starania. To nie było sprawiedliwe. Ja byłam w samej bieliźnie, a on całkowicie ubrany. Pomogłam mu zdjąć koszulkę w paski. Sam zdjął spodnie. Wrócił do całowania moich ust, a rękoma powędrował do zapięcia mojego stanika. Pocałunkami zjeżdżał przez mój dekolt do brzucha. Zdjął dolną partię naszej bielizny i znowu przygniótł mnie swoim ciałem. Całował mnie, delikatnie we mnie wchodząc, czyli jak zawsze. Jęknęłam w jego usta.
Obudziłam się, ale Louisa nie było w pokoju. Zaczynało mnie to wkurzać , że zawsze jak się budzę to jego nie ma. To nie fair. Chciałabym się obudzić i zobaczyć jego czuprynę, ale nie on gdzieś łazi zamiast być ze mną. Usłyszałam otwierane drzwi i zobaczyłam ubranego i uśmiechniętego Louisa. Stanął przed łóżkiem i się na mnie patrzył.
- Co się gapisz? - burknęłam do niego i opatuliłam szczelniej kołdrą.
-Piękna jesteś- szepnął siadając obok
- To się napatrz bo zastanawiam się czy nie wylądujesz na kanapie. - mówiłam cały czas zła.
-No co ja ci zrobiłem? Poza tym tu nie ma kanapy, ale wracając do tematu to nie przypominam sobie, abym cię uraził?
- Wiesz jak ja się czuje?! Ile razy się budzę to ciebie nie ma! - byłam na niego wściekła, może dla niego to nie było nic wielkiego ale mnie to bolało. - Wyjdź, chce się ubrać. - powiedziałam już ciszej.
-Dobra zaraz, chociaż nie musisz się ubierać kochanie. A więc twój brat miał problem... no i musiałem do niego iść o 6 rano.
- Co mu się niby stało? - trochę się przestraszyłam.
-Głodny był, zapomniał że nie jest w domu i szedł na ślepo no i trafił w lampę. Musiałem go wykaraskać z potopu krwi.
- Mogłeś mnie obudzić. - powiedziałam tempo patrząc się w okno.
-By się tylko zdenerwowała, a on sobie rozciął lekko rękę. Potem było gorzej. Musiałem tłumaczyć kierownikowi, że mu odkupimy tą lampę zakichaną i że zapłacimy za wypranie dywanu- dodał wyciągając moje ubrania z walizki, zaraz potem ją zamykając na suwak.
- Mówiłam żeby jechał do domu, to ma za swoje.
-No już pojechał- uśmiechnął się- A no i znowu wykład dostałem. Prawie dostał w tą swoją twarzyczkę.
-No i znowu za co mam lądować na ziemi?- zapytał z bulwersem w głosie.
- Bo jestem na ciebie zła, dlaczego nie mogę się raz obudzić i dla odmiany zobaczyć ciebie?
-To wina twojego brata drugi raz z rzędu! Wybacz obiecuję, że w Barcelonie będziesz budziła się tylko i wyłącznie obok mnie.
-Zobaczymy.
-Nie zobaczymy tylko tak będziesz maleństwo. Masz- podał mi ubrania- Szoruj do łazienki, bo cię sam tam zaniosę.
- Nie myśl sobie, że nie jestem na ciebie zła, na tego blond głupka też. - owinęłam sie prześcieradłem, podeszłam do chłopaka, wzięłam od niego rzeczy i poszłam w stronę łazienki.
Louis
Nie rozumiem kobiet. No nie rozumiem kobiet i już. Nic jej nie zrobiłem, a jest wściekła. Grrr zabiję kiedyś tego Horana. Jeśli naprawdę będę miał przymusowy celibat to go gołymi rękoma uduszę. Nie ma to jak jechać do Barcelony z obrażoną na ciebie dziewczyną. Czasem mam dość ludzi, którzy wpieprzają mi się w życie. Zrezygnowany wziąłem walizkę i zniosłem ją do taksówki. Samochód, który wcześniej wynająłem już oddałem. Wróciłem i jak zobaczyłem moją dziewczynę to mi szczęka opadła. Chyba chciała mi zrobić na złość i ubrała się bardzo.....,,lek​ko", że tak powiem.
-Musiałaś?- jęknąłem.
- Ale co?
-Się tak...ubrać- zacząłem gestykulować.
- Normalnie, nie wiem o co ci chodzi. - cały czas była zła. Chciała się na mnie odegrać i dobrze jej to szło.
-nie o nic. Oczywiście królewno o nic- uśmiechnąłem się sztucznie i pociągnąłem ją za rękę.
Pojechaliśmy na lotnisko i już za chwilę siedzieliśmy w samolocie. Cały czas patrzyłem na Al.
- Ile będziemy lecieć? - spytała kiedy skupiałem się na jej nogach.
-Hmm?- spytałem wyrywając się z zapatrzenia
- Jak długo będziemy lecieć? - spytała nie patrząc na mnie.
-Nie powiem ci, bo jestem zły na ciebie- skłamałem
- Nie, to nie. - powiedziała i wstała. - Idę do ubikacji.
-Jasne skarbie- odparłem opierając głowę o zagłówek i zamykając oczy. Louis myśl- powiedziałem cicho do siebie.
Co ja mam zrobić żeby nie była na mnie zła? Jak mam ją codziennie widzieć w kostiumie a ona nie pozwoli mi się nawet dotknąć. Ku*wa Louis wytęż tę mózgownice. Ta oświadczę się jej na pewno się zgodzi
- Już jestem. - powiedziała Al. Usiadła na swoje miejsce i zaczęła bawić się swoimi palcami.
-Kochanie dobrze się czujesz?- zapytałem.
Chciałem złagodzić sytuację bo jak na razie nic mi nie przychodziło do głowy. Kretyn ...
- Tak, wszystko w porządku - powiedziała dosłownie łamiąc sobie palce.
-To dlaczego ku...eh łamiesz sobie te piękne palce?- zapytałem schodząc z tonu.
- Już nie łamie - usiadła sobie na rękach - zadowolony? - czułem że cały czas jej nie przeszło i chyba szybko nie przejdzie.
-Nie- odpowiedziałem znużonym głosem.
- To co ja ci poradzę...? - odwróciła się ode mnie. Zwariuje z tą dziewczyną.
Walnąłem łbem o siedzenie. Ona serio jest wyjątkowa. El jak się obrażała to wystarczyło jej coś kupić a z Alice to trzeba się nagłówkować. Nie jest pusta. Zabije Horana, normalnie zginie chłopak marnie. Tylko go spotkam. Grr czemu ona jest taka uparta?- zastanawiałem się. Rozmyślania przerwała mi Ala która poderwała się z siedzenia i pobiegła do toalety .
Po chwili znowu wróciła, szkoda, że nie powie mi co jej jest bo się do mnie praktycznie nie odzywa.
- Kiedy będziemy lądować? Czy może też mi nie powiesz? - spytała.
-za 3 godziny. Powiesz mi co ci jest?
- Aż tyle? O matko
I weź człowieku się z nią dogadaj.
-Masz chorobę lokomocyjną?
- Przed chwilą się o tym dowiedziałam. Jejku jeszcze 3 godziny. - opadła zrezygnowana na oparcie fotela
-No 3 godziny katującej ciszy- mruknąłem opierając głowę na rękach.
Alice
Teraz na do mnie pretensje o to że ze sobą nie gadamy. Barcelona zapowiada się po prostu super. To on się do mnie nie odzywa. Nie moja wina. Nie będę łatwa. Na prawdę dotknęło mnie to jego znikanie i mam tego dość. O wiem postawię mu warunek . Dobra to będzie taki oszukany warunek bo nie chcę go stracić ale poudawać obrażona mogę.
-Jeśli powiesz mi z iloma dziewczynami spałeś przed mną to może wpuszczę cię do......do pokoju. - powiedziałam mu do ucha. Widać było że go zdziwiłam
-Co?..No, więc…- odkaszlnął- było kilka.
- To nie jest odpowiedź. - udawałam obojętna. - Nie chcesz to nie mów, na pewno znajdziesz jeszcze jeden wolny pokój.
-Jezu no. 5
Nie mało. No ale przecież miał do tego prawo.
- Dziękuję. - powiedziałam i poprawiłam się w fotelu.
Położył mi dłoń na kolanie. Popatrzyłam na tą rękę potem na jego twarz.
- Dobrze. Na razie jest ok. - nałożyłam nogę na nogę tym samym dając do zrozumienia żeby Louis wziął rękę. Jednak on tylko poprawił ją i wzmocnił uścisk. Jasne, podlizuj się skarbie.
-Prze*ebane ma jak tylko wrócę to nie żyje- mruczał coś pod nosem.
- Mówisz coś do mnie?
-czy do ciebie kotku bym przeklinał ?
- Czyli mam rozumieć że mówisz do siebie? - chciało mi się śmiać ale ledwo co udało mi się powstrzymać.
-Nie. Telepatycznie rozmawiam z Horanem.
- To powiedz mu że jest głupi i wcale mi nie szkoda jego ręki.
-Dobra. Wiesz jak wrócimy to przemówię mu wyraźnie. Drugą sobie zrani gówniarz jeden...
- Rób co chcesz. - powiedziałam krótko. Pięć aż pięć. Liczyłam na dwie, może trzy. Kurde nie czepiałabym się gdybym nie była na niego zła.
-haha- roześmiał się
- Co? -spytałam nic nie rozumiejąc.
-już wiem o co ci chodzi. Zazdrosna jesteś. Dobra powiem ci prawdę. Hannah była pierwsza a potem była El i ty słoneczko.
-To jest dwie nie pięć dziewczyn. I nie jestem zazdrosna. - dodałam szybko.
-Wiem ile to jest ale spojrzałaś na mnie takim wzrokiem że palnąłem co mi przyszło do głowy. Szkoda ją jestem o ciebie cholernie zazdrosny.
- Nie masz przecież powodów.
-Ogólnie kotku ogólnie- odpowiedział.
- Oczywiście. - usłyszałam głos jakiejś babki że lądujemy. - Nareszcie.
-No. Ja mam do ciebie pytanie piękna.
- Nom? - aż taka nie będę. Muszę się do niego odzywać. Chce.
-Ilu miałaś chłopaków ?- zapytał. No i trafił w czuły punkt.
- Nom, ten.... Kilku ogólnie mówiąc. Tak przeciętnie. Nic szczególnego. - nerwowo bawiłam się włosami. - Chodź wychodzimy.
-Kłamiesz-zauważ​ył kiedy jechaliśmy do nowego miejsca „zamieszkania” na ten czas.
- Ale że z czym?
-z chłopakami. Czemu mi nie ufasz?
- Ufam. Naprawdę, tylko no to trochę głupie, ale miałam tylko jednego chłopaka przed tobą i to tak nie na poważnie. Zadowolony?! - było mi wstyd.

-Spokojnie. Alice kochanie- ujął moją twarz w dłonie- Nawet się cieszę. Kocham cię i nie możesz się mnie wstydzić.
- Też cię kocham, ale dalej jest mi przykro za rano. - powiedziałam patrząc się na niego.
-Przepraszam. Obiecuję że nie będziesz się budzić się sama- mówił prawie dotykając moich ust.
- Obiecujesz? - spytałam sama nie wiem czemu bliska płaczu
-Oczywiście skarbie. Obiecuję.
- Możesz spać w pokoju - zaśmiałam się.
-Och dziękuję najdroższa - pocałował mnie ale krótko więc nie zadowolona jęknęłam.
- Gorąco tu. No ale to w końcu Barcelona - uśmiechnęłam się.
-no. Dawaj łapkę i idziemy - podał mi dłoń.
- Ok, idziemy. - złapałam chłopaka za rękę i poszliśmy sama nie wiem gdzie, to Louis prowadził.
Doszliśmy nie do hotelu a do pięknego domku. Wyglądał jak te ze starej Barcelony.
- Lou, co my tu robimy?
- Tu nam będzie lepiej- odrzekł wynajmując kluczyk z pod framugi drzwi wejściowych .
- Żartujesz sobie ze mnie?-nie wierzyłam. Cały domek dla nas. - Już wiem, zaplanowałeś to sobie. Jak cię nie wpuszczę do łóżka to mnie po prostu zgwałcisz i nikt mnie nie usłyszy. - groziłam mu palcem.
Chciało mi się śmiać, był taki kochany, tak się starał.
-Jasne. No wchodź śliczna
Weszłam i nie mogłam nic powiedzieć. Było ślicznie, idealnie.
- Tu jest bosko. - udało mi się wydusić.
-Uf- odetchnął teatralnie
- Bardzo śmieszne.
- no nic nie mówię -zaśmiał się i porwał mnie do naszej nowej sypialni.
Wieczór
Leżeliśmy na kocu w ogrodzie wpatrzeni w gwieździste niebo.
-kotku…
-Słucham.
-Chciałbym kiedyś zamieszkać z tobą i dziećmi w Doncaster.
Wow! Zatkało mnie totalnie. Chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Oczywiście ze szczęścia.
- Kocham cię tak bardzo - tylko to mi przyszło do głowy. - Gdzie tylko chcesz, byle z tobą.
-Też cię kocham - podniósł mnie i zaczął mi śpiewać
 WŁĄCZ
So you're leaving
In the morning
On the early train
Well I could say everything's alright
And I could pretend and say goodbye
Got your ticket
Got your suitcase
Got your leaving smile
Well I could say that's the way it goes
And I could pretend and you won't know
That I was lying

Cause I can't stop loving you
No, I can't stop loving you
No, I won't stop loving you
Why should I

We took a taxi to the station
Not a word was said
And I saw you walk across the road
For maybe the last time, I don't know

Feeling humble
Heard the rumble
On the railway track
And when I hear the whistle blow
I walk away and you won't know
That I'll be crying

Because I can't stop loving you
No, I can't stop loving you
No, I won't stop loving you
Why should I

(Even try)
I'll always be here by your side (why why why)
I never wanted to say goodbye (why even try)
I'm always here if your change, change your mind

So you're leaving
In the morning
On the early train
Well I could say everything's alright
And I could pretend and say goodbye
That would be lying

Because I can't stop loving you (can't stop loving you)
No, I can't stop loving you (won't stop loving you)
No, I won't stop loving you
Why should I (why should I)
Even try

Because I can't stop loving you (can't stop loving you)
No, I can't stop loving you (won't stop loving you)
No, I won't stop loving you
Why should I
Why should I
Why should I
Tell me why
Why should I
Even try
- Jesteś kochany.
-udowodnij-uśmie​chnął się tak jak lubię u niego najbardziej czyli zawadiacko
- Jak?- spytałam tuląc go.
-no nie wiem nie wiem to ty jesteś ta bardziej kreatywna-wzrusz​ył ramionami
-Ja? Przecież to ty jesteś artystą.
-No cóż rolę się odwróciły.
-Ale ja nie mam żadnego pomysłu- mówiłam całując go.
-Jesteś na dobrej drodze maleńka- odpowiedział przez pocałunki.
-Tak?  Jeszcze jakieś wskazówki?- zapytałam.
-Więcej nie mam- położył mnie na kocu.
-No to nie wiem czy sobie poradzę- śmiałam się, bo łaskotały mnie pocałunki Louis’a na szyi.
-Oh, ty taka zdolna…
-Cieszę się, że tak uważasz- poczułam ręce chłopaka pod swoją bluzką.
Zimny dreszcze przeszedł przez moje ciało, wyginając się w łuk. Zajęłam się jego koszulką i już po chwili nie miał jej na sobie. Potem on w końcu pozbył się mojej i nagle się ode mnie odsunął.
-Co jest?- byłam zdziwiona.
-Nie mam…no wiesz.
-no to gratulację dla ciebie- położyłam się zrezygnowana na kocu- Czyli gramy w karty?- spytałam nie wytrzymując i wybuchając śmiechem.
-Jest jeszcze jedno wyjście…
-Możemy pooglądać film- zaczęłam ubierać się.
-Nie. Możemy zaryzykować.
-Chcesz? No ale co jeśli..- rzuciłam mu jego bluzkę.
-Trudno, wtedy zostanę szczęśliwym ojcem- odparł uśmiechając się czule.
-Taa…na pewno. Kurde co się tak wzięło?
-Fabian mi się spodobał, a poza tym skąd wiesz, że zostaniesz mamusią?
-No to nie jest pewne.
-To czym się przejmujesz?- wzruszył ramionami.
-Moim tatą jakby co.
-Przeżyję, no nie katuj mnie już- jęknął znów mnie rozbierając.
-No ale na pewno?- troszkę się bałam.
-Na pewno kochanie.  Kocham cię i jak ci dziecko zrobię to cię nie zostawię- przyrzekł.
-Cóż za wyznanie- znowu zaczął mnie całować.
-Chcesz coś jeszcze ode mnie usłyszeć, bo chciałbym już się zacząć z tobą kochać- wymruczał w zagłębienie mojej szyi.
-Krótko, prosto i na temat. Szczery jesteś nie ma co- śmiałam się.
-Taka moja natura mała- zjechał z pocałunkami niżej.
Znowu zdjął moją bluzkę i wrócił do moich ust.
-Dobra, ale ty jakby co informujesz Bob’a Horan’a, że zostanie dziadkiem
-Etam, zwalę na Horan’a. Powiem, że się przez niego obraziłaś i musiałem przejść do działań ostatecznych- wytłumaczył muskając palcami mój kręgosłup, który się wyginał.
Pocałował mnie i zaczął majstrować przy moich spodenkach. Gdy już je zsunął, ja rozebrałam jego, bo to było nie fair. On ubrany, ja naga. Znowu zaczęliśmy się całować. Nie ma to jak kochać się na kocu pod gwiazdami.
Louis
Gdy ukochana zasnęła, ubrałem spodnie i przeniosłem ją do naszej sypialni, którą już rano odwiedziliśmy. Jej nagie, bezbronne ciało przykryłem kołdrą, a sam poszedłem się wykąpać. Wziąłem prysznic i wyszedłem z łazienki. Alice dalej spała. Przebrałem jeansy na dresowa spodnie i położyłem się obok blondynki. Spała tak spokojnie, równo oddychając. Spojrzałem na zegarek, była 3 w nocy. Dobra idę spać- pomyślałem i sam zamknąłem oczy. Chwilę nie mogłem zasnąć, ale po paru minutach odpłynąłem. Obudziłem się pierwszy. We mnie wtulona spała Ala. Nie mogłem się na nią napatrzeć.
Strasznie długo spała. Zacząłem bawić się jej włosami, lecz po chwili przestałem. Miała je tak strasznie pokudłane a mimo to wyglądała ślicznie. Poruszyła się i otworzyła oczka. Takie niebieskie i piękne. Była strasznie zaspana i przecierała oczy strasznie długo, potem jeszcze ziewała i chyba dopiero wtedy zaczęła kontaktować pomału.
-Jesteś- prawie pisnęła. Nie wiem czy z radości czy z czegoś innego.
-Obiecałem- wyszeptałem w jej włosy,
- Masz szczęście. Bo gdyby cię nie było to..... - groziła mi palcem.
-Dobra nie chcę wiedzieć skarbie co byś zrobiła- przerwałem jej udając przerażonego.
- I słusznie. Ale mi się nic nie chce. - znowu ziewnęła i opadła na poduszki.
-No cóż, bywa.- musnąłem dłonią jej policzek- Ale dzisiaj zwiedzamy Barcelonę i nie ma przebacz.
- Dobra, dla Barcelony jestem gotowa nawet wstać z łóżka.
-A dla mnie nie? Dzięki, czuję się urażony skarbie.
- No, ale to Barcelona. - opatuliła się kołdrą i jedną ręką złapała mnie za twarz, chyba po to żebym lepiej zrozumiał. Chciało mi się z niej śmiać.
-Jasne..-mruknąłem hamując śmiech,
- Spadaj. - walnęła mnie w ramię - Idę pod prysznic. - zaczęła się wygrzebywać z łóżka zabierając ze sobą kołdrę, którą się owinęła
-Miły dzień się zaczyna- skomentowałem, ale chyba usłyszała- Nie ma to jak kochanka, która wita cię z rana, eh- westchnąłem wstając z łóżka i odbierając od dziewczyny kołdrę, aby pościelić.
- No poczekaj, ubiorę się i ci oddam. - owinęła się szczelniej, a ja nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.
-Jezu, niosłem cię przez cały ogród, dom, nagą i co?
- Nico, to się napatrzyłeś. - wystawiła mi język.
-I tak zaraz znikniesz w łazience. Jakaś ty drażliwa kochanie. Zwariuję z nią- mamrotałem coś pod nosem wychodząc z sypialni, aby zejść do kuchni i zrobić śniadanie.
- Jakaś ty drażliwa kochanie, bla bla bla. Znalazł się..... - mamrotała jak wychodziłem.
Parsknąłem śmiechem. Czasem niby taka niewinna, ale jak się wkurzy to nie ma przebacz. Muszę ją dzisiaj zabrać w wiele miejsc. W końcu nie będziemy tu długo, za parę dni musimy być w Londynie, bo będą jej ściągać szwy. Nareszcie. Myślałem gdzie ją zabiorę gotując parówki i robiąc tosty. No kucharzem to ja nie zostanę, ale od tego będę miał żonę.
- Już jestem. - usłyszałem przy uchu.
-Jezus Maryja!- wykrzyknąłem prawie upuszczając talerz.
- Alice, kotku, jestem Alice.
-Wiem...- wyrównałem oddech- tak, wiem.
- To co jemy?
-To co widzisz- uśmiechnąłem się kładąc na talerz tosta.
- Co będziemy dzisiaj robić?
-Mówiłem ci aniołku- odparłem siadając z nią przy wyspie kuchennej.
- To zapomniałam. - wystawiła mi język.
Uśmiechnąłem się i patrzyłem ja je, a potem sam się wziąłem za śniadanie. Gdy skończyliśmy, dziewczyna ubrana w strój kąpielowy i na to szorty czekała na mnie przy drzwiach.
- Może być? - obróciła się wokół własnej osi. - Bo wiesz...zastanaw​iam się, że może, no wiesz ta blizna tak średnio wygląda- zaczęła jeździć po niej palcem.
-Jeszcze słowo na temat blizny, którą kocham, a będziesz żałować- pogroziłem jej.
- No ja tylko pytam bo nie wiem czy mogę tak iść.
-Możesz misiu, bo ślicznie wyglądasz. Jak zawsze zresztą- położyłem jej dłonie na biodrach.
- Ale twoja opinia nie jest obiektywna, ty po prostu nie chcesz żeby było mi przykro. - położyła dłonie na moje, które dalej leżały na jej biodrach.
-Nie, uważam że jesteś piękna, urocza, słodka i wyjątkowa. Jeśli mi nie wierzysz to chodź zapytamy przechodniów- powiedziałem wyciągając ją z domu.
- Przestań! Przeciecz cię wyśmieją, no już. - zaczęła mnie ciągnąć.
-Nie!- przerwałem jej i podszedłem do młodego chłopaka- Cześć jestem Louis- podałem mu dłoń, a on odwzajemnił gest. Chyba mnie znał. No nie ważne- Chciałem cię zapytać co uważasz o niej?
- Nie musisz nic mówić, on tylko sobie żartuje, już sobie idziemy, sorry za zawracanie głowy. Louis idziemy. - zwróciła się do mnie.
-No jest bardzo ładna- uśmiechnął się życzliwie.
- Dobra, dzięki. Zadowolony? Chodź i nie rób z siebie głupka. - ciągnęła mnie.
-Czekaj, zapytam drugiego- upierałem się podchodząc do innego nastolatka.
- Przestań wariacie. - teraz zaczęła się śmiać i wskoczyła mi na barana. - No przestań już. - mówiła bardzo cicho wprost do mojego ucha
-Yhym, i jeszcze kim jestem dla ciebie- objąłem jej nogi, aby nie spadła
- Jak coś wymyślę to dam ci znać.
-Wiesz co? Ja mam tyle określeń, a ty- mówiłem kierując się w stronę Parc de la ciutadella
- Ale tu pięknie.- rzekła gdy byliśmy na miejscu.
Pocałowałem ją. Po prostu nie mogłem się oprzeć, aby jej nie pocałować.
- Mam! Przecież ty jesteś misiu! - powiedziała dosyć głośno prosto w moje usta. - Za chwile wymyśle coś jeszcze.
-Nie już nie musisz. nie przeciążaj swojej główki- uśmiechnąłem się zakładając jej kosmyk włosów za ucho,
- Ale ty jesteś dobry. - powiedziała sarkastycznie. - Pamiętasz, że za dwa dni musimy być w Londynie?
-Pamiętam, pamiętam. Kotku mam do ciebie pytanie.
- Słucham cię uważnie. - cmoknęła mnie w usta.
-Zwiedzimy jeszcze parę miejsc, a ty mi powiesz które ci się najbardziej podobało. Które było najbardziej romantyczne. muszę to wiedzieć.
Poszliśmy do Fontune.
- Po pierwsze, wszystkie na pewno będą cudowne, a po co ci to w ogóle?
-Potrzebne, ale masz mi powiedzieć gdzie ... no co jest romantyczne.
- Ty jesteś kochanie.
-Oh dzięki, ale oprócz mnie potrzebuję jeszcze miejsca,
- No jak tak dalej pójdzie to każe ci tu z sobą zamieszkać.
-Jeśli tylko będziesz chciała maleńka..\
- Żartuje, ale tu jest tak ślicznie, gdzie dalej? - spytała robiąc zdjęcia.
-Pod kościół Tibidabo- odparłem
- To chodźmy, ale ty musisz prowadzić. - uśmiechnęła się szeroko.
-Chodź- pociągnąłem ją w odpowiednią stronę.
Szliśmy jakiś czas. Alice była zachwycona co chwila piszczała i robiła zdjęcia.
-No to gdzie jest najładniej.
- Zdecydowanie tu, tylko chciałabym zobaczyć ten kościół , kiedyś nocą. - pokazała mi zdjęcie.
-Dobrze, to tam kiedyś o północy coś się wydarzy a teraz wracamy.
- Co? Nie rozumiem cię. Czekaj. Wrócimy tu jeszcze kiedyś?
-Tak kochanie wrócimy, a teraz wracamy- podniosłem ją i niosąc na rękach poszliśmy na plażę.
- A teraz idziemy..... - pokazała ręką żebym dokończył
-Co?
- No gdzie teraz? Bo ja to mogę zostać tutaj na plaży.. - powiedziała gdy zaczęliśmy spacerować po piasku.
-I taki mam zamiar- odparłem- Chociaż nie- zsunąłem z niej spodenki i znów porwałem w ramiona.
- Ani mi się waż!
-Yhym- zamknąłem jej suta pocałunkiem kierując się do wody
Chciała mi się wyrwać ale jej nie pozwoliłem. Wszedłem do wody i zanurzyłem Alice.
- AAAAAAA! Tomlinson zemszczę się! Śpisz na podłodze! - piszczała śmiejąc się, tak ślicznie wyglądała, lecz po chwili dotarło do mnie co powiedziała.
-Nie kochanie nie będę spał na podłodze. Ja się zawsze do ciebie czule zwracam a ty co- droczyłem się z nią. Wcale mi na tym nie zależało, ale spać na kanapie też nie miałem zamiaru.
- Misiu, kochanie ty moje, ale ja nie wrzucam cię do wody.
-No właśnie... widzisz to jest taka mała kara- mrugnąłem do niej opuszczając ją niżej nad taflą wody, aby bardziej się zanurzyła.
- Pożałujesz - ochlapała mnie wodą.
-Tak mała, jasne- parsknąłem śmiechem popychając ją delikatnie do tyłu.
- Ej! - przewróciła mnie i sama wylądowała na mnie.
-No tak, to bardzo sprytne aniołku, ale nie wiem co ci to dało.
- Też jesteś mokry, no i to ja cię przewróciłam. Czysta satysfakcją misiu.
-Ahaś nie no to jest logika- cmoknąłem ją w policzek wychodząc na suchy piasek.
- Tak wiem! - krzyknęła z wody
-Bo moja dziewczynka jest bardzo mądra...i mokra
- Przez ciebie - dodała siadając koło mnie.
-To się teraz susz- oparła głowę o mój tors i zamknęła oczy.
- E tam.... - tak mi dobrze.
Nic nie powiedziałem tylko się jej przyglądałem. Co chwilę powala mnie jej uroda i to jaka jest. Dobra, kochana i wspaniała.
- Kocham cię - usłyszałem.
-Muszę to gdzieś zapisać- popatrzyłem na nią z przymrużonym okiem.
- Wątpisz w to? - spytała patrząc na wodę. Bardzo często unikała mojego wzroku od zawsze.
-Nie wątpię, ale rzadko to od ciebie słyszę. Kochanie, czemu nie patrzysz mi w oczy jak do mnie mówisz? Boisz się czy co?
- Czego mam się bać?
-Nie wiem, nie siedzę w twoje głowie maleństwo. Pytam, bo ciągle unikasz jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z moją osobą- wskazałem na siebie.
- Zdaje ci się. Kochanie?
-Tak aniołku?
- Ale ty mnie na prawdę kochasz, tak na serio. To znaczy chodzi mi o to czy nie jesteś ze mną z poczucia winy albo litości. - teraz popatrzyła mi się prosto w oczy.
-Czy ty się przypadkiem w głowę nie walnęłaś co? O czym ty w ogóle mówisz?- trochę byłem zły, że tak pomyślała- Jesteś najdroższą mi osobą i chociaż nie znam cię za długo to kocham najbardziej na świecie. Oddałbym za ciebie życie, wszystko, abyś była szczęśliwa. chcę, abyś kiedyś została moją żoną i matką moich dzieci, abyśmy mogli stworzyć piękną, kochającą się rodzinę. Kocham cię nie z litości, nie z poczucia winy, kocham cię za wszystko, za wyjątkowość za to że jesteś osobą, której mogę zaufać. Po prostu kocham cię za to że jesteś.
Alice się rozpłakała.
- Bo ja cię tak bardzo kocham. -płakała cały czas. Bardzo mocno się do mnie przytuliła. - Kocham cię Louis i to dzięki tobie jestem szczęśliwa.
-Mam taką nadzieję słoneczko- ucałowałem jej włosy pachnące kwiatami.
- Wracamy? - spytała.
-Jeśli chcesz..
- No bo trochę mi zimno.
-Och- podniosłem ją i ruszyłem w kierunku naszego domu.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię....- powtarzała przez całą drogę.
-Zacięłaś się czy co?- zaśmiałem się.
- Kocham cię - no to dostałem odpowiedź.
-Ja też ciebie kocham- otworzyłem drzwi jedną ręką, bo drugą podtrzymywałem dziewczyny wiszącą mi na szyi.
- Ale ja ciebie bardziej. - pocałowała mnie. Jak ja kochałem jej usta
-Błagam kolejny raz złamię zakaz twojego taty, jeśli będziesz mnie doprowadzać do tego stanu- jęknąłem cały czas ją całując .
- Złamałeś, a to ile razy to już.... - machnęła ręką. - I wiesz co? - pokazałem głową żeby mówiła dalej. - Kocham cię.
-No złamałem, ale zaraz przez ciebie zrobię to znów kochanie.
- Obiecuje że na ciebie nie naskarżę misiu. - położyła rękę na sercu przez co mało co mi nie spadła.
Podrzuciłem ją lekko i udałem się do sypialni.
- Ale czekaj, czekaj.... - zeszła ze mnie i stanęła na przeciwko i z rękami na biodrach.
-no co znowu ?
- Masz...? No wiesz..... - mówiła dziwnie coś pokazując.
-No mam geniuszu- zaśmiałem się z jej gestykulacji .
- Bardzo śmieszne. - podeszła i znowu zaczęła mnie całować. - Jakoś wczoraj nie miałeś, to pytam.
-Znalazły się w walizce
- Ja z tobą nie wytrzymam.
-No o co ci chodzi kotku? Dobrze że mam nie i chyba ci tego....tam nie zapłodniłem
-Na pewno nie. Kocham cię, mówiłam ci to dzisiaj?
-No tak ze 100 razy .coś tam mruczałaś
- Żebyś mi nie mówił że ci to rzadko mówię kochanie, a no i kocham cię.
-już nie będę mówił myszko- położyłem ją na łóżku rozwiązując górną część kostiumu.
- Myślałam że ci się w nim podobam.
-Przeszkadza mi w pewnych czynnościach- odpowiedziałem.
-No to chyba że.
Dwie godziny później
Leżała w białych fałdach kołdry i prześcieradła okrywszy się nimi tylko trochę. Jej skóra była blada i pachnąca różami. Schowałem twarz w zagłębienie jej szyi. Chciałem już jutro wracać aby zaskoczyć chłopaków więc dzisiaj miałem ochotę przeleżeć każdą chwilę z dziewczyną w ramionach.
-Nie dasz mi pospać? - usłyszałem cichutki głos. Taki zaspany i kochany.
-Możesz spać ale jest 14 . Tylko nie uciekaj mi stąd.
- Nie chce mi się więc nie ucieknę. Kocham cię, kocham cię, kocham cię..... - znowu gadała w kółko.
-Przymknij się już malutka- zamknąłem jej usta pocałunkiem-plec​y mnie bolą
- Znowu? Mam to w dupie tak ci szczerze powiem. W d-u-p-i-e. Jeszcze żyjesz. Kocham cię, jak nie chcesz to następnym razem powiedz, a no i kocham cię. Wiedziałeś jak to się skończy, a sam zaciągnąłeś mnie do łóżka kochanie. No to masz pecha. No a tak w ogóle to cię kocham. - chciało mi się z niej śmiać, ale nie zdążyłem bo Al mnie pocałowała.
-Fajnie fajnie tylko czemu ty tak drapiesz?- zapytałem zaciekawiony jej odpowiedzią
- Na to pytanie nie jestem w stanie ci odpowiedzieć. - przeciągnęła się.
-Dlaczego?
- Bo nie znam odpowiedzi misiu. Wiem za to co innego.
-Co wiesz królewno?- zapytałem kładąc rękę na jej talii i przyciągając do siebie.

- Że nie wstaje dzisiaj z łóżka. - powiedziała kładąc się na brzuchu.
-Jesteś za chuda- uznałem muskając palcami jej kręgosłup a potem składając pocałunki na wyznaczony szlaku.
- Dobra, dobra. - przytuliła się do mnie.
-No taki szkielecik. Boże jak mi tu dobrze. Nie chcę wracać do tego cyrku ...- westchnąłem
- Nom, ja też nie.
-Ale wiesz ty to masz tylko studia a ja muszę wracać na próby bo w lutym wyjeżdżamy w trasę.
- Czekaj że co?! Ale na chwilę prawda? Powiedz że tylko na chwilę
-Nie kochanie. Na 8 miesięcy ale dużo mamy w Londynie- uśmiechnąłem się smutno.
- Powiedz że żartujesz. - ledwo powstrzymywała łzy. - Że to cholerny żart, błagam powiedz.
-Skarbie to moja praca..kochanie-​ przytuliłem ją mocniej.
- Ale ja nie chce - płakała jak dziecko.
-Kotku ale ja będę miał często wolne i będę w Londynie. Przy tobie.
- Ale jak cię nie będzie to ja znowu będę sama. - otarła łzy. - Dobra, masz rację to twoja praca. Już nie będę płakać ani nic. - widziałem że ledwo się powstrzymuje. - Idę wziąć prysznic.
-Poczekaj . Zabiorę cię..
- Gdzie? - usiadła na łóżku.
-W trasę. Zabiorę- wyszeptałem całując jej ramię .
- Louis ale ja mam studia. Po za tym no to twoja trasa, nie chce wam tego psuć.
-Nic nie będziesz psuła a możesz wziąć dziekankę. Proszę aniołku.
-Kocham cię i nie chce żebyś jechał, ale co na to chłopcy i Paul? To twoje marzenia i masz je spełniać, a ja tu będę na ciebie czekać. Będę tęsknić, ale nie chce cię że tak powiem zatrzymywać. Musisz się skupić na zespole i koniec kropka. No i jeśli chodzi o moje studia to też nie mogę tak opuszczać teraz wakacje i co znowu wyjazd? - tym razem patrzyła mi w oczy. Była taka śliczna
-Chłopcy się zgodzą Paul też bo nie będziesz w niczym przeszkadzała. Boję się zostawić cię samą. Zrozum to smyku ...
-Poradzę sobie, będzie mi ciebie brakować ale sobie poradzę. W końcu tyle lat dawałam radę. Tylko obiecaj, że do mnie wrócisz. - przybliżyła twarz do mojej
-Oczywiście że do ciebie wrócę. Tylko i wyłącznie do ciebie..kochanie​-zapewniłem ją.
- Kocham cię.
-Wiem.
- Już mi się nie chce pod prysznic. Za leniwa się zrobiłam - wlazła znowu pod kołdrę.
-A mi to wręcz pasuje- wymruczałem kładąc się obok .
Alice
Obudziłam się i zobaczyłam że chłopak mi się przygląda.
- Jak to jest że zawsze budzisz się pierwszy? - spytałam podejrzliwie.
-Jakieś takie wyczucie- uśmiechnął się- Poza tym ty tak słodko śpisz.
- Która jest w ogóle godzina?
-9 myszko. Idę zrobić śniadanie i jedziemy. Coś mi się wydaję że nie będziemy mieli dokąd wracać ale Okay...
- Chodzi ci o chłopów? - spytałam śmiejąc się
-No. Uwierz ja chyba kupię nam dom. Tak będzie bezpieczniej
- Może tamten jeszcze stoi. Teraz na serio idę pod prysznic, nie tak jak wczoraj. - posłałam mu znaczące spojrzenie.
-Może stoi ale nie chcę mieszkać z twoim braciszkiem. Chodzi mi oto że przesadzałby a poza tym prywatność kotku.
- No tak. Ale przecież i tak mamy osobno pokoje.
-I tak kupię nam ten dom więc ...
- Kocham cię - już nigdy mi nie powie że mu to rzadko mówię.
-Mogę iść z tobą ?- zapytał
- Ale gdzie kochanie?
-Pod prysznic ..
- No nie wiem, nie wiem. - udałam że się zastanawiam.
-Kupię ci książkę- odezwał się nagłe - kochasz książki więc musisz mieć jakąś nową. Kąp się ja idę na miasto zaraz wracam.
- No ale miałeś iść ze mną...! - co tak zdanie zmienia? - Już nie chcesz?
-Chcę ale ... a dobra- podniósł mnie i zaniósł do łazienki.
Gdy po kąpieli zrobił mi śniadanie, wyszedł gdzieś. W sumie cieszyłam się, że dostanę nową książkę, bo moje już zostały przeczytane
Nudziłam się strasznie, więc zaczęłam składać nasze rzeczy do walizek.
Gorący dotyk ust na mojej szyi rozproszył moje myśli.
- Nie słyszałam jak wszedłeś. - powiedziałam nie przerywając swojego zajęcia.
-Bo ty nigdy nic nie słyszysz- odpowiedział obojętnie, więc odwróciłam się w jego stronę, ale to nie był Louis.
~~~~*~~~~
pROSIMY WAS O WIĘCEJ KOMENTARZY.
DODAJEMY CZĘŚCIEJ CZĘŚCI, ALE TO NIE OZNACZA, ŻE
NIE CHCEMY WASZYCH OPINII. PROSZĘ.

10 komentarzy:

  1. Boze super ale ja chce kolejny :-) nie przerywa sie w takim momencie aaaaaaa XD

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże! MARC?! WYPUŚCILI GO?! ŻEBY JEJ TYLKO KRZYWDY NIE ZROBIŁ :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle cudo!!
    Kto to może być? Nigdy nie przerywaj w takim momencie...
    Czekam z niecierpliwością na następny...
    Xox

    OdpowiedzUsuń
  4. No zabije. W takim momencie ?? Zabije. Nie no świetne. Dalej. *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :)
    Boże znowu ten Mark :/
    On da im kiedyś spokój ?!
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny ale dlaczego w takim momencie przerwałyście ????? coś mi się wydaje że to marc..... :/

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny ten rozdział, ale, żeby przerwać w takim momencie serca ty nie masz. Wasze teksty mnie rozbrajają i poprawiają mi humor a dzisiaj miała taki straszny. Cudnie i wspaniale czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Bob przechrzci Lou, jeśli Horan'ka zajdzie w ciąże.
    Zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń