piątek, 26 kwietnia 2013

Historia udowadnia wartość życia

Jakieś światło strasznie zaczęło mi przeszkadzać, zacząłem powoli otwierać oczy lecz nie byłem już w samochodzie, to był szpital. Glowa mi pękała lampy świeciły mi po oczach a gdzieś obok słyszałem głośne polecenia.
Zobaczyłem wchodzącą do sali Alice.
- Jak mogłeś?! Chciałeś mnie zostawić samą?! Dlaczego jesteś takim egoistą?! Dlaczego do jasnej cholery?! Ty....ja..nie ...n..ni ..nie wiem ...- krzyczała z łzami w oczach. - Przecież wiesz, że sobie sama nie poradzę, bez ciebie mnie nie ma rozumiesz? - teraz mówiła tak cicho, że ledwo ją słyszałem.
-Czekaj. Moment. Chwila - przerwałem jej składając wszystko w głowie
- Chciałeś mnie zostawić.... - teraz mówiła sama do siebie.
-co?! Auu- zabolało- nie chciałem cię zostawiać kochanie...
- Dlaczego? Ty idioto mogłeś się zabić.
-Nie chciałem się zabić królewno- zapewniłem ją .
- To po cholerę jechałeś tak szybko! - złapała się za miejsce gdzie miała ranę i zaczęła głęboko oddychać.
-Co się dzieję ? Kochanie co ci jest ?- przeszedłem do pozycji siedzącej mimo bólu .
- Nic, już nic, jest ok. - powoli się wyprostowała.- Obiecaj, że nigdy więcej nie zrobisz mi tego. Teraz i tu masz mi to obiecać.
-Przecież nie chciałem się zabić Alice no.
- Obiecaj. - powiedziała stanowczo, że aż chciało mi się śmiać .
-Obiecuję ale ja nie chciałem się zabić- powtórzyłem
- Pamiętaj, przed chwilą mi to obiecałeś. Pamiętaj, bo zabije.
-Pff to co to za różnica czy sam to zrobię czy to ty maleństwo.
- Jest i kropka. O matko nic ci nie jest! - powiedziała, a do pokoju weszli chłopcy.
-No nadal nie wiem co mi jest i ile tu leżę bo kobieta mojego życia na razie to mnie opieprzała-odpowiedzialem uśmiechając się do ukochanej. Odwzajemniła gest.
- Idę po kawę. - powiedziała i wyszła z sali.
-Dowiem się co mi jest czy nie?
- W sumie to nic poważnego, poobijałeś się troche i masz lekki wstrząs mózgu. No wiesz w końcu głupi ma zawsze szczęście. - mówił Harry.
-Słowo jeszcze a wstanę do ciebie- pogroziłem mu.
- No właściwie to już dzisiaj zabieramy cię do domu.
-A długo tu byłem?- zadałem im kolejne pytanie.
- Trzy dni. - powiedział Harry.
- Dokładnie trzy dni męczyłeś Alice. Ona tu normalnie szalała. Stary po prostu wariowała. Obłęd jakiś.
-Nie żartuj- nie wierzyłem że aż tak się przejęła
- Chłopię to była masakra. Ona po prostu była....sam nie wiem. Jej tu właściwie nie było.
-No, ale przecież nic się nie stało.
- To trzeba jej było powiedzieć - powiedział Liam.
-No to ja byłem chyba nie przytomny. Dobra chłopcy jest sprawa.
- Jaka?
-Kupuję dom Alice na urodziny- wyznałem im.
- Kurde, nieźle...- powiedział Niall.
-No nieźle, nieźle. Ale musicie mi pomóc. Ona jest strasznie spostrzegawcza i ja tego sam nie załatwię. Urodziny ma już 15 grudnia- dodałem.
- No to nie mamy za dużo czasu.
-No patrz nie wiedziałem- prychnąłem- Ale weźcie mnie już stąd zabierzcie
- Zaraz pójdę po wypis. - powiedział Zayn i wyszedł.
- Jestem. - w drzwiach pojawiła się Ala z kawą w ręce i wąsach na buzi z piany.
-Wiesz coś masz na ustach- zaśmiał się Niall
- Co? - dotknęła ust i rozmazała się ale po chwili już była czysta. - Dzięki. Możemy już jechać?
- Tak - Mulat wszedł machając kartką. Pewnie moim wypisem.
-Wy, ale wyjdźcie bo muszę się przebrać z tej...piżamki?- spojrzałem na koszulę szpitalną.
- Dobra, wyobraź sobie że nie mamy ochoty na widoki. - śmiał się Liam.
- Tylko szybko, bo mam dość tego miejsca. - prosiła Al.
-Jasne- poszedłem do łazienki i założyłem swoje ubrania. Potem objąłem swoją dziewczynę ramieniem i wyszliśmy ze szpitala, gdzie czekała na nas masa fanek.
-Louis! Louis! Kochamy cię!- dobiegały mnie krzyki- Wróć do zdrowia!
-Świetnie wyglądasz!
- Wreszcie - odparłem gdy ruszyliśmy do domu. - Normalnie nie myślałem że kiedyś tak będę tęsknić za domem.
-A ja myślałam, że za mną tęskniłeś- odezwała się Alice udając smutną.
- Baba to jednak baba. - mruknął Harry.
- Spadaj. - Alice wystawiła mu język.
-No za tobą też smyku- pierwszym moim odruchem było pocałowanie ją w policzek, ale się powstrzymałem.
- To się cieszę.
-Lou prześlesz nam ten prezent na emaila, żebyśmy wiedzieli czego szukać?- zapytał Zayn.
- Jaki prezent - Alice popatrzyła na mnie pytająco.
-Jaki prezent?- udawałem głupiego.
- No to ja się pytam jaki. - zrobiła dosyć śmieszną minę.
-Aa prezent. No prezent dla... Daisy!
- Czyli wziąłeś sobie zażalenia siostry do serca?
-Taak, jak cholera. No właśnie. Prawda Harry? Prezent dla Daisy.
- Tak, no i dla Pheobe. - dodał Harry.
-Ta no i jeszcze dla tych starszych- dodałem masują kark. Obolały zresztą. Każda część ciała dawała o sobie znać.
- No dobra. Zrobię wam obiad i będę się zbierać do mamy - powiedziała wysiadając z auta.
-Znowu?- jęknąłem. Nie chciałem się rozstawać z moim słoneczkiem. chciałem ją mieć blisko siebie
- Jak znowu, byłam u niej tyle co ty. Bo komuś zachciało się przejażdżki. - weszła do domu, a za nią ja i chłopcy. Unikała nas jak ognia. Gadała i się śmiała ale robiła wszystko by nie dotykać. Chyba myśli że nikt tego nie widzi.
-Louis, musimy porozmawiać- chłopcy otoczyli mnie z każdej strony.
- Dobra, nie ucieknę. No to co tam? - siedzieliśmy sami bo Alice robiła obiad w kuchni.
-Ona nie może się tak nas bać. Będzie jeszcze gorzej, zamknie się w sobie, albo co innego. Jesteśmy jej przyjaciółmi.- głos zabrał Harry.
- Ale ja to wiem. Tylko nie umiem jej pomóc. - mówiłem załamany.
-No musisz z nią porozmawiać i przekonać, że żadne z nas nie zrobi jej krzywdy.
- Ale ona to wie, mówiłem jej. I ona nie boi się nas tylko naszego dotyku. Przecież sami widzicie.
- Gotowe. - do salonu weszła moja dziewczyna z półmiskiem z zapiekanką.
-Yyyy.... aa ee fajnie- wyjąkała zaskoczmy Niall.
- No już raz ,dwa. Jedzie bo ja będę powoli szła.
-Odwiozę cię...tylko Harry pożycz mi auto - poprosiłem przyjaciela.
- Ty już mnie raz odwoziłeś. Sama pojadę.
-Nie, bo ..ty no nie..i po prostu nie.
- Tak i kropka. Ty masz zjeść i się położyć. Masz odpoczywać. - była bardzo stanowcza.
-Ty..ale ja...grr- plątałem się we własnych słowach,
- No właśnie.- wzięła swoją torebkę i już zaczęła wychodzić. - Nie wykręćcie mi znowu jakiegoś numeru. Papa chłopaki.
-Pa!- krzyknęliśmy równo. Zjadłem obiad i mimo zakazu poszedłem się przejść na Bridge Town.
Zastanawiałem się jak mogę pomóc mojej Alice. Miałem tyle planów i wszystko się spieprzyło. Musie to naprawić choćby nie wiem co.
Oparłem ręce o barierki mostu i wbiłem wzrok w falę wody, które systematycznie pojawiały się pod kładką.
Nie wiem ile tak stałem i myślałem ale zrobiło mi się zimno i spacerem wróciłem do domu. Tym razem położyłem się od razu spać.
-Gdzie on jest?!- z dołu dobiegły mnie jakieś krzyki.
Zszedłem na dół ponieważ stwierdziłem że jeśli nie dowiem się o co chodzi nie będę mógł spać.
-Schodź tutaj idioto, kretynie jeden!- krzyczała Charlotte szarpiąc się w ramionach.
- Co ty tu robisz? - spytałem siostry.
-Jak co?! Mama mnie do ciebie wysłała , bo sama nie mogła przyjechać pieprzony egoisto! Nawet nie zadzwoniłeś wiesz? Wszystkiego dowiedziałyśmy się z gazet. Jak mogłeś?!- waliła pięściami w mój tors.
- Uspokój się, nic mi nie jest. Trochę się tyko porozbijałem. No już młoda.
-Bałyśmy się, czemu chciałeś to zrobić?- zapytała płacząc.
- Ale ja nic nie chciałem. To był wypadek, dlaczego wszyscy macie mnie za samobójcę? To był wypadek, rozumiesz dziewczyno? - popatrzyłem jej w oczy.
-Kocham cię- przytuliła się do mnie mocząc łzami moją koszulkę.
- Też cię kocham głuptasie .Zostajesz na noc czy mam cię odwieść do domu?
-Nie mogę zostać, ale ty idź spać- odpowiedziała przecierając oczy z łez.
- Odwiozę cię przecież.
-Nie, zostaniesz tutaj- kłóciła się
- No to ja cię odwiozę. - powiedział Harry ubierając kurtkę.
Dziewczyna się zarumieniła. Boże tylko nie to...- jęknąłem w myślach.
- Ok. Pa braciszku. - wyszła z domu, a zaraz za nią Harry.
Jak on ją uwiedzie to zabiję go własnymi rękoma- przekląłem pod nosem.
Nie no może nie. Proszę oby nie. Zły poszedłem na górę. Mnie to od pewnego czasu chyba wszyscy chcą wyprowadzić z równowagi. I jak na razie dobrze im idzie. Moja dziewczyna nie pozwala mi się dotknąć, a siostra chyba buja się w moim przyjacielu. Położyłem się z powrotem do łóżka i tym razem zasnąłem śpiąc do samego rana.
Alice
Wstałam i dopiero po chwili przypomniałam sobie gdzie jestem. Ubrałam się i weszłam do kuchni gdzie była mama.
- Hej mamusiu. - cmoknęłam ją w policzek
-Cześć. Alice ja muszę z tobą porozmawiać- powiedziała poważnym tonem
- No to słucham.
-Czemu tak traktujesz tego chłopaka? Przecież on nie jest pewny czy go kochasz czy nie? On też ma uczucia.
- O co ci chodzi? - było mi smutno przez to co mówi.
-O to jak go traktujesz- powtórzyła.
- No ale co ja robię ?- usiadłam przy stole
-Zobacz, ten chłopiec miał wypadek, martwi się o ciebie i ja też, bo zachowujesz się dziwnie. trzymasz go na dystans. Sądzę, że powinnaś być przy nim w takich chwilach, a on z tobą.
- Mamo ale.....no ja... Przecież ja go kocham i on o tym wie.
-Może wiem, ale go odtrącasz- wzruszyła ramionami stawiając przede mną talerz.
- Mamo....powiedz konkretnie o co ci chodzi. Proszę. - byłam na siebie wściekła.
-No przecież ci powiedziałam!- podniosła lekko głos.
- Nie odtrącam go!
-Nie, to czemu ... a nie ważne. Młoda jesteś i głupia. Jak go kochasz to mu to pokaż. Błagam cię córcia, przyjechaliście do mnie wczoraj to nawet się nie dotykaliście, a przy stole siedzieliście po drugiej stronie.
- Dokończ co chciałaś powiedzieć, no dokończ. Czemu co...? No mów.
-Czemu go unikasz jak ognia- dodała z niesmakiem
- Nie unikam . - powiedziałam cicho.
-No unikasz, unikasz właśnie.
- Przyjechałam do ciebie żeby odpocząć i pomyśleć. Nie rozumiesz że to dla mnie za dużo?!
-Rozumiem, tylko nie wiem co znaczy za "dużo”
Nic nie powiedziałam tylko się popłakałam i pobiegłam do pokoju gdzie się zamknęłam.
Moja mama nie mogła mnie w ogóle stamtąd wyciągnąć.
-Alice do cholery! Dzwonię do Louis'a koniec tego!- krzyknęła i poszła do salonu, chyba..
Jego też nie wpuszczę i już. Chce być sama. Muszę pobyć sama. Muszę pomyśleć i sobie popłakać. Tak bez nikogo. Żeby nikt mi nie kłamał że wszystko będzie dobrze. Po 20 minutach, które były dla mnie męczarniami usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Kochanie otwórz drzwi. Proszę.
- Nie musiałeś przyjeżdżać. - powiedziałam cicho bo siedziałam pod drzwiami więc wiedziałam że słyszy.
-Musiałem, otwórz drzwi aniołku.
-niee. – mówiłam bardzo cicho, jakbym chciała żeby nie usłyszał. - Zostaw mnie, proszę.
-Nie, będę siedział za tymi drzwiami, opierał się o nie i słyszał jak oddychasz
- Idź sobie! - teraz krzyknęłam.
Nie usłyszałam już nic, Ani rozmów, ani kroków nic.
- Nie zasługuje na ciebie. Masz prawo mieć normalne życie z normalną dziewczyną. Nie mogę cię trzymać przy sobie, nie mogę bo za bardzo cię kocham. Powinnam zniknąć z twojego życia od razu. Ale ja głupia się w tobie zakochałam. Nie, to ty jesteś głupi bo mi na to pozwoliłeś. Nie wiem jak mam cię przeprosić. Najlepiej dla wszystkich było by gdybym wtedy się nie obudziła. Ty byś żył, miał normalne życie. - mówiłam to jakby do Louisa, ale jednak do siebie.
-Przestań! Rozumiesz? Przestań! Nie mów takich rzeczy- jego głos drżał, jakby płakał- Gdybyś się nie obudziła to... to nie wiem, po prostu żył bym w nicości. Jesteś dla mnie najważniejsza, jesteś normalna i najwspanialsza. Nie umiem ci pomóc i za to siebie winie. Nigdy nie zrobię ci krzywdy, a ni nie zostawię. błagam nie mów tak, proszę... obiecaj mi, że już tak nigdy nie powiesz?
- Ale to prawda - powiedziałam cicho.
-To nie jest prawda! ?To nie jest prawda! Znikniesz z mojego życia, a nikt mnie również już nigdy nie zobaczy, bo nie mógłbym żyć bez ciebie lub w świecie w którym ciebie nie ma. Kocham cię...
- Też cię kocham i dlatego mówię to co mówię. Sam się zastanów. Powinieneś mnie zostawić i ułożyć sobie życie. Założyć rodzinę, mieć syna, z którym będziesz grać w piłkę i małą córeczkę. Duży, piękny dom razem ze swoją żoną. Zastanów się, bycie ze mną nie na sensu. Nawet moja mama zauważyła że ze mną jest coś nie tak.
-właśnie, będę miał syna, który będzie miał niebieskie oczy po tobie, i córeczkę i z blond warkoczykami, które jej upleciesz. Będziesz moją żoną i będziemy mieć piękny dom z ogrodem. I ma to sens! Jeżeli chcesz ode mnie odejść to proszę, już teraz mogę ... no nie wiem iść na most. Podciąć sobie żyły, albo się powiesić, ale innej kobiety od ciebie, od tej jedynej nie będę miał.
- Nie możesz tak mówić! Nie pozwalam ci! Nigdy! - zaczęłam płakać. - Nie rozumiesz że ja jestem popierdolona? Dlaczego jesteś taki uparty? Powinieneś wstać, wyjść i już nigdy do mnie nie wrócić. Zapomnieć....- walnęłam dłonią o drzwi. - Więc tylko że ci to mówię bo cię kocham i chce żebyś był szczęśliwy.
-I właśnie jestem! Jeżeli ty jesteś popierdolona to ja też jestem. Czekaj..- wstał i wyszedł. Wiedziałam że tak będzie. Zostawił mnie....
~~~*~~~~ 
przepraszam za błędy jeżeli jakieś wyłapiecie.

13 komentarzy:

  1. Dziękuje ,że wstawiłaś przed 16 :)
    Rozdział jak zawsze wspaniały ,ale on chyba nie zostawi alice ?
    Mam nadzieje ,że nie :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, wspaniały genialny i jak ja się cieszę, że jemu nic nie jest. Ale jej nie zostawi prawda? No mam taką nadzieję. Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega. Oj Alice takie chłopaka odrzucić. Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, hej! :)
    To jest genialne. Można to nazwać arcydziełem! *.*
    Ten blog jest boski i jedyny w swoim rodzaju- jest świetny! <3
    To jak oni się kochają jest wspaniałe. Szkoda tylko, że ona ich tak unika... Mam nadzieje, że w końcu sie przełamie. Uwierzy, że będzie dobrze! ;)
    Oooo ale to słodkie, ze Lou chce mieć z nia dzieci*.* O mało co się nie poryczałam ! ;D
    Na pewno jej nie zostawił, nie odszedł. to nie w jego stylu. On ją za bardzo kocha. Ja to wiem! ^^
    Pewnie jakąś niespodziankę dla niej szykuje! :D
    Już nie mogę się doczekać kolejnej części! :)
    Całuski! xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Alice powinna porozmawiać ze specjalistą i przyjąć pomoc od Lou.. Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  6. ten blog jest zajebisty! nie ma żadnych zdrad, a akcja i tak zapiera dech w piersiach!!! Brawo za kreatywność i inwencję twórczą :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest świetny, taki...życiowy.
    Matko...pod koniec się popłakałam :(
    Smutne a zrazem szczęśliwe. :(
    Smutne to że Alice tak myśli :(
    A szczęśliwe to że z Lou jest wszystko dobrze :)
    Już nie wiem co robić...płakać czy się cieszyć :( :)
    <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest super!
    Nie wiem dlaczego, ale ten rozdział podoba mi się najbardziej.
    Dziękuję ci, że dodałaś dzisiaj :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. uuuu... zostawił ją. to straszne...
    NA serio, sama trochę sprawiła, że ją zostawił.
    Na 100% do siebie wrócą. Nie chce mi się zwracać już uwagi na błędy, ale .. ups.. nie ma ich ?
    Zapraszam do mnie :
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale świetny rozdział, bardzo fajnie się czytało:) Ciekawe dokąd poszedł Louis, mam nadzieję że jednak jej nie zostawił. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ona jest serio popierdolona :-D XD

    OdpowiedzUsuń