poniedziałek, 20 maja 2013

Historia chyba z nas żartuje

- Ty sobie chyba budzik ustawiasz.
-Nie, po prostu ja się wcześniej wysypiam, a budzik i ciebie by obudził skarbie i gdzie dzień dobry kochanie?
- Dzień dobry kochanie. - pocałowałam go mocno.
-Dzień dobry- uśmiechnął się- Wyspałaś się?
- Tak. - przeciągnęłam się.
-To dobrze. haha- roześmiał się patrząc na mnie.
- No co? ' nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Rozebrałem się ze wszystkiego, ale serce zostawiłem hahaha.
- Haha.Wstajemy? Zaraz dzieci się obudzą.
-Możemy wstać.
W tym momencie usłyszałam płacz dzieci. Szybko ubrałam szlafrok i poszłam do ich pokoju. Okazało się że oboje już nie śpią.
-No dzień dobry- powiedziałam najpierw wyjmując synka, aby zaraz go nakarmić. Po chwili w pokoju pojawił się Lou znów o tych kulach...
-Ale przyznasz, że ciekawie wyglądałaś naga z naszyjnikiem tylko. Cześć kochanie- przywitał się z córką.
- Dosłownie jak z filmu - wystawiłam mu język. - Tylko Rose była ładna i szczupła.
-Ty jesteś ładna i szczupła misiek.
- No właśnie nie koniecznie. Co maluchu już nie chcesz? - zwróciłam się do syna.
-Jesteś piękna. Naprawdę. Chodź mały do mnie, teraz siostra zje.
Wymieniliśmy się nimi. Caroline miała dużo większy apetyt.
-Jezu a tak mi się podobały twoje większe piersi.
- No wiesz....
-No co?
- Nic ,zachowuj się przy dzieciach bo cię będę wyganiać przed karmieniem.
-Raz coś powiedzieć na temat pięknych kształtów i od razu źle.
- No nie fochaj się - cmoknęłam go w usta.
-No kocham cię..
- Ja ciebie też. - skończyłam karmić małą.
zeszliśmy na dół z dziećmi i zrobiliśmy śniadanie. Kiedy już zjedliśmy i siedziałam na kocu, obok leżały dzieci, a Lou robił coś na laptopie.
-Dobra, zgrałem filmy z kamery. Kotku- spojrzał na mnie.
- Tak?
-Kluczyki, moja karta i jedziesz z Dan popatrzeć na suknie.
- Słucham?
-Co?
- Dlaczego dzisiaj? Poza tym Dan nie ma pewnie czasu.
-Dlatego dzisiaj, bo napisała do mnie, że cię zabiera. A poza tym ja zabieram moje dzieci i nie będziesz siedziała sama.
- Mogę wiedzieć gdzie zabierasz maluchy?
-Boisz się puścić dzieci że mną ?- spytał bezbarwnie
- Nie. Po prostu jestem ciekawa
-A zabieram je w pewne miejsce. Nie mogę ci powiedzieć. Chociaż nie. Bądź o 15 w domu i oglądaj wywiad.
- Wasz? Weźmiesz maluchy na wywiad.
-Nasz. Tak.
- No dobra. To ja zaraz zadzwonię do Dan.
-Naprawdę się zgadzasz?
- Wiem że z tobą będą bezpieczne.
-Dzieci nie patrzcie- zaśmiał się odstawił komputer i mnie pocałował.
- Za co? - spytałam.
-Bo mi ufasz. I nie dzwoń do Dan. Zaraz będzie.
- No dobra. Ale dlaczego cię to dziwi?
-Że mi ufasz ?
- Nie widzę w tym nic dziwnego.
-A ja tak że mimo tego że miałem wypadek puszczasz ze mną dzieci.
- Wypadek może się przytrafić każdemu misiek. - pocałowałam go.
-No oto mi właśnie chodzi.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- To pewnie Danielle. - powiedziałam.
Louis
-No tak. Chodź mała idziemy otworzyć cioci- wziąłem córkę i poszliśmy do holu-Cześć Danielle. Słuchaj jakby co to ja do ciebie nie dzwoniłem tylko ty do mnie- wytłumaczyłem dziewczynie jak weszła.
- Ok. To gdzie jest przyszła panna młoda?
-W salonie. Leży na dywanie i ogląda żyrandol.
- Kto przyszedł?! –usłyszałem
-A nie mówiłem ci?!
Do holu weszła Alice.
- Cześć Dan. Słyszałam że idziemy dzisiaj szaleć w sklepach.
-Noo oczywiście .
-Proszę kochanie- wyciągnąłem z portfela jedną z kart i podałem ją dziewczynie poprawiając na ramieniu Caro.
- Tylko ostrzegam że moja sylwetka nie nadaje się do wielu sukienek.
-Weź jej coś powiedz bo mnie cholera weźmie. Przecież pną jest chuda prawda Dan?
Alice
- Ja swoje wiem. Pilnuj dzieci. Idziemy? - spytałam dziewczyny.
-Ej ale on ma rację. Naprawdę dobrze wyglądasz jak na kobietę po ciąży. Zazdroszczę że masz taki szybki metabolizm. Louis Mike ci raczkuje po dywanie- brunetka wychyliła się i zaśmiała. Oczywiście to nie była prawda, bo Mike jest za mały.
- O kurwa! - krzyknął chłopak i już go nie było.
- Nie przy dzieciach! Idziemy, pa kochanie.
-Pa.
Wyszłyśmy i pojechałyśmy do jakiś sklepów to Dan prowadziła bo ja kompletnie nie wiedziałam gdzie.
-No to zaczynamy- zaklaskała w dłonie wchodząc do pierwszego sklepu.
- No dobra. - uśmiechnęłam się wchodząc za nią.
Po dwóch godzinach miałam dosyć. Ale w końcu zamówiłyśmy tą odpowiednią.
Była idealna. Miałam nadzieję że Louisowi również się spodoba.
- W ramach podziękowań zapraszam panią na kawę. Ok?- spytałam.
-Okay. - uśmiechnęła się- oo już 13.
- No to chodź na kawę, a o 15 będziesz oglądać wywiad chłopców?
-Pewnie tak a co coś ważnego powiedzą?
- Louis wziął ze sobą dzieci.
-Wow no to nieźle- uznała wchodząc ze mną do kawiarni.
- Nom. Może być ciekawie. - zamówiłyśmy sobie kawy i trochę poplotkowałyśmy.
-No to co panno młoda zbieramy się ?
- Tak. Chodź.
Pojechałyśmy razem do mojego domu.
-Jak ty ogarniasz ten dom?- zapytała zaskoczona.
- Z czasem idzie się przyzwyczaić.
-Gratuluję- usiadła na kanapie
- Ale czego?
-Że sama dajesz radę i jeszcze opiekujesz się Lou i dziećmi
- Louis mi pomaga i to bardzo.
-Tak ? Jak to?
- Opiekuje się dziećmi, świata poza nimi nie widzi.
-No tak Lou tatusiek-zaśmiała się.
Godzina 15
Włączyłam telewizor i już po chwili zobaczyłam Louis’a, który trzymał Mike’a, a Liam Caro.  Reszta chłopaków siedziała obok. Gospodarz programu rozpoczął show.
-Witamy One Direction i.. gości specjalnych?- wskazał na dzieci.
-Caroline i Mike- przedstawił je Lou.
-Ah dzieci szczęścia tak?
-Dla mnie są ogromnym szczęściem- powiedział dumnie.
-No tak. Hmm nie długo te bliźniaki, które mają takich wujków i tatę będą bardziej znane niż Beckhamowie.
-Na pewno nie mamy zamiaru wychowywać uch na rozpieszczona dzidzie.
-Louis- odezwał się Harry posyłając mu pobłażliwe spojrzenie- Ty i nie rozpieszczanie dzieci. Haha dobre.
-No dobra, będziemy się starać dobrze je wychować- poprawił się, a ja się zaśmiałam.
-Okay, a Lou jeszcze dwa pytania do ciebie. Jak się czujesz po wypadku i kiedy wreszcie ten wielki ślub, na który czekają wasze fanki?
-Jest okay. Długo potrwał powrót do zdrowia, ale udało się. Głównie dzięki jednej osobie, której bardzo dziękuję i kocham nad życie.
-Oh Lou nie trzeba…-śmiał się Niall.
-Serio Niall? Mam szwagra idiotę…- skomentował brunet.
-Zauważyłem- prezenter wybuchł śmiechem.
-Oj, no bo wszyscy wiedzą o kim mówisz- powiedział „obrażony” blondyn.
-Dobra chłopaki, a ślub? Wybrany już świadek?
-Data jest już wyznaczona, ale na razie nic więcej nie powiem- powiedział tajemniczo Louis, na co znowu ja się roześmiałam tym razem z Dan.
-Nic więcej..I tak nam dużo oszczędziłeś. Albo mi się wydaję albo ta mała leci na Harry’ego- wskazał na Caro, która będą u Liam’a wyciągała rączki do Loczka.
-Tak tych dwoje zdecydowanie przypadło sobie do gustu- powiedział Liam podając Harry’emu małą.
-No widzisz jak tak dalej pójdzie, to będziesz miał zięcia.
Wszyscy się zaśmiali. Ja sama brałam to za dowcip, no bo przecież to nie możliwe.
Pogadali sobie jeszcze, Dan pożegnała się i wróciła do domu a ja zostałam sama. Wzięłam do ręki brylant jakim zostałam obdarowana nadal nie wierząc że on mi to kupił. Przyznam że byłam nieco zła. W końcu to musiało kosztować majątek. Chciałam mu się jakoś odwdzięczyć ale nie za bardzo wiedziałam jak. W końcu dał mi coś tak cudownego.
-Zabije cię kiedyś Louis- westchnęłam kładąc się na kanapie.
Czekałam na powrót Lou z dziećmi. Niby taki krótki czas ich nie widziałam a już się stęskniłam. Wzięłam na chwilę laptop ukochanego chcąc po przeglądać strony. Gdy go otworzyłam ujrzałam otwartą przeglądarkę a dokładnie stronę domu weselnego.
Byłam ciekawa i zaczęłam przeglądać stronę. znalazłam zdjęcia tej oto sali, a potem zauważyłam, że została zamówiona. Czyli to to miejsce zamówił Louis. Było tam ślicznie.
-Jestem- usłyszałam za sobą i aż się wystraszyłam.
- Fajnie, ale gdzie dzieci? - spytałam kiedy zobaczyłam że Louis jest sam.
-U Harry'ego.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
 -No bo Niall je zabrał i Harry chciał się z nimi pobawić to sobie je wzięli.
- No dobra
-A ty co robiłaś? Jak ci minął dzień słoneczko?- usiadł obok mnie.
- Więc.....Kupiłyśmy z Dan sukienkę, a potem oglądałyśmy was.
-Nas? I co?
- I byłeś cudowny - pocałowałam go. - Ale dzieci robią ci konkurencję.
-Kurczę, ale wiesz mają to samo nazwisko co ja więc…
- No tak, to rodzinne.
-No widzisz kotuś- pocałował mnie w czoło- bo my Tomlinson już tak mamy.
- Tak, tak. Chłopcy przywiozą maluchy czy mamy po nie jechać?
-Przywiozą....jutro.
- Jak to jutro?
-No jutro...następny dzień po dziś. Piątek, bo dziś jest czwartek.
-Jest ich czwórka i Danielle.
- dobra jak będzie Dan to się zgadzam.
- Nie będzie- mruknął kierując się do kuchni
- Louis! To będzie czy nie?!
-No niee..
- Mówiłeś przed chwilą co innego - byłam trochę wkurzona
-Boo ona będzie ale pojedzie
- Chłopcy sobie poradzą? - spytałam niepewnie.
-Oczywiście kochanie...emm co mamy na obiad? Jak nic to idziemy do restauracji
- W sumie to możemy iść. - uśmiechnęłam się do niego. - Dawno nigdzie nie byliśmy
-Nie tylko wczoraj- zaśmiał się podając mi płaszcz,
- No ale wczoraj pomijając misiek. Wczoraj było cudownie. -pocałowałam go.
-Dziękuję, starałem się aniołku.
- I ci się udało. To idziemy, czy może zamówimy coś do domu?
-Idziemy- wyszliśmy z domu wsiadając do jednego z dwóch aut jakie nam zostały.
- Gdzie jedziemy? - spytałam.
-Ymm pizza czy coś z nandos czy twoja mama albo jakaś zupełnie inna restauracja...?
- Nandos - powiedziałam szybko.
Pojechaliśmy i weszliśmy do środka. Już nie długo później byliśmy po naszym obiedzie i chodziliśmy po parku. Już nie długo miały być święta...i kurde urodziny Lou.
- Masz jakieś życzenia na urodziny?
-Co? Alice nie wymyślaj...
- Dobra, widzę że mi nie pomożesz. Kocham cię, wiesz?
-Ja też cię kocham i proszę nic nie rób nie kupuj nie organizuj. Proszę
Wykonałam płynny ruch czyli pokazałam że zamykam usta i wyrzucam klucz. Chciał coś powiedzieć więc szybko go pocałowałam
-A jak cię ładnie poproszę?
- Nic nie powiem.
-Dobrze, to ja ci powiem, że bardzo mi się podobały zeszłoroczne urodziny- wyszeptał mi do ucha.
- Tak....?
-No oczywiście, że tak. Nie bałaś się mnie.
- No nie bałam. - pocałowałam go znowu. - Pomyślimy nad prezentem jeszcze.
-Nie możliwa jesteś smyku- poczochrał mi włosy
- Różnie mówią... - wysuszyłam ramionami, wzięłam go za rękę i poszliśmy dalej.
-Czekaj, czekaj. Mówiłaś że wczoraj było wspaniale, ale o której części myślałaś?
- Zboczeniec. - pocałowałam go. - Ale i tak cię kocham, a myślałam o całokształcie proszę pana.
-Haha....okay.- wziął mnie na ręce.
- Gdzie idziemy? - spytałam kiedy ruszał autem.
-Chyba jedziemy..
- Mniejsza z tym, ale gdzie? Do domu?
-Ymmm nie.
- Tylko....?
-Masz może moje leki w torebce ?
- Tak, zawsze mam parę tabletek. - powiedziałam zdezorientowana.
-To dobrze, bo jedziemy gdzieś, a muszę wziąć leki i nie chcę mi się wracać do domu.
- No ale powiedz gdzie.
-Niee.
- No kocie.... – prosiłam
-podoba mi się to określenie haha, ale i tak ci nie powiem.
- Ale jesteś.
-No wieemm.
Jechaliśmy jakiś czas i w końcu moim oczom ukazała się tabliczka informująca o tym że wjeżdżamy do Donecaster.
-No i się dowiedziałaś.
- Jedziemy do twojej mamy?
-No tak nie do końca ...
- Nie rozumiem.
-Boo kotku zaraz się dowiesz.
- Jak ja nie lubię jak ty to mówisz. - założyłam ręce na pierś.
-Ja nie lubię ja nie lubię bla bla bla.
- Ty mnie przedrzeźniasz! - nie wytrzymałam i się zaśmiałam. - Pożałujesz. - pokazałam na niego palcem.
-No mam nadzieję że się odegrasz.
- No to nie wiem co sobie wyobrażasz że tego chcesz kochany.
-Chodź aniolku-wyciągnął mnie z auta ale gdy chciał podnieść wykrzywił się.
- Sama pójdę. - wyszłam z auta i poszłam za nim.
Weszliśmy do środka i przywitały nas głośne rozmowy. Przeszliśmy do salonu gdzie siedzieli moi rodzice mama niall louisa dziewczynki i chłopaki z bliźniakami.
- Hej. Co wy tu wszyscy robicie? - zdziwiłam się.
-On nas tu zebrał- odparł Liam.
- Louis....? - spojrzałam na niego podejrzanie
-No więc chcieliśmy was wszystkich zaprosić na nasz ślub.
- Tak, tak właśnie. Ślub. No to mów kochanie. - złapałam go za rękę.
-Czemu zawsze ja ? Oświadczałem się ja o rękę taty prosiłem ja.
- No bo ty to zrobisz lepiej. - pocałowałam go. - Proszę - powiedziałam mu do ucha.
-Dobrze-Wyjął z marynarki koperty z zaproszeniami i wręczył je wszystkim po kolei-Chodź do taty- odebrał od Harry’go Mike’a.
- Hej maluchu. Powiedziałam do taty że za wami tęsknię. - mówiłam do chłopczyka na rękach Lou.
-Oj a już jesteśmy. Pewnie głodny jesteś co?- Louis mi go podał.
- Gdzie mnie pójść je nakarmić? - spytałam mamy Louisa kiedy brałam na ręce również Caro.
-Idź kochanie do pokoju Lou - uśmiechnęła się.
Louis
 Wiedziałem że Lottie nie jest z Hazzą bo wróciła do Martina ale dziwnie się na siebie patrzyli. Postanowiłem wziąć chłopaka na bok i z nim pogadać. Byłem po prostu ciekawy.
- Wy coś do siebie znowu ten teges...? -spytałem kiedy byliśmy już sami.
-Nie. Ona się jakoś tak dziwnie...Kurde raz się z nią przespałem
- Taa... Niestety o tym wiem. - burknąłem i czekałem aż powie coś więcej.
-No sorry ale ja ją kochałem ona widocznie mnie nie.
- Kurde... Dalej ją..... Czujesz coś do niej jeszcze?
-No miłość tak szybko nie wygasa ale to już nie jest to. Jest ważna ale..
- Byłem ciekaw bo dziwnie na siebie patrzyliście.
-Ona jest dziwna- mruknął pod nosem.
- Lottie? Skoro ona to ty też. - śmiałem się.
-Nie. Ja tylko patrzę jak ona na mnie. Moją miłością jest teraz zupełnie kto inny i tak znasz ją.
- No to gratuluję. Powiedz kto skoro ją znam.
-Chyba nie chcesz wiedzieć...
- No weź..... Mi nie powiesz? Przyjacielowi?
-Chyba teściowi. Nie no żartuje ale niestety też Tomlinsonowna.
- No nawet mi kurwa nie mów żeś się w mojej drugiej siostrze zabujał.
-Nie w siostrze. Nie ale twoja córka mnie całkowicie urzekła. Wiesz chyba się wpoiłem jak ten Jacob w Renesme.
- Weź stary powiedz o co ci chodź bo nie uwierzę że podoba ci się paromiesięczne dziecko. Moja córka. - brałem to jako dowcip no bo sorry.
-Nie wiem. Zajebista jest.
- Tyle to i ja wiem. Jak i mój syn. Są najlepsi. - klepnąłem go w ramię.
-Nie to...dobra niech tak zostanie.
- Nie rozumiem cię teraz. No dokończ. - śmiałem się cały czas.
-Nic bo ci ciśnienie skoczy- dałem mu już spokój. Podszedłem do Daisy i chciałem ją wziąć na ręce ale okropny ból mi przeszkodził
- Co ci jest Lou? - spytała mnie siostra
-Ałaa. Jezuu- jęknąłem nie mogłem się wyprostować.
- Louis co ci jest?! Mamo! Alice!
Zaraz ktoś stanął obok mnie dotykając moich pleców i myślałem że zabije tego kogoś.
- Co jest kocie? - czyli to Al.
-Plecy. Ała. Bolą
- No już spokojnie. Chodź położysz się.
Zrobiłem to co ona prosiła ale w moim pokoju bo wzrok Boba Horana był dziwny.
Położyłem się, a Alice usiadła obok mnie.
-Chwila i zaraz wracamy do domu.
- Spokojnie. Leż, a zaraz powinno przejść.
-mam nadzieję. Dobra nie podnoszę już nic dzisiaj
- No ja myślę. - pocałowała mnie delikatnie.
-Twój tata mnie nie lubi.
- Lubi, lubi. Mówiłam ci żebyś się nim za bardzo nie przejmował.
-Dobrze już nic nie mówię. Trzeba jeszcze mojego ojca zaprosić i na razie wypisałem tylko zaproszenia dla rodziny bo nie wiem kogo chcesz zaprosić.
- Dobra, pomyślimy nad tym w domu. Lepiej ci już trochę?
-Trochę. Ciekawe czemu mnie tak wygięło.- zacząłem powoli wstawać.
- Nie wiem. Uważaj.
-Dobra, do...kochanie- jęknąłem- Prowadzisz?
- Jasne. - zeszliśmy na dół ,a chłopcy bawili się z małymi.
-Jedziemy już?-zapytał Niall.
Alice
- Chyba będziemy się powoli zbierać. - powiedziałam.
-No chłopaki zbieramy tyłki- Zayn podniósł się z kanapy biorąc na ręce Caroline i ją ubierając.
- jedziemy. - wzięłam Mike'a i poszliśmy.
Ja prowadziłam, Louis siedział z obok mnie, a bliźniaki jechały w samochodzie z Harry'm i Liam'em, a drugim autem jechał niall z Zayn'em i moją mamą.
- Maluchy jeszcze nie śpią? - spytałam chłopców
-Nie, przez całą drogę spały teraz się obudziły- odparł Harry wyjmując z fotelika Caro.
- No dobra to je od razu umyje. - chciałam wziąć mają od Harrego. - Wchodzicie do nas?
-Nie, jedziemy już do siebie. Louis pamiętaj, że jutro próba- Styles poklepał go po plecach a ten o mało go wzrokiem nie zabił za to.
- Dzięki za wszystko pa. - powiedziałam.
Weszliśmy do domu, rozebrałam maluchy z kurteczek i poprosiłam Lou, aby je przypilnował, kiedy będę przygotowywać dla nich wanienkę.
Napuściłam wody i sprawdziłam temperaturę.
- Dobra, możemy iść się kąpać - powiedziałam do Mike'a którego brałam od jego taty.
-No synku będziesz czyściutki, a ty królewno jeszcze poczekasz.
Wzięłam go i poszłam do łazienki. Mały strasznie się wiercił, ale w końcu udało mi się go wykąpać. Poszłam do Louisa i dałam mu go.
- Chodź księżniczko teraz ty. .
-A tak fajnie było- zaśmiał się Louis śpiewając Mike’ iemu
Wzięłam małą i ją wykąpałam teraz było łatwiej.
Później dokładnie opatuliłam ją ręcznikiem i poszłam do salonu aby zaraz przystąpić do karmienia. Caro zjadła od razu zasnęła. Później wzięłam Mike'a i jego też nakarmiłam i usnął.
-Chodź kochanie-Louis wziął Caro ja Mikea i poszliśmy je odłożyć do łóżeczek
Grzecznie spały, a my weszliśmy do kuchni. Zaczęłam robić sobie herbatę.
-Ja nadal nie mogę się przyzwyczaić że jestem ich ojcem. Trochę się czuje jakby były moim rodzeństwem
- Kochanie, ale to są twoje dzieci. - pocałowałam go. - W 100%.
-Wiem. Sam je spłodziłem w eee którymś z tych pokoi ale nie jestem pewny w którym ...
- Ja bym obstawiała kanapę. - śmiałam się.
-No tak ale może to być też pokój muzyczny.
- Dużo tego było kto by pamiętał.
-No. Dobra już ... a słuchaj emm Niall ma do ciebie jakieś pytanie.
- Jakie? - zdziwiłam się.
-Czy ci nie ciężko z tym tu- wskazał na naszyjnik.
- Hahaha.... Trochę waży ale jest cudowny.
-No go mu odpowiem. A zobaczę suknię ?
- W dniu ślubu tak.
-Jesteś niemożliwa. Królewno mamy już sale. Twoja mama widziała i mówiła że ci się spodoba. Przepraszam, że nie pytałem.
- Wiesz....ja ją widziałam. Kiedyś wzięłam sobie twojego laptopa i zobaczyłam.
-A. O. A podobało ci się ?
- Bardzo - usiadłam na jego kolanach.
-To dobrze- pocałował mnie.-Wiesz że ja nie mogę pic alkoholu?
- Jak to? Dlaczego?
-Lekarz powiedział że jeden kieliszek ni nie zaszkodzi ale na poziom mojej choroby nie jest to wskazane. I do tego leki.
- No tak. Mi to tam szczególnie nie przeszkadza. - zobaczyłam jego smutną minę - Moje biedactwo.
-Ale dla was zrobię wszystko.
- Dziękuję. Co robimy? - spytałam znowu go całując.
-Ymm możesz mnie całować mała.
- Mała.....? - znowu go pocałowałam.
-No moja mała malutka maleństwo
- Dobra, dobra. No całuje cię i co? - podniosłam jedną brew
-No a ja ciebie całuje. Masz inne propozycje- ego dłonie jeździły po moich plecach
- No mam kilka pomysłów. Ale ty się źle czujesz. - drażniłam się z nim.
-No tak bo ja się ledwo ruszam przecież ..
-No właśnie. Boli cię bardzo tak w ogóle?
-Nie. Już jest dobrze- uśmiechnął się .
- Cieszę się, bo mnie trochę wystraszyłeś.
-Sam się wystraszyłem. To pewnie jeszcze komplikacje po wypadku ale ja mszę zacząć ćwiczyć przenoszenie panny młodej przez próg
- Hahaha. Może lepiej nie. Ja jestem strasznie ciężka, a ty nie możesz dźwigać.
-Nie jesteś ciężka
- Nie, wcale....
-Nie. I to jest dziwne - podniósł mnie wynosząc z kuchni
- Louis pójść bo coś ci się stanie. Co jest dziwne? - spytałam kiedy nie reagował na moje prośby.
-Że jesteś lekka. Podrzucić cię nawet mogę. Tak właściwie to gdzie my idziemy ?
- To ty mnie niesiesz
Poszliśmy do naszej sypialni a tam już zostaliśmy.
~~~*~~~~
Jest mi smutno, przykro i będę płakać. To naprawdę mnie/nas nie motywuje. nikt nam nie pisze co robimy źle a co dobrze, Czyta to opowiadanie tak wiele osób, a tak mało z Was komentuje. Nie mówię, że wszyscy ale trochę więcej. Dzięki, że na Was(9-11 osób) można liczyć :* Kochani jesteście..
Ps. wiem, wiem, nie którzy nie mają czasu komentować, ale też są tacy którym się nie chce. To może mi się nie będzie chciało i nie wstawie kolejnej części.
Przepraszam, jeżeli to zabrzmiało jak groźba czy co innego. ;)

17 komentarzy:

  1. Super rozdział boski :* czekam na next :* WENY <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział :)
    Podoba mi się bo coś się rozkręciło i
    jest ciekawie . Mam wrażenie ,że zbliżamy
    się do końca tej histori :/ Eh.
    Czekam na nn ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. boskie.dziewczyno masz wielki talent

    OdpowiedzUsuń
  4. na życzenie komórkowy komentarz
    Wszystko jest cudowne, genialne i wspaniałe.
    Lou tatuś to takie słodkie.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  5. I dobrze, że ich szantażujesz! Ale dodaj następną część, bo smutno mi będzie :(
    Twój blog jest wspaniały!
    Houton? We have problem. I am jealous.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, podoba mi się. Niestety czuję że historia dobiega końca i to mnie martwi. Mogłabym cały czas takie opowiadania czytać

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak mamy pisać, że coś jest nie tak, skoro wszystko jest dobrze? Serio, staram się wyłapać jakieś błędy, ale poza literówkami (których dzisiaj chyba było wyjątkowo dużo) nic nie znajduję i źle się z tym czuję, grr. :/ :D
    Rozdział świetny, ale coś czuję, że już nie polubię Louisa w tym opowiadaniu. Po prostu wersja troskliwego tatusia i/lub męża mi nie odpowiada. Ale opowiadanie i tak jest genialne. :D ♥
    Wybacz(cie) anonimka, ale nie chciało mi się logować. Wiem, leniuch ze mnie. xd
    Pozdrawiam i czekam na następny. xx
    Zuzanna Rubińczyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jednak byłam zalogowana? :O
      Magia jakaś, czy co? :P
      Z.

      Usuń
  8. zajebisty rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny. Hmm.. co do błędów to czasami zdarzają się literówki ale 1 100 % cię rozumiem bo tak to czasami jest jak się piszę ;) Rozdział bardzo mi się podoba szczególnie jak Alice i Louis tak mraśnie do siebie mówią. ♥ Czekam na następny mam nadzieję że będzie szybko :)
    Pozdrawiam Kath ! xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Zajebisty rozdział.:3
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja napiszę tak. Rozdział jak zawsze wspaniały, zakochałam się w tej historii i powiem że ją nawet kocham. Czasami zdarzają się małe błędy, ale kto ich nie popełnia, sama czasami walnę jakąś gafę, mam nadzieję że szybko zobaczę kolejną notkę:) Pozdrawiam Asiek :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział :D Dalej *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. Hazza nie zapędzaj się....
    Lou, po raz kolejny stwierdzam że jest idiotą.... zakochanym ale nadal idiotą....
    Rozdział jest świetny ;) Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  14. Lou czy ty kiedyś wyzdrowiejesz? Weź się staraj bo Alice załamiesz. Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Nominuję cię do Liebster Award.
    Więcej u mnie..
    http://rock-me-directionerka-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń