wtorek, 21 maja 2013

Historia lubi się bawić

 Album został uzupełniony:http://alicehoran-album.blogspot.com/
24 grudnia
Alice
Chciałam dzisiaj obudzić się pierwsza, ale jak zwykle mi się nie udało, a do tego Louis'a nie było obok mnie. Narzuciłam na siebie satynowy szlafrok, który miałam pod ręką i zeszłam na dół. W kuchni był chłopak robiąc śniadanie, a dzieci siedziały w nosidełkach na wyspie.
- Hej maluchy, cześć kochanie - pocałowałam go na powitanie
-Cześć szkrabie- oddał pocałunek i się odsunął podchodząc do lodówki- Wyspana?
- Mhym. Co tam na śniadanie?
-Naleśniki z serem, nic innego mi do łba nie przyszło. Wybacz, nie wyspany jestem.
- Biedny, dlaczego?
-Emm..- gestem ręki wskazał na bliźniaki
- Hahaha.... Wydaje mi się że maluchy jeszcze nie rozumieją. - wzięłam swój talerz i podeszłam do stołu.
-No nie wiedzą i całą noc tatusia męczyły, żeby im piosenki śpiewał cio?- pocałował ich w noski.
Wydawało mi się że Caro się zaśmiała. Zjadłam śniadanie i wzięłam ją na ręce.
- Co tam śliczna?
Taka malutka była. Boże już  kończyły 3 miesiąc. Strasznie szybko.
- Duzi już jesteście. - powiedziałam.
-No, są- poparł mnie Louis wkładając naczynia do zmywarki. Wziął od razu leki- O której dokładnie wszyscy mają tu przyjechać?
- Około 17.
-Ugh...kolejne spotkanie z teściem- mruknął biorąc Mike'a i ubierając go. Potem odebrał mi Caroline i z nią zrobił to samo wkładając je do wózka.
- Nie będzie tak źle.
-Yhym, pa kochanie- pocałował mnie.
- No papa. - chłopak wyszedł a ja postanowiłam wykorzystać okazję że nie na i w domu i przymierzyć sukienkę ślubną, które była przed nim dobrze schowana.
Nie dawno ją odebrałam. Szybko ją uszyli. Ubrałam ją na siebie przeglądając się  w dużym lustrze.  Suknię była śliczna, jednak było w niej trochę widać to jak gruba się stałam. Ściągnęłam ją z siebie poszłam do łazienki, aby wymuszenie zwymiotować śniadanie. Wiem, że to chore ale .... Musiałam to zrobić i będę do skutku, aż schudnę. Umyłam zęby i poszłam gotować obiad. Święta u nas to lepsze rozwiązanie niż latanie po Irlandii, Londynie i Doncaster.
Kończyłam już kiedy do domu ktoś wszedł.
- Lou to ty?! - krzyknęłam z kuchni.
-Nie, To ja!- usłyszałam głos Harry'ego.
- Jestem w kuchni! - po chwili zobaczyłam chłopaka opierającego się o framugę drzwi.
-Uu jaka piękność. Co tam mała? Co gotujesz?
- Pieczeń. Masz ochotę? - uśmiechnęłam się do niego
-Nie, dzięki. A gdzie głowa rodziny?
- Na spacerze z resztą rodziny.
-No tak. Słuchaj Alice chciałem się o coś zapytać. Czemu Lou ma czasem takie zastopowania na kilka sekund i drga? Albo wiesz czasem jest blady.
- Wydaje mi się że powinieneś o to spytać jego.
-No powiedz mi...
- Harry, jeśli będzie chciał to odpowie ci sam na to pytanie.
-Ty wiesz że coś z nim jest nie tak, tak?
- Harry proszę......- popatrzyłam się na chłopaka.
-Yh...
- No nie fochaj się. - poczochrałam go po jego włosach.
-Jak on jest chory i mi nie powiedział to go uduszę.
-Chcesz mi dzieci na w pół osierocić?
-Miałem rację...
- Ja nic nie mówię.
-Jesteśmy... o cześć Harry- Louis wjechał wózkiem do kuchni z już rozebranymi dzieciakami.
- Cześć. - powiedzieliśmy równocześnie z Harrym.
-Co tam? Coś się stało Hazza?
- Czy ty chcesz mi coś powiedzieć ?
-Co? Ale o czym?- spojrzał na mnie pytająco, jakby czekał na odpowiedź, bo nie wiedział o co chodzi Harry’emu.
- Harry pytał o twoje dolegliwości. - wytłumaczyłam mu.
-Moje co? A o to ci chodzi...
- No o to, o to. - powiedział Loczek
-Harry wiesz...hmm jest taka choroba jak epilepsja..
- O kurwa.... - powiedział.
-Co?
- No bo to chyba nie jest dobrze skoro to masz.
-No i? Żyję
- Czego nie powiedziałeś?
-Bo byście się martwili jak was znam, no chyba że was nie znam to nie- wzruszył ramionami
- Dobra chłopaki. Obiad. Może jednak dasz się namówić Harry.
-Nie dzięki, wpadnę o 17 mamy być tak?
- Tak.
-To pa mała, cześć Lo..no nie zabijaj wzrokiem stary.
-Hahaha..- zaczęłam się śmiać i podeszłam do Louisa żeby go przytulić.
-Moje mała.. ty tak nie możesz mówić- powiedział jak 5 latek.
Zaśmiali się i pożegnali.
- Głodny?
-Trochę, dzieci też- pocałował mnie.
- Dobra to już ci nakładam a dziećmi za chwilkę się też zajmę.
-Dzięki- wziął Caro na kolana która rozsypała serwetki- no i cio po co ci serwetki córciu ?
Zaczęła jedną wpychać sobie do buzi więc Lou szybko zareagował.
- Tak są głodne. - stwierdziłam i zaczęłam karmić synka
 -Dobra ona na 3 miesiące jest na zbyt rozwinięta – zauważył.
- Zdecydowanie wdała się w ciebie i ma lekką nadpobudliwość.
-Dzięki kochanie. No widzisz córciu masz adhd.
- Hahaha, za to Mike jest dużo spokojniejszy.
-To dobrze. Rozważnie będzie strzelał gole.
- No tak. Louis jedz.
Pokiwał głową i zaczął jeść obiad uważając aby Caro nie zjadła na deser serwetki. Skończyłam z Mike'iem i wzięłam córkę by ją również nakarmić. Po około godzinie oboje już spali w swoich łóżeczkach, a ja z Louisem siedzieliśmy w salonie i wybieraliśmy menu na nasze wesele.
-Kurde ty się w to baw. Mi to obojętnie. Ładną choinkę tak w ogóle mamy.
- No już prawie koniec jeszcze tylko parę rzeczy. Proszę.
-zwariuje z tobą. co jeszcze?
- Słodycze. - od razu się uśmiechnął.
-No to w czy problem ? A i jakby co to tort jeszcze.
- Nom. - usiadł koło mnie.
-No wybierz jakieś ciasta.
- Może szarlotka na ciepło z lodami?
-Oo dobre..
- Placek czekoladowy ze śliwką. - przeczytałam na głos.
-Też. No ja ci do niczego nie potrzebny.
-Louis. Siedzisz to siedź.
-Dupa mnie boli. Nooo weź- zaczął ruszać nogą
Zaczęłam się śmiać.
- No ale co mam jeszcze wziąć? Przecież o to pytam. Może sernik, albo jakiś z orzechami. Dużo tu tego jest.
-Bierz wszystko. Niall będzie w siódmym niebie. Idę się ubrać w gajerek.
- Ok. Tylko się już nie pobrudź w nim.
-A co ja dziecko...
- Nie będę ci odpowiadać misiu.
-No wiesz co...-obruszył się i poszedł na górę.
- Też cię kocham!
Godzina 17
Trzymałem na rękach Mike ubranego w taką maluśka koszulę, a moje kochanie ubierało naszą córeczkę. Po chwili na dół zeszła Alice z Caro.
- Patrz Caroline jakich mamy przystojnych chłopców. - powiedziała.
-A my jakie piękne dziewczyny. Właśnie kotku ślicznie wyglądasz- pocałowałem ją.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się i poprawiła spódnice małej.
Wziąłem bliźniaki i poszedłem je zanieść do salonu. Leżały na niebieskim kocyku ruszając raczkami. Były takie słodkie. Alice wszystko szykowała, a ja pilnowałem dzieci.
-Moje skarby. Wiecie jak się cieszę że was mam? Takie dwa słoneczka. Tak córciu pięknie się do mnie uśmiechasz- mówiłem do maluchów odłączając kamerę która przez cały dzień na wieczór się ładowała
- Skończyłam. - podeszła do mnie zadowolona Alice.
-Brawo kochanie- pocałowałem ją obejmując w talii
- Kiedy oni przyjdą? - spytała.
Nie zdążyłem nic powiedzieć bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
Już po chwili w salonie byli praktycznie wszyscy. Mike był na rękach swojego dziadka, a Caro trzymał Harry.
-Niepokoi mnie to co raz bardziej- powiedziałem do przyjaciela raz patrząc na córkę raz na niego.
- Ale co? - spytał zdezorientowany.
-No kurde gadałaś coś o niej nie dawno i teraz do niej pierwszy lecisz
- Bo lubię się z nią bawić. - wyruszył ramionami.
-Jesteś dziwny. Weź se sam zrób ja się napracowałem
- O co ci chodzi? - zdziwił się
-No lubisz dzieci to sobie je zrób.
- ja mam jeszcze czas.
-Mi też się nie śpieszyło, a zobacz nie mógłbym bez nich żyć.
- Nom są super. - poprawił sobie mają na rękach.
Westchnąłem i poszedłem się przywitać z resztą rodziny i przyjaciół, dostając życzenia na urodziny. Od Daisy i Phoebe dostałem piękną laurkę a od Fizzy i Lottie słodkie całusy.
Wszyscy usiedli do stołu. I zaczęły się rodzinne rozmowy
-A jak tam przygotowania do wesela?- zaczęła moja mama
-Louis jak zdrowie?- spytał tata Alice.
- Już prawie wszystko gotowe. - odpowiedziałem. - Co do zdrowia to jest ok. Nie narzekam.
- Dzisiaj ustalaliśmy menu - powiedziała Al.
-Wspaniale!- krzyknął Niall.
Po kolacji i jeszcze przed rozdawaniem prezentów Lottie wyszła na zewnątrz.
Chciałem za nią wyjść bo wydawała się smutna, ale Alice mnie powstrzymała.
- Może ja z nią pogadam? - spytała.
-Jak chcesz.
Alice
Wstałam od stołu i wyszłam z domu. Lottie kręciła się na podwórku paląc papierosa!
- Palisz? - spytałam spokojnie. - Wiesz że to cholernie niezdrowe?
-Wiem... znowu ty? Nie chcę cię urazić czy coś ale jak znowu mi dasz wykład to wiesz
- Chce tylko wiedzieć czy wszystko ok. - wyjaśniłam. Doszłam do wniosku że więcej się dowiem jak będę spokojna i nie nachalna.
-Tak wszystko jest w porządku. Zapalić musiałam i tyle- wzruszyła ramionami.
- Lottie.... Ale na pewno jest w porządku? Bo no Zayn często pali jak się denerwuje.
-Nom... nie mam żadnych problemów. Serio, serio..
- Palisz bo lubisz?
-Palę, bo zaczęłam nie umiem rzucić i Louis mnie zabije. To tyle. On nienawidzi papierosów. Fajne to- wskazała na mój dekolt.
- Dzięki. Ale przecież są plastry, tabletki, różne sposoby....
-Są, są. Dobra wracajmy.
- Jak chcesz. – westchnęłam
Weszłyśmy z powrotem do domu, gdzie szalały dziewczynki z Zayn'em i Harry'm. Gonili się i łaskotali
- Hahaha.... A gdzie moje dzieci? – spytałam
-Yyy...zginęły w akcji- odparł Harry dostając poduszką od Fizzy i lądując z udawanym atakiem na ziemi.
- Poważnie pytam. - dobiłam go tą samą poduszką.
-Louis bawi się w tatusia... niee Phoebe nie bij mnie już! Niee! haha chodź tu szkrabie- złapał ją i zaczął łaskotać
- dzięki - poszłam porozmawiać w mamą.
Ona za to śmiała się razem z moją drugą mamą. Dobra nie będę im przeszkadzać - pomyślałam. Poszłam więc poszukać Louisa żeby dać mu prezent. Czyli elektroniczną ramkę ze zdjęciami dzieci i tableta. Znalazłam go w pokoju muzycznym, gdzie śpiewał małym w nosidełkach.
- Mogę przeszkodzić? - spytałam wchodząc.
-No pewnie maleństwo- uśmiechnął się.
- Bo wiesz...,nie dałam ci jeszcze prezentu więc proszę. - podałam mu pakunek.
-Nie- pokręcił głową- Nie.
- Co nie? - zdziwiłam się.
-Ja nie chcę od ciebie żadnych prezentów kochanie. Proszę cię- pocałował mnie w kark
- To ja cię proszę. To nie jest nic wielkiego.
-Zwariuję z tobą, ale na święta i ja mam coś dla ciebie, ale to w sypialni i nie to nie jest to czym teraz pomyślałaś
- Nic nie myślałam. - wystawiłam mu język i dałam prezent.
Rozpakował go ostrożnie a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Odłożył przedmioty na pianinie i podszedł do mnie, aby pocałować.
-Dziękuję.
- Podoba ci się?
-podoba mi się. Zawołaj Niall'a niech zajmie się dziećmi
- Ale po co? - zdziwiłam się
-Bo teraz ty dostaniesz prezent
Zeszliśmy na dół i Louis powiedział coś Niallowi, a potem zaczął mnie wz sobą ciągnąć. Poszliśmy do tej sypialni. Dostałam torbę prezentową w której była śliczna sukienka. Czerwona przed kolano. Do tego dostałam czarne szpilki i piękny naszyjnik z diamentów.
- Jesteś niemożliwy.
-Dlaczego? Nie podoba ci się?
- Właśnie chodzi o to że to jest cudowne.
-No to w czym problem?
- Bo to jest nie fair. Ja ci dałam mało w porównaniu do ciebie.
-Dałaś mi życie...nowe
- Kocham cię.
Podszedł do mnie i przytulił. Całował mnie po szyi by potem tą samą drogą wrócić do moich ust.
- Ale tobie się na pewno podoba? Bo wiesz zawsze można wymienić
-Mi się wszystko od ciebie podoba- jeszcze raz mnie pocałował- I dostałaś coś od Dan- podał mi drugą torebkę- Nie mogła przyjść.
- Jejku jest kochana.- wzięłam od niego pakunek.
-Jakby co to nie wiem co to jest.
Zajrzałam do środka, ale po chwili odwróciłam wzrok rumieniąc się. Z tego co zdążyłam zauważyć to był to komplet pod suknię ślubną i na noc poślubna. Ona to ma pomysły. Chociaż ładne to było. takie białe, koronkowe.
- Hahahaha... - nie wytrzymałam. - Kłóciłabym się czy to nie jest prezent dla ciebie na urodziny.
-Dla mnie? Co ty od niej dostałaś?
- Tajemnica.
-no dobrze malutka. Chodźmy na dół, bo oni zaraz jadą.
- Dobra.
Wzięłam go za rękę i poszliśmy na parter. louis dobrze mówił, bo po godzinie wszyscy zaczęli się zbierać.Ostatni wychodzili Liam i Harry.
- Podziękuj Danielle za prezent i powiedz że czekam aż będę się mogła odwdzięczyć. - powiedziałam Liam'owi .
-Co ona ci kupiła?- spytał zdezorientowany.
- Nie powiem żadnemu z was, po prostu jej to powtórz.
-Dooobra.
-Lou ucałuj moją księżniczkę ode mnie- rzucił jeszcze Harry i wyszli.
- Może on będzie chrzestnym Mike'a co?
-Haha, oj chodź kochanie trzeba posprzątać.
Sprzątanie trochę nam zajęło, na szczęście dzieci spokojnie spały.
-Dobra idziemy się kąpać i lulu
- To idź pierwszy a ja jeszcze zajrzę do dzieci.
-Ale ja mam dziś urodziny iiii...
- ii.....? - ledwo powstrzymywałam śmiech.
-Ii ja sobie życzę ciebie pod prysznicem ze mną.
- Ale mówiłeś, że nie chcesz ode mnie prezentów.
-No a to jest życzenie.
- No nie wiem, nie wiem.... - zastanawiałam się.
-No wiesz możemy zrobić życzenie za życzenie
- Mów dalej... - zainteresowałam się
-No ja spełnię twoje życzenie za moje.
-Tylko jest pewien problem.
-Jaki?
- Ja nie mam żadnego życzenia. - wzruszyłam ramionami. Kochałam się z nim droczyć i jeszcze ta jego mina kiedy się na czymś skupiał i zastanawiał. BEZCENNE.
-Okay. To ja mam żądanie- przerzucił mnie przez ramię i zaniósł do łazienki, gdzie spełnił swoje nagłe życzenie. Po wspólnym prysznicu poszliśmy do naszej sypialni.
- Ale wiesz, że mogę oskarżyć cię o gwałt? - spytałam.
-Ale ja cię nie zgwałciłem przecież? Ja ci tylko plecki umyłem kochanie.
- Oboje wiemy że na pleckach się nie skończyło, ale wybaczam. - pocałowałam go i się zaczęłam śmiać. - Tak zdecydowanie ci wybaczam.
-Dziękuję pani mojego serca, jam twój podwładny - pocałował mnie i położył do łóżka.
- Już ci wybaczyłam, nie musisz słodzić
-I tak ci będę słodzić, moje słoneczko jedyne- pocałował mnie jeszcze raz w czoło i przykrył kołdrą.
- Dobranoc Lou.
-Dobranoc aniołku.
~~~~~*~~~~~~
Najpierw dzięki za to, że zaczęliście komentować. To jest naprawdę miłe i fajne, gdy wyrażacie swoją opinię. Przepraszam również, że ostatnio było tyle błędów( literówek) .
Rozdział następny pojawi się w sobotę.

15 komentarzy:

  1. Aww *.* Meega ! :D Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział ;p
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jej,więc tak słuchaj.
    wczoraj,nie jakoś w weekend.chyba.no nieważne.poleciła mi tego bloga koleżanka (dziękuję Kingo ♥)
    i wiesz,że się nie zawiodłam..jest cudowne.
    wczoraj zaczęłam czytać i gdyby nie to,ze mama kazała mi isć spać,to już wczoraj bym go przeczytała,ale wiesz testy.
    to troche zobowiazuje.
    co do rozdziału,to jest cuuuudny.jak i całe opowiadanie. kocham to.
    nie przepadam zbytnio za takimi słodkimi momentami zbyt czesto,ale w tym wypadku jest to wyjatek.
    tak bardzo to wielbię.
    rozdziały są długie,ale mi to pasuje.
    więc czekam na kolejny,czyli do soboty.
    masz we mnie stałą czytelniczkę.
    pozdrawiam i życzę weeeeny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział co jakiś czas albo mówiłam "oooo" albo "Jakie to słodkie" Czkeman na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, jak zawsze ;)
    Co ta Alice wyprawia?
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście jak zawsze świetny:) Uwielbiam Alice i Louisa, oni są niesamowici :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne, jak zwykle właściwie, czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże. wreszcie wszystko przeczytałam. siedziałam nad tym ostatnio cały czas i mi się udało. :)
    ogólnie pomysł na opowiadanie i sam fakt jak wszystko opisujesz jest genialny i strasznie się cieszę, że jakoś znalazłam tą historię. powiedziałabym Ci nawet jak, ale szczerze mówiąc to nie pamiętam, więc ten szczegół pomińmy.
    właśnie zdobyłaś kolejną i na pewno stałą czytelniczką, bo zakochałam się w tym blogu.
    no i ten rozdział. jejku jak słodko.
    Lottie mnie strasznie denerwuje w tym opowiadaniu, ale pomińmy to. jakoś ją znoszę. xd
    ogólnie ten rozdział jest cudowny, jak wszystkie inne...
    kurde. czemu Ty tak dobrze piszesz no? nie mam się do czego przyczepić. to nie fair. ;_;
    czekam na kolejny oczywiście i dodaję sobie do obserwowanych. <3
    no i oczywiście życzę weny. *,*

    one-direction-back-off-camera.blogspot.com
    marzenia-1d-opowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnyyy. :)
    Ta sukienka jest śliczna, Lou miał dobry pomysł na przent.
    Czekam na komplikacje. :D
    Pozdrawiam. xx

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny *.* Kocham <3

    OdpowiedzUsuń