piątek, 3 maja 2013

Historia nas zaskakuje

Marzec
Siedziałam na kanapie w salonie i oglądałam telewizję kiedy ktoś rozległo się pukanie do drzwi. Wstałam od razu. Mało nie padłam, za drzwiami stał Lou.
 - Co ty tutaj robisz?- zapytałam-
 Przecież ci obiecałem, że będę cię odwiedzał.
Rzuciłam mu się na szyję. Złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Zachłannie wpił się w moje usta. Ciągle mnie obejmując wszedł do domu. Nogą zatrzasnął drzwi. Kierował się w kierunku kanapy, nie przerywając całowania moich ust. Pomogłam mu zdjąć kurtkę, która z głośnym brzękiem spadłą na podłogę. Jakiś cudem butów się już pozbył. Lou zaczął odpinać guziczki mojej koszuli, ale chyba miał mało cierpliwości bo po dwóch po prostu pociągnął i rozerwał delikatną tkaninę.
- Lubiłam tę bluzkę.- powiedziałam udając smutek.
- Kupię ci drugą.     
Podniósł mnie i położył na kanapie. Odebrał mi przyjemność rozbierania go. Samolub jeden. Teraz przygniatał mnie swoim ciałem. Trochę mała była ta kanapa. Ciągle coś wbijało mi się w plecy.- Lou poczekaj chwilę.- powiedziałam odpychając go od siebie, chłopak patrzył na mnie zaszokowany. W końcu spod pleców wyjęłam pilot. Lou szeroko się uśmiechnął i rzucił gdzieś urządzenie. Moja bielizna dołączyła do reszty rzeczy. Czułam jego dotyk i pocałunki wszędzie.- Lou to nie sprawiedliwe.- jęknęłam
- Co?
- No ty nadal jesteś częściowo ubrany.- zauważyłam.
Chłopak od razu zdjął czerwone spodnie i bokserki calvina kleina. Znowu poczułam jego usta na swoich. Delikatnie we mnie wszedł. Jęczałam mu wprost do ust. Jak zwykle było cudownie.
Obudziły mnie pocałunki na mojej szyi. Coś mi się nie zgadzało. Jakim cholera cudem ktoś mnie całował, jeśli byłam sama?!
No chyba że to wszystko mi się jednak nie śniło. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego Louisa.
- Ty na serio tu jesteś. - pocałowałam go. - Tak w ogóle to nie powiedziałeś mi wczoraj cześć.
-Przepraszam kochanie, o czym innym myślałem- stwierdził ze śmiechem.
My nadal leżeliśmy na kanapie i to tylko pod kocem, a było wygodnie. Dziwne..
- Nigdy nie zwróciłam uwagi na to jaka ta kanapa jest wygodna wiesz?
-Jest bardzo wygodna.
- Tęskniłam za tobą.
-Chodź- wyciągnął ramiona w moją stronę, abym się wtuliła.
- To dopiero miesiąc.... - powiedziałam cicho, kiedy Louis rysował niewidzialne ślady na moich plecach.
-Ale ja będę jeszcze przyjeżdżał. Zobaczysz- całował moje ramię, kark i szyję.
- Ale wcześniej pojedziesz.
-Za dwa dni dopiero kotku
- Dopiero? Żartujesz. Nie ma cię miesiąc i ja mam się tobą nacieszyć przez dwa, trzy dni?
-Nic nie poradzę. Za 2 miesiące mamy koncerty tutaj i w Szkocji.
- Wiem, wiem.
-Jeszcze będziesz mnie miała dość przez nasze dalsze lata maleństwo.
- Nie bądź tego taki pewien -pocałowałam go
Całował mnie zachłannie, jak kochanek stęskniony za swoją kobietą. Podobało mi się to. Znowu go miałam chociaż na chwilę przy sobie.
Chyba nie zamierzał przestawać, ale musiałam mu przeszkodzić.
- Chłopcy też przyjechali? - zignorował moje pytanie i znowu pocałował. Uśmiechnęłam się, ale nie dałam tak łatwo. - No odpowiedz.
-Tak, Lottie od razu przyjechała do Londynu jak tylko się dowiedziała.
-Cieszę się.
-Ja nie, no ale to szczegół. Kochanie, musisz gdzieś dzisiaj wychodzić?
- Miałam iść na zajęcia, ale....
-No to idź, zawiozę cię- odpowiedział trochę smutno,
- ...ale jak opuszczę jeden dzień to na pewno nic się nie stanie. - pocałowałam go.
-Idź się ubrać królewno. Ja ci zrobię śniadanie- uśmiechnął się.
- Poszukamy tych przedszkolanek? - spytałam idąc do łazienki.
-Możemy, tylko jest marzec jest sens?
- Przecież nic się nie stanie jeśli damy już ogłoszenie, a ja chcę żeby wszystko było idealnie.
- Co będziemy jeść?
- Naleśniki. Ty jesz, ja zaraz wracam- cmoknął mnie w policzek, postawił talerz i wyszedł z domu.
- Gdzie on polazł? - spytałam się sama nie wiem kogo. Zjadłam naleśniki, bardzo dobre naleśniki i włączyłam sobie telewizor.
Do domu mi wparowała młoda Tomlinson.
- Cześć, co ty tutaj robisz? - zdziwiłam się, myślałam że nie opuści Hazzy na krok.
-Czeeeeeeeeeeść- uśmiechnęła się radośnie siadając na kanapie.
- Louisa nie ma, jeśli przyszłaś się z nim przywitać.
- No wiem. Jest…a nie ważne.- machnęła ręką.
Była dziwnie szczęśliwa.
- Co ci jest? Trochę się boje o twój stan psychiczny. - spojrzałam na nią.
-Mi jest wspaniale! Ej, wiesz co? Krzywo stoi ta wasza kanapa.
- Tak, Louis poprawi jak wróci z..... stamtąd gdzie poszedł. Widzę że przyjazd Harrego tak na ciebie działa.
-I nie tylko przyjazd. On tak na mnie działa- zaśmiała się.
- Nie rozumiem, no coś ty taka? Przywiózł ci coś?
-Nie, sama przyjechałam do niego. Super, że mój brat mieszka tutaj
- No wiem ,że przyjechałaś, Louis mi mówił.
-Amm dobra nie wiedziałam, że to takie wspaniałe uczucie...
O matko!
- Lottie proszę cię tylko mi nie mów że.....
-Noooo- uśmiechnęła się wesoło.
-Nie żartuj- coś upadło na ziemie. Spojrzałam za siebie i ujrzałam Louis'a nad wazonem. Pękniętym na miliony kawałeczków.
- Louis? Już jesteś. - zauważyłam głupio.
-Jestem.- był blady, a dłonie miał zaciśnięte w pięści.
Zauważyłam że podłoga jest mokra i bukiet róż leży rozwalony obok zbitej ozdoby.
- Moje róże.... - jęknęłam. - Coś narobił? - spojrzałam na niego zła.
- No właśnie braciszku, te róże były ładne, leć kupić nowe. - Lottie nie za bardzo przejmowała się tym, że Louis słyszał naszą rozmowę.
-Co?- spytał zdezorientowany- Nie zdążyłem ci dać bukietu, kupię ci nowy. Lottie masz mi coś do powiedzenia?
- No..... Cieszę się, że cię widzę? - powiedziała niepewnie i rozłożyła ramiona.
-Nie denerwuj mnie dziewczyno- wysyczał- Wiesz co? Mam lepszy pomysł. Alice daj mi kluczyki- wyciągnął do mnie rękę.
- Po co ci? - spytałam chociaż znałam odpowiedź.
- Daj mi kluczyki- powtórzył.
Podeszłam do niego, położyłam mu ręce na twarzy i popatrzyłam w oczy.
- To nie ma sensu, usiądź uspokój się i porozmawiajmy.
-Dobrze. Odsuń się ode mnie. Charlotte siadaj i tłumacz się, bo ja naprawdę do niego pojadę i on mi wszytko wyśpiewa.
- No, ale co ja mam ci mówić? Nie wiesz na czym to polega? - stałam za plecami Louisa i machałam rękami, żeby przestała tak mówić.
-Ku*wa mać!- warknął podchodząc do dziewczyny i łapiąc ją za nadgarstek. Raczej nie mocno- Czy ty siebie słyszysz gówniaro?!
- Nie krzycz na mnie!
Stałam i patrzyłam się , bo kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić.
-Jak mam na ciebie nie krzyczeć?! Wiesz co zrobiłaś?!
- Louis.... - powiedziałam niepewnie.
-Ty się w to nie mieszaj- uciszył mnie- Rozumiesz, że masz 16 lat i oddałaś mu swoje dziewictwo?! Rozumiesz to?! A jak cię zostawi to co? Potem będziesz mi płakać w rękaw jaki to jest  zły tak?! Nawet jeśli cię kocha to nie powinnaś tego robić dziewczyno do jasnej cholery!
Byłam na niego zła za to jak do mnie mówi, więc poszłam do kuchni i tylko słyszałam ich kłótnię. Byłam ciekawa kiedy i czy w ogóle zorientuje się, że zrobił mi przykrość.
- Kocham go, a on mnie! Obiecuje ci, że jeśli coś mi się stanie to nie przyjdę z tym do ciebie, nie będę marnować twojego cennego czasu! Harry mnie nie zrani i wcale nie żałuję tego co zrobiłam! - słyszałam, że Lottie była bliska płaczu, tylko udawała twardą.
-Tak? Chodź tu- nastała cisza.
Nie wiedziałam co się stało, było cicho co trochę mnie zaniepokoiło. Wstałam z krzesła i podeszłam do drzwi żeby zobaczyć sytuację.
Przytulali się. Ona płakała mu w koszulę, a on ją kołysał.
-Proszę cię postępuj bardziej rozważnie. Mogłaś jeszcze poczekać
Uśmiech sam wstąpił mi na usta.
- Czułam się gotowa, nie chciałam czekać, zwłaszcza, że znowu wyjeżdżacie, ty też tęsknisz za Alice, wiesz jak to jest. - było mi smutno, że Lou tak mnie potraktował, a jak Lottie mi przypomniała że znowu wyjeżdżają to chciało mi się płakać. Poszłam do łazienki, żeby im nie przeszkadzać no i żeby przypadkiem nie zobaczyli łez których jednak nie udało mi się powstrzymać.
Louis
Uspokoiłem siebie i siostrę, przypominając sobie o mojej Alice. Byłem tak zdenerwowany, że bałem się że ją uraziłem.
-Charlotte poczekaj, muszę iść do Ali- powiedziałem do siostry.
-Idź, idź. Nie dość, że mi pomogła i chciała pomóc to jeszcze przeze mnie na nią nakrzyczałeś. Ja będę szła, umówiłam się no z tym....yyy...z Harry’m. - dokończyła cicho.
-Dobra idź. Tylko uważaj.- pocałowałem ją w policzek i wyszła.
Blondynkę znalazłem w jednej z łazienek na dole. Siedziała na kafelkach płacząc. Ukląkłem przy niej i chciałem przytulić.
-Nie chcę- zatrzymała mnie ręką.
-Kochanie, przepraszam. Nie chciałem ci zrobić przykrości, ale byłem zdenerwowany, a nie chciałem żebyś w tym uczestniczyła- mówiłem do niej.
-Rozumiem... - powiedziała cicho. Wstała i wyszła z łazienki. Poszedłem za nią i usiadłem na krześle w kuchni. - Chcesz coś do jedzenia? - spytała.
-Zrobisz mi śniadanie, a ja zaraz przyjdę?
- Dobra, tylko co chcesz? - cały czas patrzyła przez okno.
-Spójrz na mnie- objąłem ją od tyłu.
- Miałeś powiedzieć co mam ci zrobić jeść. - przypomniała nie zmieniając swojej postawy.
-Spójrz na mnie- powtórzyłem uparcie zostając przy swoim.
Zignorowała mnie i zaczęła się bawić jabłkiem które leżało na blacie.
- Zrobię ci zapiekankę ok? - tym razem obserwowała jabłko w swoich dłoniach.
Obróciłem ją do siebie, podnosząc jej podbródek i tym samym zmuszając ją, aby na mnie przeniosła wzrok.
-Przepraszam, że na ciebie krzyknąłem. Już więcej tego nie zrobię. Przepraszam aniołku.
Próbowała na mnie nie patrzeć, ale jej to uniemożliwiałem.
- Byłeś zdenerwowany, rozumiem.
-Byłem i poniosło mnie, ale nie powinien na ciebie podnosić głosu.
Uśmiechnęła się delikatnie i tym razem sama spojrzała mi w oczy.
- Wszystko jest w porządku, to ja przesadziłam. Puść mnie już, zrobię ci tą zapiekankę. - próbowała się uwolnić z moich objęć.
-Nie przesadziłaś. Nic nie zrobiłaś kochanie. Przepraszam- złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
- Nie masz za co, przestań już. Miałeś gdzieś iść chyba, tak? To idź, a ja zrobię jeść. No już, uśmiechnij się.
-Dobrze, to ja zaraz wracam i chyba... mamy jeszcze jeden wazon?- zapytałem.
- Przestań. Siadaj tu w takim razie i ze mną porozmawiaj. Myślałam że to coś ważnego a nie bukiet.
- To jest ważne- udałem oburzonego
-Wolę ciebie od kwiatków.
-Ale będziesz miała mnie i kwiatki- przejechałem palcem wzdłuż jej kręgosłupa.
- Ale po kwiatki musisz wyjść, a nie chce żebyś wychodził.
-Dobrze, więc zostanę. To co gotujemy, bo ja śniadania nie jadłem, a już po 12
- Ja gotuje, a ty siadaj i opowiadaj jak tam było przez ten miesiąc. - pocałowała mnie.
-Wspaniale. Fanki strasznie nas wspierają. Nie które wyznają ci miłość.
- Cieszę się, to miłe. - robiła coś ale nie byłem wstanie dostrzec co to było bo cały czas zasłaniała mi sobą, po chwili wkładała naczynie do piekarnika. - Za poł godziny będzie gotowe.
-Słoneczko chodź do mnie- poprosiłem wskazując na swoje kolana.
Podeszła i usiadła na wcześniej wskazanym przeze mnie miejscu. Oparła głowę o moje ramię.
-Strasznie mi ciebie tam brakuję. Kocham cię- szeptałem spokojnie ją kołysząc.
- Nawet nie wiesz jak tu jest bez ciebie pusto. - usłyszałem.
-Domyślam się. Chłopcy po każdym prawie koncercie ciągając mnie do klubów, ale ja często zostaję i wiesz co robię? Patrzę się na twoje zdjęcia. Puszczam pokaz slajdów i widzę twój uśmiech przypominając sobie nasze chwilę- mówiłem do ukochanej.
- Kocham cię tak bardzo. - pocałowała mnie.
Zaśmiałem się.
-Też cię kocham, ale coś ci się pali.
- O matko! - wstała i szybko wyjęła danie z piekarnika. - Pacjent uratowany doktorze. - zaczęła się śmiać.
-Spokojnie- pocałowałem ją w skroń i wyjąłem talerze znowu przypieprzając w tą szafkę. Ja nie wiem to się na mnie uwzięło, bo przecież to nie możliwe żebym za każdym razem walił się w to samo miejsce tym samym.
- Znowu? - Alice zaczęła się śmiać.
-Noo znowu ała...
- Moje biedactwo. Chodź jeść.
Usiedliśmy przy wyspie i zjedliśmy obiad. Nie miałem pomysłu na dalszą część dnia.
- Nad czym myślisz? - spytała mnie dziewczyna.
- Nad tym co chcesz robić, bo nie chcę cię zanudzić.
- Miałeś mi pomóc z przedszkolankami.
-Już to zrobiłem- wzruszyłem ramionami
-Kiedy niby?
-Zamieściłem to ogłoszenie dwa dni temu
- Jesteś kochany. To możemy po prostu zostać w domu?
-Ja jestem za!- krzyknąłem uradowany jej propozycją.
- To się cieszę, chce mieć ciebie tylko dla siebie.
-No bo ty jesteś tylko moja królewno- przypomniałem jej niosąc ją na naszą krzywą kanapę?
- Właśnie, twoja siostra narzekała na to, że mamy krzywą kanapę. - śmiała się
-No, bo ją przesunęłaś..
-Ja?!- oburzyła się.
-No! Ty! Teraz trzeba ją znów przesunąć- uśmiechnąłem się zadziornie powoli podchodząc do dziewczyny.
- No to idź , raz ,dwa. - śmiała się ze mnie i chyba chciała mnie wkurzyć.
-Ale musisz mi pomóc
- Ale ty jesteś silny i na pewno sobie poradzisz
-Dobra- poprawiłem mebel.
Podszedłem do dziewczyny i przyparłem ją do ściany.
- No widzisz nie byłam ci do niczego potrzebna.
-Teraz jesteś- całowałem jej szyję zostawiają różowe ślady.
- A powiesz mi do czego?
-Nie chcesz się hmm na przykład ze mną kochać na górze w naszej sypialni?- zasugerowałem.
- Kusząca propozycja......ale ja tam tak ładnie poduszki poukładałam. - jęczała.
-Ja ci zaraz coś z robię. Wolisz kanapę?
- Wiesz ta kanapa jest wygodna, ale taka trochę mała. - cały czas narzekała i chyba testowała moją cierpliwość.
Przerzuciłem ją sobie przez ramię i zaniosłem do pierwszego lepszego pokoju na dolnym korytarzu. Tam spędziliśmy bardzo miłe po południe,
- Tu też układałam poduszki. - powiedziała kładąc się na mnie.
-No to masz problem kochanie, bo już je rozwaliliśmy.
- Zauważyłam. Musimy jeszcze dzisiaj wstawać? - spytała całując mnie.
-Nie musimy wstawać maleństwo. No ale z tego co widzę to jest 15.- oddałem pocałunek.
- No to co? Źle ci tu? - znowu mnie pocałowała.
-Wspaniale. Misiak, czekaj- odsunąłem ją delikatnie od siebie- Chciałbym wiedzieć jak wyobrażasz sobie nasz ślub?
- Będzie wspaniały. - powiedziała krótko.
-Ale chciałbym wiedzieć gdzie, w jakiej porze roku najlepiej.
- Lato, chciałbym żeby było ciepło, a co do miejsca to nie wiem. Może na przykład w...... - przerwał jej dzwonek do drzwi. - Pójdę otworzyć. - Ubrała szlafrok i wyszła z pokoju.
Alice
Poszłam i otworzyłam drzwi, a w nich zobaczyłam Harrego.
- Harry? Co tutaj robisz?
-Dlaczego ona do cholery przyszła zapłakana?- warknął na mnie.
- Harry to chyba nie jest dobry pomysł żebyś teraz o tym rozmawiał z Louisem. - pokazywałam żeby mówił ciszej.
-Mam to w dupie! Będę z nim rozmawiał teraz.
- Harry proszę cię. - trzymałam chłopaka
-Puść mnie- wyrwał się lekko odpychając mnie- Zawołaj go.
- Uspokój się! - nie wytrzymałam i krzyknęłam
-Alice, nie mieszaj się w to! Zawołaj Louis'a!
- Jak mi powiesz po co. - założyłam ręce na klatce.
-Nie będę ci nic mówił, nie twoja sprawa!
- Moja, Lottie przyszła do mnie. Mów. - nie chciałam mu ustąpić.
-Odwal się!
-Jeszcze raz tak do niej powiesz, a nie ręczę za siebie!- w holu pojawił się ubrany w spodnie Lou.
- Szlag.... - powiedziałam do siebie. - Chłopaki proszę was nie kłóćcie się.
-To powiedz mi ku*wa po co na nią krzyczałeś!- warknął Styles.
- Masz rację to był mój błąd. Ciebie powinienem opieprzyć!
-Mnie? Za co? Człowieku lecz się...
- ona ma 16 lat stary, tylko 16, rozumiesz?! Pomagałeś mi od niej chłopców odganiać, a teraz sam ją pieprzysz! - Louisowi puszczały nerwy.
-Kocham ją zrozum to kretynie! Dobra poniosło mnie, nie chcę się z tobą kłócić- chłopak spuścił z tonu.
- I co potrzebowałeś dowodu, że ona ciebie też? - zakpił Lou.
-Ona tego chciała nie ja- westchnął.
- No tak, krucha 16-latka cię zgwałciła, nie brałeś w tym udziału.
Podeszłam do chłopaka i powiedziałam mu do ucha.
-Przestań.
-Dobra, chodziło mi oto że to ona nalegała. Uspokój się, nie wierzysz mi, że jej nie skrzywdzę? Jesteś moim przyjacielem.
- Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł żebyście teraz rozmawiali. - mówiłam poprawiając pasek od szlafroka.
-Niby czemu?- zdziwił się
- Bo się kłócicie, a ja muszę słuchać jak dwóch przyjaciół  na siebie wrzeszczy. Średnia to przyjemność. Nie wiem dlaczego Lottie przyszła zapłakana skoro pogodziła się z Louisem przed wyjściem od nas.
-Uznała, żeś się na nią darł a ona się źle czuje,
- Dziwisz mi się? - spytał mój narzeczony.
-Nie .. w sumie nie.
- No właśnie....
- Dobra, ręce na zgodę, już. - powiedziałam stanowczo.
Przybyli sobie z barka. Nikt mnie chyba nie pytał o zdanie, ale postanowili zrobić imprezę.
- To może ja się pójdę ubrać chociaż. - stwierdziłam gdy ci rozsiedli się w fotelach, obaj na mnie spojrzeli
-Nie musisz- odparli równo.
- Głupki. Idę, idę, ale mi się nie chce. - usiadłam na kolanach Louisa. - Ta garderoba jest tak daleko.
-Ej tak w ogóle to czemu ty jesteś w samym szlafroku a ty w spodniach?- zapytał Harry odkładając telefon którym się bawił żeby zaprosić pozostałych i ich dziewczyny.
- Boooo....się myłam, idę się przebrać. - wyszłam z pokoju cała czerwona na twarzy.
-Taa.... a ja żyję w celibacie- mruknął rozbawiony.
- No chyba jednak nie. - usłyszałam jeszcze Louisa.
-No to sam rozumiesz. Mój celibat to taka prawda jak ona się kąpała- Styles wybuchł śmiechem.
- Niestety znam prawdę. A ty bałwanie przeszkodziłeś nam...to znaczy jej w kolejnej kąpieli.
- Louis!- krzyknęłam.
-haha oj sorry. Wiecie ja się imprezą zajmę, wy się możecie zamknąć w sypialni. Nikt nie usłyszy...
- Ja tam chyba się zaraz do was przejdę!
-Oj ubieraj się nie gadaj kochanie!
- Teraz kochanie.... - powiedziałam do siebie i zaczęłam się ubierać.
Po 20 minutach nasz dom był pełen gości. Nie których nie znałam nawet. Muzyka grała, był alkohol. Byłam ciekawa czy spotkam tu Lottie, ale obstawiałam, że tak. Stała pod ścianą chyba pijąc drinka. Modliłam się, aby Lou tego nie zobaczył.
- Powiedz, że to sok.- prosiłam ją.
-Mam skłamać?
- Ani Louis, ani Harry nie będą zadowoleni.
-No i? Nic mi się nie stanie.
- Lottie...., przesadzasz. - zabrałam dziewczynie szklankę i postawiłam na stole.
-Znowu się czepiasz.
- Ja się martwię...... - pociągnęłam ją w stronę kuchni, gdzie było mniej ludzi.
-To się nie martw. Rozumiem, że może sama nie pijesz, ale nie mi zakazuj.
- Jesteś niepełnoletnia, nawalisz się i.......sugerujesz, że nie umiem się bawić? - dotarło do mnie co powiedziała.
-Nie powiedziałam tak. Powiedziałam, że nie pijesz. Jedno nie wyklucza drugiego- odpowiedziała.
- Pije, po prostu... kurde nie pij i już.
Rozmowę z młodą przerwało mi donośne walenie w drzwi domu.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam dwóch młodych i całkiem przystojnych policjantów.
- Dobry wieczór. - wyszłam na pole i zamknęłam za sobą drzwi.
-Dobry wieczór. Zostaliśmy wezwani, bo z pani domu dochodzą bardzo głośne dźwięki. Wiemy, że nie jeszcze ciszy nocnej, ale dla innych mieszkańców jest uciążliwe.
- Dobrze, przepraszam, za chwilę uciszę znajomych. - mówiłam trochę zakłopotana, ponieważ policjant który się nie odzywał cały czas lustrował mnie wzrokiem.
-Dziękujemy- odezwali się i odwrócili.
-Ej, ładna była nie?
-Weź, ta laska to dziewczyna Tomlinsona.
Zaśmiałam się i weszłam do domu. Szukałam Louisa. Zbierał wazon, który wcześniej rozbił. No to sobie rychło w czas przypomniał…
- Louis! - musiałam krzyczeć żeby mnie usłyszał
-Alice?! Skarbie coś się stało?- podniósł się, bo kucał i spojrzał na mnie zatroskany.
- Policja przed chwilą tu była, są skargi na hałas.
-No to z tym to do Styles'a- wzruszył ramionami.
- Do niego mam jeszcze jedną sprawę tylko gdzie on jest?
-Jaką sprawę?
- Nie ważne po prostu powiedz gdzie on jest.
-Kochanie...
- Nom...? - odwróciłam się jeszcze w stronę chłopaka.
-Czemu pozwoliłaś mojej siostrze pić?
- Ja? No właśnie po to szukam Styles'a. Chciałam żeby jej przypilnował.
-No przyłapałem ją przed chwila jak piła i powiedziała, że jej pozwoliłaś, a nie powinnaś.
- Zabije gówniare!. - co ona sobie do cholery myśli?
-Czekaj, uspokój się aniołku- przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
Wcale nie walił alkoholem. Czyżby mój Lou był trzeźwy?
- Piłeś coś? - spytałam z ciekawości.
-Łyk piwa, potem je odstawiłem i siostra mi je zabrała.
- Dałeś jej?! - Lottie zaczynała działać ma na nerwy.
-Jak jej dałem?! Zwariowałaś? Odstawiłem, a potem zauważyłem, że ona je ma.
- gdzie do ku*wy jest Styles?! Dobra ja pójdę poszukać Lottie, a znajdź Harrego i powiedz o policji.
-Kotuś proszę nie denerwuj się. Proszę. Ja miałem ochotę przywalić w ścianę, albo na wrzeszczeć na tą smarkulę, ale to moja siostra.
- Dobra to ty przywołaj do porządku siostrzyczkę, a ja poszukam tego kretyna. - pocałowałam go szybko.
Rozmawiał z Zayn'em przy naszym mini barze.
Podeszłam do niego.
- Harry...?
-Co jest mała?
- Policja była i są skargi na hałas. - starałam się zignorować fakt, że powiedział do mnie mała.
-Zayn ścisz muzykę. A ty gdzie zgubiłaś śliczna księcia z bajki?
- Zajmuje się twoją rozpieszczoną księżniczką. - odpowiedziałam wkurzona na wzmiankę o dziewczynie.
-A cóż ona znowu zrobiła co dziewojo?
- Ja ci zaraz dam dziewoje.....upija się. - powiedziałam krótko.
-To może ty też się upij raz grzeczna dziewczynko?
- Nie jestem grzeczną dziewczynką! - byłam wkurzona.
-Jesteś, i to bardzo, bardzo seksowną grzeczną dziewczynką.
- Harry powinieneś chyba był ją przypilnować, a ja potrafię się upić i to bardzo. - teraz byłam w stanie kogoś zabić.
-Tak kochanie? Yhym.. dobra idę szukać tej mojej królewny.
- Czekaj, udowodnię ci. Wypije więcej od ciebie.... - powiedziałam i trochę tego żałowałam ale się już nie wycofam.
-Przestań skarbie- pocałował mnie w skroń i odszedł.
- Kretyn. - usiadłam obok Zayn’a.
-No wiesz nic nie poradzi, że go pociągasz no i nie tylko jego mała- uśmiechnął się.
- Ja? Harry’ego? Chyba za dużo wypiłeś. - zaczęłam się śmiać.
-Nie. Wszystkich pociągasz, a Louis to szczęściarz.
- Dzięki.....chyba. Ale serio przestań już pić. Nie jestem jakoś specjalnie atrakcyjna co dopiero seksowna. - wstałam i obróciłam się  wokół własnej osi. - Widzisz?
-Nie piłem Alice
-Nie wierzę.
-Chuchnąć?
- Dawaj. - naprawdę nic nie było czuć. -Jaja sobie robisz?
-Nie. Jesteś śliczna i strasznie seksowna. Naprawdę Lou to farciarz, że ma taką ponętną narzeczoną.
- Przesadzasz... - zrobiłam się cała czerwona.
-Maleństwo- usłyszałam za sobą.
- I co? Stoi jeszcze na nogach? - odwróciłam się na krześle do chłopaka.
-Kto? Harry padł w gościnnym, a Charlotte odmawia litanie w łazience.
- Wyjątkowo nie jest mi jej szkoda.......dobra jednak jest, pójdę jej włosy podtrzymać czy coś.
-Zostaw. Musi ponieść konsekwencje. Smyku zatańczysz ze mną?- zapytał opierając dłonie o moje barki.
- Jasne. - Lou pociągnął mnie na parkiet i zaczęliśmy tańczyć.
Zayn jako DJ puścił nam wolny kawałek i na środku naszego salonu kołysaliśmy się otoczeni parami.
- Dlaczego nie pijesz? - spytałam ,,bardzo romantycznie".
-Bo nie chcę.
- Aha. - oparłam głowę o jego ramię i napawałam się jego zapachem.
-Lato ci się podoba?
- Lato jest super. - powiedziałam nie odrywając od niego głowy.
-Ale wiesz, że ja wtedy mam jeszcze trasę malutka?
- Wiem. - powiedziałam smutno. - Ale jest jeszcze następne lato nie?
-Będziesz tyle czekać?
- Na ciebie mogę poczekać dużo dłużej. - pocałowałam go.
-A zima? Styczeń?
- Może być. - wzruszyłam ramionami
-No zobacz, też pięknie. Ty w białej sukni na białym puchu- rozmarzył się.
- Obok ciebie. - dokończyłam.
-Obok mnie i tylko mnie- zastrzegł
- Takie mam plany
Dopiero o 3 nad ranem położyliśmy się spać. Chłopaki zostali, a pozostali wrócili do siebie oprócz Charlotte oczywiście.
- Jestem padnięta. - powiedziałam kiedy Louis kładł się obok mnie.
-Jezu, oni powiedzieli że mi kawalerskie urządzą- odparł chłopak jęcząc.
- Tylko bez striptizerek Tomlinson - pogroziłam mu palcem.- Ty przypilnowałeś żeby Hazza nie znalazł twojej siostry?
-No śpią na innych piętrach.
- Bo to by się mogło źle skończyć dzisiejszej nocy, oboje są wypici w końcu.
-Masz rację, ale no oboje są nieprzytomni kotku.
- Masz rację. Dobranoc.
Louis
Obudziłem się wcześniej i niestety musiałem moja królewnę zostawić samą i iść ogarnąć parter, bo by dziewczyna wyszła z siebie i stanęła obok. Na dole spotkałem ledwo żyjącego Harry’ego. Zacząłem się z niego śmiać.
-Czego ?- warknął popijając wodę.
- Ładnie wyglądasz. - znowu zacząłem się śmiać.
-Odwal się. Byłem tak pijany że chyba podrywałem Alice.
- Stoisz za blisko żeby mówić mi to tak spokojnie. - humor mi się ulotnił.
-Dobra nic jej przecież nie zrobiłem stary weź ...
- Jakoś nie przyszło ci za to do głowy żeby zainteresować się Lottie.
-Poszedłem do niej. Ty z nią byłeś
- ...więc poszedłeś spać - dokończyłem.
-Nie pamiętam co zrobiłem idioto. Pijany byłem.
- O tym mówię. Problem w tym , że młoda też.
-Trzeba było jej nie dawać i już.
- Trzeba było ją przypilnować.
-Trzeba było trzeba było ... Teraz będziesz mi truł ?
- Kurde, stary......dobra pomóż mi tu ogarnąć.
-Jasne. A gdzie twoja księżniczka ?
- Śpi. - powiedziałem i zacząłem zbierać butelki.
-Tak też myślałem- wyjął worki na śmieci i pakował tam właśnie śmieci.
Sprzątaliśmy, kiedy na schodach pojawiła się Lottie.
- Hej chłopcy. - powiedziała niewyraźnie.
-Młoda dzisiaj wracasz do domu- zastrzegłem stawiając kolejne butelki w szafce pod zlewem.
- Dlaczego? -zdziwiła się.
-Żebyś się pytała wracasz i koniec. A teraz cicho bo mi narzeczoną obudzisz. Sprzątaj.
- Łeb mi pęka, nic by jej się nie stało gdyby nam pomogła.
-Słucham?- spojrzałem na nią lodowatym wzrokiem. Nie poznawałem własnej siostry.
- Przecież nasza kochana Alice nic nie piła, nie powinna czuć się zmęczona. Psuła mi wczoraj zabawę, a teraz ja mam za nią sprzątać? Chyba śnisz...
-Charlotte przymknij się już- odezwał się Styles.
- No ale taka jest prawda, bała się wczoraj dotknąć drinka, czy piwa, o tobie też mi prawiła morały. - pokazała głową na Harry’ego, który był zszokowany jej zachowaniem.
-Nie pozwalaj sobie dziewczyno. Nie będziesz tak traktowała Alice zrozumiałaś to?! Dzwonię do matki.
- No tak niech ci mamusia pomoże. Takim jesteś mężczyzną, że sam sobie nie poradzisz?- Harry był zaskoczony, miałem wrażenie, że nie znał takiej Lottie, ja zresztą tak samo.
-Co w ciebie wstąpiło? Jesteś strasznie rozwydrzona. Nie będę cię wychowywał. Sama zobaczysz jak to się dla ciebie skończy. Mam cię dość.
- To przez nią! Ona cię zmieniła! Nienawidzę jej! Zaproponowała żebym przychodziła do niej z problemami tylko po to żeby wszystko wiedzieć i ci donosić!- na schodach zobaczyłem zdezorientowaną Alice.
-Nic mi nie donosiła! Przestań się unosić jesteś w moim domu!
- O co się tak kłócicie? - zapytała Al.
-O to że robi z siebie zakichaną księżniczkę! Ubieraj się Harry odwieziesz ją do domu?
- Ja mogę to zrobić , Harry’ego widzę wciągnęło sprzątanie.
-Nie zostaniesz w domu. Idź ogarnij chłopaków. Ja ją odwiozę- zadecydowałem podchodząc do szuflady z kluczykami od aut.
- Nie chce z tobą jechać. Harry zawieziesz mnie?
-Nie obchodzi mnie co chcesz zrozumiałaś ? On jest z kacem. Ja cię odwiozę.
Dziewczyna nic już nie mówiła tylko posłusznie wzięła kurtkę i wyszła z domu.
-Nie długo wrócę kochanie- zwróciłem się do narzeczonej- przepraszam.
- Nie masz za co. Nie krzycz na nią. - pocałowała mnie jeszcze raz.
-I tak cię przepraszam za jej zachowanie skarbie.
- Jedź już. - wyszedłem z domu i wsiadłem do auta gdzie siedziała już moja siostra.
Odpaliłem lamborghini i wyjechałem z garażu. Dziewczyna patrzyła cały czas przez okno i nie zwracała na mnie uwagi. Ja nie miałem zamiaru zwracać uwagi na nią. Zawiodła moje zaufanie.
- Co ty w niej widzisz?
-Że co proszę? Słyszysz co mówisz ?- nie no teraz to już naprawdę przegięła.
- Słyszę, jestem ciekawa. bo ja to ci nie powiem co o niej myślę bo bym oberwała.
-Proszę mów . Słucham twojego zdania na temat mojej Alice.
- Nie powiem, moje zdanie zachowam dla siebie braciszku. - uśmiechnęła się do mnie sztucznie.
-Jeżeli zaczynasz to dokończ.
- Wolałam Eleanor, dużo bardziej.
Myślałem że mnie tam cholera jasna weźmie
- Jeżeli tak kochasz tą ku*we to lec do niej.
- Ona przynajmniej nie flirtowała z twoimi przyjaciółmi jak ta......Alice.
-Jeszcze słowo nie zgodne prawdą a...
- Nie kłamię. - wzruszyła ramionami.
-Zamknij się już.
- Nie chcesz dopuścić prawdy do siebie czy co?! Ślepy jesteś?! Wiesz co ona wczoraj wyrabiała z Harrym?!
-Powiedziałem zamknij się- zignorowałem ją i pogłośniłem radio.
Dziewczyna nic już nie powiedziała tylko się rozpłakała. Schowała twarz w dłoniach i ryczała.
Mało mnie to obchodziło ale jak miała mi tak wyć to musiałem coś zrobić.
- Czego ryczysz?
Nie zwracała na mnie uwagi tylko znowu głośniej zaczęła płakać.
- Wolisz ją ode mnie....
-Zobacz jak się zachowujesz i sama sobie odpowiedz.
- Moje zachowanie tu nie ma nic do rzeczy, zabrała mi cię, a teraz próbuje jeszcze Harry’ego przekabacić na swoją stronę.
-Ma i to bardzo dużo. Gdzie jest moja siostra? Ta miła radosna? Gdzie?
- W Doncaster, razem z trzema pozostałymi.
-Doncaster tu właśnie jesteśmy. Zadzwoń jak wróci tam ta Lottie- wypuściłem ją. Porozmawiałem z mamą, powiedziałem jej wszystko.
Wracałem już do domu i myślałem nad tym wszystkim co się ostatnio działo. dużo tego było. Oczywiście nie wierzyłem w ani jedno słowo siostry ale zastanawiałem się co ją tak zmieniło. Szkoda mi było Alice. Tyle się o sobie nasłuchała, a ją już jutro znowu miałem ją zostawić na długi czas. Zaparkowałem auto i wszedłem do domu. Chciałem zdjąć kurtkę ale zrobiła to Ala.
- Długo cię nie było - powiedziała całując mnie.
-Przepraszam- wyszeptałem w jej słodkie usta.
- Za co znowu? Nie masz za co naprawdę. przestań już, proszę. - co chwila mnie całowała, jak ja to uwielbiałem.
-Za wszystko. Za przykrość za to że mnie nie będzie. Przepraszam.
- To nie twoja wina. Skończ już bo zabierasz mi czas póki jeszcze jesteś. Harry mówił, że nie poznaje Lottie. Ja jej dobrze nie znam więc nie mogę nic powiedzieć.
-No bo to nie ona nigdy taka nie była. Nie wiem czemu się tak zachowuje maleństwo- musnąłem ostrożnie jej skroń.
- Kocham cię.
-Wiem misiaku.
- Czyli styczeń? - spytała.
-Co styczeń?- spojrzałem na nią zaskoczony.
- Ślub kocie.
-No jak chcesz. Słoneczko moje ukochane chłopaki są?
- Harry przed chwilą poszedł. Chyba Zayn gdzieś jeszcze śpi...O cześć Zayn. - odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka.
-Cześć stary. A twój brat i Liam ?- dodałem.
- Poszli zaraz jak pojechałeś, nie wiem nawet za bardzo gdzie. Jesteś głodny Zayn?
-Nie piękności - posłał jej uśmiech- Ja już lecę. Cześć.
- Paa...- powiedziała cicho, trochę zmieszana.
-Ale mam piękna dziewczynę- uśmiechnąłem się do niej czule.
- Bo się zarumienię.... - trąciła mnie w ramię.
-Słyszałem że ci to teraz wszyscy mówią.
- Ja nie wiem co im wczoraj poodbijało.
-Mieli rację malutka.
- Kocham cię, ale przestań już gadać.
-Dlaczego?- zdziwiłem się.
- Bo gadasz za dużo głupot. pomożesz mi pozmywać naczynia?
-Oczywiście ale ja nie gadam głupot a stwierdzam fakty aniołku.
- To chodź - zaprowadziła mnie do kuchni, gdzie czekał stos naczyń.
-Ale my mamy zmywarkę, a znając moje szczęście to zaraz coś stłukę, więc nie ryzykujemy.
- Jak chcesz. - wzruszyła ramionami.
-Chce ci się to zmywać ręcznie?- patrzyłem na nią jak na pomyloną.
- No w końcu z tobą nie? - powiedziała jakby to było oczywiste.
-Dobra ty myjesz ja płuczę.
- O matko.... - spuściła zrezygnowana głowę, chciało mi się z niej śmiać. - Dobra, do roboty, - klasnęła w dłonie.
Zmywaliśmy tak śmiejąc się i rozmawiając kiedy w moje ręce wpadła większa ilość piany. Zaraz wylądowała na mojej koszuli którą miała na sobie Alice.
- No wiesz....!- udawała oburzoną.
-No wiem jesteś pięknie mokra- zaśmiałem się tym razem chlapiąc ją wodą.
- Mam nagłą ochotę cię przytulić kochanie. - podeszła i teraz ja również byłem mokry, ona jeszcze zaczęła mnie dodatkowo chlapać.
-Stań tak ode mnie z metr i będzie dobrze- cały czas się śmiałem.
- A jak nie to co ? - założyła ręce na biodra.
-No wiesz i tak już zmoczyłaś dwie moje bluzki. Będziemy musieli się rozebrać.
- ja mogę się przebrać - wzruszyła ramionami i zaczęła iść w stronę schodów.
-Jak chcesz to mogę ci pomóc .
- Już ja widzę tą twoja pomoc misiu.
-Wątpisz w to- zakręciłem wodę i podbiegłem do blondynki.
- Nie, jakbym śmiała.... - zaczęła się śmiać.
-No właśnie widzę. Nie to nie
- Dobra, zdejmuj koszulkę, tobą też się zajmę. - wyciągnęła rękę wyczekująco.
-Uh jaka prośba- udałem że mi gorąco i ściągnąłem bluzkę.
- To był rozkaz kochanie, ciesz się, dziewczyna sama karze ci się rozbierać.
-No dużo mi każe, ale tylko dla jednej się rozbieram.
- Masz szczęście. - pocałowała mnie. Oderwała się ode mnie i ruszyła w stronę łazienki po drodze rozpinając guziki koszuli, którą miała na sobie.
Szedłem za nią obserwując każdy jej subtelny ruch.
- Wygodne masz te koszule, ale strasznie wsiąkają wodę. - usłyszałem w chwili kiedy dziewczyna zdejmowała już mokrą odzież i stała w samym staniku
-Ładną masz tą bieliznę ale strasznie mi przeszkadza- odparłem
- To zaraz się ubiorę. - powiedziała obojętnie kładąc mokre ciuchy do prania.
-A nie możesz .. zresztą nie ważne- pocałowałem ją w kark i przeczesałem włosy ,aby zaraz opuścić toaletę.
- No gdzie leziesz?! - usłyszałem za sobą
-no miałaś się przecież ubrać. Nie chciałem ci przeszkadzać kotuś- odpowiedziałem niewinnie.
- Od kiedy ty mnie tak słuchasz? Chciałam się z tobą podroczyć, ale się łatwo poddajesz, widocznie ci nie zależy. - wzruszyła ramionami. - To w takim razie chyba serio będę się musiała ubrać.
-Nie. Nie chcę nalegać- przyznałem
- Nie wytrzymam z tym facetem...... –jęknęła
-Tak źle i tak nie dobrze- westchnąłem opierając się o kafelkowa ścianę.
- No przecież nie będę cię prosić żebyś mnie rozebrał...- wytłumaczyła mi.
-To nie oto chodzi.
- To teraz ja nie wiem o co ci kaman.
-Jak cię rozbiorę to skończymy w łóżku a ja nie chcę nalegać.
- No to o tym mówię. Jak nie będę miała ochoty to ci po prostu powiem. Nie czekaj za każdym razem na specjalne zaproszenie.
-Haha- podszedłem do niej i pocałowałem. Bardzo delikatnie rozpinając jej spodnie.
- Czyli jednak nie mam się ubierać? - podniosła jedną brew.
-Nie kochanie- wróciłem do jej ust zsuwając dolną część ubrania . Podniosłem ją cały czas całując i niosąc do sypialni.
- Znowu sypialnia? - tej kobiecie chyba zbliżał się okres, bo strasznie marudziła, ale przyznaje że mi się to trochę podobało i bardzo śmieszyło.
-Gdzie tym razem ? Masz jeszcze bibliotekę i parę innych pomieszczeń wybieraj piękna.
- Zaskocz mnie. - zaczęła się śmiać i znowu pocałowała.
-Błagam cię mi to obojętnie. Tylko z tobą.
- To dobrze, że jestem ci potrzebna. - stwierdziła. - Chodź. - wygramoliła się z moich objęć i pociągnęła w stronę pokoju muzycznego.
-Żartujesz?
- jestem poważna jak nigdy kochanie. - już po chwili śmiała się znowu, nie wykluczone , że z mojej miny.
-Żartujesz?- powtórzyłem gdy usiadła na pianinie.
- Bo ja chyba byłam w tym pokoju tylko raz odkąd tu mieszkamy. - powiedziała patrząc na mnie.
-No tak samo jak ja w bibliotece mała.
- Mało czytasz mój drogi.
Była taka piękna siedząc tak przede mną i uśmiechając się.
Kiedy pomyślałem sobie że już jutro znowu będę musiał się rozstać na tak długo to coś mi się w środku dzieje.
- Kocham cię wiesz? - jej głos wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak wiem- znów się z nią zgodziłem. Kochaliśmy się długo, żegnając i pokazując jak będziemy za sobą tęsknić.
- Kiedy znowu przyjedziesz? - spytała kiedy kładliśmy się do łóżka.
-Nie wiem. Może nie długo.
Przytuliła się do mnie i oboje zasnęliśmy.
Alice
Rano kiedy się obudziłam Louis już nie spał i uważnie mi się przyglądał.
- Pilnujesz godziny? - spytałam.
-Jest 9 kochanie.
- O której musisz być na lotnisku?
-O 13.
- Matko.... - jęknęłam.
-Co się stało aniołku?
- Musimy się powoli zbierać.
-Nie, mamy jeszcze 4 godziny.
- Tylko 4 godziny kochanie. – powiedziałam
-Wiem, wiem. Znowu wyjadę, a ty znowu zostanie sama- złożył na moich ustach pocałunek.
-Na długo. Zrobię ci śniadanie- oznajmił odsuwając się ode mnie.
- Pomogę ci.
-Nie- odparł i wstał z łóżka, aby się ubrać.
- Jak to nie? Tak! - walnęłam ręką o pościel.
-Nie! Leż.
- Louis......Idę z tobą i kropka. - zaczęłam wstawać.
-Skarbie, możesz raz zrobić to o co cię proszę?
- Zawsze robię to o co prosisz.
-Nie zawsze- pocałował mnie w czoło i naciągnął na siebie koszulkę.
- Oj tam...czepiasz się. Chodź, idziemy robić śniadanie. Razem. - zaznaczyłam.
-Yh..-podniósł mnie i zaczął całować.
- Też cię kocham.
-Ubierz się maleństwo i chodź- szepnął mi do ucha i wszedł do garderoby.
- Dobra! - krzyknęłam i pobiegłam za nim do garderoby.
-Trzymaj- podał mi ubrania i poszłam do łazienki.
Spędziliśmy przed południe na spacerze, oglądaniu zdjęć z trasy, filmów i żegnaniu się. Znowu musieliśmy się rozstać na lotnisku. Obserwowałam właśnie oddalający się samolot chłopców. Otarłam łzy i ruszyłam do wyjścia. Nie wiem jakim cudem, albo to mój pech albo sama nie wiem, ale źle stanęłam. Poczułam silny ból nogi, który potem przeszył całe moje ciało.
~~~~*~~~~
Cześć wam! Dodaje kolejną część dzisiaj. Tak fajna ja :D Haha żartuję. Zapraszam na aska. Bohaterowie tylko czekają aby wam odpowiadać ;)

10 komentarzy:

  1. Ale Świetny rozdział, nie mam jak napisać komentarza bo mi ktoś przeszkadza. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniale !!!
    Bosko piszesz;) z niecierpliwocią czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzisz mówiłam ci że masz dobre serduszko :D Nie no jeszcze na koniec ją połamałaś. Czekam na nn ;* Strasznie się rozpisałaś. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie. Dlugi ale lubie taki :-) Juz sie nie moge doczekac kolejnego. Kocham was <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! :)
    Zamęczysz mnie długością tych rozdziałów, ale CI już to mówiłam, więc dłużej dupy truć nie będę:D
    Rozdział jest wspaniały! Jeden z moich ulubionych ^^
    Ah...tyle razy się kochać?! Zboczeńcy .xd
    No ale cóż:D Harry, ale mu się oberwało. Wkurzony Lou I don't like:(
    Lottie...co się dzieje z tą dziewczyną? Mam wrażenie, że robi wszystko aby zwrócić na sb uwagę Lou i odciągnąć go od Al...a co jeśli zaszkodzi ich związkowi?::(
    Oby nie.
    Ogólnie świetnie. szkoda, że musiał znów wyjechać;( Ale cóż...takie życie.
    To jak się żeganli*.* Sweet<3
    No i jak zwykle musiała sb coś zrobić. ty jej chyba nienawidzisz, cały czas jej cos robisz;o
    Haha.
    Nie mogę się doczekać NN :)
    Całuski! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wparowanie Harr'ego i martwienie się o jej stan psychiczny, zawsze spoko.
    Cóż, ciekawy rozdział.
    Zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe czemu Lottie tak nagle się zmieniła.. przecież kiedy Ala i Lou byli w Doncaster to zachowywała się normalnie... mam nadzieję że uraz nogi nie jest poważny... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski rozdział.♥
    Kocham to opowiadanie.♥
    Czekam na następny.:3

    OdpowiedzUsuń
  9. kocham to <33 czekam na następną część :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej super blog i opowiadanie. Mam nadzieje że bd mnie informować.
    Wpadnij także do mnie na
    http://dziwnaprzygodazonedirection.blogspot.com/

    z góry dziękuje :)

    OdpowiedzUsuń