środa, 8 maja 2013

Historia wymusza od nas wizytę u lekarza


Rano obudziłam się, a Louisa już nie było w pokoju. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. Z naszej łazienki wyszedł Lou. Moim pierwszym spostrzeżeniem był jego tatuaż na klacie.
- Serio to zrobiłeś. - pokazałam na miejsce na jego piersi.
-Tak. Mówiłem ci kochanie- klęknął na łóżku i mnie pocałował .
- Dziękuję, ale całować cię nie będę. - lekko go odepchnęłam.
-no już się myłem drugi raz i wytrzeźwiałem.
- Ale z buzi ci jeszcze trochę daje. - zatkałam mu usta dłonią.
-Ha ha. Dobra twój brat ma zaciętą wolę. Żeby go spić musiałem wypić całą flaszkę. Drugą wypił on i jeszcze chłopaki.
- Ale poświęcenie z twojej strony.
-Chcesz mieć jeszcze brata?
- Noo... Może się tam na coś jeszcze przydać kiedyś.
-Dzieci mi pilnować nie będzie- zastrzegł podnosząc mnie i niosąc do garderoby.
- Dlaczego? Nie ufasz mu? Niall jest bardzo odpowiedzialny. - zaczęłam się śmiać. Postawił mnie na podłodze, więc zaczęłam szukać ubrań dla siebie. Tak w ogóle to muszę się wybrać na zakupy bo powoli w nic się nie mieszczę.
Kucnął przy mnie i dotknął brzuszka a potem pocałował.
- Jak sobie wyobrażę że tam jest nasze dziecko....- zaczęłam.
-To co maleństwo?- podniósł na mnie wzrok.
- Nie wiem, nie potrafię tego opisać. - wyruszyłam ramionami.
-Tatuś cię kocha malutki- powiedział.
- Wiesz że ono cię jeszcze nie słyszy?
-Wiem- wstał- Nie masz takiego głupiego narzeczonego.
- Wiem. - powtórzyłam za nim.
-Jesteś piękna- szepnął spuścił głowę i wyszedł.
Nie wiedziałam o co mu chodziło. Bo zachował się trochę dziwnie. Ubrałam się i postanowiłam zejść na dół.
-Cześć kotku- ktoś mi mruknął do ucha. Odwróciłam się i zobaczyłam Stylesa.
- Też tu spałeś? - zdziwiłam się tak samo jego widokiem jak i tym jak do mnie powiedział.
-Noo i cała reszta słoneczko- wzruszył ramionami.
- Dobrze się czujesz Harry?
-Nie łeb mi rozwala. Dzięki że pytasz. Ja więcej z twoim ojcem nie piję. On do nas potem zszedł i pół nocy z nami siedział a.my tylko kiwaliśmy głowami a ten polewa jeszcze. Z Louisem by mógł pić bo ten to ma mocny łeb kochanie.
- Tak też mi się wydaje że jesteś jakiś wczorajszy. Głupio gadasz.
-No czemu kotku?
- Harry przestań tak gadać. - puknęłam go w czoło.
-Alice kochanie chodź na śniadanie bo pewnie jesteście głodni- usłyszałam Louisa
- Idę, idę...- odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę kuchni, ale Harry złapał mnie za ramię. - Co?
-Piękna jesteś- wyszeptał.
Zatkało mnie totalnie. Chyba na prawdę miał wielkiego kaca. Przez to myślenie nie zauważyłam że cały czas się mu przyglądam.
-Co się tak patrzysz? Aż tak ci się podobam?
- Chciałbyś. - odwróciłam się i weszłam do kuchni gdzie był Louis. Zachowanie Harry’ego było strasznie dziwne.
-Twój tata z Maurą wyjechali już rano- powiedział do mnie stawiając talerz tostów na blacie.
- Samoluby, - zaczęłam się śmiać. - To wszystko jest niby dla mnie kochanie?
-Tak- uśmiechnął się, pocałował mnie w czoło i usiadł po drugiej stronie wyspy.
-Ty już jadłeś? - spytałam.
-Zjem potem.
- No jedz - podałam mu talerz żeby się podzielić.
-Nie, ty jedz smyku- wstał i wyjął kubki na herbatę.
- Ja chce kakao kochanie, jeśli byłbyś tak miły.
-Co tylko chcecie aniołku- wyjął mleko, które zagrzał, abym potem dostała mój napój. Sam z chłopakami pił herbatę. Nie, Niall i Harry pili piwo, bo to podobno dobre na kaca...
- Louis, misiek. Pojechałbyś ze mną po lody? Proszę....
-Są w lodówce królewno.
- Kupiłeś? - zdziwiłam się.
-Tak kochanie kupiłem. Jak chcesz coś jeszcze to pojadę do sklepu.
- Masło orzechowe z bananami. - rozmarzyłam się.
-Zwymiotujesz- do kuchni wszedł śnięty Niall.
- Wcale nie. - oburzyłam się - A ty to się lepiej nie odzywaj
-Co się rzucasz od rana?
- Bo głupi jesteś. Kochanie to co? Pojedziemy? - zrobiłam słodkie oczy do Louisa.
-Nie jestem głupi, on jest. Spił mnie, a dobrze wie że ma mocniejszą głowę.
- Wiem o tym i już mu dzięki nawet powiedziałam braciszku.
-CO?! Niby dlaczego?
- Bo powiedziałeś wczoraj tacie że jestem w ciąży bałwanie, a właśnie jeśli chodzi o ciążę to ja chce te banany, proszę Lou.
-Oczywiście kochanie. Jedziesz ze mną czy zostajesz z nimi?
- Jadę. - nie chciałam zostawać z obrażonym Niallem i dziwnym Harrym.
Ubrał mnie i wsadził do mojego opla. Dawno nie jechałam tym samochodem. Nie ważne... Pojechaliśmy do pobliskiego marketu, gdzie zrobiliśmy trochę więcej zakupów niż same banany.
- Louis, a kupiliśmy ogórki? - spytałam kiedy pakował zakupy do auta.
-Wszystko kupiliśmy co chciałaś malutka- pocałował mnie w czoło
- Dziękuję. - pocałowałam go w usta.
-Pojedziemy do domku, ty sobie coś tam zrobisz ja ogarnę chłopaków i odwiozę do ich kompleksu.
- Jestem za. - wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy. Już po chwili byliśmy pod naszym domem. Louis wniósł zakupy, a ja udałam się za nim do kuchni i zaczęłam je rozkładać.
-Harry nie wkurzaj mnie okay?- usłyszałam donośny głos- Zajmij się lottie, a nie moją Alice ja ci dobrze radzę. A teraz wracajcie do domu, weź zimny prysznic i się ogarnij! Liam odwieź tą 3.
Chwilę usłyszałam zamykane drzwi. Obierałam właśnie banany kiedy do kuchni wszedł Louis.
- Co się stało? -spytałam.
-Nic- burknął i nalał sobie wody trzaskając drzwiczkami od szafki.
- Louis ja się nie mogę denerwować więc mi powiedz póki jestem spokojna.
-No mówię, że nic.
- Louis! - krzyknęłam.
-Uspokój się kobieto. Nic się nie stało- powiedział i poszedł do salonu.
- Dobra.... - powiedziałam do siebie cicho. Nie będzie się na mnie wyżywał. Wzięłam swój deser i poszłam do salonu. Usiadłam w fotelu i zaczęłam jeść.
Louis naprawdę był zdenerwowany i to przez Harry'ego. Mnie też dzisiaj zdenerwował więc...
Siedziałam i się nie odzywałam. Jak mu przejdzie to powie.
-Dobra, wiesz co on mi dzisiaj powiedział?
- Nie chcesz to nie mów. - grzebałam w pustej misce.
-Chętnie by cię przeleciał
- Co ty mówisz?! Louis, nie żartuj sobie, to nie jest śmieszne.
-Ja żartuję? Masz rację to nie jest śmieszne.
- to przestań tak gadać .
-Tak mi powiedział. Że jesteś piękna i chętnie by cię przeleciał.
- nie powiedział tak ... - powiedziałam niedowierzając
-Powiedział do jasnej cholery! Tylko, że chyba alkohol mu mózg przyćmił. Żeby powiedzieć to swojemu przyjacielowi..
- był pijany i nie wiedział co gada .
-Nie był, aż tak pijany, a jak się jest pijanym to się mówi prawdę. Dobra skończymy ten temat. Misiak chcesz jeszcze tych lodów?
- straciłam apetyt .
Przysunął się do mnie i objął ramieniem.
-Jak nazwiesz nasze dziecko?
- na razie nie wiemy czy będzie chłopiec czy dziewczynka .
-Ale gdyby to był chłopiec to jak go nazwiesz.
- szczerze nie myślałam jeszcze nad tym
-Nie? Dobrze, a kiedy masz wizytę u lekarza słoneczko?
-O matko! Kompletnie o tym zapomniałam. Końcem maja jeśli wszystko będzie w porządku. Jest jeszcze trochę czasu.
-No jest. Już się nie mogę doczekać, aż ujrzę mojego dzidziusia.
- Jesteś kochany.
-Dlaczego? Po prostu chcę, zobaczyć moje maleństwo. Wiesz że cię kocham?
- Wiem - uśmiechnęłam się do niego.
-Ale jesteś tego pewna?
- A wątpisz w to?
-Nie wątpię. Ciebie się pytam czy jesteś tego pewna.
- Jak niczego innego....
-A jak bardzo?- zadał kolejne pytanie z zawadiackim uśmiechem
- Dobra, mów co chcesz? - dźgnęłam go palcem w brzuch.
-Nic nie chcę. Pytam.
- Bardzo, bardzo, bardzo.....
-Dobra jednak chyba coś chcę.
- Ale ty...... Głodny jesteś?
-Nie jestem głodny kochanie. Co ja?
- Kłamca jesteś.
-Dlaczego?
- Mówiłeś że nic nie chcesz.
-Jednak chcę- posadził mnie na kolanach- Buzi mi dasz?
- Nie. - powiedziałam odwracając głowę.
-Dlaczego?
- Bo kłamiesz, a musimy uczyć dzidzie że tak jest nie ładnie. - chciało mi się śmiać.
-Dobrze przepraszam skarbie, że okłamałem mamę.
-No.
-No,a teraz chcę buzi
Pocałowałam go, czułam że się uśmiecha.
- A teraz idziemy robić mi coś do jedzenia. A najgorsze jest to że ja nie jestem głodna, tylko mi się chce jeść. Masakra.
-Ojoj. Siedź tu, puść sobie ten zmierzch czy coś, a ja ci zrobię obiad- wstał zasadzając mnie na kanapie i podając piloty od telewizora i dvd.
- Nie chce obiadu! Coś słodkiego mi daj. - poszłam za nim.
-Jasne.- wyjął z szafki ciastka i mi je podał
- Będzie to trzeba spalać.
-I tak jesteś chuda. Jedz i idziesz oglądać.
- Jeszcze może jestem, ale to kwestia czasu przy tym ile jem.
-Nie będziesz gruba. moje dziecko też musi jeść
-No przecież nie mam zamiaru się głodzić. Mówię tylko że potem będę musiała co nie co spalić. Będę biegać czy coś.
-Nie będziesz musiała. Maleństwo jedziemy do twojej mamy?
- Dobra, trzeba by było ją powiadomić.
-Ją mogę powiadomić- wzruszył ramionami zakładając mi kurtkę.
- Teraz taki odważny. - zaczęłam się śmiać.
-No bo twoja mama......to twoja mama- ukląkł zakładając teraz mi buty.
- No tak oczywiście. - wyszliśmy w domu i pojechaliśmy.
Najwyżej się mojej mamie na obiad wprosimy- pomyślałam, gdy już byliśmy pod jej domem. Zapukaliśmy i już po chwili witałam się z moją mamą. Kiedy zdjęłam kurtkę moja mama zdziwiona popatrzyła na mój brzuch a potem na nas.
-Czy wy chcecie mi coś powiedzieć? Louis?
- Alice jest w ciąży. - powiedział dumnie.
-Ooo gratuluję- przytuliła nas- Widzę, że jeszcze żyjesz, więc Bob Horan nie poinformowany?
- Tato już wie, przyjął to całkiem.......dobrze. - powiedziałam.
-Nie wierzę- pokręciła głową ze zdumieniem.
- Ale to prawda. - powiedział Louis.
-No dobrze dzieciaki, chodźcie właśnie ugotowałam obiad- wskazała na salon.
- Nie przeszkadzamy ?- spytałam.
-No nie, tęskniłam za wami.
Usiedliśmy do stołu i razem zjedliśmy pyszny obiad. Potem na kanapie moja mama zachwycała się, że zostanie babcią, Louis opowiadała nam jakby było w trasie, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Było wspaniałe. Moja mama jest cudowną kobietą i strasznie ją kocham.
- A ty kiedy nas odwiedzisz? - spytałam.
-Nie chcę wam przeszkadzać, przecież Louis nie długo wyjeżdża.
- Przestań. A jak Louis pojedzie to już zwłaszcza musisz do mnie przyjeżdżać bo się będę nudzić
-No to wtedy do ciebie wpadnę.
-Nie lubi mnie pani?- zapytał Lou.
- Hahaha.... No i patrz co zrobiłaś mamo. - wskazałam na smutną twarz Louis’a.
- Kochanie ale jak ty miałeś do mnie mówić? – spytała
-Przepraszam mamo.
- Dobra Louis zbieramy się. - wstałam powoli.
-Kochanie dobrze się czujesz?- zapytał pomagając mi się ubrać.
- Tak, tak. - uśmiechnęłam się do niego.
-Do widzenia- chłopak pożegnał się z moją mamą.
- Trzymajcie się dzieci.
Pojechaliśmy do domu. Nagle Louis zjechał na pobocze.
- Co jest? - spytałam nie wiedząc o co chodzi.
-Możesz poprowadzić?- zapytał zamykając na chwilę oczy.
- Tak, ale co jest? - byłam zaniepokojona.
-Napad .. nie ważne.
- Dobra, wysiadaj.
Zamieniliśmy się miejscami i tak dojechaliśmy do domu. Weszłam do środka, rozebrałam się i poszłam po jakieś proszki dla Louisa. Gdy wróciłam leżał na kanapie wtulony w poduszki.
-Nie przejmuj się...
- Głupi jesteś. Będziesz leżał dopóki ci nie przejdzie...- chciał coś powiedzieć ale mu nie pozwoliłam. - ...i nie dyskutuj ze mną nawet.
Pokręcił lekko głową i połknął tabletki. Siedziałam obok i się po prostu na niego patrzyłam.
- Przechodzi ci trochę?
-Nie- wymruczał w poduszkę.
- Moje biedactwo. Może spróbuj się przespać. - podeszłam do niego i poczochrałam tył jego włosów, ponieważ twarz miał schowaną w poduszce.
-Yhym...
Po chwili już spał. Chciałam iść posprzątać w kuchni ale ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć i w drzwiach zobaczyłam Harry’ego.
-Cześć mała- uśmiechnął się.
- Co tu robisz? - spytałam od razu.
-Przyszedłem pogadać.
- Ale Louis źle się czuje. - czułam się trochę nieswojo.
-Przyszedłem pogadać z tobą mała.
- Harry nie wiem czy to jest dobry pomysł. Chyba będzie lepiej jeśli pójdziesz, bo o czym ty niby chcesz ze mną rozmawiać? - cały czas staliśmy w wejściu.
-O Lottie, a niby o czym?
- Dobra, właź, ale cicho żebyś go nie obudził.
-A jemu co?
- Gorzej się poczuł. Chyba migrena.
-A no chyba. A trasie miał tak kilka razy, no i jeszcze ze 3 razy zemdlał.
- Matko, już ja go przypilnuje żeby poszedł do lekarza, skoro wy tego nie zrobiliście. - powiedziałam z wyrzutem. - No to co z Lottie?
Oj tam. Silny chłopak jest. A no z Lottie to, że chyba zrozumiała, że to zauroczenie i tak naprawdę kocha Martina.
- Chcesz mi powiedzieć że nie jesteście razem?
-Nooo..
- Widzę że jakoś specjalnie załamany to ty nie jesteś. - usiadłam na wysepce w kuchni.
-no patrz mała takie życie. Louis też pewnie nie będzie jak od niego odejdziesz- wzruszył ramionami.
- Słucham? - nie mogłam uwierzyć w jego słowa.
-Co?
- Nie mam zamiaru od niego odchodzić. Jakbyś nie widział...- pokazałam na brzuch. - ....moje plany są zupełnie inne. Tak w ogóle to przyszedłeś tu tylko po to żeby mi o tym powiedzieć ?
-Nie, przyszedłem pogadać, ale się dziwnie rzucasz. Louis się tak bardzo kocha?
- Słucham?
-Czy ja mówię po chińsku?
- Harry do cholery bo co cię to obchodzi? Kocha mnie , a ja jego. Coś jeszcze?
-Nic, nic. Co robicie dzisiaj wieczorem?
- To zależy od tego jak on się będzie czuł.
-Załóżmy, że lepiej to co?
- Nie mamy jakiś konkretnych planów, a co? - mówiłam już przyjaźniejszym głosem.
-No bo chcieliśmy ci porwać narzeczonego.
- Jeśli tylko będzie się dobrze czuł to go sobie bierzcie. A gdzie się wybieracie?
-Pewnie na jakąś imprezę. Możesz iść z nami.
- Dzięki, ale ja zostanę w domu. Nie czuje się na siłach żeby iść na imprezę. Poza tym i tak nie będę pić.
-Dooobra. Ja spadam mała. Powiedz mu, że będziemy o 18.
- Ok, papa. - odprowadziłam go do drzwi.
-Aliceeee- usłyszałam jęk.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam Louisa.
- Co jest? Dalej boli? - spytałam siadając koło niego.
-Boli, kto to był i co chciał?
- Harry. Dlaczego mi nie powiedziałeś że masz takie ataki i że parę razy zemdlałeś?
-Bo nie chciałem cię martwić. Co chciał?
- Pytał się czy pójdziesz z nimi wieczorem na imprezę. Louis, ale teraz martwię się jeszcze bardziej.
-Nie pójdę i nie martw się kochanie.
- Martwię się i dlatego pójdziesz do lekarza.
-Nic mi nie jest.
- Idziesz do lekarza. - powiedziałam stanowczo.
-No nic mi nie jest. Alice, przestań się tam zamartwiać i nie denerwuj się
- Właśnie ja się nie mogę denerwować. Więc masz zadzwonić i umówić się na wizytę.
Wstał z kanapy, ale zachwiał się i z powrotem usiadł.
-Nic. Mi. Nie. Jest.
- Louis proszę cię - powiedziałam zrezygnowana.
-Maleństwo martw się o siebie mi nic nie będzie.
- Nie! Do jasnej cholery masz iść do lekarza! - zaczęłam krzyczeć.
-NIe pójdę do lekarza! NIgdzie nie pójdę, nie truj tak samo jak chłopaki/
- Jesteś egoistą! Zrobiłeś dziecko i chcesz mnie zostawić z nim samą! Rób co chcesz, ale się do mnie nie odzywaj! W ogóle najlepiej jeszcze nie jestem twoją żoną, a chcesz żebym była wdową! Skąd wiesz czy to nie jest coś poważnego?!
-A rozumiem, że umieram?! Jakbym nie chciał żyć i zostawić cię samą to już bym to dawno zrobił! Ale nie mam takiego zamiaru i nie umieram cholera jasna~!
- Mówiłam żebyś się do mnie nie odzywał! -poszłam do pokoju na górę.
Siedziałam na łóżku zła na Louis’a. Wkurzył mnie bardzo. Drzwi sypialni się otworzyły i do środka wszedł mój narzeczony. Lou zaczął mnie rozbierać. Rozpiął szelki moich spodni opinających brzuszek ,całując moją szyję.
-Louis ale ja jestem zła- mruknęłam coś nie wyraźnie, bo jego pieszczoty sprawiały mi przyjemność.
-W takim razie cię bardzo- pocałunek- bardzo przepraszam- przychylił mnie na materac całując mój dekolt.
- Musisz się postarać bardziej
-Tak? A co mam zrobić królewno?
-Trochę własnej inwencji Louis. Mam ci wszystko mówić?
-Przecież się staram. Ty zawsze masz większe wymagania kochanie- zaczął zsuwać że mnie spodnie.
- Ale ja dalej jestem zła i nie wiem czy chce z tobą rozmawiać.
-Ale ja nie mam zamiaru rozmawiać- odparł wracając z powrotem do moich ust i wsuwając ręce pod moja bluzkę.
- No to może nie mam ochoty robić z tobą innych rzeczy.
-Przepraszam że cię uraziłem. Przepraszam że się gniewasz. Za wszystko przepraszam- nadal mnie całował.
- Masz w tym w końcu interes mój miły.
-Naprawdę cię przepraszam- spojrzał mi w oczy.
- Powiedzmy że ci wierzę, nie wiem jednak czy to coś zmienia.
-Kochanie czy ty musisz mieć takie humorki?- zapytał ściągając mój t-shirt.
- No w ciąży jestem, zapomniałeś?
-Nie zapomniałem masz rację skarbie wolno ci .- no i ej on jest znowu ubrany a ja znowu w samej bieliźnie. Grr..
- Masz zamiar się rozebrać? - spytałam.
-Ja? Nie. Ty możesz to zrobić.
- W ogóle nie jesteś samodzielny. - śmiałam się zdejmując z niego koszulkę.
-Jestem, ale wiesz to uczucie kiedy kobieta sama cię rozbiera- uśmiechnął się zatrzymując ręce na moich biodrach.
- Bezcenne.
-No to sama widzisz.
po kilku minutach byliśmy kompletnie nadzy i kochaliśmy się na naszym łóżku. Zupełnie zapomniałam, że o 18 mieli przyjść chłopcy. Przypomniało mi o tym głośne dobijanie się do drzwi.
-Nie schodź- wymruczał mi do ucha przytrzymując w pasie.
- Ale to chłopcy, zapomniałam że mieli przyjść.
-To mają problem.- mocniej mnie przytulił.
- Louis nie wygłupiaj się. - próbowałam go odepchnąć.
-Ale ja się nie  wygłupiam. Oni nie są takimi idiotami. Zrozumieją.
- Tylko, że jak Harry widział cię ostatnim razem to byłeś umierający i będą się martwić. Chcesz żeby tu za chwile wszyscy wparowali?
-Drzwi są zamknięte.
-Tomlinson! Dooobra jak chcesz my już tam wiemy co wy robicie. Nas nie oszukasz!- usłyszeliśmy krzyk z ulicy
- Louis idź tam bo się będą kretyni drzeć na całą ulice.
-Daj mi telefon- powiedział w poduszkę, ale zrozumiałam.
- Masz - podałam mu to o co prosił.
-Po pierwsze zamknąć mordy. Po drugie ja umieram, więc idźcie beze mnie- powiedział do słuchawki.
- Umierasz... - powiedziałam sarkastycznie
Spojrzał na mnie.
-No...tak, nie pójdę do lekarza, yhymm, wal się, cześć.
- Pójdziesz do lekarza. - powiedziałam kiedy odłożył telefon.
-Żarty sobie robisz?
- Ja mówię bardzo poważnie.
-Dobra pójdę, bo nie chcę mi się z tobą kłócić, ale to jest tylko strata czasu.
- No dziękuje. - pocałowałam go.
-mogę iść spać, bo jednak ta głowa to mnie boli?
- Teraz go głowa boli, idź, idź....
-Bolała mnie cały czas, a coś chciałaś ode mnie jeszcze malutka?
- Nic. Spać miałeś podobno.
-NO idę idę, a i powiedz Harry'emu kiedyś tam, że jak jeszcze raz usłyszę że mówi do ciebie mała to... małe będzie jego co innego
- Nie spałeś? - zdziwiłam się.
-Spałem, jak wychodził to usłyszałem
- Aha. Idę coś zjeść, a ty śpij.
Nie usłyszałam już odpowiedzi. Ja mu nie odpuszczę tego lekarza. Zaciągnę go tam siłą, ale pójdzie i się przebada, bo moje dziecko musi mieć ojca, a ja go potrzebuję, aby był przy mnie. Wyjęłam z szafki ogórki kiszone i ze słoikiem poszłam do salonu oglądać telewizje. Nie wiem nawet kiedy usnęłam.
~~~*~~~~
DZIĘKI ZA SŁOWA POWODZENIA, NAPISAŁAM TA HISTORIĘ I POLSKI I CHYBA DOBRZE. DODAJĘ KOLEJNY ROZDZIAŁ I IDĘ PISAĆ Z KAROLINĄ NEXT. ZNACZY NEXT TEGO CO MAMY, BO MAMY DUUUŻO. 
O I MOŻECIE WEJŚĆ NA ASKA, BOHATERZY CHĘTNIE POOPOWIADAJĄ / 

10 komentarzy:

  1. Suuuuper, śietne uśmiałam się no i sobie pkrzyczeli i później pogodzili Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział .
    Ciekawe co jest Louisowi , mam nadzieje ,że nic poważnego :)
    Czekam na nn ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny jest ten rozdział no i zachcianki Ali ? Bezcenne ! Haha na prawdę jest super. Tylko martwię się co z Lou. Mam nadzieję, że wszystko będzie OK. Czekam na next !

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega. Louis do lekarza! Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny! Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne jak zawsze czekam na następny*****

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na następny bosko piszesz <33333333

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział świetny! Zaczęłam go czytać wczoraj, ale nie zdołałam dokończyć. Mam nadzieję, że LOuisowi nic nie będzie i że to tylko tzw przemęczenie. Czekam na następny, pozdrawiam Asiek :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka fajny rozdział czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń