środa, 1 maja 2013

Historia obchodzi święta

NIE BĘDZIECIE KOMENTOWAĆ CZĘŚCI BĘDĄ RAZ NA TYDZIEŃ. ALBUM ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY. http://alicehoran-album.blogspot.com/
Alice
24 grudnia
Dzisiaj urodziny Louisa, on jeszcze spał, kiedy poszłam mu zrobić pyszne śniadanie do łóżka i jako pierwsza dałam mu prezent, pięknie zapakowaną kamerę, mając nadzieję że mu się spodoba. Zsunęłam się z wielkiego łóżka i pognałam na dół. Tam zrobiłam mu tosty, omlety i herbatę. Wszystko zaniosłam na piętro wyciągając z garderoby prezent.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam całować śpiącego jeszcze chłopaka. Powoli się budził.
-Ty już wstałaś aniołku?- zapytał zasypanym głosem.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie tylko znowu go pocałowałam.
- Najlepszego kochanie.
-Uu pamiętałaś- uśmiechnął się przytulając mnie ostrożnie do siebie
- No oczywiście. Śniadanie dla ciebie i prezent, nie jest to dom, ale... - podałam mu pakunek.
-Mówiłem ci kiedyś że to ja mam ci się odwdzięczać i robić wszystko dla ciebie?- zapytał siadając.
- Ale ja tak nie chce.
-A ja nie chcę abyś wydawała na mnie pieniądze najdroższa- pocałował mnie w czoło.
- Dlatego nie pytam się ciebie o zdanie. No już , otwieraj.
Rozpakował prezent wyjmując sprzęt z pudełka. Patrzył na mnie zaskoczony.
- Zła? - spytałam rozczarowana.
-Bardzo dobra. Smyku mój bardzo- pocałunek- bardzo ci dziękuję.
- Jezu, jak się cieszę, że ci się podoba.- rzuciłam mu się na szyje.
-Oczywiście że mi się podoba maleńka. Wszystko od ciebie mi się podoba a kamera jest mega.
- Extra!
-Haha jaka radość- ogarnął mi włosy na ramię które ucałował.
- No bo cieszę się że ci się podoba.
-A ja ci mówię, że mi się wszystko od ciebie podoba.
- No weź.....
-Zawstydzona?- uśmiechnął się cwaniacko.
-Niee,to po prostu miłe. Jakieś życzenia co do dzisiaj solenizancie?
-Spędź go ze mnę i będę najszczęśliwszym chłopakiem na świecie- odparł całując mnie w dłoń.
- Niewiele ci trzeba do szczęścia. - zauważyłam i zaczęłam wstawać z łóżka.
-Bo ja mało wymagam i masz ze mnie pożytek.
- Jesteś kochany, a teraz jedz. - pokazałam głową na śniadanie które zrobiłam dla chłopaka.
-A zjesz ze mną malutka?
- Nie, nie, nie to jest dla ciebie. - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Ale ja chcę się podzielić. Poza tym mam urodziny, więc nie powinnaś mi odmawiać..
- Ja już jadłam, a to zrobiłam dla ciebie i nie odmawiam tylko próbuje przekonać.
-A mogę to chociaż zjeść przy stole? Wiesz ja po prostu chcę jeszcze z tobą porozmawiać , a w łóżku nie wypada...
- Nie lubisz ze mną rozmawiać w łóżku? - podniosłam jedną brew
-Kiedy ty nade mną stoisz a nie leżysz obok? Nie, nie lubię.
- No to już siadam - usiadłam na brzegu łóżka.
-Ale ty jesteś uparta- westchnął- Mam dla ciebie prezen..ty
- Nie wierze.....To twój dzień, ja ci powinnam dawać prezenty, a nie na odwrót.
-Ale tym razem to prezent nie tylko ode mnie, a od twojego brata i rodziców. Ja się tylko... dołożyłem.
- I tak to nie jest fair.
-dlaczego tak uważasz kotku? Dzisiaj są święta wiesz?
- Wiem, wiem. - westchnęłam.
-No to idź się ubierz, w sensie jakąś bluzę, zjem śniadanie, ubiorę się i idziemy- pocałował mnie czule.
- No dobra, ale po co mi bluza ii gdzie będziemy szli?
Nie odpowiedział. Już wiedziałam, że się nie dowiem. Zrezygnowana powlekłam do garderoby, a gdy wróciłam chłopak ubierał na siebie białą koszulę.
-Ja jestem gotowe, nie wiem na co , ale jestem gotowa, a ty? - podeszłam bliżej chłopaka.
-No jestem- zapiął ostatni guzik i pociągnął mnie na dół.
Z szafki w holu wyciągnął jakieś nie znane mi kluczyki.
-To jest jeden prezent- wręczył mi je.
- Drugi dom.....Czekaj! Jak to jeden? Jest więcej? - normalnie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
-No.. tak w sumie to tak.- Wręczył mi drugie kluczyki i wyprowadził na dwór, aby udać się do garażu. Szłam za nim i nie wiedziałam czego mam się spodziewać, on był nieobliczalny. Nagle zatrzymał się, a ja zrobiłam to co on.  Otworzył pilotem drzwi, a w środku ujrzałam...3 auta?! Był mój, Louis'a i jeszcze jeden.
-To jest twój nowy samochód- wyszeptał mi do ucha. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie byłam w stanie. Odwróciłam się w stronę chłopaka i patrzyłam na niego głupio
-Co jest? Nie podoba się?
- Jest cudowne! - zaczęłam skakać jak głupia. Nagle coś mi w tym przeszkodziło.
Ręce chłopaka objęły mnie i po chwili kręciliśmy się  w kółko.
-Ale to nie wszystko
- Ale mi niczego nie trzeba.......- pocałowałam chłopaka - ...mam wszystko.
-Tak, wiem, ale jest jeszcze coś.- odpowiedział.
Spojrzałam na niego pytająco, a on tylko się uśmiechnął. Uwielbiał kiedy coś wiedział  a ja nie, kiedy miał nade mną przewagę.
-Wsiadaj do auta- rozkazał.
-Ale do którego kochanie?
-Wybierz sobie- rzucił mi kluczyki do pozostałych dwóch.
- Tym. - wskazałam na swój nowy nabytek. - Ale musisz prowadzić, bo ja nie wiem gdzie.- powiedziałam śmiejąc się.
-No to wsiadaj aniołku
Wsiadłam i zaczęłam rozglądać się. To auto było idealne.
- Jest super. - powiedziałam kiedy wyjeżdżaliśmy.
-Mam taką nadzieję. Wybaczysz że nie jest sportowe, ale twój tatuś się uparł że ma być rodzinne. I miał rację.
- Zgadzam się. - powiedziałam od razu.
-Lubisz Alicję w krainie czarów?
- Hahahaha.....no lubię, a co?
-Zaraz się dowiesz ślicznotko- odparł skręcając gdzieś.
Aaa mam automatyczną skrzynie biegów- pomyślałam szczęśliwa- I to on ma urodziny dzisiaj...
- Ja nie wiem jak ci się odwdzięczę normalnie... - patrzyłam przed siebie. - Daleko jeszcze?
-No nie już jesteśmy skarbie- zaparkował rozpinając mnie z pasów.
Staliśmy przed ...przedszkolem?
- Przedszkole? Chyba trochę nie rozumiem. - spojrzałam na niego pytająco i złapałam za rękę.
-Bo to twoje przedszkole najdroższa.
- Nie chodziłam tu do przedszkola Louis.
-Nie mogłaś tu chodzić, bo dopiero je założyłaś.
- Czekaj.... Jak to założyłam?
-No jest twoje. Rób z nim co chcesz. A nazywa się właśnie "alicja in the land of charms"
-Dziękuję - powiedziałam cicho i normalnie się popłakałam.
-Ale kochanie czemu ty płaczesz?- zapytał zatroskany.
- No a jak myślisz? Ze szczęścia. Przecież ty tyle dla mnie robisz, dajesz. - przytulił mnie do siebie
-To jest mało. Ty dajesz mi więcej.
- No właśnie o to chodzi że nie.  I nie gadaj mi tu że wystarczy że jestem i w ogóle. Bo mi też w zupełności wystarczasz ty, a patrz ile jeszcze od ciebie dostaje.
-Dajesz mi wszystko. Kochasz mnie, dajesz mi szczęście, wszystko. Wracam do domu, widzę twoją uśmiechniętą twarz i po prostu nawet dzień, który miałem zepsuty umiesz naprawić. Ty, właśnie spowodowałaś, że mogę żyć i być wdzięczny, że przy mnie jesteś.
- Ja cię tak strasznie kocham. - założyłam ręce na jego karku.
-I za to też ci dziękuję. Ja po prostu na ciebie nie zasługuję.
- Nie mów tak bo ci krzywdę zrobię. To ja nie zasługuje na ciebie.
-Właśnie nie. Jesteś taka wspaniała, delikatna, dobra, a ja nie wiem co mam robić, abyś czuła się jak najlepiej- wyszeptał.
- Bądź koło mnie po prostu. Tylko tyle.
-Będę, tylko jest problem w tym, że boję się, że zrobię ci krzywdę- przyznał.
- Ale ja się nie boję i ty też tego nie rób. - przytuliłam się do niego mocno.
-Chcesz dzisiaj wejść do środka królewno? Potem jedziemy do domu, żeby przygotować trochę rzeczy przed wizytą twojej mamy.
-Jasne że chce. Możemy?
-Przecież to twoje, poza tym ty masz kluczę słoneczko.
- No tak - palnęłam się w czoło. - To chodź.
Weszliśmy do nowoczesnego budynku. Najpierw przeszliśmy przez dziecięcą szatnie kierując się na jedną z sal. Była urządzona tak kolorowo i przyjemnie. Na pewno każdemu dziecku będzie się tu podobać.
- Wow -tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Wszystko było takie wesołe. Nie dało się być smutnym. Już teraz przed oczami miałam biegające i krzyczące dzieci. Nie mogłam się doczekać otwarcia tego miejsca.
-Mam nadzieję, że ci się podoba.
- Podoba i to jak
-Kocham cię, kocham- całował moją szyję wyprowadzając na zewnątrz.
- Wiem, ja ciebie też. Tak bardzo, bardzo, bardzo.....
-Prowadzisz kotuś?- podał mi kluczyki od mercedesa
- Teraz już wiem gdzie, więc oczywiście że ja prowadzę.
-Ah rozumiem, że ja już nie mam dostępu do twojego auta?- zapytał wsiadając po lewej stronie.
- Kochanie, co moje to i twoje. Zawsze. - pocałowałam go.
-Boże, miej nade mną litość- jęknął odsuwając się delikatnie.
- No co znowu? - zdziwiłam się
-Nie.. nie ważne, jedź do domu.
- No ale co ja zrobiłam?
-Za bardzo mnie uwodzisz i tyle.
- Przesadzasz. - ruszyłam z pod przedszkola.
-Ty mi nie mów czy przesadzam czy nie bo to ja...czuję okay?
- Czujesz to powiadasz? Dobra już się nie odzywam - chciało mi się śmiać.
-Tak czuję. Jedź.
Wieczór
Ustawiałam właśnie talerze, kiedy do domu wpadł Louis z ostatnimi zakupami.
- Połóż je w kuchni, już tam idę.
Poszedł do pomieszczenia, a potem usłyszałam huk.
- Coś zrobił?!
-No.. nic. Talerze spadły.
- Co?! - pobiegłam do kuchni. - Wszystkie?
-Nie, dwa, bo walnąłem głową w półkę i się zsunęły
- Ufff...to znaczy, nic ci nie jest?
-Nie nic. Wiesz może ty za mnie nie wychodź co?
- Już nie chcesz? - udałam załamaną.
-Nie, wiesz tylko będziesz skazana na taką sierotę. Po co ci to?- jęknął rozmasowując czoło.
- Bo ja bez ciebie nie wytrzymam. Odzwyczaiłam się od normalności misiu.
-Nie ma to jak szczera ukochana- wyjął z dużej lodówki lód i przyłożył sobie do obolałego miejsca.
- Chyba wszystko już gotowe. Jak myślisz?
-Yhym...- mruknął całując mnie, kiedy do domu wpadła moja mama.
- Mama..... - powiedziałam i odsunęłam od siebie Louisa.
-Tak ja. Przepraszam, że tak wpadam, ale drzwi od waszej rezydencji było otwarte na oścież.
- Nie no co ty. Fajnie że już jesteś. - przytuliłam kobietę.
-Dzień dobry... pani.
- Oj tam jaka pani... Córkę mi do ołtarza ciągnie i pani będzie mówił.
-No chyba .. tak- jak zwykle zaczął rozmasowywać kark jak się denerwował.
- Mamie chodzi o to żebyś mówił do niej mamo. - śmiałam się.
- No jeśli chcesz oczywiście - dodała moja mama.
-Wiem o co chodzi, i chcę tylko .. yh dobrze mamo- uśmiechnął się miło- Jak mnie jutro ta rozmowa czeka z twoim tatą to ja nie jadę- dodał zwracając się do mnie.
- Jaka rozmowa? Przecież już z tobą rozmawiał. - zdziwiłam się.
-Córciu jemu chodzi oto, że będzie go prosił o twoją rękę- odparła mama- I pewnie  też tata będzie chciał, aby do niego inaczej mówił. A że twój tata to Bob Horan to doda jeszcze ze dwa słowa więcej.
- No niby tak .... Nie martw się. Będzie dobrze. - pogłaskałam chłopaka po policzku.
-Taaa wierzmy w cuda- powtórzył
- No chłopaku teścia to ty sobie łatwego nie wybrałeś. - tym razem powiedziała mama.
-To mnie pa..mama pocieszyła.
- Dobra, chodźcie jeść. - powiedziałam w końcu.
Wieczór minął nam bardzo miło. Zjedliśmy kolację i bardzo długo rozmawialiśmy. Zauważyłam, że moja mama bardzo lubi Louis'a. Cieszyłam się z tego powodu. Sprzątałam, kiedy chłopak pojechał odwieźć rodzicielkę do domu. Gdy skończyłam poszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem.
-Kochasz go i nie możesz się bać- powtarzałam
Powtarzałam to sobie cały czas. Tak się zamyśliłam, że kiedy usłyszałam otwierane drzwi aż podskoczyłam.
- To ty misiek? - krzyknęłam z łazienki
-A kto inny miał przyjść?- odkrzyknął, a ja słyszałam jak w holu zdejmuje kurtkę.
- Upewniam się tylko.
-Gdzie ty w ogóle jesteś kochanie?
- W łazience, już wychodzę.
Spotkaliśmy się w holu na dole.
-Co chcesz robić skarbie?- zapytał- Tylko nie będę oglądać tego szajsu to ci mówię od razu- pocałował mnie w czoło.
- Nie wiem o czym mówisz. Ty podaj propozycje to w końcu twoje urodziny.
-Nie wiem. Jesteś zmęczona? Chcesz oglądać? Wykąpać się? Mogę ci przygotować kąpiel. Nie mam chyba jakiś specjalnych pomysłów
- Nie pytam o pomysły tylko życzenia, zachcianki. To twój dzień i masz mi w tej chwili powiedzieć na co masz ochotę - tupnęłam nogą.
-Możesz mnie pocałować jak chcesz- uśmiechnął się-Tylko hamuj się, bo moje pożądanie może przejść granicy powstrzymania.
- Nikt nie powiedział że tego nie może - pocałowałam go
-Ty coś kombinujesz tylko za cholerę nie wiem co- powiedział przez pocałunki.
- Kochanie ja tylko robię to o co prosisz. - powiedziałam niewinnie i znowu go całowałam.
-To jest dosyć nie ... -nie dałam mu skończyć. Wziąłem za rękę i poprowadziłam zaskoczonego chłopaka na górę do naszej sypialni.
Posłusznie szedł za mną. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia które było moim celem i razem z Louisem weszłam do środka.
- Teraz możesz dokończyć - podeszłam do niego bardzo blisko i wręcz stykałam się z nim klatkami.
-Nie typowe z twojej strony...- wyjąkał.
- Już ci mówiłam że za mało dla ciebie robię.
-Robisz dla mnie bardzo dużo i nie musisz robić czegoś na siłę..
- Przysięgam że nie mam zamiaru robić nic na siłę - uśmiechnęłam się do niego.
-Kocham cię- wyszeptał zbliżając się do mnie.
Louis całował mnie z nadzwyczajną czułością. Zachowywał się jakbym była z porcelany. Było to bardzo miłe. Najpierw zdjął ze mnie koszulkę, później rurki. Byłam trochę spięta, ale poddawałam się jego czułemu dotykowi.
- Kochanie jeśli nie jesteś pewna…
- Jestem- przerwałam mu.
Przy jego pomocy zdjęłam z niego koszulę, ale powstrzymał mnie przed odpięciem guzika u spodni. Położył mnie na łóżku. Najpierw pocałował mnie w usta, później pocałunkami schodził przez linię mojej szyi do piersi. Jego dotyk był kojący. Zamknęłam oczy i napawałam się tym uczuciem. Wstał z łóżka i zdjął swoje spodnie. Teraz przygniatał mnie swoim ciałem. Spojrzałam w jego niebieskie oczy, w których było nieme pytanie. Pokiwałam twierdząco głową. Wszedł we mnie delikatnie a ja jęknęłam mu prosto do ust. Osiągnęliśmy szczyt w tym samym momencie.
-Dziękuję- wymruczał w zagłębienie mojej szyi.
- Nie masz za co. To ja dziękuję że tyle czekałeś.
-Na pewno nie zrobiłem ci krzywdy? Nie boisz się mnie?
- Ani trochę. Kocham cię. -pocałowałam chłopaka.
-Też cię kocham- pocałował mnie jeszcze raz, tylko że znowu tak delikatnie.
- Pamiętaj, już wszystko jest w porządku. Nie boję się. Jasne?
-I jesteś tego 100% pewna?
-200%.
-Dobrze...- musnął moje wargi, aby potem wpić się je zachłannie.
- Ale pamiętaj.......zawsze. - zaznaczyłam.
-Kochanie moje..- pogłaskał mnie czule po policzku, który chyba w trybie ekspresowym się zarumienił.
Czekałam aż coś jeszcze powie. Patrzył na mnie długo i chciał coś wreszcie powiedzieć na co mi ulżyło bo miałam dość tej ciszy.
-jesteś taka krucha- pocałował mój obojczyk- taka drobna.
- ...i cała twoja – dokończyłam.
-Tylko moja- spojrzał mi w oczy.
Te iskierki, które mu się paliły były pełne miłości i radości.
- Tak, TYLKO twoja.
-Idź spać księżniczko.
- Masz już dość mojego gadania? - cmoknęłam go w nos.
-Nie mam. mógłbym cię słuchać godzinami kotku. Nie chcę abyś jutro była zmęczona, bo boję się twojego taty.
- Dobra, idziemy spać. - pocałowałam go i obróciłam się na drugi bok.
Louis
Gdy się obudziłem była 7. Z zamkniętymi oczami przypominałem sobie wczorajszą noc, która była wspaniała. Spojrzałem na Alice, która słodko spała wtulona w mój tors.
- Co się tak patrzysz? - nie zauważyłem kiedy otworzyła oczy.
-Mówiłem ci.
-Aaa to ci dziękuję.
-Tak? Za co mi kochanie dziękujesz? Stwierdzam fakty.- smyrałem jej plecy, a jej kręgosłup aż się wyginał.
- Za wszystko. - wzruszyła ramionami.
-Jeszcze nic nie zrobiłem.
- Ja bez ciebie nie wytrzymam tyle miesięcy, zwariuje normalnie.
-Ale ja będę do ciebie przyjeżdżał.
- Ale i tak długo cię nie będzie
-Tylko.... aż 8 miesięcy- odparłem smutno.
- Sam widzisz. - powiedziała .
-Maleństwo...- usiadłem i oparłem jej ciałko o siebie- Będę przyjeżdżał jak tylko będę mógł, a gdy będziemy mieć koncerty w Londynie będę w domu.
- Wiem, ale to i tak będzie okropny okres.
-Kochanie wstań proszę. Musimy zbierać się na..- przypomniała mi się twarz jej ojca i od razu pobladłem- lotnisko
-Do tatusia- zaczęła się śmiać.
-To nie jest śmieszne aniołku.
- Nie, wcale. - widziałem w jej oczach, że nadal ledwo się powstrzymuje.
-Nie jest i idź się już ubieraj.
- Dobra, idę już idę. - pocałowała mnie jeszcze raz i owijając się kocem wstała z łóżka.
Sam się ubrałem, umyłem i wszedłem do naszej sypialni, która wyglądała jak po boisko. Wszędzie walały się nasze ubrania.
- Trzeba by było trochę tu ogarnąć. - usłyszałem za sobą, odwróciłem się i zobaczyłem Alice.
-Ty ogarniasz ja robię śniadanie?- spojrzałem na nią z nadzieją.
- Nie ma tak dobrze, urodziny miałeś wczoraj. Ja idę robić śniadanie, a ty się zajmij......tym. - wystawiła mi język
-Może masz rację. Lepiej, żebym ja do kuchni nie wchodził- zacząłem zbierać akurat bieliznę dziewczyny.
- Taa.... No co się tak gapisz?! - podbiegła do mnie. - Daj. Ja to wezmę bo widzę, że ci przeszkadza w pracy.
-No przecież ja nic nie zrobiłem! Wczoraj ją z ciebie zdejmowałem, więc wiesz.
- Dobra, idę robić to śniadanie. Jajecznica? - spytała, rzucając we mnie wcześniej zabranym mi stanikiem.
-Ta...noo.
Wrzuciłem to do kosza na pranie i jeszcze coś tam posprzątałem. Cieszył mnie widok radosnej Alice, nie bojącej się niczego. Znów była odważna. Znów była sobą. Spakowałem do torby podróżnej parę naszych ubrań na dwa dni i zszedłem do jadalni.
- Skończyłeś? - spytała podejrzliwie.
-Tak skończyłem aniołku- podszedłem do niej kładąc jej dłonie na biodrach- Ja tam nie chce jechać, proszę..
- No Przestań powiedzieliśmy że przyjedziemy.
-taa no wiem, ale tam  będzie 3 Horanów.
- Oj tam. Jak już to jednym się martw. Braci biorę na siebie.
-Raczej brata, bo ten drugi to cię podrywa.
- To jest mój brat! Przestań.
-Wiem, że twój brat ale cię podrywa. Spokojnie smyku- pocałowałem ją w czółko.
- No bo to trochę dziwnie brzmi. Tak dziwnie.
-No dziwnie. Jedzmy to śniadanie, bo chcę mieć już ten dzień z głowy. O losie jeszcze do mojej mamy...
- No jej się już chyba nie boisz. - zaczęła się śmiać.
-Nie boję się jej. No co ty. Tylko chce mieć już święty spokój.
- No wiesz...... Święta są super, a ty masz ich dość?
-Nie mam ich dość. Chcę zostać w domu ze swoją narzeczoną.
- Matko......8 miesięcy..- mówiła bardziej do siebie niż do mnie.
-No właśnie 8 miesięcy kochanie.
Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy na lotnisko. Po godzinie byliśmy pod domem rodzinnym dziewczyny.
- No to się szykuj.
-Wiesz co złóż życzenia mojej mamie okay?- poprosiłem jak wchodziliśmy.
- Bardzo śmieszne. - powiedziała do mnie. Ale za chwilę wybuchła śmiechem. - Cześć tato, witaj Mauro. - przywitała się dziewczyna
-Dzień dobry kochanie- pocałowała Alę w policzek- Witaj Louis!
-Dzień dobry.
-Ooo i jest nasz Lou- tata Ali poklepał mnie mocno po plechach.
- Bob zachowuj się. - usłyszałem kochaną Maure. Jak ja ją lubię .....
-Dzień dobry panu- uśmiechnąłem się, aby nie pokazać, że się go nie boję.
Przeszliśmy do salonu witając się z chłopakami. Niall posyłał mi cały czas wyczekujące spojrzenie. Pewnie a co tam Louis rób przedstawienie.
-Eh bo ja..- odezwałem się w stronę głowy rodziny
- No już kochanie, raz, dwa i z głowy - usłyszałem Al.
-ChciałemprosićpanaorękeAlice.
- Jeszcze raz Louis....- powiedziała Maura.
- Ja usłyszałem wyraźnie. - powiedział tato Alice.
- Mówiłem że długo nie wytrzyma - śmiał się Greg - Chce się szybko zakazu pozbyć.
-No ja was błagam- jęknąłem.
Oni wszyscy byli przeciwko mnie.
- Louis, chłopcze. Ja tu chyba nie mam wiele do gadania. Jak się zgodziła to se ją bierz. - śmiał się pan Horan.
- Dzięki tato - powiedziała ironicznie Alice.
-Naprawdę pan to powiedział?- nie wierzyłem własnym uszom.
-No, tylko jeszcze pogadamy.
- Tato....- jęknęła dziewczyna.
-Nie jęcz.- odparł twardo.
- To nie zachowuj się jak stary zgred. Jeszcze dziadkiem nie jesteś, no przynajmniej jeśli o mnie chodzi, a zachowujesz się właśnie jakbyś był już co najmniej pięć razy dziadziusiem. -Alice mówiła ,a Maura się śmiała.
-Tak, tak ale ja muszę wiedzieć czy on cię kocha czy nie żeni się aby się tylko mógł zadowolić nie łamiąc zasad.
Jezu ja chcę stąd wyjść. Mamo ratuj- błagałem w myślach.
- Tato! Przesadzasz.
-Ty daj staruszkowi spokój młoda- odezwał się Greg- Chodź Louis. Ty Alice podziękuj tacie za samochód.
- Jezu.... Zapomiałam. Strasznie, strasznie dziękuję! - przytuliła swojego tatę.
-No chodź- Greg pociągnął mnie za ramię.
- Idę, idę.
Wyszliśmy na zewnątrz.
-Skrzywdzisz ją tylko a ...
- No ja cię błagam... W życiu jej nie skrzywdzę. - powiedziałem od razu.
-Dobra. Ej ty serio z tym ślubem?- spojrzał na mnie dziwnie.
- Nie kurwa, tak ci ojca tylko testuje.
-No wiesz... ja nadal nie wierzę że się to pakujesz. Po to tylko, aby być lojalny wobec zasad?
- Kocham ją. Dociera to do ciebie? Po prostu ją kocham i chce żeby została moją żoną. A o zasadach nie mam zamiaru z tobą gadać
-niby czemu?
- Bo to nie twój zakichany interes.
-Też jestem mężczyzną wiesz stary?
- Co ty? Serio? - zacząłem się śmiać.
-No to po co ściemniać?- wzruszył ramionami.
Żeby jeszcze pożyć- pomyślałem.
- Dobra, coś jeszcze? - spytałem.
-Tak. Nie uważasz że przesadzasz?
- Ale z czym?
-Z domem, ze ślubem, z przedszkolem. Znasz ją 4 miesiące.
- No to chyba tylko dowód że na serio mi na niej zależy. Dlaczego to ci tak przeszkadza?
-Bo może tobie się tylko to wydaję? Może potem ją zostawisz jak ci się znudzi?
- Zapamiętaj sobie. Nigdy, ale nigdy jej nie zostawię.
-I jesteś tego pewien?
- Jak niczego innego - zapewniłem go.
-Jakoś ci wierzę.- skrzywił się.
- Nie musisz, twoja sprawa. - wkurzał mnie. Zawsze go lubiłem, ale teraz strasznie mnie denerwował.
-No mówię że ci wierzę kretynie.
- To się cieszę. Możemy już wracać?
-Spieszy ci się do mojego tatusia sooorrry naszego
- Skoro taki mądry jesteś to powiedz jak tam twój przyszły teść? - śmiałem się.
-Mój jest wyluzka. Ja nie mam zasad stary.
- To masz dobrze.....
-No nie mów że ty nie...
- No nie..... Trochę trudno by było. Jak sam dobrze zauważyłeś twoja siostra jest bardzo....no wiesz. - teraz gadało mi się z nim jak kiedyś. Śmialiśmy się i gadaliśmy o wszystkim.
-Chodź stary wracamy. Przecież ona myśli że cię już zabiłem i gdzieś wywiozłem.
- Hahaha... - weszliśmy do środka i od razu w oczy rzuciło mi się współczujące spojrzenie Alice. Uśmiechnąłem się do niej
-Jestem- podszedłem do niej i pocałowałem ją w główkę.
- I żyjesz - zauważyła.
-No jeszcze się ze mną pomęczysz
- Ja biedna.... - pocałowała mnie, ale krótko.
-Chodźcie dzieci na obiad- zawołała Maura.
Dziewczyna wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę jadalni. Usiadła obok mnie, a po drugiej stronie miałem Nialla. Co chwila trącał mnie łokciem.
- czego ty człowieku ode mnie chcesz?- warknąłem cicho.
Alice dziwnie się na nas popatrzyła, ale dałem jej do zrozumienia że nic się nie dzieje i zaczęła rozmawiać o czymś z Gregiem.
- Czego? - zwróciłem się znowu do blondyna.
-Słuchaj...
-No..?
-Gdzie będziesz spał?
- Ale kiedy?
-No dzisiaj kretynie.
- Yyy,...... No pewnie tam gdzie ostatnio. - powiedziałem cicho.
-Nie bo ja ci mojego pokoju dzisiaj nie oddam.
- Przestańcie. Louis będzie spał ze mną. - powiedziała Alice cały czas patrząc się na swojego tatę.
-Nie.
- Tak. - powiedziała krótko.
-Nie- uderzył pięścią o stół.
- No przestań tato. Nie jestem małą dziewczynką.
-Ja mogę spać na kanapie- odezwałem się.
- Nie będziesz spał na kanapie , tylko ze mną. Prawda tato? - popatrzyła na niego prosząco.
-A rób co chcesz i mnie nie wkurzaj
- Ja też cię kocham tatusiu. - posłała mu całusa w powietrzu.
Zjedliśmy ten nieszczęsny świąteczny obiad i rozdaliśmy prezenty. Niall dostał nową gitarę i śmieszny sweter, chyba od Grega. Ja dostałem jakieś perfumy męskie, Alice książki. Do wieczora byliśmy podzieleni. Ja, Greg, Niall i Alice Maura, bo pan Bob tylko nas obserwował. Gadaliśmy o różnych sprawach a ja robiłem się co raz bardziej zmęczony
- Idziemy spać? . - usłyszałem Alice.
-Ja się chyba aniołku położę. Ty jak chcesz.
- Ja też idę. - wzięła mnie za rękę i wstała z kanapy. - Dobranoc wszystkim
-Dobranoc - odparli a my poszliśmy na górę.
Kiedy weszliśmy do pokoju gdzie mieliśmy spać Alice uśmiechnęła się do mnie.
- Żyjemy. - powiedziała krótko.
-Sam się dziwię że mam jeszcze czym oddychać.
- Kocham cię misiek, wiesz? - oplotła ręce wokół mojej szyi.
-No wiem- pocałowałem ją delikatnie w usta.
- To dobrze.
-Tak no wiesz spostrzegawczy jestem królewno- usiedliśmy na łóżku. Ja wziąłem ją na kolana.
- Wiem, wiem... Jutro wracamy? - spytała.
-Nie jutro jedziemy do Doncaster z twoją mamą.
- No tak. Ale zostajemy tam na noc, czy będziemy wracać do domu?
-Wolałbym wrócić misiu- oparłem głowę o jej kościste ramię.
- Ja też. Chce do naszego domu. Nasz.....jak to cudnie brzmi....
-Masz rację. Twój i mój..
- Twój i mój - powtórzyła za mną.
Przewróciłem się na materac ciągnąc ukochaną za sobą. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i pocałowała.
- Może pójdź się przebrać co smyku?
- Dobra, idę się umyć i zaraz wracam. - wstała z łóżka i znikła za drzwiami.
Patrzyłem się bezsensu w sufit i zastanawiałem się jakim jestem szczęściarzem. Mieć taką dziewczynę przy sobie to naprawdę...
-Gotowa. Teraz ty idź.. - Alice rzuciła się na łóżko obok mnie.
-Dobra - zaśmiałem się i poszedłem do łazienki, gdzie wziąłem szybko prysznic, a potem wróciłem do sypialni.
- Może być? - spytałem w drzwiach. Dziewczyna pokiwała głową i pokazała żebym położył się obok niej.
-Dobra zamykaj oczka i idź spać- pocałowałem ją w policzek.
- O której jutro wyjeżdżamy? - zignorowała moją prośbę.
-No rano, bo musimy wrócić jeszcze do Londynu malutka.
-Aha, ok. Dobranoc.
-Dobranoc.
Poczekałem, aż zaśnie i dopiero sam zamknąłem oczy.
Alice
Obudziłam się pierwsza. Normalnie nie wierzę, jestem pierwsza. Zawsze on się budził pierwszy, ale dzisiaj byłam lepsza. Teraz to ja mogłam na niego popatrzeć, kiedy śpi. Nawet teraz był bardzo przystojny mając włosy w nieładzie i śpiąc.  Nie chrapał, za co dziękowałam niebiosom.
-No i co nie dasz mi się wyspać co ?- przestraszyłam się, gdy usłyszałam jego głos.
- Miałeś spać - poczochrałam jego włosy.
-Nie umiem jak się na mnie patrzysz- pocałował mnie w czoło.
- To nie śpij i tak zaraz jedziemy.
-No jedziemy skarbie. ale ja chcę do domu
- Jedziemy do twojej mamy. – pocałowałam go w nos.
-Ale ja chcę do domu- jęknął.
- Też chce wiele rzeczy......- Louis się zaciekawił, to nie był dobry pomysł, jeszcze to sobie do serca weźmie. - .....to znaczy jedziemy i już. Wstawaj
-Nie, czekaj- pociągnął mnie na siebie tak że leżałam na nim- Dokończ.
- Jedziemy i już - powiedziałam zdezorientowana
-Dokończ- mówił dotykając ustami moich ust.
- No to mówię - jaka ja jestem inteligentna.
-Naprawdę?- nie on jednak nie jest głupi
- No o co ci chodzi, wstawaj. Idziemy coś zjeść i naprzód do twoich siostrzyczek. - pocałowałam go. Błagam odpuść, błagam, błagam.....
-Kręcisz kochanie kręcisz- pokręcił z dezaprobatą głową- Powiedz mi co chcesz, a ci to dam.
- Chce żebyś wstał. - ale jestem mądra....
-Yhymm...- pocałował mnie, ale namiętniej niż przeważnie.
- Mieliśmy wstać. - przypomiałam mu.
-Już- mruknął nie wyraźnie.
- No, wstawaj. - pociągnęłam go za rękę.
Ubraliśmy się i zeszliśmy na śniadanie. Potem zabraliśmy rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko, a później prosto po samochód i po moją mamę. Mimo że była dopiero 13, Louis już wysiadł za kierownicą. Musiałam się z nim zamienić i ja prowadziłam do Doncaster. Spędziliśmy dzień na rozdawaniu prezentów, które bardzo się spodobały dziewczyną, zabawach z siostrami mojego narzeczonego, nasze mamy bardzo dobrze się dogadywały i obie chwaliły swoje dzieci nawzajem. Później odwiozłam mamę do domu, a my wróciliśmy do swojego .
- Domek....- powiedziałam gdy weszliśmy do domu. - Kochany domek....
-Dwa dni, a się stęskniłem kotku- westchnął Louis.
- Za domem...? Ja też - weszłam do łazienki żeby rozczesać włosy po długiej podróży.
-No za domem. Ciebie miałem przy sobie- on za mną nie wszedł. czekał na korytarzu.
- Włosy tylko czesze. - powiedziałam żeby wiedział że może wejść, chociaż mówiłam mu że się już go nie boję.
-To nie ma znaczenia. Zrobić ci kolację?
- Nie jestem głodna. Wiesz, jak rozmawiałam dzisiaj z Lottie to była taka szczęśliwa. - mówiłam wychodząc z łazienki.
-Zauważyłem- odparł obejmując mnie.
- Dzięki Harry’emu. - dokończyłam. - Dobrze się nią zajmuje.
-No bo to dobry chłopak aniołku- pocałował mój obojczyk i odsunął się uśmiechając
- Wiem. Stwierdzam tylko że cieszę się ze jest jej dobrze.
-Tak noo mi też jest dobrze słońce moje- oparł się o ścianę i na mnie patrzył.
- Cieszę się - poszłam do kuchni i wzięłam sobie jabłko. - Mi też! - krzyknęłam jeszcze.
Luty. Ostatni dzień przed wyjazdem chłopaków.
Sprzątałam właśnie w kuchni, bo już resztę domu ogarnęłam, Louis gdzieś wyszedł chyba na próbę, a do domu ktoś zapukał. Odstawiłam płyn do szyb i poszłam otworzyć. W drzwiach stała Charlotte.
- Hej - powiedziałam i wpuściłam dziewczynę do środka.
-Cześć. Słuchaj pamiętasz kiedyś mówiłaś, że mogę do ciebie przyjść jak chcę ci coś powiedzie czy się wyża....przeszkadzam ci?- przerwała patrząc na mój strój.
- Nie, jasne że nie. Sprzątałam w kuchni. Siadaj, chcesz coś do picia? - spytałam.
-Nie, nie dzięki. Harry wczoraj po mnie przyjechał do Doncaster no bo jutro wyjeżdżają i chciał, żebym z nim dzisiejszy dzień spędziła. Ja bym chciała z nim...
- Proszę nie mów tego...- usiadłam zrezygnowana obok niej.
-No właśnie oto mi chodzi- dodała- Tylko musisz mi pomóc.
- Jak ja mam ci pomóc?
-Po pierwsze nie mów Louis'owi- poprosiła.
-Czego ma mi nie mówić?- chłopak wszedł do salonu całując mnie na powitanie.
- Że.....że pokłóciła się z Fizzy. - powiedziałam. - Mam prośbę, pojedziesz po coś do sklepu? - zwróciłam się do chłopaka
- Po chleb, makaron, pomarańcze, tak dużo pomarańczy. - zaczęłam go całować
-Jest zima. Gdzie ja ci pomarańcze znajdę?- spytał w moje usta
- No proszę.... To coś innego, dobrego. - znowu go pocałowałam, no idź już
-Dobra. A ciebie młoda potem odwiozę- poczochrał jej włosy i wyszedł.
-Doradź mi.
- Co ja ci mam powiedzieć? Moim zdaniem nie powinnaś się tak śpieszyć
-No przecież go kocham. To chyba nie ma mniejszego znaczenia kiedy, a długo nie będziemy się widzieć. No a ty znasz mojego brata 6 miesięcy, a 3 miesiące temu się zaręczyliście.
- No, ale ty masz 16 lat. Moim zdaniem to nie jest dobry pomysł.
-No dlaczego niby? Przecież mi nic nie zrobi.
- Mam propozycje....
-No?
- Zaczekaj. Jeśli już koniecznie chcesz....to zrobić. Poczekaj do jego powrotu. Przez czas jak go nie będzie zobaczysz czy jesteś tego pewna i kiedy wróci będziesz miała pewność. Poza tym sama wiem, że po tym pierwszy razie ważna jest obecność tej osoby. Proszę zastanów się nad tym. - przytuliłam dziewczynę.
-Dobra... myślisz, że jak powiem Lou to się wkurzy?
- Lepiej niech to zostanie między nami. - mrugnęłam do nie
-Tak okay, tylko czemu on się tak tym przejmuje? Moje życie, moja sprawa- wzruszyła ramionami.
-Ale jego siostra.
-No i? Ja mu do łóżka za przeproszeniem nie zaglądam.
- Ale on jest pełnoletni.
-A ja mam 16 lat i już od roku mogę to pełnoprawnie robić.
- To nie znaczy że powinnaś tylko dlatego że możesz.
- Dobra, nie ważne. Dzięki.
- Proszę, mam nadzieję że jakoś pomogłam.
-No jakoś tak- pocałowała mnie w policzek i wstała, kiedy do domu wszedł lou z zakupami.
- Idziesz już? Zostań jeszcze Louis miał kupić coś dobrego.
-Nie, już muszę iść, a poza tym to wasz ostatni dzień. Pa lou.
- Czekaj! - pobiegłam za dziewczyną. - Czy jakby co to mogę mu powiedzieć? - spytałam cicho.
-Wszystko mu powiedz, ale jak wyjdę okay? I ten wazon…uważaj na wazon.
- Hahaha, dzięki . Pa młoda. - pocałowałam ją i przytuliłam.
-Papa. Cześć brat- pocałowała go w policzek i wyszła, a chłopak posłał mi pytające spojrzenie.
- Co kupiłeś? spytałam podchodząc do niego.
- Masz chleb jak chciałaś, makaron, jabłka, soki, warzywa i no tyle kochanie. Kto ci teraz zakupy będzie robić jak będziesz chodziła na uczelnię co?- zapytał odkładając siatki na blat w kuchni
- Jakoś sobie poradzę.
-Ale ja sobie nie poradzę- spuścił głowę.
- No weź....To ty mnie musisz pocieszać że będzie dobrze, bo cię inaczej nie puszcze, albo się załamie.
-Nie, tego mi nie zrobisz rozumiesz?- wziął moją twarz w swoje dłonie- Obiecaj mi, że będziesz na mnie czekać.
- Będę, przez 8 długich miesięcy. - powiedziałam smutno.
-Będziesz za mną tęsknić i nie przestaniesz kochać. Obiecaj.
-Muszę ci to obiecywać? Nie wiesz tego? - spojrzałam na niego. – Obiecuje.
-Wiem to. Nie chcę wyjeżdżać, chcę zostać z tobą- przytulił mnie do siebie.
- Też chce żebyś został.
-Będę tęsknić za twoim uśmiechem, głosem, zapachem, twoimi pocałunkami. Za tobą- wyszeptał mi do ucha.
-O której jutro jedziesz? - spytałam smutno.
- o 11 kochanie- odparł ponuro
- tak szybko....- powiedziałam do siebie
-Wrócę do ciebie- podniósł mnie i posadził na wyspie. Na początku nie wiedziałam co chce zrobić, ale potem przyłożył głowę do mojego serce i słuchał jego bicia.
- Kocham cię. - powiedziałam. - Ono bije dla ciebie.
-Tak jak to- przyłożył moją dłoń do swojego serca- Biję dla ciebie
- Proszę kiedy tylko będziesz mógł to dzwoń. - przytuliłam się do niego
-Oczywiście, że będę dzwonił, a ty jeśli tylko coś się dzieję masz mnie o tym informować. Cokolwiek. Jeżeli się źle czujesz, jeżeli coś jest nie tak masz mi to powiedzieć.
- Jeśli będzie taka potrzeba to powiem.
-Jemy obiad skarbie?
- Nie chce mi się jeść, nie mam apetytu
-Wszystko dobrze?
- Nie, po prostu nie chce mi się jeść. Dzisiaj nie odstępuje cię na krok, będziesz się cieszył że jedziesz.
-Nigdy nie będę. A ty sprzątałaś kotku?
- No trochę, ale przyszła twoja siostra.
 -Nie możesz kogoś zatrudnić?
- Nie przesadzaj. Jak sobie nie będę radzić to się będziemy martwić. Nie chce żeby obcy chodzili po domu, zwłaszcza jak nie będzie ciebie.
- Dobrze, a i posłuchaj. Ważna rzecz. Są ochroniarze, jest twoja mama, ale jakby się coś działo to dzwoń dobrze?
- Tak jest. – zasalutowałam
-Dobrze- pocałował mnie w czoło- Ale kochanie ten dom jest taki duży, będziesz chodzić na uczelnię dasz radę?
- Nie bój się. - pocałowałam go - Kocham się, nie martw się tylko skupiaj tam na karierze. Proszę.
-I tak się będę martwił o moje maleństwo- przyrzekł całując moją dłoń, przedramię i obojczyk
- Co robimy? - spytałam.
-A co chcesz robić śliczna?- podniósł na mnie wzrok.
- Nie wiem, muszę się na ciebie napatrzeć na zapas. - pocałowałam go.
-Yhymm- muskał językiem moje podniebienie trzymając mnie za biodra.
- Louis? Ty ufasz Harry'emu, prawda? - spytałam cały czas go całując.
-Ufam..- mówił przez pocałunki
- To dobrze.... - znowu go pocałowałam.
-Idziemy na górę?- zapytał podnosząc mnie.
Pokiwałam głową i poczułam jak chłopak zaczął się przemieszczać. Oplotłam nogami jego biodra wisząc mu na szyi i muskając ustami jego kark.
- Czyli będziesz za mną tęsknił? - znowu wróciłam do jego ust.
-Będę bardzo za tobą tęsknił malutka- nie mógł sobie poradzić z otwarciem drzwi,
- No ja myślę. Ale wiesz, że ja będę tęsknić bardziej? Tak bardzo, bardzo, bardzo...
-Nie wierzę- uśmiechnął się zawadiacko i położył mnie na miękkim łóżku.
- Ale naprawdę. - uśmiechnęłam się do niego.
-Ale ja ci nie wierzę, bo ja będę tęsknić bardziej- znowu mnie całował.
- Nie, bo ja.
-Udowodnij- odsunął się ode mnie.
- Może ci zrobię pyszną kolacje? - droczyłam się z nim.
-Alice, nie prowokuj mnie- pokręcił głową...
Rano
Obudziłam się i zobaczyłam śpiącego Louisa. Popatrzyłam na zegarek i się przeraziłam. Była 10.
-Louis, Louis. LOUIS!
-Dobra wstaję- zwlókł się z łóżka i ubrał.
Ja mu zrobiłam mu śniadanie i pojechaliśmy na lotnisko. Ile tam fanek było to masakra. Nie które dziwnie na mnie patrzyły.
- Może jednak nie musisz jechać. - powiedziałam gdy staliśmy już przed bramką, gdzie dalej już nie mogłam iść. Oczy miałam pełne łez
-Muszę, wiesz dobrze, że muszę kochanie
- Wiem. - powiedziałam cicho.
Pokiwałam głową i zawiesiłam się na nim dalej go całując.
- Proszę szybko. - powiedziałam kiedy się od niego oderwałam.
-Nie długo przyjadę. Czekaj. Kocham cię.
- Ja ciebie też, bardzo.
-Muszę już iść maleństwo.
- O matko.... - łzy leciały mi jedna, za drugą. - Idź, kocham cię
Ostatni raz mnie pocałował, długo i namiętnie, a potem odszedł.
-Papa... - powiedziałam cicho do siebie. Zobaczyłam jak wsiadają do samolotu i już po chwili odlatują. Czułam się beznadziejnie.
Wróciłam do pustego domu, a wszystko przypominało mi brak obecności Louisa. Każdy dzień mijał tak samo. Szłam na zajęcia, wracałam, gadałam z Lou i szłam spać i tak w kółko. Nic nie miało sensu jak go nie było.
Rutyna towarzyszyła mi codziennie. Miałam dość. Dzisiaj na uczelni miałam strasznie zamieszanie, ponieważ okazało się, że jeden z profesorów przespał się z kilkoma studentkami. Chciałam się iść umyć, ale usłyszałam telefon, podbiegłam do niego szybko i odebrałam. Już po chwili mogłam usłyszeć mojego Louisa.
-Halo?- mój kochany głos.
-Louis, cześć. - uśmiechnęłam się do siebie.
-Kochanie, ja dzisiaj czytałem gazety i wiem co się zdarzyło na waszej uczelni. Czy..
- Już jest w gazetach? Szybcy są..... - nie mogłam uwierzyć.
-Dobra no w internecie. Czy ciebie nikt nie...
- Co? Aaaaa.....Nie nie, nie dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj. - kiedy zrozumiałam o co pytał, aż musiałam usiąść.
-To dobrze- chyba odetchnął z ulgą- A co porabiasz aniołku?
- Właśnie wróciłam z uczelni. A co u ciebie kochanie?
-Za godzinę mamy koncert w Dublinie. Wiesz, że dostałaś pozdrowienia od fanek? Mam ci nawet bluzkę przekazać od jednej z dziewczyn.
- na serio? Strasznie się cieszę. Jejku, Louis jak ja za tobą tęsknie. - zaczęłam bawić się nerwowo palcami.
-Ja też za tobą tęsknie skarbie mój najdroższy. Tak poza tym wszystko dobrze?
- Tak, wszystko jest ok. Jest bardzo nudno.
-No tak wiesz my się nie nudzimy, ale to nie zmienia faktu że chciałbym być przy tobie. Słoneczko, a kiedy chcesz otworzyć przedszkole? Z nowym rokiem "szkolnym"?
- Tak taki mam zamiar. Jak będziesz w Londynie to pomożesz mi poszukać kogoś do pracy? Bo tak to chyba wszystko jest gotowe. Czy o czymś zapomniałam?
-Nie, wszystko gotowe. Oczywiście, że ci pomogę, ale to jeszcze mamy czas do września. Muszę iść. Kocham cię smyku.
- Ja ciebie też papa. - koniec rozmowy. Siedziałam i próbowałam się ogarnąć żeby znowu się nie rozpłakać.
Czemu on nie może mieć normalnej pracy? Wiem, że spełnia marzenia, a ja przecież nie mogę mu tego zabronić, ale to wykańcza mnie. Tak strasznie tęskni i bardzo mi go brakuje.
Westchnęłam i poszłam się wykąpać, aby potem położyć się do pustego, wielkiego łóżka. Sama...
~~~*~~~~
Dodaje następną część, bo mam dobre serduszko, ale musicie komentować. Proszę...

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, cudne te prezenty czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww... to takie słodkie. Jest super ! Tak, tak wiem, że masz dobre serduszko ; D A teraz będę Cię męczyła, abyś szybko dodała kolejną część ; D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdzial jak zawsze boski. :-) Oczywiscie teraz bede dodawala komentarz pod kazdym rozdzialem. :-) Kocham te sceny miedzy Bobem a Louisem <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ! :)
    Rozdział jest wspaniały ! :D
    Uwielbiam tego bloga;) No po prostu kocham ^^
    Jejku, że macie czas to tak często dodawać .xd
    Oni są tacy słodcy*.* Nie pogardziąłbym samochodem na gwiazdke... ;x
    Czekam na NN :)
    Całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale oni słodcy ;* Lou to szaleje z tymi prezentami.... Rozdział jak zawsze CUDOWNY! Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  6. Megaśny... Czekam na nn ;* Ja wiem że ty masz dobre takie bardzo dobre serduszko :D

    OdpowiedzUsuń
  7. jest wspaniały ! poprostu cudaśny <3 , czekam na nn !
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  8. Awww....Jakie to słodkie! *.*
    Czekam na nn! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz bardzo dobre serduszko, dziękuje. Rozdział cudaśny. Czekam na następny.
    Ala.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana ty zawsze masz dobre serduszko<3
    Rozdział przecudowny...
    Tylko szkoda że Louis musiał wyjechać i zostawić ją samą na 8 miesięcy...
    Xox

    OdpowiedzUsuń
  11. Jednak ojciec odpuścił co do ich spania razem.. Cóż, to dobrze :d
    ciekawy rozdział.
    Zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja po prostu uwielbiam jak oni się tak przekomarzają! :D A rozdział genialny jak zwykle ^^

    OdpowiedzUsuń